.

.
Herold obwieszcza:
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .

12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!


Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.

środa, 8 lipca 2015

I have given you my soul

leave my name!

—Morgoth
— Wyznaję własne grzechy, cudzych nie mogę osądzać. — Ned — Sokół — trzydzieści  sześć lat zabójca — niebieskie oczy — bard na dworze — ktoś go uprzedził w zabiciu króla — trup — czeka na okazję, aby zabić królową — mściciel — Bóg umarł![...]Wszyscy będziemy płonąć w tym ogniu, wszyscy! — Imperium — najemnik — ostatni z Białych Byków — nienawiść — zamordowana ukochana — przybył po zemstę — powiązaniahistorie  A teraz odbiorą mi życie. — ogolił się, zapuścił włosy — oficjalnie martwy — bo żona za bardzo podobała się żołdakom Czarnej Rzeki — koszmary senne — spalone prawe ramię i bok — gra na lutni — zmienił imię — życie za życie — Nasha, gdzie jesteś? — 
______________
Wszystkie cytaty należą do Arthura Millera i pochodzą z jego "The Cruciable", zarówno ten w tytule, jak i te kursywą w karcie. Imienia nie mogłam wymyślić sensownego, więc ukradłam Tolkienowi. Jako, że docelowa KP okazała się zbyt długa, opublikuję to w formie notki, a póki co KP długości kwitu od pralni. Kłaniam się nisko i zapraszam do wątków. FC: Richard Armitage

wtorek, 7 lipca 2015

everything burns

  

I

W końcu nadszedł ten dzień - dzień ślubu Rosalie i Thomasa.
Mężczyzna odzyskał już pełnię sił i od kilku dni funkcjonował normalnie. Denerwował się jak większość panów młodych. Nie spał prawie całą noc, bo męczyły go jakieś głupie sny. A myśl, że musi rozstać się w końcu z Alexandrą, przysparzała mu tylko dodatkowego stresu.
Po spożyciu śniadania udał się do komnat kochanki. Nie miał na sobie jeszcze tych ubrań, które miał założyć na ślub. Doskonale wiedział, że stoją one na manekinie w jego sypialni, a służba denerwuje się jego nieobecnością. Przecież musiał się wykąpać, ogolić, uczesać... Nie miał jednak do tego głowy. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Zapukał do drzwi sypialni Alexandry, a kiedy usłyszał ciche ,,proszę'', nacisnął na klamkę. Zdziwił się, widząc ją jeszcze w łóżku. Owszem, zauważył, że przez ostatnie dni chodzi nieco bledsza i szybciej zaszywa się w swojej komnacie.
Alexandra delikatnie uniosła się na łokciach i spojrzała na niego zaskoczona. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć w tej chwili. Jednakże wiedziała po co przyszedł. Czekała na to od kilku dni, ale on z uporem ciągle to odkładał, jakby mogło to w czymś pomóc.  
Od rana czuła się okropnie i nie miała siły ani ochoty opuszczać swojej komnaty. Nie dzisiaj. Nie miała również zamiaru brać udziału w ślubie. 
Thomas bez słowa usiadł obok niej na brzegu łóżka i delikatnie ujął jej dłoń. Westchnął. Oboje doskonale wiedzieli po co przyszedł.
-  Alexandro... - wyszeptał cicho.
Nie potrafił ubrać w słowa tego, co czuł. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że to koniec. Kiedy patrzyła na niego swoimi brązowymi oczami, taka słodka i niewinna... nie umiał jej skrzywdzić. Po prostu nie potrafił.
- Thomasie, wydaje mi się, że nie powinno cię tutaj być. Niebawem twój ślub, musisz się do niego przygotować…  – powiedział cicho dziewczyna.
Chciała przedłużyć ten moment jak najdłużej. Jeszcze chwilę temu wydawało jej się, że nie jest gotowa usłyszeć tego, co miał zamiar jej powiedzieć, ale teraz wiedziała, że chce to od niego usłyszeć. Teraz. Właśnie teraz.
Milczała przez dłuższą chwilę, cały czas patrząc na jego twarz. Odetchnęła głęboko. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Po co przyszedłeś? Powiedz to. Muszę to usłyszeć - powiedziała niemal błagalnie.
Thomas patrzył na nią smutno. Dlaczego ona mu to robiła? Nie chciał jej tego mówić. Trzymał ją za rękę. Tak bardzo chciałby móc cofnąć czas, aby móc jeszcze raz przeżyć te cudowne chwile. Pocałował ją czule.
- Wszyscy​ wymagają ode mnie, abym był dzisiaj szczęśliwy, a ja mam ochotę zamknąć się we własnej komnacie i nigdy nie wychodzić. Nie chcę o tym myśleć, nie chcę się szykować. Po porostu nie chcę. Nie potrafię. Nie wiem, jak wyduszę z siebie przysięgę... - mówił bardzo cicho, patrząc na nią smutno.
Zamknął oczy i westchnął cicho, zbierając w sobie siły.
- Przyszedłem​ to zakończyć, Alexandro - powiedział w końcu, czując, jak drży mu głos. - Kocham cię. Naprawdę cię kocham i zrobiłbym wszystko, abyś to ty mogła dzisiaj została moją żoną, a nie Rosalie... ale nie mogę zrobić nic.
Między nimi zapadła kłopotliwa cisza, która uświadamiała im, że wszystko, co ich połączyło, naprawdę się skończyło.
- Nie możemy się więcej spotykać. Mam nadzieję, że William będzie dobrym mężem, a ty znajdziesz szczęście u jego boku, podobnie jak ja przy Rose... - dodał i ponownie urwał.
Alexandra uparcie milczała. Najgorsze było to, że z jego każdym kolejnym słowem było jej coraz trudniej. Nie potrafiła go słuchać. Jego słowa strasznie ją raniły, a smutny głos wcale nie pomagał. Spuściła wzrok na swoje dłonie, gdy poczuła wzbierające się w jej oczach łzy. Powiedział to i choć miała nadzieję, że gdy w końcu to usłyszy poczuje się lepiej, to wcale się tak nie stało. Poczuła się jeszcze gorzej. 
- Nie możesz? Gdybyś chciał to znalazłbyś jakiś sposób! Jesteś bratem królowej. Żałuję tego, żałuję tego wszystkiego - powiedziała na jedynym wydechu, tracąc panowanie nad sobą.
Odepchnęła go od siebie i wstała z łóżka. Wiedziała, że musieli to zakończyć, ale i tak była rozżalona. Zakręciło jej się w głowie, ale nie przejęła się tym. Była zła. Na siebie, na niego, na los.
– Skąd wiesz o Williamie? – zapytała zaskoczona. – Nie, to nie jest najważniejsze w tym momencie. Rozkochałeś mnie w sobie, a teraz mnie zostawiasz. Zapomnisz o mnie i będziesz wiódł wspaniałe życie ze swoją żoną. William będzie dobrym mężem, jeżeli go poślubię.. – zawahała się, kładąc dłonie na brzuchu.
Nie chciała mu teraz mówić o ciąży, nie w dzień jego ślubu z Rosalie, ale było za późno. Podniosła wzrok i ponownie na niego spojrzała. 
– Nie on jest ojcem mojego dziecka, więc może wcale nie zechcieć się ze mną ożenić - dodała płaczliwym tonem, zdając sobie sprawę z tego, w jak opłakanej sytuacji się znalazła.
Thomas słuchał jej w smutnym milczeniu. Słowa, że tego żałuje chyba go najbardziej zabolały. W końcu on się w niej naprawdę zakochał. Nie chciał nigdy jej zranić. Ale oboje mieli świadomość, od samego początku, ze ten romans kiedyś się skończy.
Kiedy powiedziała mu o ciąży zamarł i pobladł. Nie… nie mogła spodziewać się dziecka.
- Przecież...dałem​ ci zioła - wydusił z trudem. -  Alexandro...nie możesz urodzić mojego bękarta. Wybij to sobie z głowy. Wyjdziesz za Williama i będziesz z nim szczęśliwa, rozumiesz? Mus​isz przerwać ciążę. Wy przecież ze sobą jeszcze nie sypiacie, nie ma opcji, aby uwierzył, ze to jego dziecko...
Rosalie odsunęła się od delikatnie uchylonych drzwi komnaty Alexandry. Sama już do końca nie pamiętała, po co do niej biegła. To, co usłyszała, zupełnie zakręciło jej w głowie. Dziecko? Jakie znowu dziecko? I to Thomasa? Ostrożnie zajrzała do środka, aby upewnić się, że to jego głos słyszała, choć... choć nie miała żadnych wątpliwości. Jego głosu nie pomyliłaby z żadnym innym.
Widząc Thomasa, Rosalie poczuła łzy napływające do oczu. A jednak... Cichutko się wycofała, nie chcąc, aby ją zauważyli czy usłyszeli. Nie miałaby sił na konfrontację. Nie umiałaby teraz z nimi rozmawiać. Nie po tym, kiedy wszystko, w co wierzyła, legło w gruzach. Była przekonana, że Thomas jest inny, że naprawdę mu na niej zależy, że zakochał się w niej tak samo, jak ona w nim. Cóż... myliła się. I to była najboleśniejsza pomyłka w jej życiu.
Pospiesznie ruszyła z powrotem w kierunku swojej komnaty, ledwo powstrzymując łzy.
Alexandra zamrugała. Przez chwilę nie potrafiła uwierzyć w jego słowa. Wydawało jej się, że zwyczajnie się przesłyszała. To było jej dziecko. ICH dziecko. Czy on naprawdę myślał, że ona byłaby w stanie się go pozbyć? 
– Mówiłam ci, że nie wypiję tych ziół! – powiedziała odrobinę zbyt głośno.
W tej chwili nie przejmowała się tym, że ktoś mógłby podsłuchać ich rozmowę. W sumie nie przejmowała się już niczym.
– Niczego nie muszę. A ty nie masz prawa mi rozkazywać, nie jestem twoją własnością!
Miała ochotę podejść do niego i go uderzyć. Jak on śmiał?
– Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że miałabym wmówić mojemu przyjacielowi, że to jego dziecko? Dobrze, że nie każesz mi się z nim przespać! Nie przerwę ciąży, to moje dziecko, nie potrafiłabym go zabić. Wstyd mi, że się w tobie zakochałam. W takim okrutnym człowieku, który sam jest bękartem. To nie jest wina dziecka. Ty powinieneś wiedzieć to najlepiej – uniosła dłoń i wskazała wciąż uchylone drzwi. – Wyjdź. Idź na swój ślub.
Thomas zupełnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie chciał, aby tak to wyglądało. Naprawdę ją kochał i widział, że cierpi. I będzie cierpieć dużo bardziej. On nie miał władzy, aby chronić Alexandrę i ich dziecka.
Zrobił krok w jej stronę. Może nie powinien. Mogła go uderzyć. Mogła zrobić dosłownie wszystko.
- Wiesz, że nie jestem zły...boję się, tak samo jak ty, Alexandro. Przepraszam. Chciałbym wam jakoś pomóc, ale nie mogę nic zrobić.
- Wyjdź, proszę cię Thomasie. Nie chcę cię więcej widzieć  - powiedziała cicho, odwracając się do niego plecami.
Chciała pobyć teraz sama, tylko to mogło jej pomóc w uspokojeniu się.


II

Lyanna Kastloy, czterdziestoletnia, ciemnowłosa kobieta, weszła do komnaty syna z wyraźną wściekłością wypisaną na twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie była tak zła na swojego jedynaka, o którego zawsze dbała i rozpieszczała tak, jak tylko mogła. Niestety, mogła niewiele.
 - Thomas, możesz mi powiedzieć, co jej zrobiłeś? - zapytała zła.
Thomas siedział na krześle przed niewielkim lustrem, a zaufany sługa go golił. Na dźwięk słów matki drgnął nieco nerwowo i spojrzał na nią uważnie.
- Ale, że niby komu...? - spytał zaskoczony, zupełnie nie widząc, o co jej chodzi.
Nie mogła przecież mówić o Alexandrze. Nikt nie wiedział o ich romansie i nigdy nie miał się dowiedzieć.
- Rosalie zamknęła się w swojej komnacie i oświadczyła, że żadnego ślubu nie będzie. Lord Grant próbuje jakąś ją nakłonić do otworzenia drzwi - powiedziała zdenerwowana kobieta, świdrując syna wzburzonym spojrzeniem i oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
Thomas na krótką chwilę pobladł. Czy tego dnia coś jeszcze mogło pójść nie tak?
- Doprawdy nie wiem, o co może chodzić - powiedział równie zdenerwowany co jego matka.
Nie miał pojęcia, co mogło spowodować takie zachowanie Rosalie. Do głowy mu nie przyszło, że mogła coś podsłuchać. Był przekonany, że w czasie rozmowy z Alexandrą byli zupełnie sami.
- Chodźmy tam. W tej chwili - powiedziała zdenerwowana Lyanna.
Nie musiała tego powtarzać. Thomas wytarł twarz ręcznikiem i zerwał się z krzesła, po czym pospiesznie ruszył w kierunku komnaty narzeczonej, nie czekając nawet na matkę. Musiał dowiedzieć się, co się stało.
Drzwi do komnaty dziewczyny były już jednak otwarte, gdy tam dotarli. Z daleka była słychać krzyki lorda Granta i... płacz? To go naprawdę zaniepokoiło. Skupił się, aby zrozumieć słowa wykrzykiwane przez ojca narzeczonej.
- Nic mnie to nie obchodzi, słyszysz?! Niech płodzi armię bękartów, a do domu sprowadza tuziny dziwek! I tak mam to gdzieś! Poślubisz go, bo tak postanowiliśmy ze świętej pamięci królem, kiedy byliście dziećmi!
Thomas zamarł słysząc te krzyki. Zatrzymał się w pół kroku i znieruchomiał. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie był tak zdenerwowany, jak w tym momencie.
Wiedzieli. Wiedzieli o tym, co łączyło go z Alexandrą i wiedzieli, że młodziutka dama dworu nosi pod sercem jego dziecko.
Usłyszał głos Rosalie i dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo ją zranił.
Pospiesznie wszedł do komnaty i spojrzał na nią. Nie spodziewał się, że Rose tak szybko się do niego przywiąże.
- Nie mogę tego zrobić, ojcze, proszę... - wykrztusiła z trudem dziewczyna, starając się zapanować nad płaczem i własnymi emocjami. - Nie każ mi tego robić.
Siedziała na szezlongu koło okna. Drżała delikatnie na całym ciele, a jej drobna twarz była mokra od łez. Wyglądała na naprawdę wstrząśniętą i załamaną.
Thomas pokręcił przecząco głową, kiedy lord Grant skierował w jego stronę oskarżycielskie spojrzenie.
- Lordzie, matko, ja...ja to wytłumaczę - wydusił z siebie z trudem.
Patrzył z dziwną bezradnością w oczach na zapłakaną dziewczynę. Zupełnie nie wiedział, jak powinien się zachować. W tej chwili zrobiłby wszystko, aby tylko przestała płakać.
- Rosalie... przeci​eż mówiłaś, że to dobry człowiek. Naprawdę chcesz teraz wszystko zepsuć z powodu romansu? - mężczyzna usiadł koło córki i delikatnie pogładził jej ramię.
Może i był surowym i wymagającym człowiekiem, który rzadko okazywał jakiekolwiek uczucia i miał niewiele czasu dla rodziny, ale mimo wszystko na swój dziwny sposób kochał swoją jedyną córką.
- MYŚLAŁAM, że to dobry człowiek - poprawiła cicho dziewczyna i spuściła wzrok.
Nie chciała nawet na niego patrzeć. W jednej chwili znienawidziła go, a mimo wszystko nadal coś do niego czuła i nie umiała przestać, choć tak bardzo ją zranił. Zaufała mu, uwierzyła w to, że naprawdę mu na niej zależy, że jest jedyna i wyjątkowa, a on… on cały czas ją okłamywał.
- Lady Kastloy, Thomasie... wybac​zcie ten napad histerii - powiedział lord Grant, wstając. - Oczywiście, ja podtrzymuję chęć, aby to małżeństwo jednak zaistniało.
- My również - odpowiedziała pospiesznie Lyanna. - Tego życzył sobie świętej pamięci król.
Thomas spuścił wzrok. Czuł się okropnie. Wiedział, że nie mają wyjścia. Nie po tym, co zaszło między nimi tej pamiętnej nocy w gospodzie. Gdyby nie tamta noc… wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.
- Nie mogę za niego wyjść, ojcze - powtórzyła Rosalie rozpaczliwie, podejmując już ostatnią próbę.
- Czy możemy porozmawiać w cztery oczy? - spytał nagle Thomas.
Musiał sam to rozwiązać i chociaż spróbować naprawić. Naważył piwa, a teraz musiał je wypić, niezależnie od tego jak paskudne było.
Lyanna spojrzała uważnie na syna, a potem lekko skinęła głową. Wiedziała, że Thomas jest mądrym i odpowiedzialnym człowiekiem, który, choć popełnia błędy, zawsze znajduje odwagę i sposób, aby je naprawiać.
- Tak... chyba nawet powinniście - powiedziała. - Lordzie Grant...
- Naturalnie - odparł pospiesznie mężczyzna, kiwając lekko głową.
Lyanna uśmiechnęła się do syna, próbując dodać mu tym samym otuchy, a potem wyszła razem z ojcem Rosalie, zostawiając narzeczonych samych. W komnacie zapanowała ciężka, krępująca cisza, a atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta.
Thomas spojrzał niepewnie na Rosalie, która nadal siedziała nieruchomo na szezlongu ze spuszoną głową.
- Skąd o tym wiesz...? - zapytał.
- Po prostu wiem - odpowiedziała cicho.
Zawahał się krótką chwilę, a potem podszedł do niej niepewnie. Chciał jej dotknąć, przytulić, przeprosić… wiedział jednak, że teraz to i tak w niczym nie pomoże.
- Nie będę ci teraz mówił, że nie chciałem, aby tak wyszło. Doskonale wiedziałem, jak to się skończy, jeśli się o tym dowiesz - powiedział cicho.
- Nie mamy o czym rozmawiać - powiedziała nagle i wstała. - I tak od ciebie nie ucieknę.
Zamarł. Albo mu się wydawało, albo w tych słowach… naprawdę wyczuł nienawiść. I to go zabolało. Mimo wszystko w pewien dziwny sposób zależało mu na tej dziewczynie.
- Tu nie chodzi o to, że jesteś od niej gorsza, Rosalie. Jesteś​ młoda, piękna, mądra... na pewno będziesz dobrą żoną. Po prostu zakocha​łem się lady Alexandrze nim jeszcze cię poznałem i zamiast zachować się rozsądnie, posłuchałem serca... zachował​em się głupio, bo zraniłem was obie.
Rosalie naprawdę nie chciała tego słuchać. Nie mogła. Każde słowo  sprawiało, że to wszystko bolało jeszcze bardziej.  
- Przestań. Nie chcę słuchać tłumaczeń - spojrzała mu w oczy.
Twarz miała mokrą od łez i chyba pierwszy raz była tak ostra i zdecydowana.
- Pogrążasz się tylko - dodała bezlitośnie, chcąc, aby to wszystko zabolało go choć odrobinę tak, jak bolało ją.
Thomas spuścił wzrok.
 - Więc… więc co mam zrobić, Rose? - zapytał zupełnie zrezygnowany.
- Wyjść - powiedziała, nie patrząc na niego.
- Daj nam szansę, proszę... Wiem, że popełni​łem straszny błąd i jest mi z tego powodu naprawdę przykro - powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć błagalną nutę.
Nie chciał stracić też jej. I nawet jeśli był w tym egoistyczny, chciał, aby została przy nim, aby mu wybaczyła i spróbowała zapomnieć.
- Zostaw mnie samą, Thomasie.
Pokiwał tylko smutno głowę i delikatnie musnął ręką jej ramię.
- Mam nadzieję, że będziesz wyglądać pięknie w sukni ślubnej- powiedział i wyszedł.


III

Thomas chyba jeszcze nigdy nie miał takiej ochoty się upić. Nawet poprosił o butelkę wina. Ubrany już w specjalnie uszyte na tę okazję, odświętne szaty stał przy stole i bawił się korkiem, wpatrując w butelkę niczym zahipnotyzowany.
Miał ochotę uciec z zamku. Zostawić to wszystko i pozwolić, aby i Rose żyła własnym życiem. Bez niego. Na pewno byłoby lepsze i szczęśliwsze, ale… ale nie mógł odejść. Była jedna rzecz, która przywiązała go do niej na stałe i która sprawiła, że nie mógł jej zostawić.
Zacisnął zęby i spojrzał w lustro na swoje własne odbicie. Cisnął korkiem o ścianę i pospiesznie opuścił komnatę.
Tylko dzięki niezwykle uzdolnionym służącym udało się zatuszować zapuchnięte od płaczu oczy Rosalie. Kiedy skończyły... panna młoda wyglądała naprawdę przepięknie. Ale nie umiała się cieszyć tym wszystkim. Już nie.
Zgodnie z tradycją mieli się pobrać w blasku zachodzącego słońca. Wierzono, że tylko wtedy Soleilus ześle na młodą parę błogosławieństwo, potomstwo i wzajemną miłość. I o ile Rosalie była skłonna uwierzyć w dwie pierwsze rzeczy, o tyle w ostatnią szczerze wątpiła.
Oboje byli zdenerwowani. Thomas, stojąc u jej boku, nerwowo zerkał na dziewczynę, której spokój udawało się zachować tylko dzięki sporej ilości naparu uspokajającego, który podał jej medyk chwilę przed ceremonią.
Rosalie nawet na niego nie patrzyła. To wszystko zdawało się jej wyjątkowo nierealne. Zupełnie tak, jakby stała gdzieś obok i tylko się temu wszystkiemu przyglądała. Odpłynęła myślami gdzieś daleko.
Thomas ścisnął delikatnie jej dłoń, wypowiadając słowa przysięgi :
- Ja, Thomas, biorę sobie ciebie, Rosalie, za pełnoprawną żoną. Przysięgam być dobrym mężem. Nie zdradzać, nie zazdrościć, nie złościć się bez powodu, opiekować się w chorobie, weselić się w zdrowiu. Wspólnie wychowamy nasze potomstwo, w dobrym domu i miłości. Tak mi dopomóż Soleilusie i wszyscy przodkowie.
Patrzył na nią uważnie. Dostrzegł to zamyślenie i zagubienie w jej oczach.
- Rosalie…? - ponaglił ją kapłan.
Dopiero teraz dziewczyna wróciła myślami do tego, co właśnie się działo. Spojrzała na Thomasa i zamarła. W jej oczach na krótką chwilę znów  zalśniły łzy, jednak zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Była silniejsza niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
- Przysięgam - wyszeptała tylko cicho, zmuszając się do nikłego uśmiechu.
Thomas ponownie ścisnął jej dłoń, a potem przysunął się do niej i złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek. Jeszcze nigdy nie był tak bardzo niepewny przyszłości jak w tej chwili.



Nox & SwarmOfBees & Wenus z Milo
Notka tylko dla wytrwałych.
Przepraszamy, że wyszło tak długo.

poniedziałek, 6 lipca 2015

"Hey, dad, look at me, think back and talk to me.."


Philippe Flamberge
14 lat, syn Cesara Flamberge'a i Charlotty
służący na zamku


To nigdy nie powinno się zdarzyć. Lotta była służącą na zamku, podobnie jak jej rodzice i całe mnóstwo pokoleń wstecz. Jej rodzina zawsze służyła temu rodowi z wielkim oddaniem. Sama nie wiedziała jak to się stało, że wylądowała pewnej letniej nocy w łożu syna nadwornego medyka, Cesara. Miała 13 lat, on 15. Byli młodzi i głupi, w głowach szumiało im wino, wypite w tajemnicy przed dorosłymi podczas letniego festynu. Potem udawał, że nic takiego nie miało miejsca, ale ona się w nim zakochała. Bolało ją to, że jej unikał, traktował jak powietrze. Kiedy odkryła, że jest w ciąży, uciekła. Nie chciała robić mu problemów, ani wysłuchiwać od rodziców to, że ich zawiodła. Początkowo chciała zabić to dziecko, nie chciała go. Nawet poszła do znachorki, ale ostatecznie stchórzyła. Samotna i porzucona, powiła chłopca w klasztorze. Przed śmiercią z powodu powikłań, w końcu była zdecydowanie za młoda na rodzenie dzieci, zdążyła nadać mu imię i powiedzieć, kto jest jego ojcem. 

Philippe wychował się w sierocińcu. Cały czas czekał na ojca. Łudził się, że mu powiedziano, że mężczyzna pewnego dnia pojawi się i go stąd zabierze. Nienawidził tej ciemnej, ciasnej nory, którą w dodatku musiał dzielić z innymi chłopakami. Spał na śmierdzącym sienniku, w którym pełno było pcheł. To nie było miejsce dla dzieci. W dodatku opiekunki biły je za najmniejsze przewinienie. Nie uczyły ich pisać i czytać. Kiedy miał 8 lat, zaczął wymykać się do miasta. Spotkał tam pewnego starego żołnierza, inwalidę, który mieszkał na ulicy. To on nauczył go pisać i czytać. Nie mieli papieru, ani piór, kreślił litery patykiem po piasku. Było mu bardzo smutno, kiedy pewnego dnia znalazł tego mężczyznę martwego, już częściowo zjedzonego przez robaki i bezpańskie psy. Potem znalazł sobie kolejnego przyjaciela, był on niegdyś szlachcicem, ale stracił wszystko, bo zdradził króla. Augustus ułaskawił go ze względu na dawną przyjaźń. W ten sposób chłopiec nauczył się podstaw fechtunku, a także geografii i historii, pierwszy raz też przeczytał jakąś książkę. Nauczył się sam sobie radzić i przestał marzyć o spotkaniu ojca. Szybko nauczył się też kraść, głownie jedzenie, czasami zwinął jakąś błyskotkę dla dziewczyny, która mu się podobała. W końcu jednak odesłano ją gdzieś, aby pracowała jako służąca. Taki los zazwyczaj spotykał sieroty, których nikt nie chciał. Dokładnie pół roku po jego czternastych urodzinach, w sierocińcu pojawił się jegomość z zamku, szukając chłopaków do pracy. Sam nie wiedział dlaczego się zgłosił. A już tym bardziej zachodził w głowę jakim cudem go wybrano, aby pojechał na dwór królowej i tam pracował. Spakował więc swoje rzeczy, a nie miał ich jakoś specjalnie dużo, zmieściły się do jednej torby, po czym przyjechał na zamek. Można go spotkać podczas wykonywania prac albo przesiadywania w kuchni. Szybko mu się tu spodobało, jest o wiele cieplej, może jeść często ciepłe posiłki, nie musi się z nikim bić, ani kraść...chociaż czasami łapy go swędzą i zdarza mu się coś komuś podebrać. Tak na wszelki wypadek, aby nie wyjść z wprawy.

To bystry chłopak, pracowity, uparty i ambitny. W przyszłości chce zrobić karierę w wojsku, bo to jedyny sposób, aby z nikogo stać się kimś. Kiedy nikt nie widzi zakrada się do zbrojowni i ćwiczy dawno pokazane mu ruchy mieczami. Lubi kręcić się po zamku pełnym tajemnic i sekretnych przejść. Nie wie, że jego ojciec jest słynnych fechmistrzem, który mieszka na zamku. Ani, że widuje go praktycznie codziennie. Nie wyróżnia się niczym spośród innych służących. Zawsze ma czyste ubrania, chociaż zdążył już podrzeć kilka par spodni, kiedy spadł ze schodów niosąc kosze z praniem. Cóż, nikt nie jest idealny. Żadnej pracy się nie boi, może pomagać w stajni, wynosić nocniki, zajmować się dziećmi, nosić wodę, kroić warzywa, sprzątać, odśnieżać dziedziniec... Można go więc spotkać tak naprawdę wszędzie. 


mam zdecydowanie za dużo pomysłów :C
fc: Skandar Keynes
cytat: Simple Plan
liczymy na więcej wątków, niż ten z tatusiem :)

niedziela, 5 lipca 2015

Samodzielne myślenie. To najgorsza przewina, prawda?



William Lacey
18 lat, syn szlachcica,
bratanek byłego członka 

Rady Królewskiej


Wszyscy zachowujemy się, jakbyśmy mieli żyć wiecznie,
a powinniśmy się zachowywać, jakbyśmy mieli umrzeć nazajutrz. 




Najmłodszy z piątki rodzeństwa, syn  Edwarda Lacey'a oraz jego żony Anny. Całe życie spędził w rodzinnym dworku, daleko od stolicy, w której zagościł tylko raz. Wychowany w wielkim szacunku do starszych od siebie, kobiet oraz królów. Niestety, ku wielkiemu rozczarowaniu ojca nigdy nie pchał się do sprawowania jakiejś funkcji na królewskim dworze, choć podobno od urodzenia miał ku temu duże predyspozycje. Masz to we krwi, synu. Nasz ród od wieków służy królom, nigdy o tym nie zapominaj. William chadza swoimi ścieżkami, nie słuchając niczyich rad. Nie spogląda na nikogo z góry i nie szczyci się rodzinnym majątkiem. Mówi dużo, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich słów. Często działa pod wpływem emocji, a potem żałuje tego co zrobił. Niegdyś wieczny żartowniś, obecnie nieco spokojniejszy i ułożony. Choć nie zawsze. Odważny, czasami aż za bardzo. Dla tych, których kocha byłby w stanie poświęcić nawet własne życie. Do Ravens przybył z dwóch powodów. Na prośbę zmarłego kilka dni temu wuja, aby prosić o zgodę na zajęcie jego miejsca w Radzie Królewskiej oraz ojca, który zaaranżował mu małżeństwo z jego przyjaciółką z lat dziecięcych, Alexandrą Leith.


____
Cytaty należą do Philippy Gregory, a wizerunku użyczył Toby Regbo
Lubimy wątki, nawet bardzo, skusimy się nawet na jakieś powiązania :)
Wracam po długiej przerwie, więc proszę o wyrozumiałość, dlatego od krótkich do średnich, czasami dłuższe

Lista obecności

Bardzo proszę o wpisanie się na listę obecności poprzez zostawienie pod tym postem komentarza z imieniem i nazwiskiem prowadzonej postaci do soboty 11.07. Zobaczymy ile nas jest, a nieaktywni zostaną usunięci, żeby nie robić na blogu sztucznego tłumu :).

sobota, 4 lipca 2015

Rozwiązanie konkursu

Fiodor Młot stał sobie spokojnie koło pałacowego arboretum, zanosząc się chichotem. Banda przebierańców, zagrał im wszystkim na nosie! Wystarczyła tylko sprytna sztuczka z maską i podwójnym strojem, by zmylić tych naiwniaków i wmieszać się w tłum zaraz po odegraniu przedstawienia. Zastanawiał się, na co teraz kolej. Obrabowanie królewskiego skarbca? Podrzucenie królowej kilku pijawek do łóżka? Jego głowa była pełna pomysłów czekających na realizację.
Skupiony na swoich przebiegłych planach, z początku nie usłyszał coraz donośniejszych kroków zbliżającego się człowieka. Gdy podniósł głowę, było już za późno. Thomas Kastloy wpatrywał się w niego tryumfującym wzrokiem. Fiodor rozejrzał się rozpaczliwie. Nie było dokąd uciec. Dobrze wiedział, że czeka go już tylko chłód zamkowej celi. Ale… Czy na pewno?

Serdecznie gratulujemy Autorce Thomasa sprytu i refleksu. To właśnie ona jako pierwsza zdołała podać rozwiązania wszystkich zagadek. Zgodnie z obietnicą, Thomas dostaje od królestwa sakiewkę wypełnioną dukatami (drastycznie ich ubywa w skarbcu, oj drastycznie…). Zachęcamy do wspominania o tym wydarzeniu w rozmowach między Waszymi postaciami. A jeżeli jesteście ciekawi, jak potoczyły się losy Fiodora Młota, zajrzyjcie do zakładki „Wolne postacie”, jest on obecnie do przejęcia. Dziękujemy za wspólną zabawę! :)





Zagadki niedługo znikną z bloga, więc zamieszczam tutaj ich listę, gdyby ktoś chciał jeszcze raz rzucić na nie okiem albo przećwiczyć przed ewentualnymi kolejnymi konkursami :).
- pierwsza
- druga
- trzecia
- czwarta
- piąta

czwartek, 2 lipca 2015

Zagrajmy w grę...

Skandal! Podczas ostatniego balu na dworze królewskim pojawił się tajemniczy sztukmistrz. Odegrał przed wszystkimi oburzające przedstawienie, w którym wyśmiał obecnie panującą królową, a także jej tragicznie zmarłego ojca. Poruszony Zarządca zamku obiecuje nagrodę w złocie za odnalezienie szarlatana.


Już dzisiaj na blogu pojawi się pierwsza z pięciu zagadek, których rozwiązanie złoży się w hasło. Linki do zagadek będą ukrywane na całym blogu. O pojawieniu się każdej zagadki będziecie informowani, poprzedzi ją dodanie wskazówki, gdzie mniej więcej powinniście szukać linka. Miejcie oczy szeroko otwarte, któż by nie chciał zdobyć złota i wiecznej chwały? Kto pierwszy napisze pod tym postem rozwiązanie wszystkich zagadek, czyli 5 wyrazów układających się w zdanie, ten wygrywa. Powodzenia!

1) Podpowiedź, gdzie szukać pierwszej zagadki:
 Zasadniczo to zdanie już jest podpowiedzią.

2) A co do szukania drugiej:
Czasami żeby odkryć rozwiązanie, trzeba zniżyć się do grzebania w śmieciach...

3) Dla poszukujących trzeciej:
Jest nas już całkiem sporo, ale czy nie za dużo?

4) A jeśli nie możesz znaleźć czwartej:
Znajdziesz mnie, jeśli jesteś wystarczająco społeczny... Nie tylko w XVI wieku.

5) Piąta:
Tam jestem, gdzie miecz między dwoma księżycami się skrywa...

wtorek, 30 czerwca 2015

Często trwal­szy ślad na pias­ku niźli życie pełne blasku.




ULUBIENICA TŁUMU
Floks 
czyli masz pecha, spalmy nasze listy

25 l - Tancerka siedmiu zasłon czyli wędrowna tancerka, śpiewaczka i cyrk wszystko w jednym - Córka rzeźnika - Imię od kwiatu - Talentu zalew - Cień twój i  wszystkich mrocznych zakamarków - Drobna złodziejka od zboczenie zawodowe - Poszukiwani ludzie do trupy artystycznej. - Chęć zemsty - Stara Panna - Ulubienica Tłumu chyba że znikają im sakiewki - Nabożna cześć dla kwiatów - Smutne oczy - Powłoka z porcelany - Chęć zawrócenia szkoda że to niemożliwe - Sprytna, zwinna i łasa na błyskotki


Z porcelany są moje sny.
Z porcelany jest moje życie.
Porcelanową mam duszę
Marzę skrycie o sztylecie, co przebije mi serce gładkim ruchem. 
Bym już nic znosić nie musiała.
Bym już z porcelany nie bywała. 
By ona ze mnie spadła.
Bym znów mięsem armatnim się stała. 
Kimś zwykłym.
Początka mego istnienia nie opiewam w pieśniach. 
Nikt o nim nie wie. Nikt o nim nie śni. Nikt o nim nie śpiewa. 
Imię pechowe. Życie słone. Córka rzeźnika, ale to każdemu umyka. 
Ojca i matkę na zawsze porzuciła. Na ulicę swój dziewczęcy, niewinny łebek wychyliła.
I choć marzyła o życiu z porcelany. To gdy je dostała szybko porzucić je chciała.

Kto na rynku w noc i dzień śpiewa? 
FLOKS!
Kto na rynku dzień i noc tańcuje?
FLOKS!
Kto zabawia ludzi tłumie ? 
FLOKS!
A kto smutne oczy ma tak że aż każdemu jej żal?
FLOKS!

Łatwo było pozbyć się niewinność na karb różnych słabości. 
Do dobrego jadła, ładnych sukienek i drogich zabawek. 
Skuszona nie tylko luksusem lecz i kobiecym wdziękiem jej. 
Tej co ją straciła. 
Tej co ją zdradziła. 
Tej co ją samą zostawiła. 
A tu idzie akcji zwrot w opowieści mej.
Nie jest smutno mi aż tak by z życiem żegnać się. 
Wolę sobie dalej żyć i wasze tajemnice zgłębiać.
Chować się i skradać niczym cień. 
Za tajemnice wymieniać się.
Tworzyć trupę swą co 
Dwie twarze ma.


JAŚMIN INDYJSKIprzywiązanie  LAURzwycięstwo   .SASANKAdaj mi czas


_____________________
Witam ślicznie wszystkich. 
Jaśmin-Laur-Sasanka  to będą zakładki.
Buźka - Emmy Rossum 
Cytat -Jan Izydor Sztaudynger 

there is no charm equal to tenderness of heart


Rosalie Mary Kastloy
szesnastoletnia córka lorda Henry'ego Granta i lady Emmaline Grant


Nigdy nie miała być wielką damą, a już na pewno nie sądziła, że zagości na królewskim dworze. Kiedy jednak ojciec dorobił się fortuny na winnicach, które teraz słyną ze swych wyrobów w całym królestwie, i postarał się o tytuły szlacheckie dla całej swojej rodziny, oczekiwania względem niej zupełnie się zmieniły. Musiała z dnia na dzień dorosnąć, zostawić świat, który tak dobrze znała i stać się osobą, którą nigdy nie była. I nie chciała być. Jej dni, kiedyś pełne śmiechów i zabaw, wypełniły lekcje czytania, pisania, tańczenia, ładnego mówienia i dygania z należytym szacunkiem. Była pojętną uczennicą i szybko zrozumiała, czego się od niej oczekuje. Rezolutna i inteligentna, a przede wszystkim kochająca rodziców, dusiła w sobie wszystko, nie chcąc ich zranić. To zostało jej zresztą do dnia dzisiejszego. Rzadko mówi to, co naprawdę myśli i czuje, zazwyczaj mówiąc po prostu to, co wypada i co rozmówca chciałby usłyszeć. Sprawia wrażenie silnej i zaradnej dziewczyny, jednak to tylko maska. Prawdziwa Rosalie jest wrażliwa, skromna, czuła i przede wszystkim przerażona światem, z którym przyszło się jej zmierzyć w zupełnej samotności. Kieruje się własnymi wartościami i zasadami moralnymi, choć zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest wizerunek i honor rodziny. Właśnie dlatego jest tak ostrożna i czasem sprawia wrażenie niepewnej. Zdecydowanie mądrzejsza i przebieglejsza niż większości się wydaje, jednak nie okrutna czy bezwzględna. Nie umiałaby kogokolwiek skrzywdzić. Nawet gdyby od tego zależało jej życie.




Witam serdecznie! W tytule Jane Austen, a na zdjęciu cudowna Caitlin Stasey. Lubię skomplikowane relacje i wątki pełne zwrotów akcji. Zapraszam do wątków :)

poniedziałek, 29 czerwca 2015

I bet my life on you


Alexandra Leith
17 lat - dama dworu nowej królowej

 Odkąd skończyła dziesięć lat mieszka w Ravens. Jej ojciec przez wiele lat był zarówno powiernikiem, jak i najbardziej oddanym doradcą króla. Matki nie dane jej było poznać, ponieważ ta zmarła dzień po wydaniu na świat córki. Mimo to, Alexandra została obdarzona miłością i opieką, głównie przez swoją ciotkę, z którą mieszkała aż do wyjazdu do stolicy.
 Lord Robert Leith nadal nie potrafi pogodzić się ze śmiercią swojego ukochanego władcy, ale postanowił pozostać na dworze i wspierać młodą królową. Był to jeden z powodów, dla których jego jedyna córka została damą dworu, choć początkowo miała zostać żoną pewnego szlachcica. Ku wielkiemu niezadowoleniu ów szlachcica zaręczyny zostały zerwane, a Alexandra jeszcze przez jakiś czas będzie mogła cieszyć się swoją wolnością. Do czasu, aż ojciec nie zmieni zdania i znajdzie jej kolejnego kandydata na męża. Co zapewne stanie się o wiele szybciej, niż można przypuszczać.
 Lady Alexandra nie lubi dworskiego życia. Nie lubi intryg, szeptów. O wiele bardziej wolałaby mieszkać w rodzinnej posiadłości, z dala od pałacu. Przyrzekła jednak ojcu, że nawet kosztem swojego własnego życia będzie chronić królową Meredith. Jest uparta i zawsze dotrzymuje słowa. Jak na damę dworu zdecydowanie za dużo mówi. Niezwykle łatwo ją zdenerwować. Wiele spaceruje, dzięki czemu zna doskonale większość zamkowych zakamarków. Często gości również w bibliotece.

Adelaide Kane, a w tytule Imagine Dragons. 
Ostatnio nie wychodzi mi pisanie kart, więc przepraszam. 
Zapraszam oczywiście do wątków  i powiązań! :D

"Don't you worry, don't you worry child. See heaven's got a plan for you"

 

Thomas Kastloy


syn króla Augustusa II i dwórki jego żony, Lyanny Kastloy
Lord Wschodniego Nurtu
Mąż Rosalie Grant

"Let me give you some advice, bastard. Never forget what you are. The rest of the world will not. Wear it like armor, and it can never be used to hurt you."


Bękart. Kiedyś traktował to jako obelgę. Już tego nie robi, bo wie, że nie jest gorszy.To, że jego rodzice nie mieli ślubu przecież nie było jego winą, prawda? Nikt nie ma wpływu na to kim się rodzi. Po prostu przyszedł na świat 19 lat temu i na nim jest. Jego matka wyjechała ze stolicy po śmierci króla, obawiając się swojego losu, bowiem nie była zbyt lubiana na dworze. On został, aby służyć swojej przyrodniej siostrze, która zasiadła na tronie. Ojciec zadbał o jego staranne wykształcenie, nie odbiegające niczym od tego, jakie odbierałby jako książę. Zna biegle kilka języków, potrafi tańczyć, grać na lutni, śpiewać, jeździć konno oraz posługiwać się bronią. Jest dowódcą oddziału ciężkiej jazdy w armii Królestwa, ojciec zdążył nadać mu ten tytuł zanim został zamordowany. Nie jest może najlepszym dyplomatą, zazwyczaj mówi od razu co myśli, co nie przysparza mu przyjaciół i zwolenników. Nie potrafi też najlepiej kłamać, jest jednak dość czarujący, kiedy chce. Wiele się już nasłuchał o swoich niesamowitych, niebieskich oczach, które są jego znakiem szczególnym, podobnie jak znamię na prawej ręce. Jest jednak osobą skromną i często ubiera się w dobrej jakości, ale mało zdobione ubrania. Woli samotność, bycie w centrum uwagi, poza wojskiem, nie jest czymś, czego pragnie. Nienawidzi plotek dotyczących jego matki oraz jego samego, bo zazwyczaj są to historię wyssane z palca.  Kiedy nie musi akurat gdzieś wyjeżdżać, często udaje się na długie spacery, czyta stare, opasłe tomiska, o dowolnej tematyce, w bibliotece, albo poluję w lesie z użyciem kuszy i łuku. Jest osobą dość impulsywną, strategię umie układać tylko bitewne. Miał romans z lady Alexandrą Leith, dwórką królowej Meredith. Dziewczyna nosi teraz pod sercem jego bękarta. Nadal bardzo ją kocha i nie wie jak zniesie jej widok na zamkowych korytarzach, ma ogromne wyrzuty sumienia, że ten romans kiedykolwiek zaistniał. Od niedawna jest też żonaty z Rosalie, córką lorda Granta. Para wkrótce przeprowadzi się do swojego niewielkiego, wiejkiego dworku, który dziewczyna wniosła w posagu. Będą tam mieszkać do czasu, aż nie zakończy się odbudowa ich zamku w jego ziemiach, który opustoszał i popadł w ruinę po tym, jak pół wieku temu jego mieszkańcy zmarli wskutek zarazy.


Trochę długo, trochę o niczym.
Pomysłów dużo, mogę zaczynać.
Odpisy najlepiej do 300 słów. 
Narzeczona do przejęcia i nawet poszukiwana.

She's mad, but she's magic. There's no lie in her fire.



Caela Fuego
21 lat
stajenna w dworskiej stajni
słowem - stara panna i koniara

Choć nie daje sobie w kaszę dmuchać to realia nie pozwoliły Caeli na przejęcie zajęcia po ojcu. Stary Fuego, jako nadworny koniuszy, był jednym z najbardziej lubianych służących na dworze. Nie dość, że wzorowo zajmował się dworskimi i królewskimi wierzchowcami, to dodatkowo roztaczał wokół aurę sympatii i ciepła. Może i nie kwalifikował się do osób najbardziej zainteresowanych plotkami, a nawet unikał ich jak ognia, ale wielokrotnie udawało się mu nawiązać nić porozumienia z właścicielami wierzchowców. Matka, w dużej mierze rządziła domem. Potrafiła się targować jak nikt inny, a nawet była na tyle pyskata, by jako nadworna krawcowa, uświadomić którąś z dwórek, że w żółtym jej niekorzystnie.

Caela z ogromnym wdziękiem łączy w sobie powyższe cechy obu rodziców. Nie mogła awansować tak wysoko, by zająć posadę koniuszego, w końcu jest tylko kobietą, ale po śmierci rodziców pozwolono jej pracować przy koniach. Rodzice od lat związani byli z dworem, wielokrotnie ojciec zabierał Caelę do stajni, by nie kręciła się przy matce na zamku, gdy ta robiła przymiarki. Nie była ona jednak pokornym dzieckiem, dzięki czemu zna teraz mnóstwo zakamarków zarówno w zamku, jak i wokół niego. Lubiła wtykać nos w nieswoje sprawy, choć zawsze udawało jej się unikać przykrych konsekwencji.

Na dworze jest dość rozpoznawalna. Konno jeździ po męsku, idzie z wysoko uniesioną głową i uśmiecha się z pewnością siebie, jakiej nie zobaczysz u żadnej dwórki. Umie jednak zachować szacunek dla osób i wartości, które w głębi serca uważa za ważne. Aura, która ją otacza nie wzbudza jednak irytacji (chyba, że wśród dwórek, które uciska rama sukni), ale w dużej mierze sympatię. Caela jest ciepłą osobą, która nienachalnie służy radą, czy pomocą. W gruncie rzeczy nie jest głośna czy ordynarna, chętnie wyciąga rękę i często się uśmiecha, choć jeśli ma coś do powiedzenia, mówi to wprost i wyraźnie. W swojej sympatii i przyjemnym obyciu zachowuje jednak odpowiedni dystans, jakby będąc bardzo blisko, w pewien sposób była nieosiągalna. 



[Witajcie! Zapraszamy do wątków. Caelę na pewno ktoś zna, w końcu od dziecka się tu kręci. Wszystkie chwyty dozwolone: możemy się bić, kochać, nie znosić, tworzyć dramaty, wypadki, kradzieże, mordobicie, romanse przyzwoite i nieprzyzwoite, wycieczki konne, czy podstawianie komuś nogi. Nie spać, zwiedzać!]

Each day is dri­ve through his­to­ry.

Meredith IV
17 lat - królowa

Meredith przemierzała korytarze zamku w samotności i zamyśleniu. Choć na chwilę pozwoliła sobie oderwać się od codziennych obowiązków i różnorodnych spraw, które z dnia na dzień przytłaczały ją coraz bardziej pomimo tego, że otaczała się grupką osób gotową do pomocy. Była wychowywana na królową i doskonale wiedziała, że mimo wszystko musi potrafić radzić sobie sama. Zastanawiając się nad tym, nie trudno było dojść do faktu, iż bycie królową było czymś kompletnie innym niż bycie córką króla. Rozmyślając tak wkoło, przystanęła na chwilę przy oknie, przyglądając się  zadbanemu ogrodowi. Do jej umysłu od razu wkradło się przedostatnie wspomnienie z matką...

Był ciepły wiosenny dzień, ośmioletnia blondynka odziana w turkusową suknię, wolnym krokiem maszerowała obok matki ściskając jej delikatną dłoń i wsłuchując się z zaciekawieniem w opowieści o kwiatach. Meredith choć bardzo młoda doskonale wiedziała co dzieje się z jej matką, ta udawała, że wszystko jest w porządku, ale pomimo starań nie potrafiła ukryć bladego wyrazu twarzy, zmęczonego głosu i braku sił. Blondynka widywała matkę coraz rzadziej, gdyż ta musiała bardzo często udawać się na odpoczynek, jednakże wciąż starała się znajdować dla córki chociażby parę minut. Marissa w pewnej chwili zatrzymała się, a ośmiolatka oczywiście zrobiła to samo.

Dwa dni później matka zmarła. Na samo wspomnienie tych dni w oczach dziewczyny zakręciła się łza. Obiecała matce, że będzie silna i twarda, ale jakoś jej nie wyszło. Co prawda wyrosła na okazałą kobietę, jednak owa twardość i zdecydowanie zagubiły się gdzieś po drodze. Jest delikatna i spokojna, zbytnio pobłażliwa i lekkomyślna. Chciałaby być inną królową i stara się taką udawać, ale niczego w stu procentach nie da się zataić, a w szczególności swojego charakteru. Dlatego też doskonale wie, że musi znaleźć męża, jednakże to też nie przychodzi jej łatwo. Powinna mieć na uwadze głównie dobro królestwa, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiła związać się z kimś kogo wcale nie kocha. Od zawsze była marzycielką, która chodziła z głową w chmurach i po części zostało jej to do dzisiaj, tak też nie może przestać szukać tego idealnego, który może się nigdy nie pojawić. Doskonale też wie, że na jej tron czyha wiele osób, jedni chcą ją zastąpić, a inni po prostu zabić tak jak jej ojca, a więc jest świadoma, że musi się zmienić w królową, którą powinna być i o której marzyła jej matka. Dziewczyna wierzchem dłoni otarła łzę, która pomimo starań i tak popłynęła po czym ponownie wyjrzała przez okno. Widząc postać spacerującą po ogrodzie zamarła, ujrzawszy te długie kruczoczarne włosy wszystkie skrywane wspomnienia szybko wróciły, jednakże przyjrzawszy się lepiej stwierdziła, że owa postać nie jest kobietą z jej przeszłości... 

Wszystko to zaczęło się jakieś półtora roku temu. Meredith poznała niejaką Gaje - piękna, troszkę starsza i o wiele pewniejsza siebie od blondynki. Dziewczyna miała dopiero piętnaście lat i sama nie wiedziała czego w życiu pragnie, nic więc dziwnego, że gdy starsza kobieta zainteresowała się nią nie potrafiła odmówić. Sama do końca nie wie jak to się stało, ale ich relacja przerodziła się w coś bliższego, zbyt bliskiego. Meredith nie wiedziała co czuje, było to dla niej czymś nowym i początkowo sądziła, że zapałała do Gaji miłością, jednakże wszystko skończyło się dosyć szybko i po zniknięciu dziewczyny, Meredith nie rozpaczała ani trochę. Było to przelotne doznanie, o którym stara się zapomnieć i zazwyczaj jej się to udaje. 





[ Karta jest jaka jest, nie znoszę ich pisać i tyle! Mam nadzieję, że mimo to spodoba Wam się nowa królowa :) 
Zapraszamy do wątków i powiązań, bierzemy wszystko. Na wizerunku Amanda Seyfried! 
Gaja do oddania jakby ktoś był chętny...]

niedziela, 28 czerwca 2015

"Mylisz niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu."



Aidan Arthyen

22 lata
najstarszy syn rodu Arthyen


"Dla większego dobra", "dla rodziny", "dla rodu". Słowa te pobrzmiewały w umyśle Aidana, nie pozwalając w pełni oddać się przyjemności podróży. Jako najstarszy syn, wywodzący się z jednego z najznamienitszych rodów Ravens, Aidan został wysłany przez rodzinę, aby ubiegać się o rękę królowej Meredith. Nie, "ubiegać się" to nie jest najlepsze określenie. "Zdobyć", bardziej oddaje zamiary rodziny Arthyen. Tyle lat w cieniu królewskiego rodu, i ani chwili dłużej.  Danarim Arthyen, głowa rodu ma bardzo konkretne i klarowne intencje. Jego dziedzic, całe życie przygotowywany do przejęcia tej funkcji i odegrania kluczowej roli w zamysłach ojca wreszcie przejdzie swój chrzest ognia. Aidan poznał Meredith już wcześniej i wiedział że jest to kobieta, jakiej nigdy nie pokocha. Nie miał jednak wyboru. Jeśli teraz zawiedzie, podobna szansa dla Arthyenów może się już nigdy nie powtórzyć. Wszystko w rękach Aidana. Isolde Arthyen, jego matka, nie płakała żegnając syna. Patrzyła z dumnie uniesioną głową na orszak opuszczający zamek. "Już niedługo" pomyślała.
"Trochę poświęcenia". Odkąd Aidan sięga pamięcią, matka zawsze powtarzała mu te słowa. Z czasem nabrały one nieco bardziej okrutnego wydźwięku. "Musisz myśleć o rodzie, nie o sobie. Nie chodzi o twoje szczęście. Trochę poświęcenia." Całe jego dotychczasowe życie było poświęceniem, lecz Aidan nigdy się nie skarżył. Owszem, czasem zazdrościł młodszym braciom tej wolności i swobody, tego że brzemię odpowiedzialności jeszcze nie nadało ich oczom zmęczonego spojrzenia dojrzałego i doświadczonego człowieka. Ale nigdy słowo skargi nie wypłynęło z jego ust. Nigdy. Taki był los pierworodnego.
Aidan jechał na swej gniadej klaczy pośród innych młodzieńców, dworzan i służby. Do stolicy zapragnęło towarzyszyć mu wielu paniczów z pomniejszych rodów szlacheckich, w dużej mierze jego rówieśników. Nie byli na tyle pyszni by stanąć wraz z nim w szranki o rękę królowej, chcieli po prostu zakosztować życia w kwitnącej handlem i rozrywkami stolicy. Aidanowi odpowiadało ich towarzystwo, choć czasem pogrążał się w rozmyślaniach z nieobecnym wzrokiem, nie zważając na toczące się wokół niego dysputy. Tak było i teraz, kiedy dźwięczące w umyśle słowa matki powracały niczym natrętna mucha, odbierając radość ze świeżo uzyskanej wolności.
Po raz pierwszy Aidan czuł się choć odrobinę wolny, tu, na gościńcu, niezwiązany konwenansami i obowiązkami. Zmierzał do stolicy służąc rodowi, tam jednak wścibskie oczy Arthyenów nie sięgały. Czuł brzemię spoczywającego na nim obowiązku, chciał jednak w wolnych chwilach odwiedzać karczmy, polować i zakosztować swobody, której nigdy nie otrzymał. Przynajmniej na tyle, na ile pozwolą mu zobowiązania.
Czas pokaże czy usilne starania Danarima i Isolde odcisnęły na ich synu piętno wystarczające by poświęcił swoje życie dla dobra rodu.To było za nim. A przed nim było wszystko.

[Początkowo zamierzałam stworzyć syna ciotki królowej, ale stwierdziłam że tak bliskie pokrewieństwo mogłoby zaszkodzić jego staraniom. Nie opisałam za bardzo jego charakteru ponieważ Aidan dopiero smakuje danej mu swobody i nie wiadomo jeszcze jak to na niego wpłynie, pozwolę żeby rozwijające się wątki kształtowały jego osobowość i zachowanie. Z otwartymi ramionami witam wszelkie wątki, zwłaszcza te z płcią przeciwną ;)]

sobota, 27 czerwca 2015

"I'm not great at the advice. Can I interest you in a sarcastic comment? "


Cesar Flamberge
30 lat
mistrz fechtunku

Nie od zawsze miał to ponure spojrzenie sprawiające, że osobom w jego otoczeniu natychmiast przypominają się wszystkie grzechy. Trudno w to uwierzyć, ale parę lat temu Cesar był beztroskim, roześmianym młodzieńcem, któremu wróżono przyszłość kapitana straży. Niewiele wiadomo o tym, jak nabawił się urazu kolana, która przekreślił całą jego karierę, ponieważ nigdy o nim nie wspomina. Krążą pogłoski, że gdy był jednym ze strażników, zaatakował go inny gwardzista. Podobno tajemnicze zniknięcie owego gwardzisty mniej więcej zbiegło się w czasie ze stałym usunięciem Cesara ze straży. Podobno. Być może to tylko pomówienia.

Obecnie jego pozycja nie jest do końca ustalona. Mieszka na zamku, w komnatach zajmowanych zazwyczaj przez dość wysoko postawionych dworzan. Zajmuje się nauczaniem przyszłych gwardzistów sztuki władania mieczem. Zdrowie nie pozwala mu na udział w poważnych walkach i pościgach, ale podczas pojedynku bez problemu może utrzymać się na nogach. Uważnie obserwuje każdy turniej, choć wyzwala to w nim tęsknotę, która powoduje, że staje się jeszcze bardziej burkliwy niż zwykle.



Ciągłe patrzenie na to, czego nie może mieć, zostawiło skazę na charakterze Cesara. Zdarza mu się powiedzieć zbyt dużo i nie zachować ironicznego komentarza dla siebie. Jeśli jakimś cudem znajduje się osoba posiadająca wystarczająco dużo samozaparcia, by poznać go lepiej, odnajduje człowieka o czarnym poczuciu humoru i przerośniętym poczuciu obowiązku. Flamberge nie przepada za panującą obecnie królową, ale dla własnej satysfakcji próbuje rozwikłać zagadkę zabójcy czyhającego na jej życie. Paradoksalnie zdaje się pomagać mu w tym fakt, że część mieszkańców Ravens to właśnie jego wskazałaby jako kandydata na zdrajcę. W związku ze swoją teorią spiskową, nierzadko gości na balach. Wykorzystuje dobre układy ze służbą, by móc swobodnie poruszać się po zamku.

Jego ojciec był nadwornym lekarzem i poświęcił wiele czasu, by nauczyć syna choć podstaw zawodu. Stąd wzięła się największa słabość Cesara, absolutnie nie potrafi przejść obojętnie obok cierpienia. Bez wątpienia uraczy napotkanego nieszczęśnika kąśliwą uwagą, ale też na pewno znajdzie w kieszeniach trochę ziół leczniczych i kawałek tkaniny, z których da się utworzyć prowizoryczny opatrunek. Nawyki wyniesione z domu siedzą w Cesarze głębiej, niż chciałby się do tego przyznać.

[Zapraszam do wątkowania, Cesar nie jest taki straszny jak go malują :). Można go spotkać dosłownie wszędzie, odwiedza karczmę, nie opuści żadnego turnieju rycerskiego, a i na balu zdarza mu się pojawić. Wizerunku użyczył cudowny Christian Bale, cytat w tytule pochodzi z serialu "Przyjaciele".]

poniedziałek, 1 czerwca 2015

You are enough ❤