.

.
Herold obwieszcza:
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .

12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!


Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.

poniedziałek, 6 lipca 2015

"Hey, dad, look at me, think back and talk to me.."


Philippe Flamberge
14 lat, syn Cesara Flamberge'a i Charlotty
służący na zamku


To nigdy nie powinno się zdarzyć. Lotta była służącą na zamku, podobnie jak jej rodzice i całe mnóstwo pokoleń wstecz. Jej rodzina zawsze służyła temu rodowi z wielkim oddaniem. Sama nie wiedziała jak to się stało, że wylądowała pewnej letniej nocy w łożu syna nadwornego medyka, Cesara. Miała 13 lat, on 15. Byli młodzi i głupi, w głowach szumiało im wino, wypite w tajemnicy przed dorosłymi podczas letniego festynu. Potem udawał, że nic takiego nie miało miejsca, ale ona się w nim zakochała. Bolało ją to, że jej unikał, traktował jak powietrze. Kiedy odkryła, że jest w ciąży, uciekła. Nie chciała robić mu problemów, ani wysłuchiwać od rodziców to, że ich zawiodła. Początkowo chciała zabić to dziecko, nie chciała go. Nawet poszła do znachorki, ale ostatecznie stchórzyła. Samotna i porzucona, powiła chłopca w klasztorze. Przed śmiercią z powodu powikłań, w końcu była zdecydowanie za młoda na rodzenie dzieci, zdążyła nadać mu imię i powiedzieć, kto jest jego ojcem. 

Philippe wychował się w sierocińcu. Cały czas czekał na ojca. Łudził się, że mu powiedziano, że mężczyzna pewnego dnia pojawi się i go stąd zabierze. Nienawidził tej ciemnej, ciasnej nory, którą w dodatku musiał dzielić z innymi chłopakami. Spał na śmierdzącym sienniku, w którym pełno było pcheł. To nie było miejsce dla dzieci. W dodatku opiekunki biły je za najmniejsze przewinienie. Nie uczyły ich pisać i czytać. Kiedy miał 8 lat, zaczął wymykać się do miasta. Spotkał tam pewnego starego żołnierza, inwalidę, który mieszkał na ulicy. To on nauczył go pisać i czytać. Nie mieli papieru, ani piór, kreślił litery patykiem po piasku. Było mu bardzo smutno, kiedy pewnego dnia znalazł tego mężczyznę martwego, już częściowo zjedzonego przez robaki i bezpańskie psy. Potem znalazł sobie kolejnego przyjaciela, był on niegdyś szlachcicem, ale stracił wszystko, bo zdradził króla. Augustus ułaskawił go ze względu na dawną przyjaźń. W ten sposób chłopiec nauczył się podstaw fechtunku, a także geografii i historii, pierwszy raz też przeczytał jakąś książkę. Nauczył się sam sobie radzić i przestał marzyć o spotkaniu ojca. Szybko nauczył się też kraść, głownie jedzenie, czasami zwinął jakąś błyskotkę dla dziewczyny, która mu się podobała. W końcu jednak odesłano ją gdzieś, aby pracowała jako służąca. Taki los zazwyczaj spotykał sieroty, których nikt nie chciał. Dokładnie pół roku po jego czternastych urodzinach, w sierocińcu pojawił się jegomość z zamku, szukając chłopaków do pracy. Sam nie wiedział dlaczego się zgłosił. A już tym bardziej zachodził w głowę jakim cudem go wybrano, aby pojechał na dwór królowej i tam pracował. Spakował więc swoje rzeczy, a nie miał ich jakoś specjalnie dużo, zmieściły się do jednej torby, po czym przyjechał na zamek. Można go spotkać podczas wykonywania prac albo przesiadywania w kuchni. Szybko mu się tu spodobało, jest o wiele cieplej, może jeść często ciepłe posiłki, nie musi się z nikim bić, ani kraść...chociaż czasami łapy go swędzą i zdarza mu się coś komuś podebrać. Tak na wszelki wypadek, aby nie wyjść z wprawy.

To bystry chłopak, pracowity, uparty i ambitny. W przyszłości chce zrobić karierę w wojsku, bo to jedyny sposób, aby z nikogo stać się kimś. Kiedy nikt nie widzi zakrada się do zbrojowni i ćwiczy dawno pokazane mu ruchy mieczami. Lubi kręcić się po zamku pełnym tajemnic i sekretnych przejść. Nie wie, że jego ojciec jest słynnych fechmistrzem, który mieszka na zamku. Ani, że widuje go praktycznie codziennie. Nie wyróżnia się niczym spośród innych służących. Zawsze ma czyste ubrania, chociaż zdążył już podrzeć kilka par spodni, kiedy spadł ze schodów niosąc kosze z praniem. Cóż, nikt nie jest idealny. Żadnej pracy się nie boi, może pomagać w stajni, wynosić nocniki, zajmować się dziećmi, nosić wodę, kroić warzywa, sprzątać, odśnieżać dziedziniec... Można go więc spotkać tak naprawdę wszędzie. 


mam zdecydowanie za dużo pomysłów :C
fc: Skandar Keynes
cytat: Simple Plan
liczymy na więcej wątków, niż ten z tatusiem :)

31 komentarzy:

  1. [Witam entuzjastycznie w imieniu administracji i mało entuzjastycznie w imieniu Cesara, profil zaraz się doda do zakładek :>.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Masz ochotę na wątek, jak mniemam? :P]

    OdpowiedzUsuń
  3. [To się skończy, my dear.]

    Cesar wracał właśnie z karczmy. Dzień nie należał do udanych. Od rana jeden z rekrutów myślał, że powinien zostać z miejsca mianowany dowódcą armii za sam fakt zjawienia się na treningu. Zaledwie parę godzin później jakiś dzieciak rzucił się na niego z nożem. To były już dwa solidne powody, by znienawidzić dzieci na resztę życia. A później Cesar wkroczył do zbrojowni. Swojej zbrojowni. I kogo tam zastał?
    Jakiś chłopak, na oko jeden z służących, wymachiwał mieczem przy manekinie treningowym. Robił to źle, co Flamberge zauważył jako pierwsze, zanim jeszcze uświadomił sobie, że obecność kogokolwiek poza mistrzem fechtunku po godzinach w zbrojowni jest absolutnie niepożądana. Na szczęście ta druga myśl, nawet jeśli z opóźnieniem, również do niego dotarła. Rozbieżność ta tłumaczyła jednak jego poniekąd dziwną wypowiedź.
    – Opuść trochę ten miecz, chłopcze. Chcesz pogłaskać wroga czy go zaatakować? – zapytał spokojnie. I wtedy do niego dotarło. – A gdy już odłożysz miecz, którego nie masz prawa dotykać, przyjdziesz tu i wyjaśnisz mi, kto cię wpuścił do mojej zbrojowni. I powiesz mi to szybko, zanim zdążę wyrzucić cię przez okno.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cesar roześmiał się, ale był to śmiech groźny, mówiący raczej „lubię jeść dzieci na śniadanie, nawet te bardzo wychudzone” niż „wygląda na to, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi, może wyskoczymy razem do karczmy?”. Widział, jak chłopak rozgląda się w poszukiwaniu drogi ucieczki i powtórzył sobie w myślach, by wreszcie zatarasować tajne przejście w kącie czymś ciężkim. Dobrze, że tak mało osób o nim wiedziało.
    – Drzwi były uchylone – powtórzył powoli i z uwagą, jakby naprawdę rozważał tę ewentualność. – To zadziwiające, bo doskonale pamiętam, że jeszcze dzisiaj osobiście je zamykałem, tak jak robię to każdego dnia. Sugerujesz, że dopadła mnie starcza demencja? A może podejrzewasz u mnie zaćmienie umysłu, które sprawia, że dla rozrywki wymyślam sobie historie o zamykaniu drzwi? – zakpił, wlepiając groźne spojrzenie w chłopaka. Dzieciak nie mógł wiedzieć, że mimo grozy bijącej z oczu Cesara, tak naprawdę nie patrzy on szczególnie uważnie. Był zmęczony, przybieranie naturalnej dla niego pozy nie sprawiało problemu, ale dokładne obserwowanie rzeczywistości już tak.
    Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, Cesar przypomniał sobie o czymś jeszcze i przerwał mu, gdy ten już otwierał usta, by odpowiedzieć.
    – W mojej zbrojowni, którą podobno regularnie zapominam zamykać, należy się do mnie zwracać mistrzu. Tylko mistrzu Flamberge.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Czy ty naprawdę nie masz co robić? ;P]

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli Flamberge wcześniej sądził, że nie rozumie dzieci, teraz tylko się utwierdził w tym przekonaniu. Wolałby, żeby jego nazwisko wywierało takie wrażenie na kobietach, którym się przedstawiał, nie zaś na podlotkach ze służby. A może wieści o nim już rozeszły się, że potencjalni rekruci na samo brzmienie tego słowa mdleli ze strachu? Może te kilka matek, które wybrało się kiedyś zrobić mu awanturę za złe traktowanie swoich synów, miało jednak trochę racji?
    – Mistrz Flamberge – poprawił go odruchowo, patrząc krzywo na zachowanie chłopaczka. – Zachowuj się jak mężczyzna i utrzymaj na nogach, na litość Soleilusa – dodał, po czym wziął głęboki oddech i jeszcze raz przemyślał wszystko, co do tej pory powiedział. Może był za ostry. Ale, do cholery, z jakiegoś powodu nie decydował się na żonę i dziecko, toteż trudno było od niego wymagać właściwego podejścia do młodych przedstawicieli społeczeństwa Ravens.
    – Ja rozumiem – powiedział ostrożnie, dla odmiany bawiąc się w wyrozumiałego Cesara, co zdarzało się rzadko, by nie powiedzieć nigdy – że chciałbyś nauczyć się walczyć. Ale dobry wojownik nie zaczyna od kłamstwa ani włamywania się do zbrojowni jak pierwszy lepszy złodziej. On zdobywa się na odwagę i idzie prosto do mnie – zakończył, szalenie dumny z siebie, że podczas całej wypowiedzi nie padła ani jedna cholera. Pierwszy sukces wychowawczy, popełniony na jakimś przypadkowym podrostku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cesar westchnął ciężko raz jeszcze. Musiał przyznać, że pomysł z kradzieżą kluczy był całkiem zmyślny, a na dodatek coś mu przypominał. Gdy sam był mniej więcej w wieku tego dzieciaka, zachowywał się podobnie, ojciec nieraz miał z nim niezłe utrapienie. Nikomu nie powtarzał historii o wykradaniu miodu od pszczelarza czy podbieraniu słodkości z kuchni. Zrujnowałyby mu reputację, ale mimo wszystko wciąż pozostawały żywe w tej części jego pamięci, do której lubił czasami wracać, przypominając sobie młodego, ambitnego człowieka z celem w życiu, którym już dawno przestał być.
    – Nie przeklinaj, chłopcze, do tego trzeba dorosnąć – powiedział, nawet nie patrząc na zawartość torby, zalegającą teraz na podłodze. Nie było sensu prowokować kolejnej rozmowy o złodziejskich zapędach, równie dobrze mógł na to przymknąć oko. – Coś ci wypadło – mruknął, podnosząc z ziemi jakiś medalion. Spojrzał na niego przelotnie i wydał mu się dziwnie znajomy. No tak, mieszkając na dworze widywał tyle damskiej biżuterii, że siłą rzeczy niektóre ozdoby musiały się powtarzać. – Na twoim miejscu bym tego nie nosił – sarknął, wyciągając rękę w jego stronę. – Chcesz mi pokazać co umiesz? – zapytał, wskazując głową na miecze ćwiczebne. – Skoro już tu przylazłeś, równie dobrze możesz zrobić dla siebie coś pożytecznego.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Chodź na wątek może wyjdzie coś ;> I uroczy młodzieniec!]

    Floks

    OdpowiedzUsuń
  9. Tego się nie spodziewał. Młodzieńcy, z którymi zazwyczaj miał styczność, byli najczęściej pewni siebie i butni, a już na pewno bardziej pełni życia i zapału. Żaden z nich nie odmówiłby takiej propozycji ze strony mistrza ostrzy, nie tylko ze strachu. Widzieliby w ty m swoją szansę, by wystąpić o krok z tłumu i zostać zauważonymi. Trzeba przyznać, że taka postawa zaintrygowała Cesara, odmowa tylko podsyciła jego ciekawość. Pozycja nie pozwalała mu na bieganie za dzieciakiem i proszenie go, by łaskawie skorzystał z okazji, która mogła mu przynieść tylko coś dobrego, ale postanowił spróbować jeszcze raz, trochę bardziej dobitnie.
    – Myślisz, że sir Dawson, chorąży północnego oddziału królewskiej armii, przyszedł na swój pierwszy trening i dwoma ruchami nadgarstka pokonał wszystkich innych rekrutów? – zapytał, kontynuując od razu, bowiem do tej pory otrzymywał od dzieciaka nie takie odpowiedzi, których by się spodziewał. – Otóż nie. Świnie, które wcześniej wypasał jakoś nie nauczyły go machać szpadą. Przestań się mazać, chłopcze, idziemy na plac treningowy. I to nie jest moja cholerna prośba – Cesarowy talent wychowawczy poszedł skoczyć z mostu – tylko rozkaz mistrza. Łap miecz i idziemy – oznajmił, wyciągając jedno z ćwiczebnych ostrzy z kosza i rzucając je w stronę chłopaka. – I podaj mi swoje imię, jeśli jesteś na tyle łaskawy.

    [Niech Ci się nawet nie wydaje, że może tego miecza nie złapać, to ma być piękna i epicka scena :P.]

    OdpowiedzUsuń
  10. Cesar rozpędził służących skinieniem dłoni. Nie miał nastroju na publiczność, gdyby chciał brać udział w pokazach, zgłosiłby się do turnieju.
    – Posłuchaj mnie, Phil – powiedział, podrzucając w dłoni swój własny miecz ćwiczebny. Po latach praktyki zdążył się przyzwyczaić do ich wagi, ale wciąż trochę go drażniły. Zabawa zaczynała się dopiero przy prawdziwej, pełnowymiarowej broni. – Od tej pory nie chcę słyszeć o żadnych złodziejskich występkach. A jeśli ja o czymś nie słyszę, to nie ma prawa istnieć, zrozumiano? Jeśli będziesz dobry, dołączysz do innych rekrutów w ramach normalnych treningów.
    – Po drugie, wspominałeś, że ktoś już cię uczył. W innym wypadku zaczęlibyśmy od zera, ale teraz chcę zobaczyć co umiesz i jakie głupie błędy ci się utrwaliły. Sprawa jest prosta: ja atakuję, ty próbujesz się obronić. Możesz spróbować też mnie rozbroić jeśli potrafisz, w co wątpię. Zapamiętałeś? To zaczynamy.
    Wyprostował się, czując przyjemny przypływ adrenaliny. W takich chwilach świat wydawał mu się bardzo prosty: on, miecz i przeciwnik, wszystko na swoim miejscu. Zaczął spokojnie, podstawowym wypadem do przodu, niezbyt agresywnie i bez wątpienia całkiem łatwo do zablokowania.

    OdpowiedzUsuń
  11. Było bardzo dobrze, ale Cesar nie zamierzał go o tym powiadamiać. Odsunął ostrze od gardła Phila, precyzyjnie manewrując nadgarstkiem, by przypadkiem nie zrobić mu krzywdy i wciągnął do płuc mroźne powietrze. Robiło się późno, promienie zachodzącego słońca oświetlały miękko twarz chłopaka i przez chwilę Flamberge miał wrażenie, że już kiedyś go spotkał.
    – Znośnie – obwieścił, co w jego ustach było nie lada komplementem. – Masz koszmarną manierę z opuszczaniem drugiej ręki. Nie walczy się tylko jedną stroną ciała, powinieneś przez cały czas pamiętać o postawie. – Wyciągnął w jego stronę swój miecz ćwiczebny i przymknął na chwilę oczy. Soleilusie, ależ był zmęczony.
    – Odniesiesz to do zbrojowni i zamkniesz ją swoimi cudownymi kluczami. Wszystko, co się tam znajduje, zostało przeliczone – poinformował go szorstko. – Widzimy się jutro o świcie na treningu, nie toleruję spóźnień. – Zastanowił się, czy ma mu coś jeszcze do powiedzenia, a jego uwagę przyciągnęły wystające żebra, rysujące się pod odzieniem zdyszanego chłopaka. – Uczyń mi tę łaskę i zajrzyj później do kuchni. Powiedz, że kazałem im wydać ci posiłek i sprawdzę, czy to doszło do skutku. Uciekaj – uciął krótko, po czym odwrócił się bez pożegnania. Dzisiaj bez wątpienia zasłużył na odrobinę odpoczynku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzień zapowiadał się dla Cesara tak samo uroczo jak kilka poprzednich. Najpierw zirytował go brak poznanego zaledwie kilka godzin wcześniej dzieciaka na treningu, później zaś na własne oczy przekonał się, z czego owa nieobecność wynikła. Szczerze nie cierpiał publicznych tortur, ale widząc karane w ten sposób dzieci, miał ochotę wyciągnąć miecz i poderżnąć gardło komu trzeba, niezależnie czego się młodociani przestępcy dopuścili.
    Zbliżył się teraz do centrum placu, nie patrząc nawet na kulącego się tam wciąż chłopaka. Tłum powoli zaczął się rozchodzić, ale strażnik nadzorujący chłostę wciąż stał przy dybach.
    – Mistrz Flamberge – przywitał się z szacunkiem. Cesar pamiętał go jeszcze jako dzieciaka. Był strasznie bojaźliwy i w pewnym momencie wystarczył sam głos mistrza, a już podskakiwał z przestrachu.
    – Wyskakuj z płaszcza – warknął z niechęcią. Oczy strażnika rozszerzyły się ze zdumienia.
    – Mistrzu, nie bardzo rozumiem… – wyjąkał z trudem, jak zahipnotyzowany wpatrując się w człowieka, który na początku stał się jego najgorszym koszmarem, by potem postąpić zupełnie nielogicznie i zarekomendować go straży.
    – Nigdy zbyt wiele nie rozumiałeś, Dorney. Dasz dzieciakowi płaszcz i znikniesz razem ze swoim przerośniętym brzuchem z moich oczu. – Dorney zawahał się wyraźnie. – Nie chcesz, żebym powtarzał, chłopcze.
    Już po chwili ramiona Philippe'a okrywał ciężki płaszcz strażnika, a jego dotychczasowy właściciel maszerował z zadziwiającą werwą w przeciwnym kierunku. Cesar zerknął na młodego ze złością.
    – Chcę wiedzieć, co tym razem sobie pożyczyłeś?

    OdpowiedzUsuń
  13. W gruncie rzeczy Cesar nie miał pojęcia, jak powinien się zachować w takiej sytuacji. Rekruci, z którymi zazwyczaj miał styczność, byli dość dobrze odżywieni i silni, a już na pewno nie pakowali się tak często w kłopoty…
    – O nie, najpierw sobie porozmawiamy – obwieścił mu głosem, w którym tym razem nie było ani stanowczości, ani groźby. Gdyby usłyszał go jeden z nielicznych przyjaciół, zapewne orzekłby, że pobrzmiewa w nim rezygnacja.
    Chwycił chłopaka za marszczący się na karku płaszcz, wbrew pozorom robiąc to wyjątkowo delikatnie, i pociągnął go pod ścianę drewnianego domku niedaleko placu. Był wystarczająco na uboczu, by nie przyciągać spojrzeń przechodzących przez plac mieszczan.
    – Powiedz mi prosto z mostu, o co tu naprawdę chodzi – zażądał Flamberge, w głębi ducha zdając sobie sprawę, że oto wznosi się na wyżyny miłosierdzia, gdy zamiast machnąć ręką na dziwnego dzieciaka, zaczyna się interesować jego losem. – Czego ci potrzeba, żebyś zaczął normalnie żyć, bez lądowania w dybach, podkradania królowej kolczyki i Soleilus wie czego jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  14. Cesar jęknął w duchu. Oczekiwał konkretów, a nie tragicznej historii życia. On też przeżył swoje, a nie opowiadał wszystkim o tym, jaki jest nieszczęśliwy ze szwankującym kolanem, jak źle mu było po śmierci obojga rodziców i jak bardzo prześladuje go w koszmarach nieruchoma twarz człowieka, który zrujnował mu przyszłość przez jeden akt zazdrości.
    – Jak się pewnie domyślasz, nie jestem żadną cholerną wróżką, żeby wyczarować ci ojca, który uciekł od wypełniania swojego obowiązku – wypalił ze złością, nie mając już pomysłu na to jak postąpić, żeby chłopak wziął się wreszcie w garść. – Tak to już jest, życie nikogo nie oszczędza i trzeba stawić mu czoła. To twoje decyzje determinują kim jesteś i jeśli będziesz kradł, uznają cię za złodzieja, bardzo proste. Roztkliwianie się nad sobą zabiera ci cenny czas, w trakcie którego mógłbyś przyłożyć sobie do pleców trochę liści barwinka, hamują krwawienie. Nie pytam, czego pragnie twoja udręczona dusza, tylko jak mogę ci realnie pomóc. Masz w sobie potencjał, którego ja nie lubię marnować, ale powoli zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle chcesz coś z tym zrobić. – Imponujące. To była jedna z dłuższych wypowiedzi Cesara od ostatniego… Roku? Tak, gdy zastanowił się nad tym głębiej, ostatnio puścił podobną przemowę starej przekupce, która próbowała sprzedać mu trujące zioła, wmawiając, że dobrze robią na trawienie. Wtedy jednak w jego wypowiedzi przeważały zgoła inne określenia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli dzieciak chciał przysporzyć Cesarowi pracy swoim zachowaniem, wyszło mu to doskonale. Pierwszemu oberwało się Dorneyowi, któremu to wściekły mistrz zrobił awanturę za bezmyślne wykorzystanie jego nazwiska na tabliczce, co na pewno musiało być jakąś dziwaczną pomyłką. Warto zaznaczyć, iż rzeczoną tabliczkę Flamberge na stałe sobie przywłaszczył, by móc niezbyt radośnie wymachiwać nią przed nosem kolejnych pięciu ludzi mających jakikolwiek związek z karami wymierzanymi przez zamek i pewnie nawet udałby się z nią do królowej, gdyby nie zabrakło mu czasu. Na szczęście zanim zdążył dokonać podobnej głupoty, na skutek której zapewne usłyszałby (znowu) o lekceważeniu majestatu i tym, jak to ostatni raz jego bezczelność uchodzi mu na sucho, udało mu się odszukać samego Philippe'a. I oto teraz stał u progu jego izby, obracając w dłoniach feralny kawałek drewna, na którym widniało jego własne nazwisko.
    – Wyjaśnienia, co to do cholery ma być – odparł przez zaciśnięte zęby, pokazując chłopakowi przedmiot, który ostatnimi czasy tak bardzo podniósł mu ciśnienie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Cesar zmarszczył brwi i przesunął się odrobinę, tarasując ramionami całe przejście. Nie widział konieczności powiadamiania Philippe'a, że nigdzie się teraz nie wybiera, było to dla niego więcej niż oczywiste.
    – To niemożliwe – mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do dzieciaka. Ile on mógł mieć lat, piętnaście? Choć sam pomysł posiadania syna był czysto abstrakcyjny, myśli Flamberge'a mimowolnie powędrowały mniej więcej o tyle lat wstecz. Czy to możliwe, że Lotta…? Nie, upomniał się w myślach. To wszystko jest jakimś głupim żartem, a on próbował podejść do wszystkiego racjonalnie. Gdyby chłopak oświadczył mu, że Biała Dama istnieje i co rano przynosi mu śniadanie w swoich niematerialnych rękach, też miałby się nad tym zastanawiać?
    – Nie wiem, co za głupi żart przyszedł ci do głowy i dlaczego akurat ja stałem się jego obiektem. Starałem się działać dla twojego dobra, a ty odpłacasz mi się w ten sposób – powiedział z przyganą, która średnio współgrała z zaniepokojonym wzrokiem, wodzącym obecnie po twarzy chłopaka w poszukiwaniu jakiegoś podobieństwa. I to podobieństwo zauważył, albo zauważyła jego chora wyobraźnia, poddana tak śmiałej sugestii. – Możemy to szybko rozwiązać. Jak miała na imię twoja matka, chłopcze?

    OdpowiedzUsuń
  17. Ale odkąd padło imię Lotty, Cesar nie słyszał nic więcej. Pociemniało mu przed oczyma. To dlatego uciekła bez słowa? Pamiętał, że biegał jak oszalały po zamku gdy odeszła, pytał o nią każdego, nawet przypadkowych przechodniów, ale praktycznie rozpłynęła się w powietrzu… Wtedy zamknął się w sobie, poświęcił cały wolny czas treningom, nie patrząc jak życie ucieka mu przez palce.
    Tylko lata samodyscypliny pozwoliły mu się otrząsnąć i spojrzeć na Philippe'a. Spojrzeć tak, jakby faktycznie ujrzał ducha.
    – Jesteś synem Lotty – powiedział bez sensu. To było jak połączenie ze sobą kilku kawałków układanki. Nieznośne wrażenie, że gdzieś już widział chłopaka, w jednej sekundzie zniknęło. Jej oczy, jej uśmiech. Syn pierwszej kobiety, którą Cesar kochał, choć wtedy jeszcze nie potrafił ani o tym mówić, ani odpowiednio jej tego okazać. – Dlaczego do mnie nie przyszedłeś? – zapytał słabym głosem. Nie docierało do niego jeszcze, że ten chudy, drżący z gniewu chłopak naprawdę mógłby być jego synem. – Ja… Nie wiedziałem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Cesarowi trudno się teraz było skupić na konkretnej odpowiedzi, zbyt wiele myśli plątało się w jego głowie. Powinien coś powiedzieć, wytyczyć jakiś schemat działania, to zawsze działało, gdy w jego życiu pojawiał się chaos. Zniknęła Lotta, zajął się treningami. Ktoś go skrzywdził, postarał się o adekwatną zemstę. Zaatakowano go w ciemnej uliczce, rozpoczął poszukiwania napastników. Ale teraz? Co miał powiedzieć zagubionemu chłopcu, który twierdził, że jest jego dzieckiem? „Nie wiedziałem, że w ogóle istniejesz”?
    Gdybyś zobaczył jej oczy, też byś nie pamiętał, że nosiła jakiś cholerny medalion, stwierdził w duchu, słysząc oskarżycielskie pytanie.
    – Skąd miałem wiedzieć? – zapytał defensywnie, a na jego twarz wpłynęła złość, tak dla równowagi. – Musimy… Soleilusie, musimy coś z tym zrobić. Przede wszystkim, bierz swoje rzeczy, nie będziesz przebywał w pokoju dla służby ani chwili dłużej – podjął próbę uporządkowania wszystkiego Cesar, nie mając pojęcia, na ile to pomoże w tej dziwnej, niemal nierealnej sytuacji. – Potrzebujesz własnej komnaty, może będę w stanie to jakoś załatwić...

    OdpowiedzUsuń
  19. Ostatnie spotkanie z odnalezionym niespodziewanie synem nie skończyło się dobrze. Duma Cesara została urażona. Jako człowiek przesadnie honorowy obiecał sobie, że jego noga nie postanie w świątyni tak długo jak tylko to możliwe, albo też tak długo aż grzechy wypalą mu duszę (czego przez trzydzieści wiosen jeszcze zrobić nie zdołały). Nie wiadomo, kto na tym bardziej ucierpiał, gdyż twarz syna nawiedzała teraz sny Flamberge'a i coraz częściej przyłapywał się na zastanawianiu się, czy jego nieoczekiwany potomek nie wpadł znów w kłopoty. Ale nawet przed sobą nie przyznawał się, że bardzo chciałby jeszcze choć raz z nim porozmawiać.
    Tymczasem tajemniczy donosiciel poinformował straż, że miejscowe stowarzyszenie złodziei planuje okraść zamek następnej nocy, a zniknąć ma cenny obiekt z trzeciego piętra zachodniej baszty. Królowa przyjmowała tego dnia gości z Imperium Południa, a straż była jej więcej niż potrzebna. Gdy Cesar usłyszał o tym, że brakuje ludzi do obsadzenia pomieszczeń w wieży, zgłosił się od razu. A nóż poszczęści mu się i odkryje coś więcej odnośnie sekty, którą tak zajadle tropił?
    W ten oto sposób znalazł się w przestronnej komnacie wypełnionej portretami członków rodziny królewskiej. Czas płynął powoli. Zmarły król łypał na niego nieprzychylnie ze swoich ram, a panująca miłościwie Meredith swoim wymownym spojrzeniem skierowanym gdzieś w chmury zaczynała działać mu na nerwy. Znudzony i trochę zawiedziony, usiadł w końcu na wielkiej skrzyni w rogu pomieszczenia i pogrążył się w lekturze przyniesionej ze sobą zapobiegliwie książki.
    Cudownie, pomyślał, przewracając stronę, na której rycerz Walter pokonał kolejnego przeciwnika ciosem, który nie miał prawa uczynić spustoszenia opisanego w tym wątpliwej jakości dziele. Nie ma to jak zmarnować sobie cały wieczór… I wtedy zobaczył znajomą twarz tuż za oknem.

    OdpowiedzUsuń
  20. Cesar zastanawiał się właśnie głęboko nad tym, jakiego mógłby użyć ciosu, żeby rozpłatać wroga na pół i jakiej musiałby być postury, żeby to się udało. Gdyby tak zamienić straszną bestię z książki na kota*, dobyć miecza dwuręcznego i… Na książkę padł cień i Flamberge momentalnie poderwał głowę. Zdębiał. Do szafki stojącej przy przeciwległej ścianie dobierał się okutany w czarny materiał złodziej. Przez jakieś trzy sekundy ta scena trwała, a później do mistrza ostrzy dotarło, że jednak ten wieczór nie miał zostać zmarnowany. Oto on, Cesar Flamberge, miał złapać złodzieja, który połakomił się na królewskie klejnoty. Ta pyszna strona jego osobowości, nazbyt często dopuszczana do głosu, już układała piosenkę o słynnym pogromcy złodziei. A ta racjonalna podpowiedziała mu, że czas wyciągnąć miecz.
    Doskoczył miękko do rabusia, dziękując w duchu, że miecz pewnego strażnika nie przeszedł kiedyś przez jego kolano na wylot. Szczęście, że nie miał do czynienia z sir Walterem, wtedy zapewne rana ciągnęłaby się od kolana aż po głowę po jednym uderzeniu…
    – Przyjrzyj się swoim dłoniom, bo prawdopodobnie widzisz je po raz ostatni – powiedział cicho, delektując się chwilą.
    Chwycił mocno za ramię nieznajomego i jednym ruchem odwrócił go twarzą do siebie, po czym machnięciem miecza zrzucił z jego głowy kaptur.
    Zamrugał, czekając aż się obudzi. A potem wypowiedział kilka słów, przez które siedzący okrakiem na słońcu Soleilus skrzywił się okrutnie.

    [*którego imię nie rozpoczyna się na A!]

    OdpowiedzUsuń
  21. – Jak śmiesz – wycedzić Cesar. Ręka trzymająca miecz nawet mu nie drgnęła, wciąż utrzymując ostrze na wysokości gardła swojego syna. Philippe nie znał go jeszcze i nie miał pojęcia, że drażnienie mistrza będącego w takim stanie nie jest sposobem. Gdyby był kimkolwiek innym, a nie krwią z jego krwi, już po pierwszym zdaniu leżałby na podłodze z rozharataną szyją. Istniały emocje, z którymi nigdy nie powinno się pogrywać. – Troszczę się o twój los, a ty kpisz sobie ze mnie prosto w oczy? – zapytał pozornie spokojnie. Tylko nienaturalna bladość zdradziła, że Cesara dotknęły słowa młodszego Flamberge'a. Po tylu godzinach spędzonych na rozpamiętywaniu tych kilku spędzonych razem chwil i myśleniu, jak mógłby jeszcze raz spotkać syna nie tracąc całej godności, która była dla niego wszystkim, to zabolało. Bardzo.
    – Podnieś ręce – powiedział bez wyrazu, odrobinkę zbliżając ostrze do gardła chłopaka. – Przez chwilę myślałem, że naprawdę mam syna – rzucił gorzko, przystępując do rozbrajania go. Wyrzucił na podłogę złodziejski sztylet, unikając spojrzenia Philippe'a.

    OdpowiedzUsuń
  22. A ojciec był wściekły na syna. Gdyby ktoś ich w tej chwili obserwował, dostrzegłby niesamowite podobieństwo między doprowadzonymi na skraj równowagi ludźmi.
    – Zakładasz, że pomóc można tylko przez kradzież, tak? A gdyby zabójstwo zapewniłoby jedzenie dla sierocińca na pięć lat, zrobiłbyś to? – zapytał Cesar zjadliwie, czując jak puszczają wszelkie blokady. – Jest człowiek, który tak postąpił, dzięki niemu ciało króla gnije teraz pod ziemią. Chcesz zbawiać świat, krzywdząc innych? To sprawia, że czujesz się bohaterem, prawda? Niczym się nie różnisz od bogatej szlachty, oni też nie przebierają w środkach, spełniając swoje zachcianki i też zdarza im się czasami przy tym komuś pomóc. Nie można być prawie dobrym, Philippe, a złodziejstwo jest złe. Dziś zabierzesz coś królowej, a jutro przypadkowej kobiecie, odbierając jej ostatnią nadzieję na wyżywienie dzieci. Bawisz się w boga? Sądzisz, że jesteś już na tyle dorosły, żeby decydować o tym, kto ma prawo posiadać, a kto nie? Naucz mnie tej wspaniałej sztuki, bo ja nie opanowałem jej do tej pory i wątpię, by kiedykolwiek mi się udało. – Uświadomił sobie, że ciężko dyszy, dopiero gdy dobrnął do końca tej wypowiedzi. Nie potrafił teraz myśleć do przodu i nie miał pojęcia, jak powinno się to wszystko skończyć. Jedynie honor, wyszydzany przez Philippe'a, pozwolił mu nie wezwać teraz straży i nie zakończyć tego raz na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  23. Cesar schował miecz i przetarł twarz dłońmi. Nie przywykł do tylu emocji, zazwyczaj będąc panem sytuacji. Przerażało go coś jeszcze. Znajomy dreszcz na plecach, który dobitnie informował o tym, że nie do końca ufa dzieciakowi, który przecież był jego synem. Jakby coś w środku wciąż spodziewało się, że chłopak zaraz wbije mu sztylet w brzuch i ucieknie ze śmiechem, zostawiając go tu na pewną śmierć. Ale budowanie relacji wymagało ryzyka, prawda?
    – W co mam wierzyć? – zapytał bezradnie, nawet nie próbując analizować wyrazu twarzy syna, by móc odczytać, czy to tylko doskonała gra z jego strony. – Chcę ci pomóc. Cholera, gdyby ktoś próbował cię tknąć, zabiłbym go zanim zdążyłby wypowiedzieć słowo „litość”. Ale jeśli ty nie pozwolisz mi być ojcem, to się nigdy nie uda – stwierdził, oddalając się nieco i znów siadając na skrzyni. Ręce pozbawione miecza trochę drżały. A przestrzeń między nim a synem stanowiła klucz do wolności, gdyby tylko ten chciał go zdradzić.

    OdpowiedzUsuń
  24. – Wolałbym wiedzieć – odparł krótko Cesar, zawierając w tym właściwie wszystko, co bolało go w utraconych latach. Gdyby Lotta wtedy została, na pewno nie byłoby idealnie. Ale widziałby jak jego syn stawia pierwsze kroki. Nigdy nie pozwoliłby, żeby zaznał głodu i strachu, nigdy by nie był samotny. Kiedyś lubił wracać do przeszłości i na przekór sobie myśleć o czasach, gdy był młody i spragniony życia, bo uświadomił sobie, że już odebrano mu przyszłość, której chciał. Uświadomienie sobie, że z tego co minęło też został ograbiony, nie było łatwe do zaakceptowania.
    Podniósł głowę, słuchając z uwagą tego, co Philippe mówił o planowanych zamachach. Miał rację… To nie była tylko jego chora wyobraźnia, wokół zamku naprawdę działo się coś niedobrego.
    – Nie teraz i nie tutaj – przerwał mu szybko. – Nigdy nie można być zbyt ostrożnym, mając do czynienia z takimi ludźmi. Porozmawiamy, gdy będzie bezpiecznie.
    Sięgnął do kieszeni i wyczuł pod palcami chłód mosiężnego klucza.
    – Przekradniesz się teraz do moich komnat. Mam pokój gościnny, do którego nikt nie zagląda. Zostaw klucz za świecznikiem tuż koło drzwi. Ja tu zostanę do końca, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń – powiedział, układając sobie to wszystko jeszcze w trakcie wypowiadania słów. – Obiecaj mi, że nie dasz się złapać.

    OdpowiedzUsuń
  25. Gdy Cesar powrócił do swoich komnat, niebo charakterystycznie pojaśniało, jak to przed świtem. Strażnicy byli całkiem zadowoleni, bo udało im się złapać jakiegoś małolata usiłującego spuścić się na linie przymocowanej do okiennicy na czwartym piętrze. Część z nich zdecydowała się jeszcze zostać i świętować ten pozorny sukces, ale on wymówił się zmęczeniem. Schwytanie innego złodziejaszka upewniło go, że Philippe dotarł spokojnie celu i dziękował bogom, że nie zdarzyło się to w korytarzu, co przysporzyłoby mu tyle niepokoju. Ale odetchnął z ulgą dopiero widząc syna śpiącego spokojnie w drugiej sypialni. Gdy jego oczy były zamknięte, a twarz rozluźniona, faktycznie dało się wychwycić podobieństwo do człowieka, którego Flamberge oglądał codziennie w lustrze i przez chwilę dziwił się samemu sobie, że nie dostrzegł tego od razu.
    Zamierzał zrobić jeszcze wiele rzeczy tej nocy. Powinien pomyśleć o wytłumaczeniu światu, jakim cudem syn, o którym nigdy nie wspominał, teraz zawitał na zamek. Trzeba było też ostatecznie załagodzić sprawę skradzionych kolczyków u Meredith, zastanowić się nad zapewnieniem Philippe'owi edukacji, kupieniem dla niego ubrań i wszystkiego innego, czego mógł potrzebować chłopak w jego wieku… Przytłoczony tym wszystkim Cesar pomyślał, że właściwie nie zaszkodzi, jeśli na chwilę usiądzie w fotelu. Tylko na parę minut, zanim wróci do swojej sypialni, przebierze się i ułoży jakiś plan. Gdy jednak zapadł się w miękkim meblu, przyszła mu do głowy myśl, że to wszystko może odrobinę przełożyć. Chwilę później już spał.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wyrwany nagle ze snu Cesar drgnął i odruchowo złapał za miecz, nie wiedząc gdzie się znajduje. Dopiero widok Philippe'a uświadomił go, że nikt nie zagraża życiu mistrza ostrzy, toteż potrząsnął głową i wstał, zdejmując dłoń z rękojeści. Biedne zszargane nerwy zaalarmowały go jeszcze, że chyba powinien być na treningu i dopiero gdy przeszedł kilka kroków w stronę okna, by jednym szarpnięciem odgrodzić się od nadmiaru światła wpadającego do środka przypomniał sobie, że przecież poprosił jednego z kolegów o zastępstwo ze względu na swoją nocną wartę.
    – Śniadanie? – mruknął, czując przyjemny zapach świeżego chleba napływający z sąsiedniego pomieszczenia. – Nie jestem starcem, żeby trzeba mi było przynosić śniadanie i ciepłą herbatkę do pokoju – oznajmił tonem, w którym wbrew pozorom nie było ani trochę jadu. Cesar dziękował bardzo specyficznie.

    OdpowiedzUsuń
  27. – Nawet mnie nie drażnij – powiedział Cesar, unosząc kącik ust w półuśmiechu, który wybitnie świadczył o sympatii. Setki rekrutów marzyło o tym, żeby zobaczyć podobny grymas na twarzy swojego mistrza.
    Po przejściu do bocznej komnaty usiadł na stole, z ukontentowaniem przyglądając się śniadaniu. Zaraz też bez zbędnych ceregieli zabrał się za konsumowanie posiłku, a zaspokoiwszy pierwszy głód, przeniósł uważne spojrzenie na syna.
    – Skoro zamierzasz nadrabiać stracony czas, powiedz mi coś o sobie. Co lubisz? Nieźle radzisz sobie z mieczem, myślałeś żeby związać z tym swoją przyszłość? – Cesar wielokrotnie widział dumnych rodziców, sadzających dziecko na koniu i z entuzjazmem planujących jego sukcesy w turniejach rycerskich, nawet jeśli maluch liczył sobie dopiero pięć wiosen. To był ich sposób na osiągnięcie własnych niespełnionych marzeń i Flamberge absolutnie nie zamierzał zachowywać się podobnie. Brak pojęcia o byciu ojcem niósł ze sobą jeden znaczący profit – Cesar nie miał szans na powielanie utartych schematów.

    OdpowiedzUsuń
  28. Mówił bardzo poważnie jak na swój wiek. Cesar powątpiewał w to, by sam mając czternaście lat był równie rozważny (pomijając fakt, że siedział przed nim żywy dowód na to, że nie był). Wzmianka o dreszczyku emocji rozbawiła go jednak trochę. Bogowie, zaczynał czuć się staro…
    – Myślałem, że mógłbyś zacząć od edukacji. Umiesz czytać i pisać? Nie jestem zamożny i faktycznie nie zapewnię ci ziem w prezencie ślubnym – powiedział, nie do końca wiedząc, czy słowa syna są wyrzutem, czy tylko stwierdzeniem faktu. Cesar przez większość czasu był całkiem zadowolony ze swojej pozycji, zważając na warunki… Ale Philippe nie wiedział o niczym, co wiązało się z przeszłością jego ojca. Ciekawe, czy kiedykolwiek nadarzy się okazja, żeby opowiedzieć mu o tym, co zżerało Flamberge'a od środka już od paru dobrych lat. – Nie chcę ci niczego narzucać, ale nasze warunki są wystarczające, byś przynajmniej przez jakiś czas mógł gonić za marzeniami… I mówiąc marzenia, nie mam na myśli narażania swojego życia – zaznaczył, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  29. – Strażnicy przeze mnie wyszkoleni nie giną – obruszył się Cesar, po czym pociągnął łyk herbaty, powtarzając sobie w duchu, że wcale nie czuje się przytłoczony ilością informacji. Nagle zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno pieniądze wypłacane mu przez królestwo wystarczą na to wszystko. Trudy wychowania dziecka w końcu go dopadły. – Załatwię to w wolnej chwili, znam kilku uczonych ludzi, którzy mogliby przekazać ci część swojej wiedzy. – W jego głowie narodziła się wizja Philippe'a zostającego ważnym doradcą królowej i przez chwilę rozkoszował się nią. Tak, zdecydowanie mógłby oglądać go w takiej roli.
    – Wspominałeś wczoraj, że masz dla mnie jakieś ważne wiadomości – wrócił na ziemię Flamberge, przypominając sobie wypowiedziane tej nocy niepokojące słowa. Coś o zabójstwie jego i Kastloy'a… Zasępił się. Jeśli chodziło o chronienie przyjaciela, sprawa nie cierpiała zwłoki. Żył rzecz jasna w przekonaniu, że sam bez problemu poradziłby sobie z asasynem, gdyby taki spróbował urządzić zamach na jego własne życie.

    OdpowiedzUsuń