Caela Fuego
21 lat
stajenna w dworskiej stajni
słowem - stara panna i koniara
Choć nie daje sobie w kaszę dmuchać to realia nie pozwoliły Caeli na przejęcie zajęcia po ojcu. Stary Fuego, jako nadworny koniuszy, był jednym z najbardziej lubianych służących na dworze. Nie dość, że wzorowo zajmował się dworskimi i królewskimi wierzchowcami, to dodatkowo roztaczał wokół aurę sympatii i ciepła. Może i nie kwalifikował się do osób najbardziej zainteresowanych plotkami, a nawet unikał ich jak ognia, ale wielokrotnie udawało się mu nawiązać nić porozumienia z właścicielami wierzchowców. Matka, w dużej mierze rządziła domem. Potrafiła się targować jak nikt inny, a nawet była na tyle pyskata, by jako nadworna krawcowa, uświadomić którąś z dwórek, że w żółtym jej niekorzystnie.
Caela z ogromnym wdziękiem łączy w sobie powyższe cechy obu rodziców. Nie mogła awansować tak wysoko, by zająć posadę koniuszego, w końcu jest tylko kobietą, ale po śmierci rodziców pozwolono jej pracować przy koniach. Rodzice od lat związani byli z dworem, wielokrotnie ojciec zabierał Caelę do stajni, by nie kręciła się przy matce na zamku, gdy ta robiła przymiarki. Nie była ona jednak pokornym dzieckiem, dzięki czemu zna teraz mnóstwo zakamarków zarówno w zamku, jak i wokół niego. Lubiła wtykać nos w nieswoje sprawy, choć zawsze udawało jej się unikać przykrych konsekwencji.
Na dworze jest dość rozpoznawalna. Konno jeździ po męsku, idzie z wysoko uniesioną głową i uśmiecha się z pewnością siebie, jakiej nie zobaczysz u żadnej dwórki. Umie jednak zachować szacunek dla osób i wartości, które w głębi serca uważa za ważne. Aura, która ją otacza nie wzbudza jednak irytacji (chyba, że wśród dwórek, które uciska rama sukni), ale w dużej mierze sympatię. Caela jest ciepłą osobą, która nienachalnie służy radą, czy pomocą. W gruncie rzeczy nie jest głośna czy ordynarna, chętnie wyciąga rękę i często się uśmiecha, choć jeśli ma coś do powiedzenia, mówi to wprost i wyraźnie. W swojej sympatii i przyjemnym obyciu zachowuje jednak odpowiedni dystans, jakby będąc bardzo blisko, w pewien sposób była nieosiągalna.
[Witajcie! Zapraszamy do wątków. Caelę na pewno ktoś zna, w końcu od dziecka się tu kręci. Wszystkie chwyty dozwolone: możemy się bić, kochać, nie znosić, tworzyć dramaty, wypadki, kradzieże, mordobicie, romanse przyzwoite i nieprzyzwoite, wycieczki konne, czy podstawianie komuś nogi. Nie spać, zwiedzać!]
[Witamy na blogu i życzymy miłej zabawy, profil już w zakładkach :).]
OdpowiedzUsuń[Dzięki wielkie! :3]
Usuń[cześć :) Może masz chęć na wątek z królewskim bękartem? Mogliby się przyjaźnić, jeszcze z czasów kiedy byli dziećmi, co ty na to?]
OdpowiedzUsuńThomas Kastloy
[ Królowa wita i życzy miłej zabawy! No i zapraszamy do siebie. Hm.. Wymyślmy im może jakieś powiązanie, tak byłoby najlepiej, jednakże nie wiem zbytnio jakie. Może znają się z dzieciństwa? ]
OdpowiedzUsuńMeredith
[http://cwreign.tumblr.com/post/66964553327/oh-bash-reign-is-all-new-tonight-9-8c-on-the-cw
OdpowiedzUsuńTak mi się skojarzyło :P Jak najbardziej może być niewinny flirt między tą dwójką :) Co do konkretnego wątku, to może po prostu Thomas wróci z lasu i jego koń będzie ranny? Czy masz jakiś pomysł bardziej konkretny?]
[Hej hej, może wątek? :) Tak by mi się przydał ktoś, kto nie nienawidzi Cesara aż tak bardzo i potrafi trochę go sprowadzić na ziemię, gdy mu się za dużo zdaje :D. I myślę, że chyba mogliby się znać, bo on od dzieciństwa w zamku, to i nawet ich ojcowie pewnie się kojarzyli.]
OdpowiedzUsuń[Czytasz mi w myślach :D. Te podejrzane typy w porcie brzmią bardzo kusząco, z tego nam się może zrobić cała historia, jeśli akurat trafią na ślad jakiejś większej szemranej sprawy w Ravens. Będzie akcja, będą wybuchy, będzie fajnie :>]
OdpowiedzUsuńThomas zachowywał się inaczej w armii, a inaczej na dworze. Kiedy dowodził wojskiej był stanowczy, myślał nad każdym swoim ruchem, analizował każdą ewentualność, bez trudu stawał przed swym oddziałem i do niego przemawiał. Gdy jednak wracał do stolicy stawał się impulsywnym samotnikiem, który robił wszystko, aby nikt nie zwracał na niego uwagi. Jakby żyły w nim dwie różne osoby.
OdpowiedzUsuńChciał zapolować, dlatego wstał bardzo wcześnie, ubrał się, zabrał z kuchni trochę chleba, sera oraz bukłak wody, a potem poszedł do stajni. Sam osiodłał sobie konia, potrafił to zrobić i nie widział sensu fatygowania kogoś do pomocy, nigdy nie wykorzystywał swojej pozycji jeśli nie było to konieczne. Miał raczej dobry kontakt ze służbą, bo był zawsze miły i uprzejmy, o wszystko prosił i zawsze mówił dziękuję, bardzo sporadycznie używał trybu rozkazującego w swoich poleceniach. Pojechał do lasu, mając ze sobą kuszę. Udało mu się ustrzelić kilka dzikich kaczek oraz dwa zające. Już wracał, kiedy coś poruszyło się w krzakach. Zatrzymał konia i rozejrzał się, ale nie zauważył nikogo. Po chwili na drogę wyskoczył dzik, wyjątkowo duży, z ogromnymi kłami. Wierzchowiec stanął dęba, Thomas próbował się jakoś utrzymać w siodle, ale ostatecznie rąbnął z impetem o ziemię. Jego rumak próbował ucieczki, ale dzik wbił mu jeden ze swoich kłów w bok. Mężczyzna, nie tracąc czasu zaczął naciągać kuszę. Co prawda wątpił, aby jego strzała zabiła tak ogromniastego knura, ale wolał spróbować, nie widząc innego wyjścia. W końcu był sam. Celował między oczy dzika, ale ostatecznie strzała utknęła w jego karku. Kiedy rozzłoszczone zwierzę ruszyło w jego stronę, młody mężczyzna odrzucił kuszę i szybko podciągnął się na gałąź drzewa znajdującą się nad nim. Nie sądził, aby to była bezpieczna kryjówka, ale zyska czas... w sumie na co? Miał obecnie do obrony jedynie nóż myśliwski, a w starciu z dzikiem potrzebował włóczni. Wpadł na pomysł. Odciął jedną z gałęzi drzewa, szybko odłamał mniejsze gałęzie, a na koniec przywiązał nóż rzemykiem od koszuli. Włócznie DIY była gotowa. Zeskoczył z drzewa. Jego szlachetnej krwi rumak leżał na boku z raną w brzuchu. Szkoda mu było wierzchowca, którego zawsze lubił.
[Bardzo dziękuję za przywitanie i miłe słowa, oraz również witam. :D
OdpowiedzUsuńJeżeli masz ochotę i może jakiś pomysł na wątek, to oczywiście zapraszam. :)]
Lady Alexandra
Był zdziwiony widząc strzały. Spojrzał w stronę, gdzie musiał stać łucznik i nieco się przeraził. Co ona wyprawiała? Życie jej niemiłe, czy jak? Ta góra mięsa miała ostre kły! Mogła ją zabić! Kto w ogóle puścił kobietę samą, samiusieńką do lasu?! Zanim dzik zdażył ruszyć w jej stronę, Thomas chwycił swoją prowizoryczną włócznię w obie ręce, a potem podszedł do niego od boku i z całej siły uderzył go w bok. Nóż wbił się w cielsko bestii, a ta ryknęła przeraźliwie i próbowała uderzyć swojego napastnika, jednak mężczyzna zdążył odskoczyć, przewidując ten ruch.
OdpowiedzUsuń- Celuj w oko! - krzyknął do przyjaciółki, po czym zrobił kolejny unik. Niestety, rana nie zabiła jeszcze dzikiej świni, drzewce nadal tkwiło w jej boku, a ta, rozwścieczona próbowała dopaść Thomasa - no strzelaj do cholery! - zaczął panikować. Na co ona tyle czekała? A może to jemu wydawało się, że czas się tak wlecze, bo musiał cały czas być uważny, jeśli nie chciał mieć kła dzika pod żebrami. W końcu zwierze sie zmęczyło i padło. Odszedł od niego kilka kroków. Dopiero wtedy strzeliła, dobijając dzika. Opadł wyczerpany na mech. W końcu takie skakanie i bieganie było męczące, zwłaszcza po całym dniu uganiania się za inną zwierzyną. Potrzebował chwili odpoczynku, zanim zacznie zbierać swoje rzeczy i zdobycze, rozrzucone wokoło. Patrzył jak jego przyjaciółka się zbliża. Poczuł wściekłość.
- Na co tyle czekałaś?! To bydle mogło mnie zabić! - krzyknął zły, a potem wstał i podszedł do konia. Zwierze ogromnie cierpiało - Daj mi nóż, ten rumak nie zasłużył na takie męczarnie - chociaż lubił tego wierzchowca wolał go zabić, niż patrzeć jak ten się męczy i zdycha powoli. Był wojskowym, nie przywykł do ratowania rannych koni. Ranne konie się zabijało, a potem jadło. Bo na wojnie je się wszystko, a mięso, niezależnie z jakiego zwierza, jest rarytasem. Pogłaskał ogiera po łbie - spokojnie przyjacielu... - powiedział. Dostał go od ojca na 15 urodziny, kiedy wszedł w wiek męski. Było mu smutno, że już musiał się z nim rozstać, ale cóż...trudno.
Trudno powiedzieć, jakim cudem dowódca gwardii królewskiej zdołał zaprzyjaźnić się z Cesarem. Choć Darren uosabiał wszystko, do czego Flamberge dążył przez większość życia, był wspaniałym kompanem i tylko dzięki swojemu uporowi nie dał się odstraszyć ani brakiem entuzjazmu, ani też zdawkowymi odpowiedziami, jakimi Cesar raczył go na początku znajomości. Sceny takie jak dzisiejsza były więc na porządku dziennym: obaj panowie w karczmie przy kuflach piwa, w skupieniu analizujący ostatni turniej rycerski.
OdpowiedzUsuńJako że sir Robert zaprezentował się ostatnio wybornie, czego Darren absolutnie nie chciał przyznać, dyskusja pochłonęła Cesara bez reszty. Nie tylko nie zauważył obecności Caeli (której bez wątpienia przemówiłby do rozsądku, o tej godzinie dawno powinna spać), ale też pozostał ślepy na trzech zakapturzonych jegomości, którzy zadali sobie sporo trudu, by wyglądać na podchmielonych i całkowicie niegodnych jego zainteresowania.
Dopiero gdy pożegnał się z Darrenem i ruszył na skróty ciemną uliczką mającą zaprowadzić go do domu zorientował się, że coś jest nie w porządku. Ktoś zdecydowanie zbyt długo za nim podążał, zachowując stałą odległość. Flamberge nie chciał kłopotów i usiłował ignorować nieznajomego. W ten sposób przemierzył jeszcze parę metrów, gdy nagle usłyszał krzyk, który sprawił, że zatrzymał się gwałtownie, natychmiastowo trzeźwiejąc. Dawniej taki dźwięk oznaczał, że ktoś właśnie wskoczy mu na plecy i wybuchnie dzikim chichotem. Ale nie tym razem. Działo się coś niedobrego.
Cesar odwrócił się i zobaczył jak podejrzany mężczyzna znika w ciasnym przejściu między domami. Z bijącym szybko sercem rzucił się w pogoń, ignorując rwący ból w kolanie. Dopiero tuż, tuż przed zakrętem zwolnił i wyjrzał dyskretnie zza ściany. To, co ujrzał, zupełnie go zmroziło.
[Tarapaty gotowe :)]
Cesar drgnął, a wściekłość całkowicie przejęła nad nim kontrolę. Caela była absolutnie nietykalna i od tej reguły nie miał prawa zaistnieć ani jeden wyjątek. Gdzieś tam na pograniczu świadomości jakiś głosik czasami szeptał mu, że pewnego dnia ona pewnie da słowo jakiemuś mężczyźnie, a ten mężczyzna przekroczy wszelkie bariery. Nie wyobrażał sobie jednak, by miało się to stać bez jego osobistej permisji, poprzedzonej przegonieniem feralnego zalotnika ze trzy razy po najgorszym torze treningowym, aż mu wszystkie złe myśli uciekną z głowy.
OdpowiedzUsuńPowoli, cichutko i ostrożnie wydobył swój niezastąpiony miecz z pochwy i uniósł go na wysokość wzroku. Przez ułamek sekundy morderczy błysk jego oczu odbijał się w klindze. Ten moment szybko jednak minął, bowiem Cesar rzucił się w stronę napastników zupełnie zapominając o tym, że naprawdę można sobie narobić problemów, gdy się kogoś nierozważnie zabija. Plecy barczystego mężczyzny były zachęcająco szerokie i trochę przypominały manekina treningowego. Jego obie ręce wciąż spoczywały tam gdzie nie powinny, podczas gdy ostrze miękko weszło w ciało. Czas się jakby zatrzymał, drugi z agresorów patrzył pustym wzrokiem na końcówkę miecza przebijającego na wylot jego towarzysza, jakby próbował zrozumieć, cóż to za magiczny trik sprawił, że znalazła się w tym miejscu.
- Kiedy dama grzecznie prosi, nie wypada odmawiać – powiadomił swoją ofiarę chrapliwym głosem Cesar, nie zwalniając uścisku.
Kolejną sekundę poświęcił na jakieś ostatnie słowa tego człowieka, ale niezrozumiały bełkot mógł równie dobrze być błaganiem na litość, co niewybredną sugestią co do matki Flamberge'a. A jako że ten ostatni należał do ludzi łagodnych i litościwych, jednym szarpnięciem wydostał miecz, zanim nieznajomy zdążył dodać jeszcze kilka epitetów i tym samym powiększyć listę swoich grzechów na drodze prosto w objęcia Soleilusa.
[daaamn, w ogóle brak mi pomysłów też, a Caela jest świetna, więc wątek by był wskazany :> ]
OdpowiedzUsuńAranea
Widok upadającego na ziemię osobnika obudził w Cesarze wspomnienie, które przemknęło błyskawicznie przez głowę i sięgnęło aż do poczucia człowieczeństwa. Krótkie pytanie – co ja zrobiłem? - nie było w stanie jeszcze wywołać wyrzutów sumienia, ale pozwoliło mu zauważyć drżenie Caeli. Cholera, trzeba było to skończyć, już dosyć przeżyła tej nocy.
OdpowiedzUsuńCzubkiem buta Cesar odgarnął kaptur, który choć opadł, wciąż zakrywał część twarzy mężczyzny. Twarzy zupełnie anonimowej, której jeszcze nigdy w życiu nie widział. Nieznajomy wyraźnie zaciął się w sobie, nie chcąc nic powiedzieć. Flamberge jakby od niechcenia przeszedł krok dalej i nadepnął mocno na palce tej nieskrępowanej ręki. Odpowiedział mu satysfakcjonujący jęk.
- On mnie zabije, jeśli wam powiem! - oznajmił im głos zduszony pod naciskiem przygniatającej go wciąż do ziemi Caeli. Ale było zupełnie oczywistym, że niewiele brakuje, żeby go złamać. Teraz wystarczyło tylko obejść tego dziwnego, oszalałego z przerażenia człowieka, pochylić się nad nim i wyszeptać wprost do przekrwionych oczu, łypiących na niego z dziwnie wykręconej głowy:
- My też potrafimy zabijać, ale robimy to powoli.
- Ty… Ty stoisz mu na drodze! Potrzebujemy naszych ludzi w straży, blisko tej suki! Nas jest dużo więcej niż ci się wydaje, ooo, dużo więcej…
Szaleńczy śmiech wydobył się z jego gardła, a po szyi pociekła stróżka krwi, gdy skóra zetknęła się z przysuniętym doń sztyletem.
- Kto wam przewodzi? Powiedz!
Niezablokowana ręka uczyniła rozpaczliwy gest i zanim Cesar zdążył zareagować, mężczyźnie udało się złapać sztylet upuszczony przez martwego towarzysza i wbić go sobie na wysokości serca.
Spojrzał na nią nieco zdziwiony. Dopiero potem sam przyjrzał się ranie. Faktycznie, nie była glęboka, na pewno bolesna, ale nie śmiertelna. Pokiwał głową.
OdpowiedzUsuń- Jeśli są jakieś szanse, a tutaj chyba są nawet duże...to, oczywiście, ratuj go - powiedział. Za dużo czasu ostatnio spędzał w wojsku, pilnując porządku w Królestwie, a zwłaszcza na granicy i innych niebezpiecznych miejscach. To był jego sposób na nierozpaczanie już dłużej z powodu ojca. Po prostu całkowicie poświęcił się roli, którą otrzymał. To zajmowało jego myśli przez większość czasu. Nie ojciec, siostra, czy też narzeczona, której miał nadzieję szybko nie poznawać. Jakoś nie wyobrażał sobie siebie w roli męża, a co dopiero ojca. Zresztą, jak miał nimi być, skoro ciągle gdzieś wyjeżdżał?
- Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem...nie jesteś w końcu łucznikiem, tylko kobietą - uśmiechnął się lekko - po prostu wiesz...adrenalina, zagrożenie...nieco spanikowałem, bo nie miałem broni, a nie wiem czy jeszcze długo potrafiłbym unikać tego dzika - był obok niej, bardzo blisko. Znali się od dzieciństwa, kiedy to razem biegali po zamku, boso, bawiąc się w chowanego i będąc istnym utrapieniem dla wszystkich nianiek, które miały pilnować chłopca. Thomas miał zawsze lepszy kontakt z dziećmi służby, niż tymi szlachetnie urodzonymi. Może to dlatego, że służby nie obchodziło jego pochodzenie. To, że był nieślubnym synem, żywym dowodem na niewierność króla, której pobyt na dworze był solą w wielu oczach, a już zwłaszcza królowej, która chłopca nie potrafiła znieść. Do teraz miał bardzo dobre kontakty ze służbą, a dziwną stajenną traktował jak najlepszą przyjaciółkę.
Cesar miał ochotę na nią krzyczeć i siłą wyciągnąć odpowiedzi, dlaczego spuszczona na chwilę z oka od razu musiała wpakować się w kłopoty, tak samo jak szczerze pragnął cofnąć czas o kilka godzin – ba, o kilka lat – by zamknąć ją w złotej klatce i już nigdy z niej nie wypuszczać. Ale to wszystko było jego strachem i jego frustracją, które póki co należało odłożyć na bok.
OdpowiedzUsuńGłupia, głupia dzielna dziewczyna, pomyślał, ale na głos powiedział tylko:
- Hej, już wszystko w porządku.
Podniósł ją ostrożnie z ziemi, żeby ani sekundy dłużej nie musiała przebywać tuż koło bezwładnego ciała, patrzącego martwym wzrokiem w przestrzeń. Cesar wzdrygnął się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że trup spogląda prosto na niego. Powinien przeszukać tych mężczyzn i spróbować dowiedzieć się kto ich na niego nasłał, kim był ów tajemniczy „on”, lecz w głębi ducha cieszył się, że okoliczności na to nie pozwalają.
Na ramieniu Caela miała ślady nie swojej krwi i wytarł je szorstkim gestem, nie chcąc dostarczać kolejnego stresu. Dobrze wiedział, że te chwile i tak do niej wrócą w koszmarach, tak samo jak ścigały go jego własne. Nie potrafił jej pomóc tak, jak na to zasługiwała. Z każdym krokiem czuł palący ból w kolanie, toteż raczej powoli posuwał się do przodu, nie zastanawiając się nad tym, że podejmuje przerwaną wcześniej drogę do domu. Widział, że dziewczyna powoli mu odpływa i postanowił do tego nie dopuścić, więc zaczął do niej mówić cichym, ale stanowczym tonem, wymagającym od niej jakiejś reakcji.
- Caela, przecież dasz radę, prawda? Pamiętasz, jak miałaś osiem lat i zleciałaś z tego wysokiego parkanu koło domu pszczelarza? Nieźle się poobijałaś, ale i tak wstałaś z ziemi i na mnie nawrzeszczałaś, kiedy chciałem powiedzieć twojemu ojcu, pamiętasz?
[ Stare panny powinny się trzymać razem.
OdpowiedzUsuńWitam ślicznie ;>]
Floks
[ To zróbmy tak, że ona ją teraz poprosi i później wyjdą razem do miasta. ]
OdpowiedzUsuńMeredith pomimo tego, że zgrywała silną i twardą, wciąż przeżywała śmierć ojca, w końcu była to dosyć świeża sprawa, a przecież nie można od tak po prostu zapomnieć sobie o śmierci jednego z rodziców, w dodatku gdy było to zabójstwo. Brunetka nie należała do osób mściwych, ale tym razem akurat chciała poznać prawdę, nie chodziło jej o czystą zemstę, coś w stylu " Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie!", chciała po prostu wiedzieć dlaczego, czym jej ociec zasłużył sobie na taką śmierć... Oczywiście podejrzewała, że osoba, która zamordowała jej ojca została wynajęta przez kogoś innego i właśnie do tego kogoś innego chciała dotrzeć królowa, to też żeby tego dokonać musiała znaleźć mordercę, jak to mówią, wszystko krok po kroku. Jednakże nie mogła tego uczynić sama, wiele osób już zajęło się tą sprawą, ale ona wychodziła z założenia, że jeśli chce się aby coś było zrobione dobrze trzeba to zrobić samemu, nie żeby nie ufała swoim ludziom, no ale jednak... Wiedziała, że potrzebuje kogoś zaradnego, wygadanego i zaufanego - tym kimś była właśnie Caela. Meredith postanowiła wysłać jedną ze swoich dwórek by w jej imieniu zaprosiły pannę Fuego na krótką rozmowę. Zamierzała poprosić kobietą o pomoc, rzecz jasna mogła użyć swojej królewskiej władzy, ale nie zamierzała tego robić, zrobi to z własnej nieprzymuszonej woli albo wcale, jej wybór.
Dziewczyna czekała w swojej komnacie wyglądając przez okno i podziwiając piękne widoki, które prawdopodobnie nigdy jej się nie znudzą. Rozmyślała jak zacznie rozmowę i jak ją poprowadzi by skłonić stajenną do swojego pomysłu. Nie każdy by na to przystał, właściwie prawie nikt, jednak miała głęboką nadzieję, że ta rozmowa przebiegnie pomyślnie, jeżeli zaś nie, będzie musiała szukać kogoś innego.
Meredith
Cały czas kiedy oczyszczała mu ranę, głaskał swojego wierzchowca po łbie. Nie nawykł do ratowania koni, bo podczas długich wypraw brakło ziół i bandaży dla ludzi. Żołnierze mieli więc nieco inną mentalnośc, ale cieszył się, że tu była i nie pozwoliła mu zabić tego konia. Kiedy ból nieco zelżał rumak sam się podniósł. Chwycił go za lejce
OdpowiedzUsuń- dzielny chłopiec - powiedział i poklepał go po szyi. Potem zajął się zbieraniem upolowanego ptactwa i zajęcy, które odwiązały się od siodła, kiedy koń stanął dęba. Kiedy już wszystkie swoje zdobycze trzymał w garści, oddał połowę dziewczynie - zasłużyłaś. Resztę dam na zamek, podadzą je na wieczornej uczcie. Wiem, że to niewiele, skoro uratowałaś mi życie, ale wiele osób w mieście wymienia uslugi na dobry kawałek świeżego mięsa. A zawsze możecie je zjeść u was w domu - powiedział, uśmiechając się niepewnie. Potem przywiązał dzika do grzbietu jej konia. Zawsze mial w jukach linę. Tak na wszelki wypadek. A to była góra świeżego, dobrego mięsa. Droga powrotna do zamku na piechotę zajęła im sporo czasu. Podczas wędrówki, rozmawiali ze sobą.
- Wkrótce przyjeżdża moja narzeczona...nie co się tego obawiam. Nie wyobrażam sobie siebie w roli męża...a co dopiero ojca. To będzie bardzo dziwne...- westchnął. Musiał się komuś wyżalić, a komu by innemu, jak nie najlepszej przyjaciółce, z którą niejedno przeżył - a co do mojej nerwowości...trudno zachować spokój, kiedy atakuje cię takie bydle - powiedział - nie mniej jednak jestem twoim dłużnikiem, uratowałaś mi życie. Wiedz, że jeśli będzie ci czegoś trzeba, z radością ci pomogę aby spłacić ten dług.
Cesar uśmiechnął się wyjątkowo szczerze, przypominając sobie starego pszczelarza. Ten człowiek był nieśmiertelny. Chociaż wiek wyginał mu kręgosłup coraz bardziej i już prawie szorował nosem po ziemi, wiekowy dziadyga wciąż jeszcze znajdował siły na przeganianie kolejnego pokolenia dzieciaków ze swojego terenu, wymachując dziarsko laską i pomstując pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Pamiętam jak bolał ten jego przeklęty kij przy zetknięciu z plecami – powiedział półgłosem. Nie był pewny, czy kiedykolwiek mówił o tym Caeli. W jej obecności starał się raczej świecić przykładem, jak przystało na starszego i bardziej doświadczonego, choć zazwyczaj im bardziej się puszył, tym bardziej dostawało mu się za to po nosie. Ale pewne historie i tak siłą rzeczy wypływały i czasami głowił się nad tym, skąd to wszędobylskie stworzenie wie tak dużo, choć wydawało mu się, że do wylewnych nie należał.
Jej kolejne słowa wyrwały go ze wspomnień i dość brutalnie sprowadziły na ziemię. Powoli zaczynało do niego docierać, że ktoś czyhał na jego życie i prawdopodobnie tym razem nie powinien lekceważyć sobie przeciwnika. A gdyby nie ten dzieciak – albo i już nie dzieciak, ale absolutnie nie powinien tak o tym myśleć – mógłby już tej nocy popaść w poważne tarapaty.
- Zrobić mi na złość – podchwycił, marszcząc brwi w niezrozumieniu. - W którym momencie rzucanie się na zagrażających mojemu życiu napastników jest robieniem na złość? - zapytał, choć zakiełkowało w nim pewne podejrzenie. Ostatnimi czasy między nimi faktycznie nie układało się najlepiej i być może w pewnym stopniu była to nawet wina Cesara. Oczywiście nic nie dzieje się bez przyczyny i nie zamierzał brać wszystkiego na siebie, duma stanowczo na to nie pozwalała. Mógł się jednak domyślić, że kilka złośliwych komentarzy na temat braku kompetencji dziewczyny w zakresie opieki nad końmi nie pozostanie bez reakcji, nawet jeśli były one wybitnie zmyślone tylko po to, by raz jeszcze sprawdzić jej opanowanie.