.

.
Herold obwieszcza:
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .

12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!


Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

"Don't you worry, don't you worry child. See heaven's got a plan for you"

 

Thomas Kastloy


syn króla Augustusa II i dwórki jego żony, Lyanny Kastloy
Lord Wschodniego Nurtu
Mąż Rosalie Grant

"Let me give you some advice, bastard. Never forget what you are. The rest of the world will not. Wear it like armor, and it can never be used to hurt you."


Bękart. Kiedyś traktował to jako obelgę. Już tego nie robi, bo wie, że nie jest gorszy.To, że jego rodzice nie mieli ślubu przecież nie było jego winą, prawda? Nikt nie ma wpływu na to kim się rodzi. Po prostu przyszedł na świat 19 lat temu i na nim jest. Jego matka wyjechała ze stolicy po śmierci króla, obawiając się swojego losu, bowiem nie była zbyt lubiana na dworze. On został, aby służyć swojej przyrodniej siostrze, która zasiadła na tronie. Ojciec zadbał o jego staranne wykształcenie, nie odbiegające niczym od tego, jakie odbierałby jako książę. Zna biegle kilka języków, potrafi tańczyć, grać na lutni, śpiewać, jeździć konno oraz posługiwać się bronią. Jest dowódcą oddziału ciężkiej jazdy w armii Królestwa, ojciec zdążył nadać mu ten tytuł zanim został zamordowany. Nie jest może najlepszym dyplomatą, zazwyczaj mówi od razu co myśli, co nie przysparza mu przyjaciół i zwolenników. Nie potrafi też najlepiej kłamać, jest jednak dość czarujący, kiedy chce. Wiele się już nasłuchał o swoich niesamowitych, niebieskich oczach, które są jego znakiem szczególnym, podobnie jak znamię na prawej ręce. Jest jednak osobą skromną i często ubiera się w dobrej jakości, ale mało zdobione ubrania. Woli samotność, bycie w centrum uwagi, poza wojskiem, nie jest czymś, czego pragnie. Nienawidzi plotek dotyczących jego matki oraz jego samego, bo zazwyczaj są to historię wyssane z palca.  Kiedy nie musi akurat gdzieś wyjeżdżać, często udaje się na długie spacery, czyta stare, opasłe tomiska, o dowolnej tematyce, w bibliotece, albo poluję w lesie z użyciem kuszy i łuku. Jest osobą dość impulsywną, strategię umie układać tylko bitewne. Miał romans z lady Alexandrą Leith, dwórką królowej Meredith. Dziewczyna nosi teraz pod sercem jego bękarta. Nadal bardzo ją kocha i nie wie jak zniesie jej widok na zamkowych korytarzach, ma ogromne wyrzuty sumienia, że ten romans kiedykolwiek zaistniał. Od niedawna jest też żonaty z Rosalie, córką lorda Granta. Para wkrótce przeprowadzi się do swojego niewielkiego, wiejkiego dworku, który dziewczyna wniosła w posagu. Będą tam mieszkać do czasu, aż nie zakończy się odbudowa ich zamku w jego ziemiach, który opustoszał i popadł w ruinę po tym, jak pół wieku temu jego mieszkańcy zmarli wskutek zarazy.


Trochę długo, trochę o niczym.
Pomysłów dużo, mogę zaczynać.
Odpisy najlepiej do 300 słów. 
Narzeczona do przejęcia i nawet poszukiwana.

180 komentarzy:

  1. [Witamy królewskiego bękarta, karta znalazła się w zakładkach :).]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Witam przyrodniego brata! To od czego zaczynamy? Stwierdziłam, że Meredith będzie z nim dosyć blisko, od czasu do czasu poprosi go o radę itd. ]

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  3. [Widzę właśnie, że Caela została zasłonięta, więc już miałam witać i się upominać o wątek ;) Jestem za! Myślę, że w chwili oddechu po trudnym okresie i śmierci ojca, przyda się mu przyjazna dłoń. Myślisz, że pasowałaby prosta i nieskomplikowana przyjaźń, podszyta niepoważnym flirtem? Czy robimy zupełnie czyste siostrzano-braterskie przywiązanie?]

    Caela

    OdpowiedzUsuń
  4. [Flirt ze wszystkimi! :D Caela może też spotkać go w lesie, podczas walki z niedźwiedziem, wilkiem, czy innym niebezpiecznym zwierzem. Pomogłaby mu ciut, a później trzeba by było opatrzyć rannego wierzchowca. Może być? :)]

    Caela

    OdpowiedzUsuń
  5. Caela również potrafiła dostosować swoje zachowanie do panującej sytuacji, jednak nie zmieniała się o 180 stopni i zwykle pozostawała tą samą, odważną i pyskatą, choć ciepłą kobietą. Siła jej charakteru lubiła się ujawniać w najmniej odpowiednich momentach i choć miała już 21 lat, nadal zdarzało się, że najpierw robiła, a później dopiero myślała.
    Była szczerze zdziwiona, że tego dnia nikt z rana nie przyszedł do niej by osiodłała jakiegoś konia. Pogoda była piękna, więc aż chciało się ruszyć na łowy. Główny koniuszy pozwolił jej osiodłać swoją klacz i ruszyć przed siebie. Choć niekoniecznie zamierzała polować, to miała przy sobie spory sztylet, a na plecach łuk i kołczan. Wychodziła z założenia, że przezorny zawsze ubezpieczony. I nie myliła się. Szczęście, bogowie, czy zrządzenie losu chciało, że znalazła się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Wyjechała na leśną przecinkę, gdzie rzadko spotyka się zwierzęta. A jednak jej klacz stanęła jak wryta wlepiając ślepia w krzaki przed sobą.
    -Co się dzieje, mała? – spytała, choć nie spodziewała się usłyszeć odpowiedzi. Koń zaczął przestępować z nogi na nogę. Caela zeskoczyła z konia i ostrożnie ruszyła przed siebie, uważnie obserwując krzaki. Zdało się słyszeć dziwne odgłosy. Kilka sekund później zobaczyła Thomasa zeskakującego z drzewa z dziwacznym, choć pomysłowym urządzeniem w dłoni. Kiedyś słyszała o głupich zabawach młodych mężczyzn, którzy walczą z knurami tylko za pomocą noża. Thomas nigdy nie wyglądał jej na takiego ekstremistę.
    Niewiele myśląc wyciągnęła łuk i napięła cięciwę, celując w bok dzikiej świni. Jedna strzała utkwiła w jego boku, odwracając uwagę dzika od Thomasa i rozeźlając zwierzę jeszcze bardziej. Znów napięła cięciwę, celując tym razem w łeb. Miała nadzieję, że licha strzała nie roztrzaska się o czaszkę dzika. W ostateczności mogła również wyciągnąć nóż i próbować uniknąć uderzenia i wbić go w brzuch zwierzęcia. Jednak w jej wykonaniu wydało się jej to mało prawdopodobne.

    Caela

    OdpowiedzUsuń
  6. [Na wstępie bardzo dziękuję za przywitanie. :D Dzięki, już poprawione (tak myślę..)
    Wątek oczywiście bardzo chętnie (tak, Mash <3 przez długi czas miałam nadzieję, że jeszcze jakoś ich ze sobą połączą, co prawda historycznie Bash nigdy nie istniał, ale serial to serial! :D)
    Romans jak najbardziej (bo w końcu Mash), zwłaszcza że mogłoby być ciekawie, skoro on ma narzeczoną.
    To co, czyli rozumiem, że przystajemy przy romansie? No i tutaj nasuwa się kolejne pytanie: przelotny, czy coś głębszego? :D]

    Lady Alexandra

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Ona mogłaby zaprosić go na rozmowę, gdyż chciałaby się dowiedzieć co słychać w armii, czy wszystko dobrze się sprawuje i tak dalej, a później przejdą do luźnej rozmowy, ona zacznie go wypytywać o narzeczoną i w ogóle. ]

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  8. W dzisiejszym balu Alexandra uczestniczyła tylko ze względu na królową, którą przysięgła strzec. Nigdy nie przepadała za tłumami upitych mężczyzn i kobiet. Zwłaszcza, że sama piła zazwyczaj niewiele. Od jakiegoś czasu miała wielką nadzieję, że bal zostanie odwołany. Chociażby przez wzgląd na niedawną śmierć władcy. Niestety dwór był rządny zabaw. Niektórzy zachowywali się tak, jakby ostatnie wydarzenia w ogóle nie miały miejsca.
    Alexandra zazwyczaj unikała picia. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet małe ilości alkoholu mogą spowodować u niej zbyt wielkie rozluźnienie. Odmawiała więc za każdym razem, gdy ktoś podsuwał jej kielich wina. Próbowała stać się cieniem królowej, dlatego nie tańczyła i postanowiła ograniczyć się do rozmów z innymi damami dworu, które nie szczędziły sobie alkoholu. Gdy władczyni opuściła salę balową i skierowała się do swoich komnat, Alexandra niechętnie przyjęła kielich. Ku zdziwieniu jej towarzyszek opróżniła go niezwykle szybko i bez chwili namysłu sięgnęła po kolejny. A potem następny. Wiedziała, że skończy się to dla niej źle, ale w pewnym momencie przestała o tym myśleć. Tańczyła i bawiła się z innymi damami, co jakiś czas uchylając kolejne łyki alkoholu.
    Dopiero, gdy zakręciło jej się w głowie, uświadomiła sobie, jak wiele wypiła. Z wyprostowaną głową, potykając się co chwila o suknię, ruszyła w stronę wyjścia. Mijając drzwi zachwiała się i wpadła na kogoś. Dygnęła na tyle, na ile była w stanie, podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę.
    - Witam pana, panie Kastloy. Piękny bal, prawda? – uśmiechnęła się, rozpoznając królewskiego bękarta. Ponownie dygnęła i ruszyła przed siebie. Niestety nieudanie, ponieważ znów się zachwiała. Odwróciła się w stronę mężczyzny i westchnęła. – Normalnie tyle nie piję. Czy mógłby mi pan pomóc dotrzeć do mojej komnaty? Obawiam się, że sama nie będę w stanie tego zrobić.

    [Okropnie mi to wyszło, ale obiecuję poprawę i proszę o wybaczenie. :)
    https://31.media.tumblr.com/dccff1f6b40a596e5f316d30a6528ca1/tumblr_n20ro8FPbY1rxmwhyo1_250.gif <3]

    Alexandra

    OdpowiedzUsuń
  9. Święcie przekonana o słuszności swego postępowania nie przemyślała tego, czy życie było jej miłe, czy też nie. Zobaczyła osobę na tyle jej bliską, by zupełnie stracić świadomość. Działała mechanicznie, a że nie przywykła do obmyślania strategii, planowania działania i byciu gotowym do walki. Nie dość, że była kobietą, to jeszcze stajenną, a nie wojowniczką.
    Celuj w oko. Łatwo powiedzieć, Thomasie. Gdybyś nie biegał tak blisko tej świni, może nie obawiałabym się, że trafię ciebie. Dla niej było to dosłownie kilka sekund potrzebne na uspokojenie ręki i obranie dokładnego celu. Dodatkowo miała spokojną głowę, że na pewno jej strzała nie chybi, dobiła dogorywającego dzika. Ruszyła w jego stronę odrobinę zlękniona. Gdzieś w środku odczuwała niepokój na myśl, że Thomas mógłby być ranny. Nie spodziewała się jednak, że na jej dobre chęci odpowie gniewem. Automatycznie jej rozczulenie i obawa minęły w jednej chwili. Przybrała postawę obronną i zacisnęła usta.
    -Nie jestem łowczym tylko stajenną. Wolałbyś żeby ta strzała była dla ciebie, panie? – wycedziła przez zęby, aby uświadomić mu swoje dobre zamiary, choć wątpiła by je rozważył dopóki adrenalina rozsadza mu głowę. Spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. Rana nie była śmiertelna, pod warunkiem, że nie będą zbyt długo zwlekać. Pamiętała moment, w którym wprowadził swego konia do stajni po raz pierwszy – Thomas kipiał dumą i radością.
    -Wojna paczy ludzkie umysły, a adrenalina nalewa szaleju do głowy – mruknęła, ani myśląc o wyciąganiu noża. Podbiegła do swojej klaczy i z przewiązanego tobołka wyjęła kilka potrzebnych rzeczy. Wróciła do Thomasa i przyklęknęła przy boku konia z troską wymalowaną na twarzy. Jej wzrok złagodniał, gdy oglądała ranę. Sięgnęła do torby wyciągając czysty kawałek materiału, trochę tłuszczu i kilka liści.
    -Pozwolisz mi go opatrzyć, panie, czy nie chcesz dać mu szansy na dłuższą służbę? – spytała przenosząc wyczekujący wzrok na przyjaciela. Miała nadzieję, że krew już tak się nie gotuje w jego żyłach.

    Caela

    OdpowiedzUsuń
  10. Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła silne męskie ramiona i teraz już pewniej ruszyła przed siebie. Jej rumiana twarz zaczęła powoli wracać do normalności. W balowej Sali było zdecydowanie zbyt duszno, choć musiała przyznać, że będąc tam wcale tego nie czuła. Mogła zawdzięczać to głównie alkoholowi, przez który nadal szumiało jej w głowie.
    - Zastanawiam się, co by zrobił mój ojciec, gdyby zobaczył mnie w takiej sytuacji. – Wypaliła– zapewne uważałby, że przyniosłam mu hańbę. On już taki jest. Uważa, że muszę być nieskazitelna. No wiesz, biała jak śnieg – zaśmiała się, jakby właśnie opowiedziała jakiś żart. Była pijana, przestała kontrolować słowa, które wypowiadała. Dobrze, że choć trochę panowała nad swoim ciałem. Na razie.
    - Och, przepraszam. Nie powinnam mówić tak do Ciebie. Zaraz – przystanęła, ale zaraz znów ruszyła – jak właściwie powinnam się do Ciebie zwracać? Panie, Lordzie? To dosyć trudne. Tak myślę. Wybacz mi, zazwyczaj tyle nie mówię, to wszystko przez wino – przerwała, a pusty korytarz znów wypełnił jej śmiech. – Tak właściwie to mówię. Bardzo dużo mówię. Moi kuzyni straszyli mnie kiedyś, że jak na dworze będę tyle mówić, to król każe odciąć mi język.
    Minęła ich służąca, która na widok Alexandry wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Dygnęła, zakryła usta dłonią, ukrywając uśmiech i wręcz zerwała się do biegu.
    - Nigdy nie słucham plotek, a tym bardziej się nimi nie przejmuję. Może to dlatego, że nigdy nikomu nie dawałam powodów do plotkowania o mnie? Teraz już mają o czym rozmawiać. – Byli już coraz bliżej komnat dam dworu, ale Alexandra wcale nie czuła się zmęczona i wcale nie chciała iść spać. – Niech zgadnę, już dawno przestałeś mnie słuchać, prawda? Zapewne Cię zanudziłam.
    Skręcili, minęli straże i stanęli pod drzwiami jej komnaty. Była zaskoczona, że dotarli tutaj tak szybko.
    - Cóż, bardzo miło się z Tobą spacerowało. – Dygnęła niezgrabnie, jale zamiast cofnąć się do tyłu, jakby wiedziona impulsem, zrobiła krok do przodu.

    [Hahaha, Bash <3]

    OdpowiedzUsuń
  11. Uniosła głowę, czując na sobie jego przenikliwy wzrok. Milczała przez dłuższą chwilę, co było dosyć dziwne, zwłaszcza, że jeszcze jakiś czas temu paplała jak najęta, wpatrując się w jego oczy. Były.. inne. Gdyby ktoś poprosił ją o nazwanie tego koloru, nie potrafiłaby tego zrobić. Nie tylko teraz, jutro także, gdy alkohol opuści na dobre jej ciało.
    - Służki? Nie, nie. Doskonale potrafię poradzić sobie sama. Zapewne tego nie wiesz, bo skąd mógłbyś to wiedzieć, ale ja radzę sobie sama. Jeżeli proszę o pomoc, to musi to być coś poważnego. – Uśmiechnęła się szeroko i nie myśląc o tym, co właściwie robi, uniosła prawą dłoń i położyła ją na jego policzku. Była pijana. Jutro zapewne nie będzie tego w ogóle pamiętać. Tak przynajmniej myślała.
    - Masz piękne oczy. Co ja mówię?! Są przepiękne! Zazdroszczę Ci ich. Też chciałabym mieć coś, co wyróżniałoby mnie spośród tłumu dam. A tak? Hm, jestem zupełnie przeciętna. – Uniosła drugą dłoń i przyłożyła palec wskazujący do jego ust – tylko mi nie przerywaj, dobrze? Mam nadzieję, że nie uważasz mnie za próżną osobę. Nie jestem późna. Naprawdę.
    Nie zachowywała się tak, jak powinna. Nie tak, jak przystało na damę dworu królowej. Chociaż, mówiąc prawdę, wiele dam zachowywało się na co dzień tak, jak ona teraz.
    Zagryzła dolną wargę, a jej uśmiech pogłębił się jeszcze bardziej.
    - A wracając do rozbierania.. skoro już jesteś taki uczynny, to może Ty pomożesz mi się rozebrać? Po dłuższym zamyśle stwierdzam, że ta suknia ma za dużo skomplikowanych sznurków. – Zrobiła kolejny krok do przodu, tym samym jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą ich odległość. Nie ugryzła się w język, zanim wypowiedziała te słowa, bo zwyczajnie nie czuła wstydu. Czuła się nadzwyczaj dobrze.
    - To co, Thomasie? Pomożesz mi? – Stanęła na palcach (co wymagało nie lada wysiłku!) i poczuła jego gorący oddech na swojej twarzy.

    [Tak! A później hmm: http://static.tumblr.com/bf253e237544c269a54b24bc484fe2f6/69g52jm/ZZbn0mxp8/tumblr_static_tumblr_mwk9cyfgkm1qea23to8_500.gif :D]

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślała, że Thomas się odsunie i odejdzie. Właśnie dlatego była niezwykle zaskoczona, gdy ich usta się połączyły, a ich oddechy się ze sobą zmieszały. Objęła jego szyję i miała nadzieję, że ta chwila będzie trwać jak najdłużej. Idealnie wpasowała się w jego silne ramiona. Gdy odsunął się od niej, spojrzała na niego z wyrzutem. Choć wielu mężczyzn starało się skraść choć jeden pocałunek, tej nocy Alexandra całowała się z kimś po raz pierwszy. A tym kimś był nie kto inny, jak bękart, syn zmarłego króla, a brat królowej. Pod wieloma względami była to zdecydowanie zła partia. Pomijając już to, że był bękartem. Miał narzeczoną i to powinno ją zatrzymać, ale nie zatrzymało. Nie chciała żeby tak się to skończyło. Była zdziwiona, ale chciała czegoś więcej.
    - Nie.. proszę. Thomasie.. – W głowie zaświtała jej myśl, że będzie tego żałować, ale zignorowała tę myśl. Była dorosła. Fakt, była też pijana, ale to inna sprawa. Złapała go za rękę. – W czym jestem gorsza od wszystkich innych kobiet, które miałeś? Mam wszystko to, co trzeba. Zapewniam. No dobrze, może oprócz doświadczenia.
    Sama była zdziwiona, że zdołała zadać mu takie pytanie. Nie była pewna, czy chce znać na nie odpowiedź. Otworzyła drzwi swojej komnaty i nadal trzymając jego dłoń przestąpiła próg, ciągnąc go za sobą. W komnacie paliła się tylko jedna świeca, znajdująca się na stoliku tuż przy drzwiach. Gdy oboje znaleźli się w środku, puściła jego dłoń i zamknęła drzwi. Odwróciła się w jego stronę. Widziała go doskonale, dzięki zapalonej świecy.

    [Szukaj, szukaj. Masz z czego wybierać, jakby nie było. :D]

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojciec wiele razy tłumaczył jej, dlaczego powinna wyjść za mąż z kimś o jej statusie społecznym. Kiedyś nie mogła tego pojąć. I nadal nie może. Właśnie dlatego odetchnęła z ulgą, gdy ojciec zerwał zaręczyny z mężczyzną, którego nigdy nie widziała na oczy, i pozwolił jej pozostać na dworze. Może i byłaby dobrą żoną, matką.. Ale nie chciała wychodzić za mężczyznę, którego w ogóle nie znała. Teraz w jej komnacie był bękart, nieślubny syn króla, o którym na zamku mówiono wiele. Mimo tych plotek, Alexandra zawsze darzyła go szacunkiem, choć nigdy wcześniej nawet nie rozmawiali. Zawsze wydawało jej się, że Thomas jest jedną z tych osób na dworze, które mogłaby naprawdę polubić.
    Słuchała go uważnie, a gdy skończył spuściła głowę, a z jej ust wydobyło się westchnienie. Z jednej strony chciała mu przyznać rację, ale z drugiej.. nie chciała zadręczać się niepotrzebnymi myślami. W każdym razie nie teraz, nie tej nocy. Ma przed sobą wiele dni, które może przeznaczyć na dręczenie samej siebie.
    - To, co mówisz jest niezwykle mądre. Tak, zgadzam się z Tobą. Całkowicie. No i masz rację co do mojego ojca, ale oprócz Twojej głowy, zażądałby również mojej. Taki już jest. Jestem dla niego ważna, bo mogę strzec królowej. – Pokiwała głową odsuwając się od niego. Przeszła się po pokoju, w międzyczasie rozplątując sznurki, które trzymały jej suknię. – W porządku. Skoro aż tak bardzo tego nie chcesz, to rozumiem. To Twoja decyzja. Choćbym chciała, nie będę Cię do tego namawiać.
    Spojrzała na niego dopiero, gdy suknia opadła na podłogę, a jej ciało okrywała jedynie halka.
    - Możesz iść, droga wolna. Nie zatrzymam Cię – uśmiechnęła się podchodząc do niego, tym razem jednak utrzymała odpowiednią odległość. – To jaka decyzja, Thomasie?

    [Hahaha, no to cieszę się, że jakieś wybrałaś. :D]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Aidan właściwie sam nie wie czego chce i mimo że zgrywa twardziela, jest trochę nieporadny i nie czuje się pewnie w nowym miejscu, dlatego szuka sprzymierzeńców tam gdzie się da. Na początek proponowałabym przyjaźń, która później przerodzi się w czystą nienawiść, jako że Aidan zalecając się cały czas do siosty Thomasa nie zamierza odmawiać sobie romansów z innymi kobietami :D co Ty na to? ]

    OdpowiedzUsuń
  15. - Masz mnie. Już dawno postawiłam sobie za cel, udręczenie jak największej ilości bękartów. Masz to szczęście, że jesteś pierwszy – odpowiedziała ze śmiechem. – Problem w tym, że jesteś jedynym królewskim bękartem, jakiego znam.
    Chociaż była na to przygotowana, to gdy ich usta ponownie się ze sobą złączyły, jej serce zaczęło bić jak szalone. Chciała czerpać z tej chwili jak najwięcej. Ostatecznie uciszyła głosik w swojej głowie, który mówił stanowcze „nie” i poddała się królewskiemu bękartowi. Była zaskoczona tym, z jaką lekkością udało mu się ją podnieść. O dziwo, poczuła się niezwykle bezpiecznie w jego silnych ramionach.
    Pościel była delikatna i chłodna, a mimo to czuła jakby całe jej ciało płonęło.
    - Niestety nie mogę Ci tego obiecać – zachichotała, przymrużając oczy. Wygięła się w łuk, czując jego pocałunki na swojej szyi. Z jej ust wydobył się cichy jęk, gdy jego usta zjechały jeszcze niżej. Szumiało jej w uszach, kręciło się w głowie i nie była wcale pewna, czy było to spowodowane alkoholem. Przeżywała swój pierwszy raz, a to było dla kobiety coś wyjątkowego. Przynajmniej powinno być. Za chwilę miała stracić swoją cnotę. Czyli coś, co miała podarować swojemu mężowi. Coś, co powinna mu podarować.
    Gdy Thomas był coraz bliżej jej kobiecości, złapała go za ramię i zmusiła do przerwania wędrówki po jej ciele.
    - Poczekaj – jej oddech był ciężki, a głos nie przypominał tego sprzed kilku minut. – Chcę patrzeć Ci w oczy, gdy… - nie dokończyła, zsunęła się pod nim delikatnie w dół, objęła ramionami szyję i tym razem to ona go pocałowała. Wsunęła dłonie pod jego ubranie oraz zaczęła nimi błądzić najpierw po jego plecach, a następnie po umięśnionym brzuchu.

    [A potem będzie tak! http://33.media.tumblr.com/adfe3d735d022825f478502cd8ac60ed/tumblr_no6lghwSWP1u991cuo1_500.gif :D]

    OdpowiedzUsuń
  16. Spojrzała na niego, odwracając głowę w jego stronę. Jej wzrok złagodniał, uniosła lekko kącik ust. Nie potrafiła się na niego gniewać, szczególnie, że był osobą, która potrafiła przeprosić i przyznać się do ewentualnego błędu. Lubiła Thomasa, czuła się dobrze w jego towarzystwie i zręcznie udawała, że długie spojrzenia wcale nie są dla niej krępujące. Odwróciła wzrok by jeszcze raz przyjrzeć się ranie, a następnie pogłaskała delikatnie konia po brzuchu by przyzwyczaić go do jej dotyku w okolicach rany.
    -Potrzymaj go proszę za łeb. Na pewno lubi twój dotyk, panie – powiedziała uśmiechając się lekko do Thomasa i nabierając na szmatkę nieco tłuszczu. Ostrożnie i delikatnie oczyściła ranę, a następnie wypełniła ją tłuszczem. Tej sztuczki nauczył ją Cesar, który zawsze miał na wszystko rozwiązanie.
    -Spokojnie… jeszcze chwilka – szepnęła łagodząco i przyłożyła delikatnie liście oraz czysty kawałek materiału. Przytrzymała dłonią i przewiązała rzemykami. Byle tylko dotrzeć do stajni, gdzie będzie można wezwać medyka. Otrzepała ręce, choć wszystko nakładała czystą szmatką, by nie zakazić rany.
    -Chyba wrócimy na piechotę – stwierdziła, patrząc w stronę słońca i przysłaniając oczy, by oszacować godzinę. – Nie powinien przez jakiś czas nieść jeźdźca.
    Spojrzała na Thomasa raz jeszcze, zadowolona, że udało się zatamować krwotok i przyczynić się do uratowania ukochanego konia królewskiego syna. Choć Thomas był jej bliski, zawsze zwracała się do niego panie. Matka wpoiła jej szacunek do mężczyzn i nawet do męża zwracała się w ten sposób. Oczywiście nie przeszkadzało to stajennej w mówieniu tego, co myślała, co niejednokrotnie brzmiało dość groteskowo.
    -Straszny z ciebie nerwus, panie – uśmiechnęła się do niego lekko, szturchając go delikatnie w ramię swoim ramieniem.

    Caela

    OdpowiedzUsuń
  17. Była zaskoczona delikatnością, z jaką Thomas dotykał ją i całował. Nie żeby spodziewała się czegoś brutalnego, ale mimo to zdołał ją zaskoczyć. Słyszała wiele opowieści o tym, jak mężczyźni traktują kobiety. Damy dworu, a nawet służki, często były aż za bardzo wylewne.
    Gdy zdjął z niej halkę nie poczuła ani odrobiny wstydu, choć był jej pierwszym mężczyzną. Z jej ust wydobył się kolejny, tym razem o wiele dłuższy jęk, gdy poczuła jego dłoń na swojej piersi. Czuła, jakby za chwilę miała się rozpłynąć. Przymknęła powieki, ale otworzyła je natychmiast, gdy tylko usłyszała jego słowa.
    - Wiem. Gdyby królowa nie objęła tronu, to zapewne miałabym już męża, więc musze wiedzieć takie rzeczy. – Przerwała, biorąc głęboki oddech. Przejechała dłonią po jego nagim torsie - ale.. czy Ty naprawdę chcesz żebym jednak powiedziała nie? Chcesz teraz przerwać?
    Tuż po ogłoszeniu jej zaręczyn ze szlachcicem, Alexandra została gruntowanie przygotowana przez ciotkę, która przyjechała po to do stolicy. Wiedziała o wszystkim, o bólu, o krwi, o możliwości powicia dziecka.. Cóż, zaręczyny zostały zerwane, ale wiedza pozostała. Kiedyś Alexandra i tak przeżyłaby swój pierwszy raz, co prawda nigdy nie sądziła, że przeżyje go z bękartem, ale już nie raz się przekonała, że los potrafi naprawdę zaskoczyć.
    Podniosła się na łokciach i ponownie pocałowała go w usta, ale zaraz zaczęła całować również jego żuchwę. Przysunęła usta do jego ucha, przygryzając delikatnie jego płatek wyszeptała: - Nie mów do mnie lady, proszę. Jestem Alexandra. Tylko Alexandra. Chcę zapomnieć o tym, że wcale nie zachowuję się tak, jak na lady przystało.
    Opadła na poduszki, chwyciła jego dłonie i położyła je na swoich piersiach, a następnie sunęła w dół.

    [Ojoj, u nas to już keczup po frytkach. :D

    Ale uwielbiam ten moment, tak w ogóle. Królowa Szkotów pod wpływem alkoholu całuje bękarta, pięknie! :D]

    OdpowiedzUsuń
  18. Oczywiste było to, że nie przemyślała tego. Była pijana, działała pod wpływem impulsu. Chciała cieszyć się chwilą, młodością. Chciała czuć się wolna. Zapewne następnego dnia będzie tego żałować. Nie tego, komu oddała cnotę, ale tego, że w ogóle to zrobiła. Ale po co żyć, skoro nie można robić tego, co się chce? Każdy kolejny dzień jest wielką niewiadomą. Może przynieść zarówno radość, miłość, jak i tragedię oraz cierpienie.
    Już dawno przestała kontrolować wydawane przez siebie dźwięki. Nie zamierzała przejmować się tym, że jęczy za głośno, zakłócając tym samym ciszę nocną. Choć była pewna, że jej sąsiadka z komnaty obok również nie spędza tej nocy samotnie. Przyjemność, jaką Thomas sprawiał jej samym dotykiem jej kobiecości była wręcz nie do opisania. Jej całe ciało drżało z podniecenia. Pragnęła jego gorących ust i wspaniałego dotyku. Tylko to liczyło się dla niej w tej chwili.
    Podniosła się, odsuwając go od siebie. Wysunęła się spod niego i pchnęła go na plecy, tak że teraz to ona była na górze. Po chwili wykonała jego prośbę, a jego spodnie wylądowały na ziemi, daleko za nimi. Zagryzła dolną wargę, spoglądając najpierw w jego oczy, a następnie na jego męskość. Niepewnie, drżącą ręką dotknęła jego członka i od razu poczuła, jak jej twarz robi się purpurowa. Coś takiego! Nie wstydziła się, gdy pozbyła się sukni, a następnie halki, a zawstydziła się teraz.
    - Ja.. ja nie mam doświadczenia. Przepraszam, ja.. – westchnęła z irytacją, zła sama na siebie. Delikatnie poruszyła dłonią. Długie, ciemne włosy opadły jej na twarz zakrywając zaczerwienione policzki.

    [O, jak dobrze, że jestem z 97 rocznika, już się łapię (prawie!), hahaha :D]

    OdpowiedzUsuń
  19. Jeszcze chyba nigdy się tak nie czuła. Mimo wypitego wcześniej alkoholu była zażenowana, tak bardzo, że przez dłuższą chwilę nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Gdy jednak on zmusił ją do tego, by na niego spojrzała uspokoiła się nieco i ponownie rozluźniła. Była zła na siebie, bo uważała, że Thomas ma więcej pracy przy niej, niż pożytku. Chciała żeby i jemu ta noc przyniosła choć trochę przyjemności.
    Musiała się wszystkiego nauczyć od zera. Zaczęła żałować, że uważniej nie słuchała swoich towarzyszek, które miały już spore doświadczenie. Oczywiście nie wszystkie, ale większość z nich. Mogłaby w ten sposób dowiedzieć się o wiele więcej, niż tylko od ciotki, która powiedziała jej o suchych faktach. Owszem, wspomniała coś o przyjemności, ale głównie skupiła się na tym, że ludzie kochają się dla potomstwa.
    Początkowo poruszała dłońmi powoli, jak gdyby bojąc się, że może mu w jakiś sposób zrobić krzywdę. Co chwila przenosiła spojrzenie z jego twarzy, na swoje dłonie obejmujące jego męskość. Po chwili znacznie przyspieszyła, ale zaraz znów zwolniła. Powtarzała to przez dłuższą chwilę, aż w pewnym momencie, nie przerywając tego działania pochyliła się nad nim i pocałowała go namiętnie.
    - Naprawdę przynosi Ci to przyjemność? – zapytała odrywając się od jego ust. Interesowało ją wszystko, co teraz czuł. Chciała wiedzieć o czym teraz myśli. Może myśli o któreś z kobiet, którą miał i chciałby teraz być z nią?
    - Chcę żebyś we mnie wszedł – wyszeptała, nadal trzymając dłonie na jego męskości. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się.

    [No ja już się nie mogę doczekać narzeczonej :D]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Lolitka tez nie mam, zreszta watki damsko-damskie wychodza mi opornie ;/ ale moze Thomas? jakies powiazanie rodzinne? ]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  21. [to moze zrobimy ich przyjaciolmi? Po jakims czasie, gdyby przyjechał do Estcarpu i chcialby sie z nia zobaczyc to wydalo by sie, ze nigdzie jej nie ma i wtedy spotkajac sie w warsztacie i ja wtedy rozpozna]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  22. [zrozumialam wczesniej xD ah i dziekuje, pomysł wyszedł w zasadzie z mojej ulubionej serii anime tylko oczywiscie zmodyfikowany ^_^
    Kto zatem zacznie/ ;)]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  23. Była ciekawa wszystkiego. Chciała zadać mu tak wiele pytań! Czuła się wręcz jak małe dziecko, które dopiero poznaje świat. Ale ona już nie była dzieckiem, nie była małą dziewczynką, która wspięła się na drzewo i nie potrafiła z niego zejść. Nie była siedmiolatką, która podarła drogą suknię i skazała się tym samym na gniew ciotki.
    Była dziewczyną, która właśnie stawała się kobietą. I choć alkohol nadal krążył w jej żyłach i zapewne to głównie za jego sprawą właśnie traciła swoją cnotę, to wcale nie czuła się pijana.
    Delikatnie opadła na poduszki i westchnęła. W pierwszej chwili nie czuła niczego, dopiero gdy wsunął się w nią głębiej poczuła ból, który minął szybciej niż się pojawił. Spróbowała nie dać po sobie znać, że poczuła choć odrobinę bólu. Jego miejsce zajęła rozkosz, która rozlała się po całym jej ciele. Czuła ją dosłownie wszędzie, od czubka głowy, aż po czubki palców. Rozchyliła delikatnie usta, zaciskając dłonie na prześcieradle. Cały czas wpatrywała się w jego oczy, które teraz miały nieodgadniony wyraz. Uśmiechnęła się, dołączając do niego poruszając biodrami w rytm jego ruchów. Ponownie objęła jego szyję ramionami przyciągając jego twarz do swojej.
    - Możesz przyspieszyć – mruknęła wprost do jego ucha. A gdy on spełnił jej polecenie, z jej ust wydobył się cichy, ale nadzwyczaj długi jęk rozkoszy. Po chwili również i ona zaczęła szybciej poruszać biodrami. Chciała, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Ich usta znów się ze sobą połączyły, ale nie na długo ponieważ przyjemność sięgnęła zenitu, a Alexandra wygięła się w łuk i zacisnęła nogi na jego udach, przyciskając go jeszcze bardziej do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  24. [okey - ja w koncu tez xD]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  25. Gdy Thomas opadł obok niej na poduszki, położyła głowę na jego torsie i przymknęła oczy. Z każdą kolejna chwilą była coraz bardziej senna i gdyby nie jego słowa, zapewne po chwili by się temu poddała i zasnęła. Nie dość, że była zmęczona po całym dniu, to w nocy jakby nie było też się nie oszczędzała.
    - Gdyby było mi źle, bądź gdybyś w jakikolwiek sposób mnie skrzywdził to uciekłabym daleko stąd – powiedziała ze śmiechem. Nie chciała żeby odchodził. O wiele bardziej wolałaby żeby z nią został. W tej chwili nie przejmowała się tym, że ktoś mógłby ich teraz nakryć. Usiadła na łóżku rozglądając się w poszukiwaniu halki. Bezskutecznie, bo ta zniknęła gdzieś pośród pościeli.
    Bardzo podobało jej się to, że był dla niej tak czuły i delikatny. Zaczęła zastanawiać się, czy jeżeli wyszłaby za mąż, jej mąż również byłby taki za pierwszym razem. Wątpiła w to.
    – Choć bardzo bym chciała, nie będę Cię zatrzymywać. Już wystarczająco dużo czasu dla mnie poświęciłeś. – Westchnęła z rezygnacją i ponownie opadła na poduszki. Dopiero teraz zauważyła plamę krwi na prześcieradle. Zachichotała podnosząc się i zrzucając prześcieradło z łóżka. Zwinęła je w kłębek i wsunęła pod łóżku, żeby przypadkiem nikt niepowołany go nie zauważył. – Taki miły materiał, cóż, trzeba będzie go spalić.
    Podeszła do Thomasa, gdy ten kończył się ubierać. Stanęła na palcach i złożyła krótki pocałunek na jego prawym policzku. – Dziękuję. Miłej nocy Ci życzę. - Uśmiechnęła się szeroko, dygnęła i powróciła do swojego łóżka. Tej nocy na pewno będzie spać spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [but first: http://38.media.tumblr.com/9011bdcdfa1224be4e55cc52af2babd8/tumblr_ni2x4wsvTV1tqhmdco2_r2_250.gif :D
      a, no i wracając do kwadratowych gifów, mi się np. te dwa podobają: http://38.media.tumblr.com/b466029bf774652bad29ad8f50dc9765/tumblr_ni2x4wsvTV1tqhmdco3_r2_250.gif i http://33.media.tumblr.com/ed9ae44ec83d7be13986b8fdcfc1ba05/tumblr_ni2x4wsvTV1tqhmdco4_r2_250.gif ]

      Usuń
  26. To była pierwsza noc od dawna, w czasie której nie obudziła się ani razu targana złymi snami. Została obudzona dopiero rankiem, przez swoją przyjaciółkę, również damę dworu królowej, która weszła do jej komnaty niezwykle podekscytowana. Alexandra była za bardzo zaspana żeby zrozumieć, dlaczego dziewczyna odwiedziła ją tak wcześnie. Zrozumiała dopiero gdy zaczęła przypominać sobie wczorajszy wieczór oraz noc. Mimo wypitego alkoholu pamiętała wszystko. Ze szczegółami. Gdy minął pierwszy szok, dotarło do niej co tak naprawdę zrobiła. Z jednej strony była na siebie zła, ale z drugiej..
    Umyła się, a służka za dodatkową opłatą pozbyła się zakrwawionego prześcieradła. Zjadła śniadanie wraz z innymi damami dworu, a następnie dołączyła do królowej. Przez cały dzień próbowała uniknąć rozmowy na temat wczorajszego balu, choć dziewczyny co chwila do niego wracały. Alexandra wiedziała, że chciały sprowokować ją do zwierzeń, na które ona nie miała najmniejszej ochoty. A zwłaszcza nie przy królowej, która jest siostrą mężczyzny, któremu Alexandra oddała swoją niewinność.
    Damy dworu uwielbiały plotki, a wiadomość o nocy spędzonej z bękartem była prawdziwym rarytasem. Wszystkie pytania starała się uciszyć Brat królowej okazał się być bardzo miłym mężczyzną. Pomógł mi dotrzeć do komnaty. Cóż, tak się zdarzyło, że po tych słowach pojawiało się jeszcze więcej pytań.
    Zbliżał się wieczór, a królowa oznajmiła, że chce zostać sama, więc kilka dam dworu ruszyło do swoich komnat. Kilka z nich postanowiło odwiedzić najprawdopodobniej inne komnaty.
    Thomasa dostrzegła dopiero, gdy zaczęła zbliżać się wraz z przyjaciółką do ich komnat, które ze sobą sąsiadowały. Chciała odwrócić się i uciec, zanim ten by ją zauważył, ale Layla jej na to nie pozwoliła. Layla zaśmiała się zwracając na nie uwagę Thomasa. Ruszyła w jego stronę ciągnąć wręcz Alexandrę za sobą, a gdy zbliżyły się do drzwi jej komnaty zniknęła w środku zostawiając ich samych na korytarzu.
    Westchnęła i podeszła do niego. Dygnęła i ze wzrokiem utkwionym w czubki swoich butów, zapytała: - Co Ty tutaj robisz?

    [ten gif, który jest w roboczych bardzo mi się podoba :D]

    OdpowiedzUsuń
  27. Uniosła głowę i dopiero teraz spojrzała mu w oczy. Była zaskoczona jego wizytą. Był chyba ostatnią osobą, którą spodziewała się spotkać pod swoją komnatą. Była przekonana, że Thomas będzie jej unikać, tak jak ona planowała unikać jego. Za bardzo wstydziła się swojego wczorajszego zachowania żeby móc pokazać mu się na oczy. Gdyby mogła w ogóle nie wyszłaby z komnaty. Nie miała ochoty na spotkania z kimkolwiek, ale to był jej obowiązek. Musiała dołączyć do dam dworu i królowej. W innym wypadku na pewno zaszyłaby się w swojej komnacie.
    - Skoro to takie ważne, jak mówisz to w porządku, ale lepiej wejdźmy do środka.. – Minęła go, otworzyła drzwi do komnaty i weszła do środka. Służba i tak miała już o czym plotkować, więc nie chciała żeby ktoś ich razem przyłapał. Z resztą, on zapewne również tego nie chciał. Layli ufała i wiedziała, że dziewczyna nikomu nie zdradzi, kto czekał na Alexandrę.
    - Czy coś się stało? – Zapytała, gdy Thomas wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Unikała jego wzroku najlepiej jak potrafiła. Wczorajszego wieczora zachowała się naprawdę okropnie i była przekonana, że mężczyzna przyszedł do niej po to, aby powiedzieć jej, że ma zapomnieć o ostatniej nocy. Bo niby w jakim innym celu miałby ją odwiedzić? Z jego wyrazu twarzy wywnioskowała, że nie będzie to nic przyjemnego.

    [e tam, ja raczej nie zwracam uwagi na długość :D]

    OdpowiedzUsuń
  28. Ona również całkowicie wbrew rozsądkowi cieszyła się jego wizytą. Sama nie wie, czego by od niego chciała, ale doskonale wie, że tak naprawdę niczego nie może żądać.. Królewski bękart ma narzeczoną, każdy o tym wie, ona również. Wiedziała o tym także wczoraj. Choć dziś damy dworu przypomniały jej o tym ponad dziesięć razy, co było naprawdę męczące.
    Była zbyt zaskoczona tym, po co przyszedł żeby zdążyć powiedzieć to, co czuje. Zezłościła się na niego w jednej chwili, ale zaraz zrozumiała, że chce dobrze. Bękarcie dziecko bękarta, ale.. dziecko to dziecko, prawda?
    - Tylko, że ja wcale nie chcę zapominać o tej nocy. – Powiedziała, gdy Thomas stał już przy drzwiach. – Wbrew wszystkiemu chciałabym o niej pamiętać i móc wspominać, jako najpiękniejszą noc w moim życiu. Nie żałuję tego, co się stało. Nie żałuję, że to właśnie Tobie oddałam swoją cnotę.
    Ściskając w dłoni woreczek podeszła do niego. Spojrzała mu w oczy, tym razem o wiele pewniej i śmielej niż kilka minut wcześniej. – Nawet jeżeli miałabym zostać potępiona przez wszystkich. Ojca, któremu jestem potrzebna tylko do pilnowania królowej. Resztę rodziny, która nie ma dla mnie znaczenia. Damy dworu, które oddają swoje ciała na prawo i lewo. A nawet samą królową. Tylko, że Ty masz narzeczoną. I to jest jeden z głównych powodów, dla których powinnam o tym zapomnieć.Zapomnieć o Tobie. – Uniosła woreczek – a to, nie będzie mi potrzebne. Nie potrafiłabym tego zrobić. Zapewne i tak nie zaszłam w ciążę, więc nie masz się o co martwić.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Możemy spróbować, chociaż Cesar jest bardzo drażliwy, jeśli chodzi o kwestie armii i trochę się boję, żeby to się źle nie skończyło :P. Ale skoro oboje dobrze walczą, to może Thomas mógłby zaszczycić swoją obecnością jakieś eliminacje kandydatów na strażników królewskich i oboje by pokazali młodym rekrutom, jak się powinno walczyć?]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Witam ślicznie porcelankę i o wątek może coś? ]

    Floks

    OdpowiedzUsuń
  31. Rosalie nie była typową szlachcianką. Przez lata fortuna Grantów została roztrwoniona na zabawy, bale i huczne życie przez ich potomków. Lady Emmaline Grant zadbała więc o to, aby jej dzieci, a zwłaszcza córka, były przygotowane do ciężkiej pracy i się jej nie bały. Dziewczynka od najmłodszych lat spędzała całe dnie w ogrodach, ucząc się jak sadzić kwiaty, jak o nie dbać, jak doić krowy i zabierać jajka kurom. Było to życie bliższe życiu chłopki niż szlachcianki, jednak pozbawione większych zmartwień czy problemów. Była beztroskim, zdrowym i przede wszystkim szczęśliwym dzieckiem.
    Przynajmniej do dwunastego roku życie. Wtedy to jej ojciec, zachęcony nagłym przypływem gotówki, zadbał o to, aby całe królestwo przypomniało sobie o Grantach. Nie mógł więc pozwolić na to, aby jego córka niczym dzikuska biegała całe dnie po łąkach z dziećmi zwykłych chłopów. Rosalie ubrano w drogie, śliczne sukienki i zamknięto w dusznym pokoju, każąc czytać nudne książki i słuchać jeszcze nudniejszych nauczycieli.
    Teraz, mając szesnaście lat, rozumiała dużo więcej niż wtedy, a jednak nadal nie umiała się z tym pogodzić. Całą drogę do królewskiego zamku spędziła w zupełnym milczeniu, nawet nie udając, że słucha wesołego trajkotania swoich służek. Bała się spotkania z narzeczonym. Nie wiedziała o nim kompletnie nic. Nawet imienia. Wiedziała jedynie, że jest bękartem zamordowanego króla i ma ułatwić ojcu odbudowywanie reputacji i pozycji ich rodziny. Ale… to nadal było nic. Nic, co byłoby istotne dla niej.
    Wysiadła z powozu z pomocą służącej, starając się za wszelką cenę nie poślizgnąć na oblodzonym dziedzińcu. Karmelowe, długie włosy miała spięte w kok tuż nad karkiem i przyozdobione wiankiem z maleńkich, drobniutkich białych kwiatków, które idealnie komponowały się z białym, ciepłym, futrzanym płaszczem i ciepłą suknią w odcieniu jasnego błękitu. Odetchnęła głęboko, a z jej ust uleciał kłąb pary.
    Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na czekającego na nią mężczyznę. Był przystojny, ale Rosalie niemal natychmiast dostrzegła w jego oczach coś na kształt niechęci i niepokoju.
    Ukłoniła się bez słowa, nie wiedząc, jak powinna się do niego zwracać.

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Mam pomysł! On by się upił i wylazłby na ulicę i zaczął tańczyć wraz z Floks albo raczej przeszkadzałby jej w zarabianiu na życie xD Co ty na to? ]

    Floks

    OdpowiedzUsuń
  33. Dziś była całkowicie trzeźwa i powinna myśleć, tak jak ją nauczono. Powinna myśleć o królowej, całej rodzinie, a przede wszystkim o ojcu, który trzymał ją w zanadrzu. Gdyby wydał ją dobrze za mąż jego rodzina znów mogłaby stanąć wysoko na podium. Może nie tak wysoko, jak wtedy, gdy żył król, ale i tak wyżej niż obecnie. Była mu całkowicie poddana, aż do wczorajszej nocy.
    - Nie musisz straszyć mnie porodem. Ani zhańbieniem rodziny. Czymże byłoby życie, gdybym nie mogła go przeżyć choć odrobinę po swojemu? Jeżeli zajdę w ciążę, to będzie to mój problem i ja będę musiała sobie z nim poradzić. Ach, no i nie musisz się martwić o to, że bym Cię tym obarczyła.
    Alexandra uwielbiała dzieci, dlatego po wypiciu mikstury z tych ziół do końca życia zapewne zadręczałaby się, czy zabiła rozwijającą się w niej istotę, czy też nie. Nigdy nie chciała być niczyją kochanką. Chciała mieć męża, którego jeżeli nie na początku, to z czasem postarałaby się pokochać. Chciałaby mieć z nim gromadkę dzieci. Chciałaby żyć normalnie nie przejmując się tytułami szlacheckimi ani majątkami. Problem w tym, że chyba naprawdę byłaby w stanie oddać wszystko żeby tylko móc spędzić z Thomasem choć odrobinę więcej czasu. Nawet jeżeli został on obiecany innej kobiecie.
    - Ale zioła sobie zatrzymam. Może się kiedyś przydadzą, jak nie mnie to komuś innemu. – Powiedziała podrzucając w dłoni woreczek. Nie wiedziała, jak powinna odpowiedzieć na jego pytanie. Sama nie była pewna, jak powinni postąpić..
    Zrobiła krok w jego stronę, uniosła dłoń i położyła ją na jego torsie, w okolicy serca. Uśmiechnęła się szeroko, stając delikatnie na palcach. Przymknęła powieki i pocałowała go najpierw dosyć niepewnie, ale po chwili bardziej zachłannie.
    - Możemy zaryzykować – mruknęła, a po chwili dodała: - Tylko musisz wiedzieć, że ja naprawdę dużo mówię. Nie będzie to dla Ciebie przypadkiem za bardzo uciążliwe?

    OdpowiedzUsuń
  34. Bardzo mało się odzywała. Głównie słuchała i obserwowała, jakby chciała wyłapać każdy jego najmniejszy ruch i gest, który mógłby jej cokolwiek o nim powiedzieć. Nie wiedziała o nim kompletnie nic, więc nie umiała w jakikolwiek sposób nawiązać rozmowy. Ograniczyła się więc do grzecznościowych formułek i słodkich przytakiwań przeplatanych delikatnym, niepewnym uśmiechem.
    Nie protestowała. Trzask ognia wydał się jej wyjątkowo przyjemny. Kiedy tylko wyszedł, jej służące pomogły zdjąć jej rękawiczki i ciężki, ale ciepły i przyjemnie miękki w dotyku płaszcz. Przysunęła jedną z puf bliżej kominka i usiadła na niej wygodnie, a potem wyciągnęła w stronę ognia posiniałe z zimna palce. Co chwilę przez jej ciało przebiegały nieprzyjemne dreszcze, przypominające jej o długich godzinach spędzonych w zimnie.
    Wzięła od niego kubek z lekkim uśmiechem na twarzy.
    - Dziękuję… Thomasie. Mogę tak mówić, prawda? - zapytała pozornie spokojnym i opanowanym głosem, choć na końcu zdania ten delikatnie zadrżał, zdradzając jej zdenerwowanie. - Wolałabym, abyś nie nazywał mnie lady i zwracał się do mnie po imieniu.
    Nie chciała budować między nimi dodatkowych mostów. I tak było ich już dostatecznie wiele, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Pokonanie ich wszystkich zajmie im sporo czasu i nie była nawet do końca pewna, czy kiedykolwiek im się to uda. Nie mniej jednak gdzieś w głębi duszy odzywała się w niej natura romantyczki i rodziły się marzenia o wielkiej miłości, szczęśliwym małżeństwie i wspaniałym mężu. Spychała je jednak gdzieś na sam skraj świadomości, aby nie żyć złudzeniami i nadzieją.
    Upiła łyk gorącej czekolady, jak zawsze parząc sobie usta i język. Skrzywiła się nieznacznie i pospiesznie oblizała usta, jakby chciała je w ten sposób nieco schłodzić.

    OdpowiedzUsuń
  35. Wcale nie zdziwiły jej jego słowa. Jej ojciec wspominał jej już o sieci tajnych korytarzy, o których wiedzą tylko nieliczni. Cóż, nie dziwne że Thomas się do nich zaliczał.
    - Nie zajdę w ciążę. Spokojnie, nie myśl o tym, proszę Cię. I nie pójdziemy na dno – powiedziała z przekonaniem, choć mówiąc szczerze sama nie do końca była pewna tych słów. To nie było zależne od nich, przynajmniej tak jej się wydawało. Zaśmiała się. – Jeżeli zgubię się gdzieś po drodze, to przynajmniej będzie spokój.
    Gdy Thomas opuścił jej komnatę, długo nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Czuła się, jakby to wszystko, włącznie z poprzednią nocą, było tylko snem. Obawiała się tylko, że może zbyt szybko wybudzić się z tego pięknego snu.
    Przebrała się w nocną koszulę i zatopiła się w miękkiej pościeli. Długo wpatrywała się w sufit, a sen nie nadchodził. Było już późno, a ją rozpierała ekscytacja i całkowicie nie wiedziała co z tym zrobić. Przez myśl przeszło jej, aby odwiedzić swoją sąsiadkę, ale doszła do wniosku, że Layla zapewne już smacznie śpi. Pozostało jej jedno, musiała się przejść. Ochłonąć. Wyswobodziła się spod kołdry, narzuciła na siebie lekki płaszcz i wyszła z pokoju. Nie wzięła ze sobą świecy, ale na szczęście na pustym korytarzu paliła się pochodnia. Podeszła do gobelinu, odnalazła przejście i weszła w ciemny korytarz. Kierując się instrukcjami Thomasa po kilku minutach dotarła do jego komnaty. Weszła do środka, bez żadnego uprzedzenia, ale po chwili cofnęła się i odwróciła. Przebierał się.
    - Och, przepraszam – zarumieniła się mimo tego, że przecież widziała go już nagiego. – Lepiej już pójdę. Chciałam się tylko przejść, nie mogłam spać..

    OdpowiedzUsuń
  36. Uśmiechnęła się nieco smutno, słysząc jego słowa. Nie skrzywdzi jej…? Jak mogła uwierzyć w te słowa? Nie była aż tak naiwna i głupia, aby wierzyć w takie banały. Skrzywdzenie drugiej osoby było o wiele łatwiejsze niż się niektórym wydawało. Czasem wystarczyło naprawdę niewiele, a ona, mimo młodego wieku, doskonale o tym wiedziała.
    - O sobie…? - powtórzyła po nim niczym echo, patrząc na niego dużymi, piwnymi oczami.
    Westchnęła ciężko. Nie cierpiała mówić o sobie, ponieważ nigdy nie wiedziała, co miałaby mówić. Nie wiodła fascynującego życia pełnego przygód i akcji, o którym można by opowiadać całymi godzinami. Właściwie uważała, że jej życie jest wyjątkowo nudne i stabilne, a nie chciała zanudzać swoich rozmówców opowieściami o życiu, powiedzmy to szczerze, na wsi.
    - Więc… - zawahała się. - Moje ulubione kolory to fioletowy, biały i niebieski. Lubię kwiaty, ale nie te z ogrodów, tylko takie dzikie, polne. Są dużo ładniejsze i… naturalne. Lubię spacerować. Najlepiej po lasach albo łąkach. Gdzieś, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi, bo nie lubię tłumów. Może właśnie dlatego nie lubię balów…? Albo dlatego, że nie umiem tańczyć. Mój nauczyciel był załamany postępami…
    Zamilkła nieco zawstydzona. Może o tym nie powinna wspominać? Nie chciała wypaść w złym świetle, a na razie opowiadała mu o tym, o czym ojciec zabronił mówić. Miała uchodzić za wzorową damę, a nie dzikuskę, która całe dni spędzała w towarzystwie dzieciaków chłopów.
    Jej policzki pokryły delikatne, niewielkie rumieńce, które, na szczęście, na opalonych policzkach dziewczyny nie były zbytnio widoczne i nie rzucały się w oczy.
    - I… i to chyba wszystko - wydukała i napiła się pospiesznie czekolady, chcąc ukryć swoje zkałopotanie i zmieszanie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Gdy w wieku ośmiu lat, parę miesięcy po śmierci matki, Meredith dowiedziała się iż ma brata, była kompletnie zaskoczona i początkowo nawet zdenerwowana. Rozumiała już na prawdę sporo i ojciec nie musiał jej tłumaczyć, że zdradził jej matkę, którą ponoć tak bardzo kochał. Była na niego wściekła, do momentu, gdy wszystkiego dokładnie jej nie wytłumaczył. Kochał jej matkę nad życie, a romans z matką Thomasa wyniknął jeszcze przed jej narodzinami, gdy pomiędzy małżeństwem trwały drobne spory. Król szybko zorientował się iż był to błąd i że jedyną kobietą, której pragnął była właśnie Marissa, jednakże każdy czyn niesie za sobą konsekwencje i tak oto narodził się Thomas. Ojciec oczywiście nie mógł porzucić swojego syna i postanowił, iż ten wraz z matką zamieszka na zamku. Marissie wyznał prawdę, ta wybaczyła mu, jednak zakazała większego kontaktu z byłą kochanką. Po usłyszeniu tej historii, Meredith przemyślała wszystko drugi raz i doszła do wniosku, że to wcale nie jest takie złe i nawet trochę się ucieszyła, od zawsze chciała mieć brata. Lata mijały, a jej relacje z Thomasem się umacniały, tak jak to na rodzeństwo przystało. Po śmierci ojca oboje mogli się nawzajem wspierać i tak też było im łatwiej przejść przez ten trudny okres. Czasami brunetka zastanawiała się jak by to było, gdyby to jej brat zasiadł na tronie, jednak wiedziała, że tak stać się nie mogło, gdyż ( choć nie cierpiała tego określenia ) był on królewskim bękartem i lud by go prawdopodobnie nie zaakceptował.
    Dowiedziawszy się o powrocie brata od razu nakazała go do siebie wezwać. Przybył jak zawsze bardzo szybko z czego była bardzo uradowana. Na powitanie Thomasa skinęła głową z lekkim uśmiechem na ustach. Przy innych musieli zachowywać się odpowiednio, jak na poddanego i władcę przystało. - Zostawcie nas samych. - zażądała i jak zawsze w rozmowach z poddanymi w jej głosie słychać było spokój i opanowanie. Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie wstała i podchodząc do brata uściskała go na powitanie.

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  38. [cała ja xD juz myslalam, ze zbierasz mysli na poczatek xD sorki, ze bez pl znakow, ale testuje pisanie na tablecie xD]

    Od wczorajszego wieczoru czuła jakis niepokój, którego zrodla nie byla w stanie okreslic, co wprawilo ja niezbyt dobry nastroj. Stała sie humorzasta, co mialo skutek taki, ze zanim wyszła z pracy, dostała za cos czego nie zrobila, pewnie bylo to zlosliwoscia jeszcze jednej pracownicy, ochrzan i dodatkowa prace na wieczor. Wziela ja ze soba w duzym koszu i po zjedzeniu jako takiej kolacji, zabrała sie za nia co tym bardziej nie poprawilo jej i tak kiepskiego samopoczucia. Gdy ja skonczyła bylo grubo po polnocy. Zmeczona polozyla sie w tym czym byla zasypiajac momentalnie. Skutkiem tego bylo zaspanie na sniadanie, którego nie zjadla bo musiala wyjsc z izby do szewca po odbior butów a stamtad do zakladu, w ktorym pracowała.
    Nadal jednak sie niepokoila na rowni z odczuwanym glodem. Na szczescie malo bylo klientow wiec powydawała to co miała i siadła z przyniesionym koszem do swego stanowiska, na wpol zakrytego przed oczami postronych i wziela sie do pracy.
    Pochlonieta nia, przez kilka godzin wylaczyla sie z otoczenia nie slyszac nawet dzwonka u drzwi. Dopiero znajomy, bardzo znajomy glos przywolal ja do przytomnosci nawet lepiej niz niezadowolenia z powolnosci pracy.
    Thomas? - przemknelo jej imie przez glowe. Ostroznie odchylila zaslonke na bok, aby sie upewnic. Stal z boku, ale w kazdej chwili mogl ja przyuwazyc. Niech to... Przeciez mnie zbyt dobrze zna i od razu sie wyda. Może i powinna miec zaufanie do niego, ale nagroda była dosyć spora z tego co sie dowiedziała. Gdy pieniadze ida w obieg, to rozum schodzi na boczny tor. Nie zauwazyła, ze jest obserwowana przez glowna krawcowa, która podeszła iszarpnela lekko jej ramie.
    - nie place ci za gapienie sie, idz przywitaj klienta i zajmij sie nim a nie sie gapisz.
    Popatrzyła na nia z panika w oczach.
    - na co czekasz?
    - ide juz - odparła pusto, odsuwajac na bok na wpol skonczony wymyslny haft. Wstała otrzepujac fartuch. Odetchnela i... wyszła z cienia.
    - dobry, dobry. - zaczela niechetnie przywdziewajac maske kogos, kogo sie widzi po raz pierwszy.

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  39. Mówiąc szczerze ona również nie spodziewała się tego, że odwiedzi go tak szybko. To był zwykły impuls. Nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, próbując poukładać w głowie wszystkie myśli. Bezskutecznie. Gdy była młodsza bezsenność leczyła nocnymi spacerami. Ale w domu wszystko było prostsze. Co prawda była kontrolowana przez ciotkę, ale i tak miała dużo swobody. Nigdy nie narzekała na to, że ciotka traktuje ją zbyt ostro. Była dla niej matką, jedyną jaką kiedykolwiek miała. Jej mąż był dla Alexandry ojcem, a ich dzieci były rodzeństwem. Do czasu wyprowadzki do stolicy. Wtedy wszystko uległo zmianie.
    - Jeżeli nie chcesz mojego towarzystwa, to oczywiście wyjdę.. Nie chciałam Ci się narzucać, po prostu nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Doszłam do wniosku, że spacer to dobry pomysł – uśmiechnęła się omiatając spojrzeniem komnatę. – Książkę? Lubię czytać książki, ale one powodują, że jeszcze bardziej nie mogę zasnąć. Gdy zaczynam czytać, nie mogę przestać. Nawet jeżeli jest to najnudniejsza książka, jaka istnieje. Moja ciotka zawsze powtarzała, że nie powinno się czytać książek przed snem, choć ja nadal nie wiem dlaczego.. – Spojrzała na niego i uważniej przyjrzała się jego twarzy. Choć starał się tego po sobie nie pokazać i tak zauważyła zmęczenie.
    - Przepraszam. Mówię za dużo. Znów, tak jak wczoraj. – Spojrzała na książkę, a jej oczy zabłysły. – Znam jeden jedyny sposób, aby mnie skutecznie uciszyć.. No dobrze, może nie jest jedyny, ale w tym momencie jedyny dostępny. – Chwyciła książkę, a następnie jego dłoń i pociągnęła go w stronę łóżka. – Przeczytaj mi, choć trochę, proszę. – Ułożyła się wygodnie, kładąc głową na jego ramieniu – nie martw się o to, że zasnę a rano ktoś nas tu zastanie. Nawet jeżeli zasnę, to zniknę szybciej, niż ty zdążysz się obudzić.

    OdpowiedzUsuń
  40. Naprawdę bardzo ją zaskoczył tym, co powiedział. Jeszcze nigdy nie spotkała mężczyzny, który dawałby żonie tak wielką swobodę. Zazwyczaj od kobiet oczekiwano nienagannego wyglądu, manier i rodzenia dzieci. Niestety, płeć piękna nie wiodła szczęśliwego życia usłanego różami i miała bardzo niewiele do powiedzenia w jakiekolwiek kwestii, co, najczęściej, odbierało im radość z życia i sprawiało, że stawały się wypranymi z uczuć maszynami. Czyżby miała szansę na dużo łatwiejsze życie…?
    Potrząsnęła lekko głową, nie chcąc robić sobie złudnych nadziei na cokolwiek. Być może tylko udawał tak wspaniałego i wyrozumiałego? Matka od małego wpajała jej, że nie należy ufać nikomu, a już zwłaszcza przystojnym mężczyznom, bo ci rzadko kiedy mają czyste zamiary. Rosalie z początku podchodziła do tego bardzo sceptycznie, ale wraz z wiekiem zaczynała doceniać tą przestrogę.
    - Dziękuję, Sebastianie… ale obawiam się, że damom nie przystoi wspinanie się na drzewa i niszczenie sukien - odpowiedziała i uśmiechnęła się w uroczy, aczkolwiek mało przekonujący sposób.
    Zwłaszcza w takich momentach tęskniła za tym życiem, w którym mogła wspinać się na drzewa ubrana w stare spodnie starszego brata, które były zdecydowanie wygodniejsze niż jakiekolwiek sukienki. Czasem miała wrażenie, że to wszystko działo się naprawdę bardzo dawno temu i coraz częściej wydawało się jej, że to wszystko było tylko pięknym, kolorowym snem o wolności i beztrosce. Mając szesnaście lat musiała być całkowicie dorosła i zmierzyć się z problemami, z którymi nieraz nie radziły sobie dorosłe kobiety.
    - Ale z zaproszenia na przejażdżkę bardzo chętnie skorzystam. Zawsze lubiłam jeździć konno - przyznała i uśmiechnęła się lekko, powstrzymując się przed stwierdzeniem, że jej byle śnieżek nie jest straszny i właściwie w ogóle jej nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  41. Służące obudziły ją z samego rana, aby mogła w spokojnym tempie, bez żadnego pośpiechu spożyć śniadanie, a potem przygotować się do przejażdżki. Miała ubraną ciepłą bieliznę, równie ciepłe rajstopy i wełnianą, szafirową suknię. Oczywiście, miała na sobie również swoje białe, ciężkie futro z kapturem, wysokie, ocieplane buty z grubej skóry i rękawiczki, które miały zapewnić ciepło jej dłoniom. Długie włosy miała spięte w długi, gruby warkocz, aby jej nie przeszkadzały. Jej służki zadbały o to, aby ich pani odczuwała komfort pod każdym względem.
    Wyszła na dziedziniec w jego towarzystwie i delikatnie się uśmiechnęła. Kamienne płyty pokryte były grubą warstwą śniegu, którego biedni chłopcy zapewne nie zdążyli jeszcze uprzątnąć po nocnej śnieżycy. Doskonale zdawała sobie sprawę z nocnej zawieruchy, ponieważ wycie wiatru przez pół nocy uniemożliwiało jej spanie.
    Z pomocą Sebastiana wsiadła na konia. Ciężka suknia i jeszcze cięższe futro utrudniały swobodne poruszanie się, a przecież zazwyczaj nie miała najmniejszego problemu z tym, aby samodzielnie wsiąść na konia. Usiadła pewnie w siodle i wzięła do rąk lejce, a potem powoli opuściła dziedziniec razem z narzeczonym. Naprawdę musiała długo przekonywać swoją opiekunkę, że nie potrzebują przyzwoitki. Cóż… nie sądziła, aby ktokolwiek zamierzał oddawać się miłosnym uniesieniom w takim mrozie.
    - Nie straszny mi mróz. Właściwie to nawet lubię zimę, choć zawsze tęsknię wtedy za kwiatami i zielenią. Nie mniej jednak uważam, że zima jest dużo lepsza od jesieni, kiedy zupełnie wszystkiego mi się odechciewa - zamilkła, zdając sobie sprawę z tego, że znów papla bez sensu.
    Ostatnimi czasy zdarzało się jej to coraz częściej. Zwłaszcza w jego obecności.

    OdpowiedzUsuń
  42. Słysząc jego prośbę, uniosła wysoko brwi. Co prawda już wcześniej zauważyła butelkę wina, ale nie sądziła, że Thomas ma zamiar spożyć jej zawartość przed snem. Nie była wścibska i uznała, że nie ma prawa go o nic pytać. No i była tylko jego kochanką, nikim szczególnie ważnym.
    Chwyciła butelkę i od razu mu ją podała. Nie, ona dziś nie zamierzała pić. Na balu wypiła wystarczająco dużo. Minie zapewne sporo czasu, zanim ponownie sięgnie po jakiś mocniejszy trunek.
    - Bez obaw, dziś nie zamierzam pić. Jeżeli napilibyśmy się oboje, to obawiam się, że nieciekawie by się to skończyło – powiedziała z rozbawieniem. Przymknęła oczy wsłuchując się w jego głos. Thomas czytał płynnie, a Alexandra powoli zaczęła robić się senna. Przypomniały jej się lata spędzone w rodzinnym domu, gdy opiekowała się kuzynostwem, choć nie umiała wyjaśnić dlaczego to właśnie o nich pomyślała. Lubiła wspominać, zatracać się w przeszłości. Jej ojciec tego nienawidził, ponieważ uważał że jest zbyt sentymentalna i rozmarzona, a przez to słaba.
    Niechętnie otworzyła oczy odsuwając się od niego. Był pijany, zupełnie tak jak ona poprzedniego wieczora. Zaczęła zastanawiać się, czy każdego wieczora pił. A co jeżeli to było coś o wiele poważniejszego, niż mogło jej się wydawać?
    - Nie musisz mnie odprowadzać, sama trafię do swojej komnaty.. – westchnęła podnosząc się z łóżka. Jednakże zamiast ruszyć do wyjścia, obeszła łóżka i spojrzała na niego uważnie. Bała się jego reakcji, ale postanowiła zapytać. Jeżeli się na nią zdenerwuje, to trudno. Zagryzła mocno dolną wargę i niepewnym głosem zapytała: – Thomas, jak często pijesz?

    OdpowiedzUsuń
  43. Podwojenie liczby strażników niekoniecznie pozytywnie wpłynęło na jakość ochrony królowej, tak przynajmniej uważał Cesar. Co pół roku jakiś odłamek kandydatów przechodził eliminacje i dostawał się do straży i była to ścisła elita, która już coś potrafiła. Tymczasem teraz, gdy powołania zdarzały się nawet i co tydzień, Flamberge był zmuszony przyjmować kompletnych amatorów i użerać się z nimi przez cały proces szkolenia.
    Dzisiejsza grupa nie była aż taka zła, gdyby nie fakt, że trafiło do niej sporo paniczyków z dobrych domów, którym zdawało się, że spokojnie mogliby obalić Frederica Okrutnego w pojedynkę, gdyby tylko nie oznaczało to dalekiej wędrówki na południe, której delikatne nóżki zapewne by nie zniosły. Większość z nich myślała dodatkowo, że skoro są tak dobrzy, niczego się już tutaj nie nauczą. A akurat podważanie jego autorytetu stało bardzo wysoko na liście znienawidzonych przez Cesara zachowań.
    Skinieniem głowy przywitał dowódcę jednego z oddziałów. Przepadał za nim, chłopak był zdolny i zasłużył sobie na swój tytuł, wbrew temu co zdarzało się słyszeć w karczmach. Wielu sądziło, że dowództwo bękarta godzi w tradycje straży, gdzie każdy musiał zaczynać od zera i nie mógł polegać na znajomościach. Nie mieli pojęcia, jak było naprawdę.
    - Owszem – odparł Cesar, uśmiechając się do młodego mężczyzny, z którym sam miał kiedyś przyjemność pracować. - Thomasie, poznaj szlachetnego… - zerknął na listę kandydatów – Marcusa. Uważa, że mógłby cię zastąpić na stanowisku – powiedział, wskazując mu na jednego z chłopaków, obecnie zaciskającego zęby z tłumionej złości.

    OdpowiedzUsuń

  44. Kiwnęła głową.
    - zobaczymy co uda nam się zrobić z Waszym płaszczem - odparła beznamiętnie
    Starała się unikać kontaktu wzrokowego z Thomasem, ale to było nader trudne. Zerkała co rusz, nie będąc w stanie słowa więcej wykrztusić, by czegoś nie powiedzieć za dożo. Była świadoma, że stara krawcowa ja obserwuje a większej plotkary w okolicy to nie widziała. O moralności tej kobiety mogla dużo powiedzieć, a ze interes ostatnio słabo idzie a dla nagrody mogla by nawet zabić.
    Ostatnia rzeczą o której teraz myślała była praca, ale słyszała pochrząkiwania zza zaplecza, to upewniło ja w przekonaniu, ze stara patrzy. Podeszła bliżej, by wziąć.
    - nie sposób było mnie tutaj wcześniej widzieć. Pracowałam w innym zakładzie dalej od rynku, panie - odpowiedziała w duchu dodając: "Akurat!" - moje imię? - O rany... okoliczni znali ja pod imieniem Rose, które w zasadzie było prawdziwe a nie zmyślone. i co ja mam teraz zrobić? To imię było mu znane.
    Wiedziała, ze zbyt wiele zwlekała, co mogla być podejrzane. Zerknęła szybko w bok, by sprawdzić jak daleko jest krawcowa, po czym zerknęła na niego.
    - przecież wiecie - powiedziała cicho. Tak jak pierwsze zdanie było wymijające to następne już nie - ale nazywajcie mnie Rose. - a potem już głośniej - na kiedy potrzebujecie swego płaszcza?

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  45. Uśmiechnęła się nieznacznie. Nawet nie miał pojęcia, jak bardzo go pod tym względem rozumiała. I ona czuła się zupełnie nie na miejscu i obca. Zamek był dla niej labiryntem bez wyjścia, w którym biegała od ściany do ściany z dezorientacją i zagubieniem. Czuła się tutaj po prostu… obco. Miała wrażenie, że wszyscy ją obserwują, oceniają i wyśmiewają za jej plecami. Pomału zmieniało się to w drobną paranoję, ale nie miała zamiaru mu się do tego przyznawać.
    - Zamek…? Ach, no tak… Podoba mi się. Jest naprawdę piękny – odparła wymijająco, nie mówiąc nic o tym, jak sama się w nim czuła. Nie cierpiała ludzi, którzy wiecznie narzekali, więc sama starała się nie marudzić. – Ale tęsknię za domem. Wychowałam się jednak w znacznie spokojniejszym i cichszym miejscu. Potrzebuję chyba trochę więcej czasu, aby się odnaleźć.
    Tym razem nie skłamała. Naprawdę miała nadzieję, że z czasem zaadoptuje się w nowym miejscu i jakoś pogodzi z tym, że teraz tak będzie wyglądało jej życie. Musiała przecież jakoś nauczyć się funkcjonować w tym środowisku. Nie miała chyba innego wyjścia.
    Zacisnęła mocniej dłonie na lejcach i spojrzała na rozciągającą się przed nimi drogę.
    - Ścigamy się? – zaproponowała i uśmiechnęła się z rozbawieniem i nutą figlarności, które upodobniły ją do małego, psotnego elfika.
    Nie czekała na odpowiedź. Ścisnęła boki konia kolanami, zacisnęła mocniej dłonie i pomknęła przed siebie dróżką, a pęd wiatru zrzucił futrzany kaptur z jej głowy i odrzucił ciemny, długi warkocz, który powiewał za nią niczym triumfalna wstęga.

    OdpowiedzUsuń
  46. Zapewne cała ta sytuacja musiała wyglądać z boku przekomicznie, jednak ona wcale tak się nie czuła. Kiedy Thomas stracił równowagę i oboje wylądowali w śniegu, poczuła się wyjątkowo niezręcznie, czego efektem były palące rumieńce.
    Kiedy jednak Thomas obrócił wszystko w żart, i ona się roześmiała, dochodząc do wniosku, że przecież nic takiego wielkiego się nie stało. Pewnego dnia mieli zostać małżeństwem i spędzić razem całe życie, a to znaczyło, że musieli czuć się swobodnie w swoim towarzystwie i znaleźć jakąś drogę do porozumienia. Po raz pierwszy wydało się jej, że jest to możliwe.
    Roześmiała się i odgarnęła kilka ciemnych kosmyków za ucho.
    - Było łatwiej niż się spodziewałam – odparła rozbawiona.
    Spojrzała mu w oczy i na kilką chwilę zamarła. Chyba jeszcze nigdy nie widziała tak niebieskich oczu. Było w nich coś… hipnotyzującego. Mogłaby patrzeć w niego całą wieczność, a przynajmniej takie miała wrażenie. I choć minęło raptem paręnaście skund, wydało się jej, że minęło już dobrych parę minut. Otrząsnęła się z zakłopotaniem i sturlała z niego, brudząc cała śniegiem, który przylepiał się do ciepłego futra i wełnianej sukni. Podniosła się z ziemi, zapadając się w miękkich zaspach niemal do połowy kostek.
    - Aczkolwiek… jeszcze z tobą nie skończyłam – dodała poważnie, nabierając w dłonie śniegu i lepiąc z niego całkiem pokaźną śnieżkę.
    Niewiele robiła sobie z powiedzenia, że leżącego się nie kopie i bez większego zastanowienia cisnęła w niego śnieżką, pospiesznie zabierając się za lepienie kolejnej i, tak na wszelki wypadek, odbiegając od niego parę metrów.
    Mimo wszystko, było w niej jeszcze sporo z dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  47. Jej oczy błyszczały z radości, nie przestawała się śmiać, a policzki pokryły zdrowe rumieńce wywołane zimnem i ruchem. Wyglądała na… naprawdę szczęśliwą. Gdy wyjeżdżali z zamku, ujrzenie na jej twarzy takiej radości wydawało się niemal niemożliwe.
    Otrzepała się. Śnieg był wszędzie – na włosach, płaszczu, sukni, a nawet i pod nią. Z gładko upiętego warkocza niewiele zostało. Pojedyncze kosmyki spływały na jej buzię, dodając jej zdecydowanie uroku i sprawiając, że przestawała wyglądać tak śmiertelnie poważnie i nudno.
    Uśmiechnęła się, słysząc jego słowa, siadają pewnie w siodle. Zsunęła z rąk przemoczone rękawiczki i schowała je do niewielkiej kieszonki w wewnętrznej powłoce płaszcza, a potem wzięła do rąk lejce.
    Nie miała najmniejszej ochoty wracać do zamku, wiedząc, że nie czeka tam na nią nic ekscytującego, jednak czuła, że zaczyna być jej naprawdę zimno, bo przemoczone po szalonej bitwie na śnieżki ubrania nie zapewniały jej ciepła. W tej chwili naprawdę marzyła o ciepłej herbacie i miejscu blisko kominka.
    - Mam taką nadzieję – powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
    Mimo wszystko… naprawdę nie chciała rozmawiać o małżeństwie. To sprawiało, że cały urok tej przejażdżki pryskał jak bańka mydlana, a nad nią znów zawisały czarne chmury pełne gróźb, przestróg i napomnień zdecydowanie zbyt surowego i wymagającego ojca. Nikomu by się w życiu nie przyznała, ale naprawdę bała się ojca i tego, że mogłaby go zawieść. Nawet nie chciała myśleć o tym, co by się wtedy stało.

    OdpowiedzUsuń
  48. Jego odpowiedź nieco ją zaskoczyła za często… prawie codziennie . Była przekonana, że odpowie jej wymijająco, zmieni temat, bądź zwyczajnie będzie kazał jej wyjść z komnaty. Obawiała się, że powie, że to wcale nie jest jej sprawa. Ale to była jej sprawa, przejmowała się nim. Nie chciała żeby pił. Wiedziała do czego może doprowadzić regularne spożywanie alkoholu.
    - Oczywiście, że nikomu o tym nie powiem! Jak mogłeś pomyśleć, że mogłabym to zrobić? – zapytała, a w jej głosie dało się wyczuć odrobinę wyrzutu. Ale rozumiała jego słowa, bo doskonale wiedziała, co stałoby się gdyby ktoś niepowołany się o tym dowiedział. A zwłaszcza gdyby dowiedziała się o tym szlachta, która i tak nie jest przychylna królewskiemu bękartowi..
    - Chcesz żebym Cię pilnowała? A nie będzie traktować mnie jak wroga, który czegoś Ci zabrania? – Chciała go wyciągać z tego nałogu, nawet jeżeli on mógłby ją przez to znienawidzić. W ciągu tak krótkiego czasu stał się dla niej naprawdę ważną osobą. Jeżeli nawet nie najważniejszą.
    Uśmiechnęła się delikatnie, siadając na brzegu łóżka. Ścisnęła mocniej jego dłoń.
    - Skoro tego chcesz.. będę przychodzić codziennie, aż w końcu zaczniesz mieć mnie dosyć i zaczniesz mnie wyganiać. – Zaśmiała się, próbując obrócić to wszystko w żart. – Obyś tylko zdążył oduczyć się picia przed przyjazdem twej narzeczonej, a przynajmniej do ślubu. – Umilkła, pochyliła się nad nim i złożyła pocałunek na jego policzku. Wstała z łóżka, chwytając po drodze butelkę wina, w której pozostała jeszcze tylko odrobina trunku.
    - Nie martw się, ze mną Twój sekret jest bezpieczny – mruknęła gasząc po drodze świece. Gdy stanęła przy drzwiach w pokoju panował mrok. – W takim razie do zobaczenia jutro. Śpij dobrze, mój drogi.

    OdpowiedzUsuń
  49. Dni mijały jej niezwykle szybko. Choć jej plan dnia prawie w ogóle nie uległ zmianie to czuła, jakby życie nagle zaczęło uciekać, gonić dokądś. Wieczory, podczas których nie odwiedzała Thomasa, ani on jej, spędzała w towarzystwie Layli.
    Dzisiejszy wieczór spędzała samotnie, czytając książkę. Miała ochotę wyjść na spacer, ale było zdecydowanie na to zbyt późno. Do tego nie czuła się zbyt dobrze, więc ostatecznie stwierdziła, że zostanie w komnacie. Słysząc skrzypnięcie drzwi podniosła wzrok i z wielkim zaskoczeniem spojrzała na swojego gościa. Nie spodziewała się go tutaj, zwłaszcza że wydawało jej się że od kilku dni jej zwyczajnie unikał. Może jednak zmienił zdanie, co do ich relacji? Po jego minie wywnioskowała, że jej przypuszczenia mogą być słuszne.
    Usiadła na łóżku zamykając książkę, a następnie kładąc ją na szafce. To jasne, że było to coś poważnego. W innym wypadku zapewne by do niej nie przyszedł. Zaczęła się denerwować.
    - W takim razie słucham.. – mruknęła cicho spoglądając na niego niepewnie. Bała się tego, co Thomas miał jej do powiedzenia. Na wieść o narzeczonej drgnęła, jakby wybudzona z jakiegoś transu. Poczuła, że robi jej się gorąco, a serce zaczyna bić szybciej. Powinna się tego domyślić, powinna wiedzieć, że to wszystko było zbyt piękne, żeby mogło trwać dłużej. Słuchała go w ciszy cały czas wpatrując się w jego twarz. Nie znała odpowiedzi na jego pytania, dlatego milczała dalej. Wyrwała dłoń z jego uścisku i wstała z łóżka.
    - Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? - Na jej twarzy pojawił się grymas bólu – skoro jest tu prawie od tygodnia, to mogłeś mi powiedzieć o tym wcześniej. To z nią spędzałeś te wszystkie dni, prawda? – Przeszła się po pokoju, unikając jego wzroku. Tym razem to jej ręce zaczęły drżeć. – A teraz przychodzisz tu do mnie i zadajesz mi takie trudne pytania. – Nagle zamarła przypominając sobie zachowanie niektórych dam dworu oraz to, że przydzieliły jej do opieki pewną lady.. Podeszła do niego i spojrzała mu prosto w oczy – Tylko nie mów, że Twoja narzeczona to Rosalie!

    OdpowiedzUsuń
  50. Zaśmiała się, gdy tylko usłyszała, jak nazywa ją chochlikiem.
    - Mój brat mnie tak nazywał - wyjaśniła. - Przynajmniej zanim stał się zarozumiałym nudziarzem, który cały dzień siedzi z nosem w książkach.
    Najwyraźniej, pieniądze i rosnąca pozycja ich rodziny wpłynęły na niego zupełnie inaczej niż na jego młodszą siostrę. Emil z miłego, wiecznie roześmianego chłopaka, który ganiał z nią małe zajączki po łąkach stał się zarozumiałym, najlepiej wszystko wiedzącym dupkiem, który traktował ją z góry i zachowywał się, jakby nadał miała z pięć lat. Strasznie ją to irytowała i ostatecznie spędzała z nim coraz mniej czasu.
    Pokiwała lekko głową i wzruszyła delikatnie ramionami.
    - Sama też wolałabym nie musieć ich tak układać. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo boli głowa po całym dniu noszenia tych wszystkich szpilek i szpileczek we włosach - powiedziała szczerze.
    Właśnie dlatego tak rzadko można było ją zobaczyć w spiętych włosach. Zazwyczaj miała je tylko delikatnie podpięte z tyłu głowy, zaplecione w luźny warkocz lub po prostu zupełnie rozpuszczone. I naprawdę bardzo często ozdobione wiankami z kwiatów. Na nic zdawały się wszelkie próby służących i opiekunek, które namawiały ją do innych, modniejszych fryzur. Pod tym względem Rosalie była nieugięta.
    - I sama również bym się wykąpała… tak, gorąca kąpiel to zdecydowanie to, czego mi teraz potrzeba - pokiwała głową z nutką rozmarzenia na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  51. Choć trudno było jej to przyznać przed samą sobą, to doskonale go rozumiała. Gdyby znalazła się na jego miejscu, również chciałaby poznać bliżej swojego narzeczonego, ale.. nie była na jego miejscu. I w tej chwili było jej naprawdę ciężko. Nie była płaczką, ale w tym momencie miała ochotę rzucić się na łóżko i płakać. Zwyczajnie wylewać łzy, jakby za sprawą jakiejś tragedii. Czuła się okropnie, zupełnie tak, jakby ktoś właśnie uderzył ją w twarz.
    - Tak. Tak się składa, że się znamy – powiedziała nadal patrząc mu w oczy. Wydawało jej się, że jeszcze chwila i zacznie się rozpadać. Na początek rozpadnie się serce, na miliony kawałków, a potem reszta ciała. – Kilka dam dworu chyba chciało sobie ze mnie zadrwić, albo dać mi jakąś lekcję. To zapewne miała być kara za to, że odprowadziłeś mnie pijaną do pokoju. Thomasie, miałam być jej opiekunką na zamku, rozumiesz? Miałam jej pomagać we wszystkim, w czym nie mogła poradzić sama. Miałam służyć jej radą. Ba, może nawet przygotować do życia w pałacu i małżeństwa. – Przerwała na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza. – Małżeństwa z Tobą!
    Damy dworu co prawda nie domyślały się żadnego romansu, ale domyślały się ze noc po balu Alexandra spędziła właśnie z królewskim bękartem. Nie odpowiadała na ich pytania, więc one zwyczajnie wzięły sprawy w swoje ręce. To było okrutne, za bardzo okrutne.
    - Przez chwilę miałam nadzieję, że Twoja narzeczona okaże się być zadufaną w sobie panienką, w której nie byłbyś w stanie się zakochać. Taką, która uwielbia bale i inne wszelkiego rodzaju uroczystości, ale Rosalie jest inna, wyjątkowa. Ona jest dobrą osobą. Pokochasz ją – spuściła głowę, nie była w stanie dłużej patrzeć mu w oczy, – jeżeli już tego nie zrobiłeś.

    OdpowiedzUsuń
  52. Nawet ona, choć nie była znawczynią pogody i nie znała się na tym najlepiej, potrafiła dostrzec, że dzieje się coś, co nie powinno. Śnieg padał coraz mocniej, lepiąc się już nie tylko do włosów i ubrań, ale również do twarzy i odsłoniętych dłoni. Wirujące w powietrzu płatki śniegu utrudniały widoczność i w końcu nawet jej klacz, Astoria, nie chciała iść dalej.
    Nie miała zamiaru protestować, gdy zaproponował nocleg w gospodzie. Pokiwała delikatnie głową i posłusznie pojechała za nim w kierunku niewielkiej wsi. Wśród lichych budynków biednych wieśniaków gospoda wydawała się być wręcz imponująco wielka. Skorzystała z pomocy i zeszła z siodła. Jej dłonie były niemal całkowicie sine z zimna. Rękawiczki nadal tkwiły w kieszeni płaszcza.
    - Poczekaj - przytrzymała go delikatnie za rękaw.
    Nie miała zamiaru chować się w ciepłej, przytulonej gospodzie, dopóki konie tkwiły na tym mrozie. Musiała mieć pewność, że i one spędzą noc w komfortowych warunkach. Poczekali więc razem na chłopców stajennych.
    - Rozsiodłajcie je i dajcie im wody i owsa - poinstruowała ich, a potem delikatnie pogłaskała klacz drżącą z zimna dłonią.
    Dopiero teraz, kiedy zwierzęta zniknęły w stajni, pozwoliła zaprowadzić się do gospody, gdzie przyjemnie trzaskał w kominku ogień, a przy stołach siedzieli młodzi i starzy popijając wino i żartując niewybrednie na temat córek gospodarza, która kręciły się między gośćmi z tacami pełnymi alkoholi i jedzenia. Na sam widok Rosalie zrobiła się strasznie głodna.
    Zsunęła z głowy kaptur. Mimo wszystko jej włosy były niemal zupełnie mokre, a pojedyncze pasma kleiły się do jej twarzy. Dopiero tutaj na dobre poczuła, jak bardzo zmarzła i zaczęła delikatnie dygotać.
    - Będą się o nas martwić w zamku - zauważyła cicho.

    OdpowiedzUsuń
  53. Była wykończona. To było dla niej zdecydowanie za dużo. Zawsze była silna, a przynajmniej próbowała być. Ojciec powtarzał, że to jej najlepsza cecha. Ciekawe co powiedział by teraz, widząc swoją jedyną córkę płaczącą, w ramionach mężczyzny, który był zaręczony z inną. Nie wiedziałaby co by powiedział, ale wiedziała że by ją znienawidził, straciłaby dla niego jakąkolwiek wartość. Ale ona wcale nie chciała być wartościowa dla ojca, chciała coś znaczyć dla Thomasa.
    Uśmiechnęła się delikatnie. Cieszyła się z tego, że już nie pił. I choć było to dla niej straszliwie trudne to cieszyła się również z tego, że znalazł wspólny język ze swoją przyszłą żoną. Była pewna, że Rosalie da mu to, czego potrzebował. Tak samo jak i on da jej to, czego ona potrzebuje.
    Jej serce zabiło mocniej, gdy usłyszała te dwa słowa. Nie spodziewała się tego. Zamrugała kilkakrotnie chcąc odgonić napływające łzy, ale bezskutecznie. Kilka kolejny spłynęło po jej policzkach.
    - Nie płaczę przez Ciebie – odpowiedziała biorąc kilka głębokich wdechów. Powoli zaczęła się uspokajać. – Jestem zagubiona. Bezsilna. Nie rozumiem tego świata, naszych czasów. Nie rozumiem losu. Nie rozumiem dam dworu, które potraktowały mnie tak okropnie. A zarazem jestem wściekła na siebie, że nie domyśliłam się wcześniej, czują narzeczoną jest moja podopieczna. Miała wiele okazji żeby o to zapytać, nie tylko ją, ale nie zrobiłam tego. – Wytarła dłonią policzki, już o wiele bardziej spokojna niż przed chwilą. Objęła go mocno, wtulając twarz w jego szyję. Po chwili przybliżyła usta do jego ucha i wyszeptała: - To całkowicie szalone i nieprawdopodobne, ale nie potrafię o Tobie zapomnieć i.. też Cię kocham.
    Odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy nieco zawstydzona.

    OdpowiedzUsuń
  54. Została wychowana w miłości do zwierząt. Często to one zastępowały im przyjaciół i tak też Rosalie je traktowała. Dbała o nie niekiedy dużo bardziej niż o ludzi i traktowała z niebywałą troską i czułością. Nie umiała inaczej.
    Usiadła tak blisko kominka i ognia, jak tylko się dało. Przymknęła delikatnie oczy, czekając aż do niej wróci i rozkoszując się przyjemnym ciepłem. Wyciągnęła dłonie w kierunku ognia. Nawet ją niepokoił ich siny, niezdrowy kolor. Powinna je jak najszybciej rozgrzać.
    Ocknęła się z tego dziwnego półtransu, kiedy przyniósł jej kufel z grzanym piwem. Wprawdzie nie był to jej ulubiony trunek i wolałaby zwykłą, ziołową herbatę, jednak doskonale wiedziała, że to rozgrzeje ją zdecydowanie szybciej i bardziej. Już samo trzymanie kufla w dłoniach było niewiarygodnie przyjemne.
    Uśmiechnęła się na samą wzmiankę o przygodach. Od dziecka marzyła o tym, aby jej życie było pełne fascynujących przygód i zwrotów akcji, jednak w tej chwili wydało się jej to mało pociągającą wizją.
    - Może jestem marudna, ale wolałabym, aby przed następną taką przygodą pogoda mnie uprzedziła, żebym mogła zabrać czystą, suchą bieliznę na zmianę - powiedziała nieco rozbawiona, wyciągając nogi w kierunku kominka.
    Upiła łyk piwa. Z początku, jak zawsze przy piciu alkoholu, nieco się skrzywiła i lekko wzdrygnęła, ale kiedy trunek zaczął rozgrzewać ją od środka, pospiesznie upiła jeszcze parę łyków, uśmiechając się z zadowoleniem.
    - Nie, nie umiem się bronić… mój ojciec uważał, że to nie jest potrzebne kobietom - odpowiedziała szczerze i lekko wzruszyła ramionami. - Wolał uczyć mnie haftowania. Znam ponad dwadzieścia różnych ściegów.

    OdpowiedzUsuń
  55. Po raz pierwszy odkąd mieszkała w stolicy mogła śmiało powiedzieć, że nie żałuje przyjazdu tutaj. Zasmakowała tutaj tego, co było dla niej najważniejsze. Miłości i to zupełnie nie tam, gdzie się spodziewała. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział jej, że zakocha się w bękarcim synu króla, bez wątpienia wyśmiałaby tę osobę. Ba, nadal nie potrafiła do końca w to uwierzyć.
    - Jeżeli Twoja dusza spłonie, to razem z moją, bo jesteśmy współwinni, pamiętasz? – zacytowała jego słowa. – Będziemy smażyć się w piekle, ale jeżeli będziemy tam razem, to wcale mi to nie przeszkadza. Niewinna mogę być, ale czysta już nie.. ale to również mi nie przeszkadza.
    Każdy pocałunek oddawała z tą samą pasją, jakby całkowicie zapominając o rozmowie, którą odbyli chwilę wcześniej. Zapomniała o jego narzeczonej, o bólu i o łzach. Była pewna, że gdyby mogła to oddałaby wszystko, byleby tylko być z nim. To było szalone, ale prawdziwe.
    - Nie! Wcale nie musisz iść. Proszę Cię, Thomasie.. nie zostawiaj mnie, nie teraz.. – wyszeptała również się uśmiechając. Nie chciała zostać teraz sama, chciała czuć jego obecność. – Nikt tu nie wejdzie.. no i będziemy cicho, obiecuję. A z resztą.. nie musimy się kochać – i znów, kolejny rumieniec, który pojawił się gdy tylko stanęły jej przed oczami wspomnienia ich pierwszej wspólnej nocy. Pogłaskała go po policzku i tym razem to ona go pocałowała. – Nie myśl sobie tylko, że tego nie chcę! Ale jeżeli boisz się hałasu, jaki mogłoby to wywołać to możemy leżeć, milczeć. Poświęcę się i nie będę nic mówić, jeżeli tylko zostaniesz. Zrobię wszystko, żebyś został, choć na chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  56. Cesar uśmiechnął się nieznacznie, w głębi duszy bardzo zadowolony, że Thomas podchwycił tę myśl. Niektórzy uznawali jego metody za zbyt okrutne, inni ganili za bezduszność – lub chociaż pomstowali na nią szeptem. Ale z zakończonego treningu wychodzili prawdziwi mężczyźni, twardzi i odporni nie tylko na ataki fizyczne. Zawsze cenił sobie ludzi z refleksem, a kto pod jego okiem uczył się reagować na nawet najbardziej subtelną ironię, po jakimś czasie odkrywał, że zamach mieczem jest tak naprawdę dosyć powolny i łatwy nie tylko do zablokowania, ale i odparowania ciosu. Nim jednak zatracili się w samozachwycie, poznawali kolejną stronę Cesara. Nienawidził pychy, zwłaszcza u tych, których sam trenował.
    - Stanowczo – potwierdził, wodząc pozbawionym serdeczności spojrzeniem po zgromadzonych na placu rekrutach. - Prawda jest taka, że każdemu z was wydaje się teraz zbyt wiele – uogólnił, postanawiając się przynajmniej na razie odpuścić Marcusowi. - Zastanawiacie się, co tutaj robicie, skoro potraficie już zabić panoszące się po waszych polach króliki. I błąd. Króliki nie potrafią utrzymać miecza – oznajmił, po czym bez ostrzeżenia chwycił za jeden z ćwiczebnych mieczy leżących w wielkim koszu tuż obok i rzucił go chłopakowi stojącemu na końcu szeregu, rękojeścią w jego stronę. Młodzieniec nie zdołał złapać broni, ostrze upadło głucho na przemokniętą od topniejącego śniegu ziemię. Flamberge nie dał po sobie poznać rozbawienia. - Jak widać , na razie niewiele różnicie się od królików. Najwyższy czas, żeby to zmienić.
    Zajął się rozdawaniem kolejnych mieczy. Marcus w tym czasie ani razu nie podniósł wzroku. Choć wpatrywał się w czubki ubłoconych butów, jego brwi wciąż były uniesione, nadając twarzy wyraz lekceważenia.
    - Powaliłbym cię na łopatki, tchórzliwy bękarcie – wymamrotał pod nosem. I choć bez wątpienia nie było to przeznaczone dla niczyich uszu, gniew i upokorzenie zrobiły swoje. Towarzysz stojący najbliżej niego zadrżał. Podpadnięcie mistrzowi i dowódcy armii jednocześnie było więcej niż ryzykowne.
    - Zechcesz powtórzyć głośniej? - zapytał Cesar z chłodnym niedowierzaniem w głosie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Hoho... Teraz tak na to patrzę i absolutnie nie musisz czuć się zobowiązana odpisywać tyle samo, to miało wyjść trochę krótsze o.O]

      Usuń
  57. - zatem tak będzie. Mam nadzieje, że nie trzeba będzie robić kategorycznych ciec - usmiechnęła się szeroko.
    Westchnęła ściskając dłoń a potem ją puściła.
    - o ile będzie to możliwe - zauważyła cicho zerkając w stronę drugiego pomieszczenia. - nie ode mnie to zależy.
    Zabrała przyniesione przez niego rzeczy i odłożyła na wolne miejsce.
    - tak tez zrobimy - odparła głośniej - zakład życzy miłego dnia. O ile taki on będzie, bo znając stara Melindę, ta jej z radością dołoży pracy. Co niestety było prawda. Pod wieczór była tak padnięta i głodna, że marzyło jej się iść spać a nie gdzie po nocy chodzić. Musiała odczekać aż Melinda raczy zobaczyć efekt jej pracy i zdecyduje czy może już iść. Ale i tak musiała uważać i trochę obejść rynek zanim znalazła się w wyznaczonym miejscu.
    Czekała niezbyt długo i nawet się uśmiechnęła. Cały Thomas... westchnęła.
    - walisz prosto z mostu. Tak dawno się nie widzieliśmy a tys zaczynał od tego. Milo by było się przywitać. Ono był. Prawdopodobnie absurdalny i prozaiczny, ale nie zmienia to faktu, ze jestem tutaj a nie w domu. - podeszła bliżej przyglądając się mu - brakowało mi ciebie. - przyłożyła dłonie do jego koszuli opierając się nań, gdy zrobiło jej się słabo. Przyłożyła czoło do jego barku.

    OdpowiedzUsuń
  58. Sama była zaskoczona swoimi słowami, dlatego się zarumieniła. Ale to była cała ona, nie zmieniła się nic a nic. Przynajmniej do tej pory. Obawiała się, że ten romans zdoła coś w niej zmienić, ale tak się nie stało. I zapewne tak się nie stanie, bo dzięki Thomasowi zaczęła odkrywać samą siebie. To, co było w niej od zawsze.
    - Też za Tobą tęskniłam i to nawet nie wiesz, jak bardzo. Przynajmniej do ślubu? Będziesz musiał uważać nawet po ślubie – mówiła pomiędzy kolejnymi pocałunkami. – No chyba, że zamierzasz zapomnieć o mnie po ślubie. Urocze? Nie, to było upokarzające – zaśmiała się, przypominając sobie swoje zażenowanie, gdy próbowała choć na chwilę przejąć inicjatywę, aby i on odczuł przyjemność z wspólnej nocy. W międzyczasie zsunęła z jego ramion szlafrok. Gdy została pozbawiona koszuli, jedynego ubrania jaki chronił jej ciało przed światem nabrała jakby większej pewności siebie.
    - Jesteś pewien tego, że chcesz żebym to ja dziś była na górze? – Zapytała zerkając na niego figlarnie. Uśmiechnęła się szeroko, podnosząc się na łokciach. Po chwili również i jego koszula leżała na ziemi. – Skoro tak.. Tylko żebyś potem tego nie żałował, mój drogi. Nie przyjmę żadnych zażaleń.
    Chwyciła go za ramię i przekręciła się tak, że teraz to ona znajdowała się nad nim. Przejechała dłonią wzdłuż jego policzka. Pochyliła się nad nim i zaczęła obcałowywać początkowo jego szyję, a następnie tors. Bardzo powoli zaczęła się zniżać w dół, jakby chcąc się z nim trochę podroczyć. Podniosła wzrok, dotykając delikatnie dłonią jego męskość. Niezwykle przyjemnie było go dotykać i czuć jego ciepło pod sobą.

    OdpowiedzUsuń

  59. - może trochę.
    W pol obecna dała się podprowadzić do krzesła i usiąść. Zamknęła oczy, gdy z głodu, zaczęły jej wirować czarne płatki przed oczami.
    - ta krawcowa lubi wyzywać się na innych i dodawać pracy. Dopiero co ja skończyłam i po prostu już padam z nóg. Dziwne, że wcześniej było podobnie, ale udawało się przetrwać dzień.Ale nie martw się. Jak się wyspie, będę gotowa do dalszej pracy dnia następnego. - próbowała go przekonać. Otworzyła w końcu oczy i spojrzała w jego. Schwyciła dłoń i ścisnęła lekko. - oczywiście, że jesteś. Zawsze byleś odkąd skończyłam ze trzy latka. Dziwne, że pamiętam to jakby było dzisiaj, ale zapamiętałam cie wtedy, gdy znowu chora leżałam w łózko i "wyżywałam" się na biednej służbie. - uśmiechnęła się półgębkiem. - Dziękuję za troskę, ale nic mi nie potrzebne. Ale co z tobą? Mówiłeś, że chciałeś skończyć z nałogiem. Jak ci idzie Thomasie?

    OdpowiedzUsuń
  60. Była zaskoczona tym, że akurat teraz wzięło go na rozmowy o przyszłości. Nie chciała myśleć o swoim ślubie, do którego było jeszcze daleko. Nie chciała myśleć o przyszłym mężu, który nigdy nie będzie dla niej wystarczająco dobry, bo nie będzie Thomasem.
    - Thomasie, przecież wiesz, że znalezienie takiego męża graniczy z cudem.. – Powiedziała wzdychając. Zawsze marzyła o wielkiej miłości i cudownym małżeństwie. Chciała mieć gromadkę dzieci, które kochałaby ponad wszystko. Nawet gdyby żyła biednie, nie byłoby to dla niej ważne. Ważne było jedynie to, że miałaby przy sobie ukochanego mężczyznę. – I rozumiem to, że chcesz ożenić się z Rosalie, naprawdę. – Choć bolało ją serce, to mówiła prawdę. To było zaaranżowane małżeństwo, ale wiedziała, że Thomas będzie z nią szczęśliwy. – Nie bądź głupi! To ja obawiam się, że ty nie będziesz chciał tego kontynuować po swoim ślubie. Będziesz miał piękną żonę, która zaoferuje Ci wiele. Spłodzisz zapewne wielu synów. – Pochyliła się nad nim, muskając jego wargi. – Ja mogę ci zaoferować tylko siebie, nic więcej. Razem z moimi wszystkimi wadami. Ale nie rozmawiajmy teraz o tym, nie psujmy tej nocy, proszę. Chcę się tobą nacieszyć, sam mówiłeś, że nie wiadomo kiedy następnym razem będziemy mogli się spotkać..
    Na jej usta powrócił uśmiech. Zaczęła coraz szybciej poruszać dłonią, którą nadal obejmowała jego męskość. Drugą natomiast zaczęła kreślić okręgi, na jego torsie. Cały czas patrzyła na jego twarz, zmieniającą swój wyraz pod wpływem jej dotyku.

    OdpowiedzUsuń
  61. - nie chce wracać. - odparła słabo. - chce zacząć to co zaczęłam. Wiem, że to nie będzie trwało wiecznie, ale... - wzruszyła ramionami - jak się przyzwyczaję, to potem będzie lepiej. Jakbym wróciła to zaczęły by się niekończące pytania, a tego wole unikać. W sumie mam opinie nieobliczalnej i jakoś mi to nawet na rękę wyszło.
    Chciała odmówić przyjęcia jedzenia, ale ja zmusił. Wzięła tylko dlatego, by nie robić mu przykrości. Podgryzła mały kawałek pajdy.
    - nikt mi nie może pomoc. - zauważyła gorzko odwracając wzrok od niego - rodzice i reszta mnie nie rozumieją albo nie chcą. Potrzebuje wolności a zamek i otoczenie tego nie dają. Ja się w nim dusze. Ciągle mi powtarzano, że jak żyje sobie w zamku, to nie jestem w stanie zrozumieć pracy innych. Gdybym przedstawiła pomysł, bym sama doświadczyła, to pewnie bym dostała coś lekkiego i dostała eskortę, pilnująca bym sobie nic nie zrobiła. To - pokazała poranione palce od igieł - jest ułamkiem tego o czym bym nie wiedziała, gdy za każdym razem mnie ktoś chronił. A ja nie chce tego. Może i jestem rozkapryszona i samolubna panna, ale nie dowiem się życia po drugiej stronie jak tego nie doświadczę sama. Inaczej mijało by się to z celem. Rozumiesz mnie? - ścisnęła mocniej jego ramie - dobre, sama mam ochotę na wypicie czegoś mocniejszego. To przejdzie, jeśli tylko postawisz sobie odpowiednie cele.

    OdpowiedzUsuń
  62. Zjadła bez pośpiechu, walcząc z własnym łakomstwem. Była bardzo głodna i nawet nie przeszkadzało jej, że tłuszcz ciekał po jej dłoniach i brodzie, choć co jakiś czas wycierała się chusteczką, aby nie wyjść na jakąś zupełną dzikuskę. Oblizywała usta językiem i uśmiechała się tylko lekko, poświęcając całą uwagę jedzeniu, które pochłonęło ją do tego stopnia, że nie miała już ani czasu, ani chęci na prowadzenie jakiekolwiek rozmowy.
    Pokiwała głową, wrzucając obtłuszczoną, brudną chustkę do kominka. I tak nie sądziła, aby dopranie jej było możliwe, a nie miała zamiaru nosić jej przy sobie i brudzić sobie ponownie rąk. Poszła za nim pospiesznie do ich wynajętego pokoiku. W karczmie robiło się coraz nie przyjemniej, gdyż większość gości była już poważnie podpita i zaczynała szukać awantury. Rosalie natomiast nie miała najmniejszej ochoty znaleźć się w jej centrum.
    Jedno łóżko nieco ją uspokoiło, choć było duże i zasłane czystą, świeżą pościelą. Owszem, pewnego dnia miała zostać żoną Thomasa, jednak… spanie razem przed ślubem nie przystawało nawet narzeczeństwu. Zepchnęła tę myśl jednak gdzieś na sam skraj świadomości, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że właściwie nie mają żadnego innego wyjścia.
    W rogu pokoju stała miska z wodą, co Rosalie przyjęła z pewną ulgą. Mogła obmyć w niej ręce i twarz, a potem stanęła w kąciku, czekając aż Thomas się odwróci. Ufała w jego przyzwoitość i miała nadzieję, że nie będzie próbował jej podglądać.
    Zdjęła płaszcz, buty i ciepłe rajstopy, a dopiero potem rozsznurowała gorset i tasiemki suknie, rozbierając się do samej bielizny, którą zresztą i tak w większej mierze zdjęła, pozostawiając jedynie jej dolną część. Zrobiła to wszystko bardzo sprawnie i szybko, zakładając jego koszulę i zapominając drobne guziczki. Jego ubranie było na nią zdecydowanie za duże. Koszula sięgała jej nieco przed kolano, odsłaniając jednak większość zgrabnych, bladych nóg. Zbyt długie rękawy podwinęła trochę ponad łokieć i rozpuściła długie, ciemne włosy, które, po całym dniu związania w warkocz, teraz delikatnie falowały.
    - Przebrałam się - powiedziała nieco skrępowana, patrząc na jego plecy.
    Mimo wszystko… ciekawiło ją, jak zareaguje na jej widok w tak skąpym stroju.

    OdpowiedzUsuń
  63. Doskonale wiedziała, że jeszcze wielu rzeczy będzie musiała się nauczyć, ale tym razem jej ruchy były o wiele pewniejsze niż ostatnio. No i czuła się nadzwyczaj dobrze, nie była już zawstydzona, choć jej policzki płonęły. Posłuchała jego słów i przyspieszyła. Zagryzła dolną wargę przez cały czas obserwując, jak jego ciało reagowało na tę pieszczotę.
    Widziała, że był już na granicy wytrzymałości, a gdy odsunął ją od siebie uśmiechnęła się z zadowoleniem. Była dumna z siebie, że udało jej się sprawić mu choć trochę przyjemności. Zadrżała czując jego gorący oddech tuż przy uchu.
    - Możemy spróbować.. W razie czego zrzucisz mnie z siebie – odpowiedziała ze śmiechem, popychając go delikatnie na poduszki. Podniosła się i usiadła na nim okrakiem. Uniosła się nieco, wzięła w dłoń jego nabrzmiałą męskość i skierowała ją w stronę swojej kobiecości. Spojrzała mu w oczy, gdy jego członek wsunął się do jej środka. Odetchnęła głęboko, pozwalając na to, aby wsunął się w nią głębiej. Rozchyliła wargi i zaczęła powoli się poruszać. Jęknęła głucho, opierając dłonie obok jego ramion, jej długie włosy opadły na jego klatkę piersiową. Zaczęła poruszać się coraz szybciej i czuła jak jej ręce zaczynają drżeć. Nie wiedziała ile to trwało, ale zdawało jej się jakby minęło już kilka godzin. Oddychała z trudem, a rozkosz rozpływała się po całym ciele. Uniosła głowę i napotkała jego spojrzenie. Pochyliła się jeszcze bardziej, łącząc ich usta w kolejnym namiętnym pocałunku.

    OdpowiedzUsuń
  64. Cóż… ona nie patrzyła na niego, kiedy się rozbierał. Za dużo. Mimo wszystko ciekawość wzięła górę, bo… tak naprawdę nigdy nie widziała nagiego mężczyzny. A nawet półnagiego.
    Kiedy on się rozbierał, ona zajęła miejsce na łóżku, które, wbrew oczekiwaniom, okazało się całkiem miękkie i wygodne. Oczywiście, że daleko było mu do łoża w jej komnacie na zamku, ale nie mogła narzekać. Poza tym coś i tak jej podpowiadało, że to nie łóżko będzie pamiętała po dzisiejszej nocy. Nakryła nogi ciepłą, ciężką pierzyną i cicho odetchnęła, czując się już zdecydowanie bardziej komfortowo.
    Oh…! Oczywiście, że czułaby się lepiej, gdyby nie musieli spać razem, ale z drugiej strony gdyby kazała mu spać na podłodze, nie zmrużyłaby oka przez całą noc przez wyrzuty sumienia. Poza tym… mimo wszystko łóżko było na tyle duże, że mogli spać na nim razem, praktycznie się nie dotykając. Przynajmniej tak się jej wydawało, kiedy szacowała rozmiary ich posłania.
    - Nie, nie ma takiej potrzeby - uśmiechnęła się delikatnie, zgarniając długie włosy na jedno ramię. - Zmieścimy się razem. Poza tym… zmarzłbyś na podłodze.
    Rosalie już po prostu taka była. Czuła, delikatna, troskliwa i bardzo opiekuńcza, choć nie wszyscy mogli poznać ją od tej strony. Nie chciała jednak udawać kogokolwiek przed Thomasem. Chciała, aby chociaż on znał tą prawdziwą Rosalie.

    OdpowiedzUsuń
  65. Popatrzyła na niego ze smutkiem
    - taa... gadasz teraz tak jak oni. - zauważyła smętnie - wiem o tym ale chciałam spróbować innego życia. Oni tego nie rozumieją za to rozumieją, że dobrze jest mnie wydać za starego starucha. Szybciej sobie wbije sztylet w serce niż za niego wyjdę.
    Zabrała ręce z tego ramienia.
    - wiesz jaka jest różnicą miedzy nami? Taka, ze ja nie jestem tobą a ty mną. Przepaść miedzy nami jest spora. Nie, nie wyrzucam ci twego pochodzenia, ale nie tobie każdy liże dupę, gdy chce się przypodobać lub czegoś pragnie nie wywierając nacisku. Znamy się tak długo. Myślałam, ze to zrozumiesz ale chyba się pomyliłam - odłożyła ledwo zaczęty chleb na bok i zaczęła się unosić, nawet gdy było jej niedobrze.
    - powinnam już iść - odparła - inaczej znowu zaspie... Nie wybaczę ci tego jeśli komuś rozpowiesz, ze tu jestem Thomasie.

    OdpowiedzUsuń
  66. Już po kilku minutach ona również doszła. Zmęczona początkowo opadła na niego, ale po chwili zsunęła się na poduszki obok. Jej całe ciało drżało i nadal oddychało jej się z trudem. Początkowo nie potrafiła nawet zebrać myśli, bo była zbyt oczarowana tym, co przed chwilą przeszła. Dopiero teraz rozumiała kobiety, które czerpały tyle ze spotkaniami z mężczyznami. Ale ona nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w ramionach innego mężczyzny. Nawet gdyby był dla niej dobry, czuły i delikatny. Wiedziała, że nie umiałaby każdej nocy spędzać z kimś innym. Za to, byłaby w stanie spędzać każdą noc z Thomasem, choć wiedziała że to niemożliwe. A po jego ślubie stanie się to jeszcze bardziej niemożliwe.
    - Zostaniesz? Naprawdę? – Podniosła głowę i spojrzała na niego zaskoczona. Przez chwilę niedowierzała w jego słowa. Bała się, że za chwilę odsunie się od niej, ubierze się i zniknie. Ale nie, zdecydował się z nią zostać. Odetchnęła z wielką ulgą, kładąc głowę na jego klatce piersiowej i splatając swoje palce z jego. – To było.. niesamowite. Nie wiem, jak inaczej mogłabym to nazwać. Wydaje mi się, jakbym nadal miała cię w sobie – wyszeptała spoglądając mu w oczy. Uśmiechnęła się podnosząc się na rękach. – Powinnam zgasić świece.
    Zeszła z łóżka i pogasiła wszystkie palące się świece. Po drodze chwyciła koc, było co prawda ciepło, ale w środku nocy na pewno się ochłodzi. Było prawie całkowicie ciemno, ale bez problemu trafiła do łóżka. Pnownie położyła się obok niego i wtuliła w jego ramię.

    OdpowiedzUsuń
  67. Czy kiedykolwiek myślała nad tym, czego właściwie oczekuje od swojego przyszłego męża i jak wyobraża sobie idealne małżeństwo? Odpowiedź była prosta - nie. Nigdy nie zawracała sobie tym głowy, więc nie umiała udzielić mu żadnej odpowiedzi. Umiała jedynie wzruszyć delikatnie ramionami.
    - Nie wiem, Thomasie… nie myślałam o tym nigdy, ale… - urwała.
    Nie, na pewne rzeczy było za wcześnie. Nie powinna mówić mu o wszystkim od razu. Najpierw musiała mieć pewność, że może mu zaufać.
    - …ale to nie jest tak, że się ciebie boję - zmieniła taktykę. - Po prostu ci nie ufam. Nie znam cię i nie umiem zrozumieć. Zawsze, gdy wydaje mi się, że wiem, co zrobisz lub powiesz, robisz zupełnie coś innego i mieszasz mi w głowie. Kompletnie nie wiem, czego mam się po tobie spodziewać i… i może dlatego jestem taka niespokojna.
    Wcale nie skłamała. Powiedziała szczerą prawdę. Po prostu… wciąż bała się mówić o pewnych rzeczach, które, w jej oczach, były po prostu zbyt intymne, aby móc o nich swobodnie opowiadać. Zwłaszcza, jeśli komuś się nie ufało w pełni.
    Bo przecież… Rosalie nie była małą beksą, która bała się mężczyzn. Nie była też cnotką. Pierwsze miłości miała już za sobą. Do tej pory jej serduszko biło szybciej na samo wspomnienie Daniela, jednego z synów koniuszego jej ojca. To on skradł jej pierwsze pocałunki i on pierwszy raz usłyszał kocham z jej ust.
    Była jednak na tyle rozsądna, aby nie przyznawać się do tego Thomasowi. Przynajmniej nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  68. Czas beztroski musiał się kiedyś skończyć. Floks nie przypuszczała że nastąpi to tak szybko .No ale przecież kiedyś musiało nastąpić nie ? Grunt że umiała biegać i była zwinna. Taka zawsze się wszędzie wciśnie i łatwiej będzie wiać. No cóż. Uciekanie przez zatłoczony rynek nie jest prostą sprawą. A uciekanie z grubym płaszczem na ramionach i w błocie tym bardziej.
    A jak właściwie do tego doszła? No był kupcem miał ładne błyskotki. Floks była jak sroka łasa na błyskotki. Poza tym ona była kobietą i jeszcze jakieś swoje potrzeby miała. Jednak błyskotki zbytnio ją przyciągały więc zwinęła parę on się nie zorientował ale kiedy zaczynała dobierać się do jego sakwy on pochwycił ją mocno i zaczął wrzeszczeć zupełnie jak baba "Złodziejka!" "Chciałaś mnie okraść złodziejska suko!".
    Floks jakoś udało się wyrwać z tego uścisku i teraz właśnie uciekała. Zagapiła się i zamiast zrobić ślizg w dziurę gdzie było przejście do jej "apartamentów" wpadła w czyjeś ramiona.
    - Och! Ratuj mnie zacny panie. - obróciła się tak że on teraz stanowił jej tarczę przeciwko mężczyźnie oczywiście nie omieszkała swoimi rączkami wybadać gdzie co ma. Od takie zboczenie zawodowe. - Ten mężczyzna oskarża mnie o wielce haniebny czyn i w dodatku próbuje mnie zbeszcześcić ! Ratuj o wielmożny panie! - udawanie panienki w opałach szło jej całkiem dobrze...

    Floks

    OdpowiedzUsuń
  69. - nie bedziesz mi mowic co mam robic, slyszysz? Co ci do tego? Glupia jestem, ze w ogole o tym wspomnialam. - odparła sfrustrowana. - masz zamiar doprowadzic do wzajemnych oskarzen. Dzieki ci wielkie. I ty chcesz mi pomoc? - popatrzyła na niego ze zloscia. - wiesz co? Idz w cholere jak wszyscy pozostali - zerwała sie z miejsca i uciekla z domku z placzem.
    Nie skierowała sie w strone miasta tylko dalej w strone zagajnika. Zdyszana przypadła na jakims powalonym pniu lapiac oddech i wyplakujac oczy, które zakryła dlonmi. Oj chyba czas bylo na nia? Czas zmienić miasto na inne. Tak, trzeba isc dalej. Zarabila na razie wystarczajaco by mozna bylo podrozowac.

    OdpowiedzUsuń
  70. Gdyby któryś ze znajomych Cesara spojrzał teraz na jego twarz, natychmiast odczytałby malujące się na niej nieme ostrzeżenie. Choćby nie wiadomo jak bardzo wyśmiewał swoich rekrutów, czuł odpowiedzialność na tyle, by przynajmniej zasugerować im, że pchanie się na pewną śmierć (tudzież upokorzenie) nie jest najlepszym pomysłem. Ale Marcus nie zwracał uwagi na sygnały ze strony mistrza. Patrzył na miecz w jego dłoniach.
    - Oszukujesz – stwierdził młodzieniec ze złością, prawie wyszarpując broń Cesarowi. - Ale niewiele mnie to obchodzi. Wszyscy zobaczą, ile znaczysz… Zwłaszcza w porównaniu ze mną, Marcusem, synem Lwa znad Czarnej Rzeki – uzupełnił z pokazową pewnością siebie. Wrażenie psuło jedynie lekkie drżenie tej drugiej dłoni, opuszczonej nisko przy ciele.
    Uniósł ostrze w górę i wykonał nim kilka niepotrzebnych cięć. Dało się zauważyć, że już miał do czynienia z walką, ale samo zachowanie mówiło wyraźnie, że jest amatorem. Nikt doświadczony nie popełniłby tego błędu, by prezentować swoje możliwości przed rozpoczęciem pojedynku. Chyba, że chciał zwieść przeciwnika, ale o tak wymyślne strategie nikt by nie podejrzewał pierwszego lepszego chłopaka, nawet ze szczególnie szlachetnej rodziny.
    Flamberge nie słuchał zbyt uważnie przechwałek. Podszedł w tym czasie do Thomasa i położył mu dłoń na ramieniu.
    - Postaraj się go zostawić względnie w jednym kawałku. Moje plecy nie młodnieją, nie uśmiecha mi się zbieranie wszystkich kończyn z ziemi, żeby wysłać je żonie Lwa znad Czarnej Rzeki – stwierdził ironicznie, po czym poklepał swojego byłego ucznia po plecach i rozpędził rekrutów, by nie blokowali dłużej przejścia.
    Wszyscy zebrani dosyć sprawnie uformowali duże koło, w którego centrum zostali tylko Cesar, Thomas i Marcus. Mistrz fechtunku raz jeszcze posłał temu ostatniemu potępiające spojrzenie, po czym odsunął się i skinieniem głowy rozpoczął pojedynek.

    OdpowiedzUsuń
  71. - Nie nudzisz mnie, Thomasie - powiedziała szybko, bojąc się, że mogła go naprawdę urazić. - Nie to chciałam powiedzieć, przepraszam.
    Jak zwykle za dużo mówiła, a ludzie i tak odbierali to, co chciała przekazać, w zupełnie niewłaściwy sposób. Chyba naprawdę powinna się bardziej przykładać do lekcji ładnego, poprawnego mówienia. Zawsze uważała te lekcje za najbardziej bezsensowne.
    - Nie nudzisz mnie - powtórzyła cicho.
    Westchnęła cichutko, a potem sama się położyła. Pościel, choć świeża i czysta, pachniała dziwnie stęchlizną i była szorstka w dotyku. Skrzywiła się lekko, ale nie wyraziła swojego niezadowolenia głośno. Po prostu nakryła się pierzyną niemal po samą szyję i przymknęła swoje duże, piwne oczy. Brązowe włosy ułożyły się wokół jej głowy niczym aureola. Odetchnęła cicho. Mimo tego, że łóżko nie było wcale nazbyt wygodne, a pościel nieprzyjemnie szeleściła przy każdym jej ruchu, to wkrótce zrobiło się jej wygodnie, przyjemnie i ciepło, a to była miła odmiana po godzinach jazdy w zimnie i śnieżycy.
    - Naprawdę lubię z tobą rozmawiać - powiedziała, choć jej głos zmienił się w cichy, senny pomruk. - Nie jesteś nudny… a właściwie tego się po tobie spodziewałam. Większość żołnierzy jest nudna i potrafią mówić jedynie o wojnach, a to, nie ukrywam, nie jest mój ulubiony temat do rozmów.

    OdpowiedzUsuń
  72. Rozumiała go. Doskonale wiedziała, co wydarzyłoby się gdyby wieść o ich romansie rozniosłaby się po zamku. A najbardziej nie obawiała się wcale reakcji jego narzeczonej, a królowej. Alexandra byłaby całkowicie zrujnowana, opuściłaby zamek, ale chociaż by chciała to nie mogłaby wrócić do domu. Ojciec by jej nie przyjął. Thomas zapewne zostałby potraktowany o wiele łagodniej, zwłaszcza, że był bratem królowej.
    - Nie musisz się o to martwić. Żadna z dam dworu się o tym nie dowie – powiedziała szybko, a w jej głosie dało się wyczuć pewność. – Jestem pewna, że one już dawno zapomniałyby o tym balu, ale.. – przerwała odsuwając się od niego nieco – przyjechała twoja narzeczona, a one zapewne chciały się tylko zabawić moim kosztem. Lubią bawić się czyimś kosztem. Oceniają wszystkich, tylko nie siebie. To okrutne, ale prawdziwe.
    Czuła się przy nim niezwykle swobodnie. Mogła być sobą, nie damą, którą swoją drogą nigdy nie chciała być. Przy nim nie musiała udawać, nie musiała pilnować tego, co mówi, ale jak długo? Jak długo to wszystko może trwać? Jak długo będą mogli stąpać po bardzo cienkim lodzie?
    - Naprawdę doceniam to, że zechciałeś choć ten jeden raz tu ze mną zostać – wyszeptała po chwili. – Wiem, że nie mogę niczego od ciebie oczekiwać, dlatego dziękuję. – Zawahała się – jedno twoje słowo wystarczy żebyśmy to wszystko zakończyli, rozumiesz? Nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty. Chcę żebyś mógł żyć szczęśliwie ze swoją żoną, nie myśląc o mnie jako swoim ciężarze. Obiecaj mi, że jeżeli zdecydujesz, że chcesz o mnie zapomnieć, to od razu przyjdziesz do mnie i mi o tym powiesz. – Ponownie się do niego przytuliła, czując że jeszcze chwila i zaśnie. - Chyba powinniśmy iść spać.

    OdpowiedzUsuń
  73. - Toż to przez przypadek! Chciałam z lekka ogrzać swoje dłonie. Zahaczyłam. Panie znaj łaskę. Czy ja wyglądam ci na złodziejkę? Po co mam kraść dobrze mi idzie zarabianie na występach i niczego mi nie brak a ten parszywy tym chciał mnie skrzywdzić a teraz kłamię! Ja sobie wypraszam! Jego karać nie mnie. Sprawiedliwości o szlachetny panie. Zrobię co zechcesz tylko ratuj! - odgrywanie tej wielkiej sceny zgromadziło wokół ich tłum ludzi. I teraz wiedziała że jest bezpieczna a on by nie narazić się tłumowi powinien trzymać jej stronę.
    Plan idealny!

    Floks

    OdpowiedzUsuń
  74. Z samego początku wszystkie jej mięśnie się napięły, kiedy ją objął i przyciągnął do siebie. Trwało to jednak tylko chwilę. Czuła, że Thomas nigdy jej nie skrzywdzi. Po prostu wiedziała, że jest przy nim bezpieczna. Szybko więc jej mięśnie z powrotem się rozluźniły, a ona ułożyła się tak, żeby było jej wygodnie, opierając głowę o jego ramię.
    - Zawsze marzyłam o dużej rodzinie… szczęśliwej i kochającej się - przyznała cicho.
    Uśmiechnęłą się sama do swoich myśli. Chciała czegoś zdecydowanie więcej niż sama miała w dzieciństwie. Chciała, aby jej dzieci były kochane zarówno przez matkę, jak i ojca, żeby miały wszystko, czego by zapragnęły i wiedziały, ze zawsze mogą polegać na swoich rodzicach.
    - Może nie powinnam o tym mówić, ale… mam naprawdę spory posag. W tym ziemie niedaleko zamku, parę kilometrów stąd. Jest tam pole, sad i dworek z ogrodem… myślę, że nam wystarczy - powiedziała cicho.
    Zawsze jej powtarzano, że dobrze wychowana dama nie rozmawia o pieniądzach, a już z pewnością nie o swoim posagu. Jednak teraz nie miało to dla niej znaczenia. Dobrze wychowana dama nie spałaby też ze swoim narzeczonym przed ślubem i wracała na noc do zamku, do którego wysłał ją ojciec. Najwyraźniej nie była ani dobrze wychowana, a już na pewno nie była typową damą.

    OdpowiedzUsuń
  75. Zaśmiała się, wtulając się w niego. Mimo tego, że jeszcze chwilę wcześniej była niezwykle śpiąca to długo nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w okno i wsłuchiwała w jego oddech. Była przekonana, że tej nocy będzie spać spokojnie, ale tak nie było. Gdy w końcu zdołała usnąć, obudziła się zaledwie po kilku minutach. Była niespokojna, a sen odszedł w niepamięć. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, a nie chciała budzić Thomasa, dlatego nadal leżała w bezruchu przytulona do jego ciała.
    Zmęczenie jednak ostatecznie wzięło nad nią górę. Zasnęła i resztę nocy przespała spokojnie. Gdy się obudziła, zaczynało świtać. Panowała cisza, choć wiedziała, że wiele osób zamieszkujących zamek już nie spało. Zerknęła na swojego towarzysza i powoli wyplątała się z jego objęć. Nie chciała go budzić, przynajmniej na razie. Spokojnie mógł sobie jeszcze chwilę pospać.
    Przemyła twarz, włożyła bieliznę oraz halkę i usiadła na łóżku. Słońce było jej coraz wyżej i próbowało przebić się przez szare chmury. Nagle za drzwiami rozległ się huk, drgnęła spoglądając na Thomasa, który rzeczywiście obudził się natychmiast.
    - Spokojnie, nikt się tu nie dobija! Tak jest prawie codziennie. Zapewne jakiś służący wypuścił tacę ze śniadaniem dla królowej. Chociaż.. wydaje mi się, że na jedzenie jest jeszcze za wcześniej. – Uśmiechnęła się do niego. Wiedziała, że zaraz zniknie. Rozpłynie się jak cień, a jej pozostaną tylko wspomnienia. Zagryzła wargę przypominając sobie o czymś. – Wczoraj dostałam list od ojca. Chce się ze mną spotkać. O dziwo nie w zamku, tylko w mieście. Uważa, że nie byłby mile widziany na dworze, bo był głównym doradcą króla.. Według mnie to tylko wymówka, musi chodzić o coś innego. - Zaśmiała się podając mu jego koszulę - może znalazł mi narzeczonego? Byłoby.. ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  76. Zaśmiała się na samą myśl o Thomasie z kolorowymi kokardkami we włosach. Rosalie zawsze miała bardzo wybujałą wyobraźnię i wyobrażenie sobie takiego obrazu wcale nie było dla niej żadnym wyzwaniem.
    Słuchała go uważnie, czując jak rośnie w niej irytacja. A więc to wszystko po to? Wspólne przejażdżki, wyjazdy, noclegi… wszystko po to, aby jak najszybciej zaciągnąć ją do łóżka i pozbawić tego, co kobieta miała najcenniejsze. Kiedy skończył, tłumacząc się niby pokładzinami i troską o nią, jej irytacja sięgała już samego szczytu i nigdy nie była aż tak zdenerwowana.
    Nie umiała zapanować nad tym odruchem i po prostu odskoczyła od niego niczym oparzona, odwróciła się i uderzyła go w twarz z całej siły. Jej ciemne, duże oczy wręcz lśniły ze złości i irytacji.
    - Nie jestem dziwką, Kastloy - powiedziała zła.
    Zawsze, gdy ktoś ją zdenerwował, zwracała się do niego po nazwisku. Właśnie po tym można było rozpoznać, kiedy jest już naprawdę wściekła. Tak jak teraz.
    Wstała z łóżka, zrywając z niego kołdrę i otulając się nią szczelnie tak, że wyglądała jak owinięta kołdrą mumia. Usiadła na krześle w rogu z nadąsaną miną i wpiła wzrok w swoje bose stopy, których pierzyna nie była już w stanie zakryć.
    Naprawdę sądziła, że Thomas jest inny, że… że naprawdę mu na niej zależy. Zaczęła się nawet w nim pomału zakochiwać. Ale teraz doszła do wniosku, że jest taki sam jak wszyscy inni mężczyźni i tylko jedno mu w głowie. Zastanawiała się, ile już kobiet nabrał na tą troskę i czułość. Ona nie miała zamiaru być jedną z nich.

    OdpowiedzUsuń
  77. Nawet nie drgnęła. Rosalie była wyjątkowo upartym stworzeniem, a przy tym, co wcale nie działało na jej korzyść i nie raz przysparzało wielu problemów, lubiła robić ludziom na złość. Kiedy więc powiedział jej, aby poszła się położyć, zacisnęła tylko usteczka w drobną linię i otuliła się mocniej kołdrą, wciskając w róg izby i opierając głowę o ścianę.
    Przysnęła, nawet na niego nie patrząc. Wciśnięta w róg ściany i otulona pierzyną przespała parę ładnych godzin, bo kiedy się ocknęła ogień w kominku już dogasał, a świece przy łóżku niemal zupełnie się wypaliły i teraz tylko delikatnie się tliły. Cała izba pogrążyła się w przyjemnej, ciężkiej i sennej ciemności.
    Zawahała się, a potem wstała i odłożyła pierzynę na łóżko. Już chciała kłaść się z powrotem, kiedy jej spojrzenie padło na śpiącego na podłodze Thomasa i… w jednej chwili zrobiło się jej naprawdę głupio, że tak zareagowała. Może jemu naprawdę tylko chodziło o to, aby oszczędzić jej stresów i nerwów, aby czuła się komfortowo i uniknęła tak nieprzyjemnej sytuacji jak utrata dziewictwa w czasie pokładzin na oczach ludzi? Może naprawdę się niepotrzebnie się aż tak uniosła?
    Podeszła do niego i przykucnęła obok, przysiadając na piętach. Koszula podwinęła się jeszcze mocniej, jednak Rosalie była zbytnio zaspana, aby zwrócić na to uwagę.
    - Thomas… - potrząsnęła nim delikatnie za ramię. - Thomas, obudź się. Chodź, wracaj do łóżka. Tam będzie ci wygodniej.
    Nie mogła go tak zostawić. Musiała to wszystko jakoś naprawić. Zbyt często bywała tak impulsywna i porywcza.

    OdpowiedzUsuń
  78. Patrzyła na niego uważnie. Mimowolnie jej wzrok zsunął się na jego policzek, na którym widniał ślad po jej uderzeniu. Momentalnie zrobiło się jej jeszcze bardziej głupio, choć sądziła, że jest to zupełnie niemożliwe.
    - Nie wiem… sama też spałam, dopiero się ocknęłam - powiedziała szczerze, patrząc mu prosto w oczy. - Ja… ja chciałam cię bardzo przeprosić za to, że się tak uniosłam i… i że cię uderzyłam. Strasznie mu głupio i… i… naprawdę przepraszam.
    Dukała nerwowo, a jej wzrok co chwilę uciekał gdzieś w boku. Naprawdę się bała, że tym swoim wybuchem złości wszystko zepsuła. Nie chciała tego. Naprawdę go polubiła i mimo że znali się tak krótko, zaczynało jej naprawdę na nim zależeć. Nie chciała, aby ta nić porozumienia, która się między nimi pojawiła, zerwała się.
    - Nie gniewaj się na mnie - poprosiła, siadając koło niego i spuszczając wzrok.
    Dotknęła delikatnie jego dłoni i pogłaskała ją opuszkami palców. Nadal wierzyła w to, że jej się uda, że uda się jej go w sobie rozkochać i że pewnego dnia Thomas straci dla niej zupełnie głowę, że będą szczęśliwym małżeństwem, które się kocha i szanuje. Przecież… musiał jej jakoś to wybaczyć. A ona zrobi wszystko, aby go udobruchać.
    - Ja… ja wiem, że powiedziałeś to wszystko z troski o mnie i chciałeś ja najlepiej… chyba jestem po prostu nieco przewrażliwiona - tłumaczyła się nerwowo.

    OdpowiedzUsuń
  79. Cały ranek i południe spędziła wraz z innymi damami dworu, tym razem bez królowej. Popołudniu wyruszyła do miasta, ale ostatecznie nie spotkała się z ojcem, a kuzynem. Ojciec nie mógł przybyć, więc wysłał swojego siostrzeńca, od którego Alexandra nie dowiedziała się niczego szczególnego. Oprócz tego, że może spodziewać się w niedługim czasie swoich zaręczyn.
    Dopiero po powrocie do zamku dowiedziała się o buntownikach na północy. Przez cały czas bardzo się denerwowała i nie tylko ona, w pałacu zapadł pewnego rodzaju niepokój, gdy żołnierze nie wracali przez tydzień. Odwołano bal. Królowa zamartwiała się o swojego W zamku panowała cisza, przerywana tylko szeptami i spekulacjami odnośnie tego, kiedy oddział wróci i czy w ogóle wróci.
    Właśnie wracała ze spaceru, gdy w oddali zauważyła niebieską chorągwie. Prawie biegiem wróciła do zamku. Nie weszła jednak do środka. Przy bramie zebrało się wielu ludzi, którzy oczekiwali powrotu żołnierzy. Przeraziła się, gdy zamiast Thomasa, na czele oddziału zauważyła jego następcę.
    Każdej nocy odwiedzała go w jego komnacie, do której został przeniesiony po pewnym czasie. Uzdrowiciel zrobił wszystko co mógł. Reszta zależała od Boga. Siedziała z nim chwilę trzymając go za rękę i prosiła Boga, aby darował życie Thomasowi. Nie była gotowa żeby go stracić, nie w ten sposób. Nie byłaby w stanie żyć, gdyby on umarł.
    Królowa spędziła cały wieczór przy jego łóżku, dlatego Alexandra pojawiła się u niego dopiero późną nocą. Panowała cisza, a ona jak zwykle przekradła się tajnym korytarzem. Nikt jej nie zauważył.
    Zamoczyła kawałek materiału w wodzie i otarła nim jego gorącą oraz spoconą twarz. Potem usiadła na brzegu łóżka i załapała go za rękę.
    - Nie zostawiaj mnie samej, nie teraz..

    OdpowiedzUsuń
  80. Ona z kolei była zbyt naiwna i smutna, aby podejrzewać go o jakikolwiek romans. Po prostu wierzyła w to, że Thomas jest dobrym, sprawiedliwym i wiernym mężczyzną, który będzie ją kochał i zapewni jej bezpieczne, a przede wszystkim szczęśliwe życie. Chyba właśnie dlatego tak szybko mu zaufała i… i tak szybko się zakochała. A przynajmniej zauroczyła lub zadurzyła. Nie mniej jednak Rosalie była nim naprawdę oczarowana i była, chyba po raz pierwszy, zadowolona z decyzji ojca.
    Podniosła się z klęczek, czując jak bardzo przez tą chwilę zdążyły jej zdrętwieć nogi. Zachwiała się lekko. Poprawiła koszulę, obciągając ją w dół tak mocno, jak tylko się dało. Mimo wszystko… czuła się dziwnie niekomfortowo z myślą, że Thomas ogląda ją niemal w negliżu. Pewne rzeczy i przyzwyczajenia były po prostu od niej dużo silniejsze.
    - Dziękuję i… pewnie się zgodzę, ale jeszcze nie teraz - powiedziała cicho. - Znamy się dopiero dwa dni i… i to zdecydowanie za szybko.
    Uśmiechnęła się nieco nerwowo. Rozmawianie na takie tematy było dla niej krępujące, bo… bo to chyba pierwsza rozmowa jaką kiedykolwiek odbyła na ten temat. W jej domu seks i pożycie małżeńskie były tematem tabu, którego za nic nie wolno było poruszać. I Rosalie właściwie niewiele o tym wszystkim wiedziała, o ile można powiedzieć, że wiedziała cokolwiek.
    - Zimno mi - zmieniła temat i wróciła do łóżka, które, mimo całej swojej niewygody, nęciło obietnicą ciepła i snu.

    OdpowiedzUsuń
  81. Nie chciała, aby wyjeżdżał. A już na pewno nie chciała, aby wyjeżdżał na jakąkolwiek wojnę czy nawet do tłumienia buntu. To było niebezpieczne, a ona naprawdę nie chciała, aby stała mu się krzywda. Chyba… chyba by tego nie zniosła.
    Zadrżała delikatnie i wtuliła się w niego, przymykając lekko oczy. Nigdy wcześniej nie sądziła, że dotyk mężczyzny może być taki przyjemny. A był. Ciepło jego dłoni wywoływało delikatne, przyjemne dreszcze na jej ciele.
    Chyba… chyba mogła pozwolić sobie na odrobinę więcej, prawda? To nie mogło nic być złego. Przecież nie miała zamiaru mu się oddać. Jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę musieli poczekać.
    Wtuliła się w niego mocniej, opierając, niby przypadkiem, dłoń o jego nagi tors i wtulając twarz w jego szyję. Miała ciepły, delikatnie drżący oddech, który zdradzał, jak bardzo przeżywa to, co właśnie się między nimi działo. Nie umiała się powstrzymać i bardzo delikatnie, ostrożnie musnęła ustami jego szyję.
    Było w niej coś takiego… tęsknego. Sama zabiegała o pieszczoty, czułe słowa i odrobinę uwagi. Musiało jej tego brakować w domu, skoro mimo wszystkich oporów moralnych i etycznych, mimo własnego sumienia, teraz posuwała się tak daleko i na tak wiele sobie pozwalała.

    OdpowiedzUsuń
  82. Odkąd Cesar zobaczył co się święci, ściskał w dłoni swój własny sztylet, gotowy rzucić nim prosto w Marcusa. Brzydził się tym dzieciakiem jeszcze bardziej niż na początku. Atakowanie odwróconego plecami przeciwnika nie mieściło mu się w głowie, a gdy do tego wszystkiego dochodziło użycie niedozwolonej broni, którą mógłby nawet zabić…
    - Odejdź i nie wracaj – zwrócił się do chłopaka, nawet na niego nie patrząc. W głosie Flamberge'a pobrzmiewała stanowczość, z którą nie powinno się dyskutować.
    Nie uzyskał odpowiedzi. Marcus w końcu ruszył, śledzony przez wszystkich pozostałych rekrutów. Dopiero gdy już prawie minął mistrza mieczy, odwrócił się nieznacznie i splunął na ziemię, po czym spokojnie kontynuował drogę. Wściekłość zawrzała w żyłach Cesara i przez chwilę był aż nazbyt świadomy swojej siły i umiejętności, a także tego, że trzyma w dłoni sztylet…
    Ktoś krzyknął, gdy ostrze przecięło ze świstem powietrze i przeleciało tuż obok głowy odchodzącego, rozcinając mu koszulę na ramieniu, ale nie robiąc większej krzywdy. Raniony pisnął, podrywając się do biegu, a kącik ust Cesara uniósł się nieznacznie w górę, zdradzając satysfakcję, którą właśnie poczuł. W końcu sam powtarzał, że mężczyzna nigdy nie wyjmuje broni bez przyczyny, prawda?
    - Możecie iść do domów, następny trening jutro o świcie. Jeśli wydaje się wam, że nie macie nic do roboty, to grubo się mylicie. Jeśli którykolwiek nie złapie jutro miecza, będzie uciekał do domu szybciej niż ta piszcząca purchawka, która właśnie opuściła nasze zacne grono. Żegnam – oznajmił rekrutom. Nie minęła chwila, a chłopcy rozpierzchli się, dyskutując szeptem o zaistniałej sytuacji.
    Cesar zwrócił się ku Thomasowi. Nie powinien tak szybko kończyć dzisiejszych ćwiczeń, ale nie miał siły użerać się z młodzieżą ani chwili dłużej. Poza tym, wyznawał zasadę, że krótkie i intensywne doświadczenia solidniej zapadały w pamięć.
    - Pamiętasz jeszcze, co zawsze mówiłem o dobrym napitku po stoczonej walce?

    OdpowiedzUsuń
  83. Odsunęła się od niego i zamrugała wyraźnie speszona tą propozycją. Na jej policzkach pojawiły się piekące, czerwone rumieńce. Na tym polegał problem Rosalie - dość szybko się peszyła, gdy przychodziło jej mówić o jakichkolwiek intymniejszych rzeczach. Kiedy mogła milczeć, wszystko zdawało się jej łatwiejsze.
    Przygryzła delikatnie dolną wargę, uciekając spojrzeniem. Zawsze to robiła, gdy była zakłopotana, a w jego towarzystwie zdarzało się jej to dość często, co ją samą niezwykle irytowało, ale nie umiała w żaden sposób temu zapobiec. To było po prostu silniejsze od niej.
    - Nie… ja… ja chciałam się tylko poprzytulać - wydukała cichutko.
    Oh, oczywiście, że chciała się tylko poprzytulać. Nigdy w życiu nie byłaby w stanie powiedzieć, że chce czegoś więcej. Albo przynajmniej na razie. Nie umiała rozmawiać o seksie i miłości fizycznej. Zapewne po części dlatego, że nawet nie próbowano jej tego nauczyć. Po prostu jej rodzice wyszli z założenia, że, jeżeli jej przyszły mąż będzie chciał, to weźmie to, co mu się należy i nie będzie z nią o tym dyskutował. Jakby nie patrzeć, tak właśnie wyglądały normalne małżeństwa w ich czasach.
    Mówiła jedno, myślała o drugim. Cała Rosalie. Coś jej podpowiadało, że gdyby teraz Thomas spróbował czegoś więcej, ona wcale by nie oponowała. Nie umiała nawet ubrać w słowa tego, co się teraz z nią działo. Nie znała słów, które oddałyby jej stan, ale… po prostu chciała, aby dalej jej dotykał, żeby nie przestawał jej całować. Nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
  84. [Wątaszek ze mną? Zawsze!
    Może niech będzie tak, że Thomas już kiedyś zajrzał do Karczmy jej ojca, akurat, kiedy rudzielec pomagała swojej macosze i może podała mu jego zamówienie, a teraz on ją zauważa w lesie, jak się skrada do zwierzyny i niechcący ją spłoszy. Zwierzynę w sensie xd]

    Brave

    OdpowiedzUsuń
  85. Obserwowała go i czuła, że najgorsze jest już za nim. Na dworze robiło się coraz jaśniej, a zamek budził się do życia. Z wielkim bólem zostawiła go samego i wróciła do swojej komnaty. Postanowiła, że odwiedzi go następnej nocy. Chociaż.. jeżeli tak dalej pójdzie to padnie z wycieńczenia, ale to nic. Gdy tylko będzie pewna, że Thomas jest zdrowy, wyśpi się za wszystkie czasy.
    Jakiś czas po kolacji, gdy zamek szykował się do snu wymknęła się ze swojej komnaty i ruszyła tajnym korytarzem do komnaty Thomasa. Cicho weszła do pomieszczenia i podeszła do łóżka. Nie zdążyła jednak usiąść na skraju, bo mężczyzna otworzył oczy. Spojrzała na niego zaskoczona, ale szczęśliwa. Żył, a to było najważniejsze. Również się uśmiechnęła podchodząc bliżej.
    - Ty? Strachu? Nie. Tak naprawdę to nikt się o ciebie nie martwił – odpowiedziała z sarkazmem i zaśmiała się cicho. To nie był jeszcze ten silny, pełen werwy Thomas, ale powoli odzyskiwał zdrowie. Mogła odetchnąć z ulgą. – Wszyscy martwili się o ciebie. Chyba nawet ci, którzy normalnie za tobą nie przepadają, jak widać.. nigdy nie zależało im na twojej śmierci. Przynajmniej niektórym. A najbardziej to chyba obawiały się damy dworu – mruknęła z rozbawieniem. Usiadła na brzegu łoza. – Nie mogą doczekać się twojego ślubu, bo brakuje im rozrywki. A ślub to najlepsza rozrywka, przynajmniej dla nich. Co mówił medyk, chyba możesz mi to powiedzieć, co?

    OdpowiedzUsuń
  86. Miała zupełny mętlik w głowie. Powinna go odepchnąć. Och, oczywiście, że powinna! Powinna go odepchnąć, znów uderzyć w twarz i kazać mu trzymać łapy przy sobie. Z drugiej jednak strony miała w głębokim poważaniu to, co powinna zrobić, bo w tej chwili liczyło się tylko to, co chciała.
    A chciała, aby jej dotykał, aby nadal ją całował, aby był jeszcze bliżej… jej ciało reagowało na jego dotyk w niemal histeryczny sposób, domagając się wciąż więcej, więcej i więcej. Sama była zaskoczona tym, co się z nią działo.
    Zgodnie z jego poleceniem przymknęła delikatnie oczy, nie mając zamiaru stawiać oporu. Wręcz przeciwnie! Delikatnie wierciła się na miejscu, jakby samej chcąc podsunąć mu się pod rękę, domagając większej ilości czułości i pieszczot.
    Kiedy nie musiała sama decydować, okazywało się, że naprawdę daleko jej do cnotki.
    Nie umiała tak biernie leżeć z zamkniętymi oczami. Wytrzymała w takiej pozycji raptem parę sekund. Chwilę później otworzyła oczy, stwierdzając, że dużo przyjemniejsze jest móc na niego patrzeć, a kolejnych kilkanaście sekund później delikatnym ruchem przeczesała dłonią jego włosy.
    - Thomas… - wyszeptała cichutko jego imię, nie bardzo nawet zdając sobie sprawę z tego, że to zrobiła.
    Nie miała pojęcia, jak… jak to wszystko właściwie funkcjonuje. Po prostu zdawała się na Thomasa i własną intuicję, która, jak do tej pory, jeszcze nigdy jej nie zawiodła.

    OdpowiedzUsuń
  87. Ojciec nie zabrał jej na polowanie. Znowu. Który to już raz z rzędu, szósty? Ileż można siedzieć w karczmie z macochą i wysłuchiwać jej żali, jakaż to Brave jest nieodpowiedzialna, że powinna zachowywać się jak dama - nie ważne, że nie jest szlachetnej kwi - że powinna być łagodniejsza i nie podjadać tego, co przygotowuje jej brat. A to, że tyle razy upolowała obiad dla całej rodziny, kiedy ojca nie było, a w domu bieda nawet już sił nie miała, by piszczeć? Ah, nie, tego już nikt nie pamięta! Przecież nie ma takiej potrzeby!
    Dlatego tym razem postanowiła się wywinąć ze swojego okropnego obowiązku, pomocy w karczmie. Wstała o świcie, jeszcze zanim reszta rodziny zdążyła się obudzić i, jak miała w zwyczaju, pożyczyła konia od przyjaciela rodziny, po czym wyruszyła do lasu. Zostawiła konia przy jakimś drzewie i odeszła kilka metrów, w ciszy wypatrując zwierzyny.
    Kiedy już dostrzegła, niedaleko małą sarnę, wyciągnęła swój łuk i naciągnęła w skupieniu cięciwę. Nie była to sarna, o jakiej upolowaniu marzyła Brave, ale nie polowała teraz dla jakiegoś wyższego celu. Chciała tylko się odstresować. I miała pojęcie, że jeśli nie trafi, to zdenerwuje się jeszcze bardziej, niż dotąd była. Właśnie dlatego odetchnęła głęboko, wypuściła powietrze przez usta i puściła strzałę, która... chybiła. Tak po prostu... wbiła się w drzewo. I to wcale nie z winy rudowłosej. Coś spłoszyło sarenkę, a ta jak opętana zaczęła za nią biec. Minęła mężczyznę na koniu i po kilkunastu metrach zatrzymała się. Oddychając głęboko, wpatrywała się wściekłym wzrokiem w stronę, w którą pobiegła jej niedoszła zdobycz.
    - Przeklęta sarna... Przeklęta suknia... Przeklęty śnieg... - mamrotała pod nosem, odwróciwszy się, idąc do drzewa, zza którego skradała się, by zabić sarnę. Zamiast tego, jednak zatrzymała się przy koniu, na którym siedział mężczyzna i przypatrywał jej się. - Przeklęty półgłówek, który spłoszył mi obiad! - warknęła, zakładając sobie ze wściekłością łuk na ramię. No dobrze, nie było to zwierzę na obiad przeznaczone w jej głowie, ale on nie musiał o tym wiedzieć.

    Brave

    OdpowiedzUsuń
  88. Już po chwili zauważyła, że rozmowa kosztowała go wiele wysiłku, ale nie była zdziwiona. Został ciężko ranny, kilka dni był nieprzytomny. To wszystko mogło się dla niego skończyć tragicznie, na szczęście tak się jednak nie stało i wszyscy, których obchodziło jego życie mogli odetchnąć z ulgą. Włącznie z nią.
    - Oczywiście – podniosła się, chwyciła dzbanek i nalała wody do stojącego obok kielicha. Odwróciła się z powrotem w jego stronę i przystawiła kielich do jego ust. Drugą dłonią uniosła delikatnie jego głowę. Obawiała się, ze każdy, nawet najmniejszy ruch mógłby spowodować mu niepotrzebny ból, a to było ostatnie czego pragnęła.
    - Przestań. To nie była Twoja wina i nie masz za co przepraszać – powiedziała odstawiając kielich na stolik i ponownie siadając na skraju łoża. – Żyjesz, a to jest najważniejsze, dla wszystkich. Królowa codziennie modliła się o zdrowie dla ciebie, ja z resztą też. Na szczęście Bóg nas wysłuchał i jesteś z nami. – Przejechała dłonią po jego policzku. Jego zarost przyjemnie drażnił delikatną skórę jej dłoni. – Już niedługo całkiem wyzdrowiejesz, rana się zagoi i będziesz mógł tańczyć na swoim weselu. To zła wróżba, gdy pan młody nie tańczy na swym weselu. Nie żeby wierzyła we wróżby, czy przesądy, no ale.. – Uśmiechnęła się. – Dlatego pamiętaj, musisz szybko wrócić do zdrowia, wszyscy chcą cię zobaczyć tańczącego. Chyba za dużo mówię, znów. Przepraszam. Jesteś okropnie zmęczony i musisz wypoczywać. Powinnam już pójść żeby ci nie przeszkadzać.

    OdpowiedzUsuń
  89. Thomas był bardzo delikatny. Wyczuwała to, że obchodził się z nią niczym z porcelanową, kruchą laleczką, którą można uszkodzić przy każdym gwałtowniejszym, silniejszym ruchu. Momentami ją to nieco bawiło, ale nie miała czasu się roześmiać. Za bardzo skupiała się na jego dotyku. Jej ciało wręcz domagało się więcej, rozpaczliwie krzyczało o kolejne pieszczoty. Po prostu nie panowała nad swoim ciałem i sama była zaskoczona tym, jak gwałtownie reagowała na każde, nawet najdelikatniejsze muśnięcie jego dłoni.
    To było naprawdę coś niesamowitego. Nie umiała znaleźć słów, aby opisać to, co czuła, gdy… gdy już był w niej. Bolało, owszem, ale tylko na początku. Potem była już tylko obezwładniająca przyjemność, która więziła głos w gardle, napinała mięśnie do granic możliwości i zapierała dech w piersiach. To było zdecydowanie coś więcej niż zwykła przyjemność.
    Teraz, spocona, zmęczona i zziajana, leżała wtulona w jego bok, wciąż starając się uspokoić oddech i szaleńcze bicie serca. Jej ciało nadal delikatnie drżało. Miała półprzymknięte oczy, a na jej ustach błąkał się delikatny, zadowolony, pełen błogości uśmiech.
    - Teraz już na pewno nie jest mi zimno - powiedziała cicho z wyraźnie słyszalną nutą rozbawienia w głosie.

    OdpowiedzUsuń
  90. Cesar prychnął na to oświadczenie, ale w żaden sposób go nie skomentował. Ciekaw był tylko, czy zaglądając do karczmy Thomas prosi o nektar albo wodę i czy siada wtedy w gronie wojowników i marynarzy, wznosząc z nimi toasty. Prawdopodobnie nie mogło tak to wyglądać, wyjątkowo przesądni żeglarze z pewnością by uznali, że toast dziwnym trunkiem mógłby sprowadzić na nich gniew Soleilusa, podobnie jak wprowadzenie kobiety na pokład przynosiło pecha. Nawet jeśli nie ośmieliliby się powiedzieć o tym dowódcy armii, z pewnością błyskawicznie zmyliby się do innego przybytku, a prawdę w dobitnych słowach wyłożyłaby Thomasowi karczmarka.
    – Nie wolisz się najpierw przebrać? Z całym szacunkiem – zaznaczył lekkim tonem – ale w swoim obecnym stanie mógłbyś straszyć małe dzieci – powiedział, spoglądając wymownie na pokrytą pyłem zbroję. To mu o czymś przypomniało.
    – Właśnie, jak wyprawa na granicę, spokojnie? Siedząc przez cały czas w zamku nie mam zbyt wielu informacji, ale z tego co się orientuję, zachód potrafi się jeszcze zachować przyzwoicie – stwierdził, a w jego głosie nie było słychać goryczy. Prawie. Prawdę mówiąc, wciąż nie mógł przeboleć niemożności przyłączenia się do armii i zrobienia ze swoich umiejętności większego pożytku niż straszenie małolatów z przerośniętą dumą, ale przez lata zdołał przynajmniej nauczyć się to ukrywać pod solidną maską stalowego spojrzenia i oschłego tonu.

    [Czy ja widzę 92? Idziesz jak burza? :O]

    OdpowiedzUsuń
  91. Ta jedna noc w gospodzie naprawdę dużo zmieniła. Zwykłe zadurzenie zmieniło się w poważne zauroczenie, o ile nie można było już mówić o zakochaniu. Naprawdę zaczęło jej na nim zależeć i chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu. Właśnie dlatego tak bardzo denerwowało ją to, że znikał na całe dnie, że nie przychodzi wieczorami… chciała mieć go tylko dla siebie. Na wyłączność.
    Kiedy dowiedziała się, że wyjechał tłumić bunty w górach, przeżyła szok. Thomas nawet się z nią nie pożegnał. Tłumaczyła to jednak nagłym wyjazdem i tym, że ona nigdy w życiu nie pozwoliłaby mu jechać. Umierała z nerwów. Całymi dniami siedziała w oknie, wypatrując w oddali niebiesko-srebrnych chorągwi męża, a wieczorami zostawiała w oknach zapalone świece. Chciała, aby wiedział, że czekała, jeśli powróci w nocy. Niestety, nie była na tyle silna i wytrzymała, aby czuwać również nocami.
    Jego przyjazd obserwowała z balkonu. Nie założyła nawet płaszcza. Jedynie jakaś rozsądniejsza służąca nakryła ramiona swej pani wełnianym, szarym kocem. Rosalie już z daleka widziała, że coś jest nie tak. Dlaczego Thomas nie jechał na przedzie? Przecież to on był dowódcą…! Potem jednak dostrzegła, jak pospiesznie żołnierze wnoszą jej narzeczonego do zamku, pokrzykując na siebie i poganiając się wzajemnie. Serce zamarło w jej klatce piersiowej. Była przerażona.
    Nie pozwolono jej go zobaczyć. Błagała, płakała, groziła, próbowała przekupić. Wszystko na nic. Za każdym razem odsyłano ją do jej komnat i kazano czekać, a w końcu zirytowany medyk dał jej eliksir nasenny, aby przespała najgorsze. I tak też się stało. Spała twardym jak kamień snem aż do wieczora, kiedy to obudziły ją służące z wieścią, że może już odwiedzić Sebastiana.
    Narzuciła na ramiona ten sam wełniany koc co rano i pospiesznie udała się do komnaty medyka. Thomas leżał na łóżku rogu pokoju. Był bardzo blady i Rosalie od razu wiedziała, że bardzo cierpi. Usiadła koło niego i delikatnie dotknęła jego dłoni, a potem bardzo leciutko ją ścisnęła.
    - Jestem tu, Thomas… jestem przy tobie. I ty musisz zostać przy mnie, słyszysz? - wyszeptała cicho.
    Nawet nie chciała myśleć o tym, ze mogłaby go stracić.

    OdpowiedzUsuń
  92. [Jak najbardziej oczywisty, w końcu Will ma usynowić dziecko Thomasa, a to rozumie się same przez się, że wątek musi być.
    Tylko pozostaje pytanie: od czego zaczynamy? Może poznają się wcześniej, uznajmy w mieście, w jakiejś karczmie.. a potem po jakimś czasie mogą spotkać się na zamku. Nie będą wiedzieli kim dla "siebie" będą, ale w końcu Will może się wygadać, że jego narzeczoną jest Alexandra. Bądź, może wygadać się w karczmie. Ewentualnie Will mógłby pomóc armii Thomasa w jakiejś potyczce, czy coś w tym guście. Na początku mogą się polubić, bądź wręcz przeciwnie. Jestem pewna, że jak wszystko wyjdzie na jaw, to raczej za sobą przepadać nie będą. :>

    Wybacz mi, ale chyba na razie odpuszczę sobie wątek z panią. Jeżeli jednak się na niego zdecyduję, to oczywiście się zgłoszę. :> Mam nadzieję, że nie będziesz mi tego miała za złe.]

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  93. Słysząc jego śmiech, zacisnęła pięści do tego stopnia, że czerwone dotąd od zimna knykcie w tym momencie pobielały jej jak śnieg. To nie tak, że tylko on ją zdenerwował. W normalnych okolicznościach, byłaby po prostu zła, a nie tak wściekła jak teraz. Tyle, że to już pięć dni, jak stresowała się w karczmie ojca, wszyscy wokoło ją irytowali.. ten oto tu pan, zwyczajnie dolewa oliwy do ognia.
    Obserwowała go dokładnie, co wbrew ludzkim przekonaniom, zamiast ją w jakiś sposób uspokajać, tylko pogarszało sytuację. Dlaczego? A dlatego, że wszystko, co na sobie miał było takie... piękne... wyniosłe... drogie. A idź ty w pioruny z taką durną władzą w naszym kraju!
    Bo kim mógł być, jeśli nie jakimś rycerzem, szlachcicem, czy kij wie kim! Jeden czort, wszystko to głupie jak owce - myślała, tnąc jego piękne szaty swoim zawistnym wzrokiem.
    - Och do prawdy nie wiem jak Panu dziękować! - skłoniła się z dosyć przesadnym sarkazmem w głosie, po czym zwyczajnie wywróciła oczami i odwróciła się, by dotrzeć do miejsca, w którym powinien stać jej koń. A raczej koń, przyjaciela rodziny... którego znowu nie było w miejscu, w którym być powinien. "ups?" Roztrzepana, to ona zawsze była, ale, żeby zgubić konia? Przecież nigdy sam się nie oddalał! Ojciec ją zabije... Kiedy już ona wróci do domu, bo przecież nie ma na czym...
    - Cudownie... - oparła się ramieniem i głową o drzewo z kompletną bezradności wypisaną na twarzy. Cóż, jak to kobieta, miewała nieraz wahania nastroju. Raz złość, potem strach. Nie no, ona się nie bała! Gdzieżby ona mogła!

    Brave

    OdpowiedzUsuń
  94. Kiedy był nieprzytomny, niemal nie odchodziła od jego łóżka. Nie mogła patrzeć na nieczułe służki, które wszystko robiły w pośpiechu i bez cienia delikatności, więc sama się nim zajmowała. Jej przecież donikąd się nie spieszyło. Tak więc to ona bardzo cierpliwie ścierała mu pot z czoła, robiła zimne okłady i zmieniała koszule na czyste.
    Często mu też śpiewała. Zapewne, gdyby był przytomny, nigdy by tego nie zrobiła, ale tak… naprawdę lubiła śpiewać i miała ładny, delikatny głos, stworzony wręcz do śpiewania kołysanek, jednak wstydziła się śpiewać przy ludziach i rzadko kiedy to robiła, a nawet jeśli już to bardzo niechętnie.
    Kiedy się ocknął, poświęcała mu nieco mniej czasu. Do zamku bowiem na bardzo krótko zawitał jej brat, aby ustalić z nią szczegóły ślubu. Nie rozumiała, dlaczego ojciec i brat tak bardzo naciskali. Nie mniej jednak miała zostać żoną Thomasa ostatniego pierwszego dnia przyszłego miesiąca, a więc za niecałe trzy tygodnie, co nagle wydało się jej bardzo króciutkim okresem czasu.
    Zamknęła książkę z cichym westchnieniem i położyła ją na swoich kolanach, delikatnie głaszcząc okładkę opuszkami palców. Wyraźnie była podenerwowana, kiedy tylko poruszali ten temat. Nie chciała o tym rozmawiać i nie chciała się aż tak spieszyć. Chciałaby móc lepiej poznać narzeczonego przed tym wszystkim, ale z drugiej strony ślub oznaczał wyjazd z zamku i zamieszkanie w ich własnym dworku.
    - Mój brat był wczoraj cały dzień na zamku. Przyjechał z wieściami od ojca, aby ustalić szczegóły i… poinformować mnie o dacie, bo ustalaniem tego nie można było nazwać - westchnęła. - Mamy pobrać się pierwszego dnia przyszłego miesiąca, czyli za jakieś trzy tygodnie. I to niecałe. Emil powiedział, że przygotowania już trwają, a nadzoruje je moja matka.

    OdpowiedzUsuń
  95. Złośnica skrzyżowała ręce na piersi. Znał jej imię? To irytowało ją jeszcze bardziej, więc zacisnęła usta w wąską linię, chcąc jakoś trzymać swoje negatywne emocje na wodzy. Obserwowała przez chwilę mężczyznę, jak strzelił do ptaka. Pokręciła głową, śmiejąc się cicho, z niedowierzaniem. Co to miało być? Pokaz umiejętności? Proszę was, kto by nie trafił takiego spasionego ptaszyska - myślała, obserwując dalsze poczynania mężczyzny.
    Może na to nie wyglądało, ale słowa, które później wypowiedział zainteresowały ją. Polana z całym stadem jeleni? Tylko dlaczego ona o niej nie wiedziała? Skarciła się za to w myślach.
    Niby niechętnie, poszła za bogatym panem.
    - Jakie jest twoje imię? - zapytała po dłuższym milczeniu. Jednak ani śmiała na niego spojrzeć. Nie chciała okazywać mu szacunku, ani jej się śniło! Jeszcze nie teraz... za wcześnie. - Ty znasz moje, więc może się przedstawisz?

    Brave

    OdpowiedzUsuń
  96. Przeczuwała, że coś było nie tak. Zdecydowanie nie było to spowodowane stanem Thomasa. Chodziło o coś zupełnie innego i choć gdzieś głęboko w świadomości wiedziała o co może chodzić, to usilnie próbowała o tym nie myśleć.
    Mówienie o jego ślubie nie było przyjemne, ale robiła to jakby próbując samą siebie zranić. Była na siebie wściekła, że poddała się temu romansowi i oddała mu swoje serce, wiedząc że on ma już narzeczoną. Chciała się ukarać, jakby to miało jakiś sens. Było już za późno. Nie może cofnąć czasu i zmienić swoich decyzji. Będzie musiała do końca żyć ze świadomością, że Thomas wiedzie szczęśliwe i pełne miłości życie ze swoją żoną. Wiedziała, że pokocha Rosalie. Jeżeli już tego nie zrobił. Nie była głupia i była kobietą, a kobiety wiedząc takie rzeczy. Wiedzą, gdy mężczyzna którego obdarzają niezwykłym uczuciem, zaczyna zakochiwać się w innej. Ciotka powtarzała jej, że miłość nie jest dla nich. Nie mogą zakochiwać się w kim chcą. Muszą być poddani swoim rodzicom i robić wszystko dla rodziny, nigdy dla siebie. Kiedyś to miało dla niej sens, ale teraz czuła, jakby zaraz miała stracić grunt pod nogami. Jakby całe jej życie miało rozsypać się na drobne kawałeczki.
    - Co cię trapi? Tylko nie mów, że nic. Przecież widzę – wyszeptała spuszczając wzrok na swoje dłonie, które zaczęły leciutko drżeć. Denerwowała się, to jasne. Znała prawdę, ale ze wszelkich sił nie chciała w nią uwierzyć. I chyba nie była jeszcze gotowa, aby ją od niego usłyszeć. – Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć wszystko. Bez względu na to, czego to dotyczy, mnie, ciebie, królowej, królestwa, twojej narzeczonej..
    Podniosła wzrok, ale nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Zaczęła usilnie wpatrywać się w poduszkę, na której spoczywał.

    OdpowiedzUsuń
  97. [Wątki, wątki... Bardzo lubię wątki, ale nie lubię myśleć kiedy na dworze 34 stopnie Celsjusza, Grecja zagłosowała na 'NIE', a odkryte baseny zostały zamknięte z powodu norm unijnych.
    Za to z miłą chęcią zacznę.]

    //Constansa

    OdpowiedzUsuń
  98. W tym samym czasie Cesar również pozbył się pokazowej zbroi, która robiła doskonałe wrażenie na nowych rekrutach i była przy okazji szalenie niewygodna. Spodziewał się być w karczmie prędzej niż Thomas, jednak istniał ktoś, kto miał na ten temat odmienne zdanie. Idąc zatłoczoną ulicą, Cesar poczuł nagle, że dociążona specjalnie sakiewka, której obecność u pasa była stale wyczuwalna, nagle znika. Odwrócił się gwałtownie – akurat na czas, by przyłapać szczerbatego smarkacza na gorącym uczynku. Flamberge zareagował instynktownie, jedną ręką chwytając nadgarstek złodziejaszka, a drugą sięgając po sztylet, którym to jeszcze dzisiaj celował do dumnego Marcusa.
    – Życie ci niemiłe? – zapytał, końcem ostrza unosząc brodę dzieciaka. Małe błękitne oczka popatrzyły na niego badawczo i zupełnie niespodziewanie pojawił się w nich błysk rozpoznania.
    – Ty – wysyczał chłopak tonem pozbawionym strachu. – Zginiesz niedługo, oni już dostali informację.
    Zdumiony Cesar zawahał się i ta chwila wystarczyła, by krótki nożyk znalazł się niebezpiecznie blisko jego twarzy. Z płytkiego rozcięcia popłynęła krew, a dzieciak wyrwał się i w następnej sekundzie zniknął wśród tłumu, zostawiając Flamberge'a z kolejną zagadką. Dopiero gdy coraz więcej spojrzeń przechodniów zaczęło kierować się w jego stronę, otrząsnął się, podniósł z ziemi sakiewkę i podjął drogę do karczmy.
    Pojawił się tak już trochę spóźniony i – przyciskając do rany kawałek bandażu (wydobytego rzecz jasna z kieszeni, w której Cesar miał absolutnie wszystko) – zajął miejsce przy tej samej ławie co Thomas, nieuważnym gestem zamawiając mocne korzenne piwo.
    – Wybacz, Thomasie, jakiś smarkacz zatrzymał mnie po drodze.

    OdpowiedzUsuń
  99. [Jest okej. Zacznę najpewniej jeszcze dziś.]

    //Constansa

    OdpowiedzUsuń
  100. Na jej ustach pojawił się smutny uśmiech. Miała rację, doskonale wiedziała czym się zamartwiał. Ona również o tym myślała. Każdego dnia i każdej bezsennej nocy, gdy oczekiwała na wieści o oddziale, który wyruszył walczyć z buntownikami.
    - Martwisz się o złamane serce którejś z nas? – Zapytała, jakby niedowierzając. To jej serce zostanie złamane, wiedziała to. Początkowo na pół, a później z każdym kolejnym dniem będzie rozlatywać się na coraz mniejsze kawałki, które nie sposób będzie zebrać. Trzy tygodnie… tylko trzy tygodnie, czymże są te tygodnie w porównaniu do reszty życia, którą będzie musiała spędzić bez niego? Miała nadzieję, ze zostanie im więcej czasu, ale odkąd Rosalie pojawiła się w stolicy mogła domyślić się, że straci Thomasa o wiele szybciej. – Ja zapewne jeszcze przez długi czas nie wyjdę za mąż, mój ojciec chce znaleźć dla mnie idealnego kandydata. Życzę mu powodzenia, ale każdy wie, że nie znajdzie. Ostatecznie zapewne wyląduje z o wiele starszym ode mnie mężczyzną, dla którego będzie się liczyć tylko moje ciało, nic więcej.
    Miał rację, ona również nie chciała teraz o tym rozmawiać, ale.. myśli były nieubłagane. Nie potrafiła ich tak po prostu zignorować. A słowa same cisnęły się na usta.
    - Obawiam się, że po twoim ślubie będzie mi niezwykle ciężko patrzeć na ciebie i twoją żonę. Dlatego.. – zacięła się, czując napływające do oczu łzy – chyba wolałabym żebyśmy się już więcej nie spotkali. Ja będę tkwić w zamku, a ty nawet jeżeli zamieszkasz gdzieś indziej, to będziesz przyjeżdżać do zamku.. – Przerwała i odetchnęła głęboko. Uśmiechnęła się – ach, gdybym tylko mogła zostać twoją żoną. Bylibyśmy szczęśliwi. Urodziłabym ci wielu synów i na pewno też kilka córek. Odziedziczyli by po tobie kolor oczu.. Przepraszam, nie powinnam o tym mówić. Znów mówię za dużo, to chyba moja najgorsza wada.

    OdpowiedzUsuń
  101. Od początku podróży przeklinał w myślach swojego ojca, który ubrał go w te idiotyczne ubrania i kazał ruszać w drogę. William nie miał zamiaru rzucać się w oczy, ale w małych wioskach przez które przejrzał było to nieuniknione. Czuł się źle w bogato zdobionych ubraniach, z niezwykle dobrych materiałów. Zazwyczaj ubierał się normalnie, nie wyróżniając się z tłumu. Podróż do Ravens zajęła mu trzy dni. Trzy długie, męczące dni. Towarzyszył mu sługa, który mówił prawie bez przerwy. Zachwycał się przyrodą, wspominał i ponad pięćset razy powtórzył, jak bardzo jest szczęśliwy, że może zamieszkać w stolicy tego cudownego kraju. Gdy w końcu dotarli na miejsce było zbyt późno, aby jechać na zamek, dlatego William stwierdził, że najlepiej będzie noc spędzić w gospodzie, a na dworze królewskim stawić się rankiem następnego dnia. Co prawda Flyn, służący który z nim podróżował, był niezwykle podekscytowany i chciał od razu zawitać do zamku, ale William nie dał się przekonać. Chciał odpocząć przed spotkaniem z Radą Królewską, a przede wszystkim swoją narzeczoną. Wynajął dwie izby w gospodzie. Flyn oznajmił, że jest zbyt zmęczony, aby jeść i od razu udał się do swojej. Williamowi nie spieszyło się do spania.
    W gospodzie było zbyt tłoczno, dlatego po dłuższym zastanowieniu udał się do pobliskiej karczmy, w której wcale nie było mniej ludzi. Udało mu się jednak znaleźć wolny stolik przy samym kominku. Zamówił cokolwiek do jedzenia, a jako popitkę wodę, choć kilku mężczyzn namawiało go na słynne korzenne piwo. Przez cały czas czuł na sobie spojrzenia innych, ale nikt się do niego nie przysiadł. Do czasu. Właśnie miał wychodzić, gdy tuż obok stolika pojawił się pewien młody mężczyzna. Will oszacował, że muszą być w podobnym wieku, a jeżeli była pomiędzy nimi jakaś różnica to niewielka.
    - Jedyny odważny! – Powiedział, chyba nazbyt głośno, sprowadzając na siebie jeszcze więcej spojrzeń. – Oczywiście, zapraszam. Matka by mnie wychłostała, gdzie moje maniery?! – Zaśmiał się wstając. Wyciągną rękę w stronę mężczyzny. - Powinienem się przedstawić, William Lacey. Nie jestem stąd, ale to chyba widać.

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  102. Kastloy.. Kastloy.. zaczął zastanawiać się skąd zna to nazwisko, ale niezbyt dobrze mu to szło. Jak mawiał swemu nauczycielowi, pamięć mam bardzo dobrą, ale niestety niezwykle ulotną. Olśniło go dopiero, gdy mężczyzna powiedział mu, że jest nieślubnym synem byłego króla.
    - Czyli oni wcale nie patrzą na mnie, tylko na ciebie! Cóż za ulga. Już bałem się, że zechcą mi ukraść ten cudowny płaszcz, a tego bym nie przeżył.. – pochylił się nad stołem, odsuwając pustką miskę. W jego głosie dało się słyszeć podekscytowanie oraz rozbawienie. – Przyjeżdżam do stolicy i pierwszą osobą, z którą zamieniam więcej niż dwa słowa jest bękart. Czy to dobry znak?
    Oczywiście żartował. William był ostatnią osobą, która byłaby w stanie kogoś oceniać. Nie było winą Thomasa, że nie urodził się w małżeństwie, dlatego nikt nie powinien go przez to oceniać. W jego domu wiele razy rozmawiało się o królewskim bękarcie, ale o dziwo nikt nigdy go nie oceniał. Lacey’wie byli nadzwyczaj wyrozumiałą rodziną.
    - Nie miej mi za złe mych słów. Mam dziwne poczucie humoru – dodał szybko uśmiechając się szeroko. – Wuj. Choć.. często był dla mnie jak ojciec, albo raczej ja byłem dla niego synem. Umarł bezdzietnie, ale już jakiś czas temu poprosił mnie o to, żebym po jego śmierci zajął jego miejsce w Radzie. Podobno mam to we krwi, jak dla mnie to bzdury, ale mój ojciec też tak uważa. Nie pozostało mi nic innego, jak wsiąść na konia i przyjechać.

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  103. Słuchał go uważnie, nie przerywając mu ani razu. Zgadzał się z nim, choć nie we wszystkim. Jak zwykle. William zawsze musiał dołożyć swoje trzy grosze.
    - Czyli życie na dworze naprawdę jest aż tak niebezpieczne, jak mówią. Mój brat, gdy dowiedział się o swoim ożenku dziękował ojcu, że ten nie wysyła go na dwór. Moje siostry również wolały wyjść za mąż i urodzić dzieci, niż przyjechać do stolicy. Jedna z nich nawet zdecydowała się na klasztor, ale to inna historia. Ja, jestem najmłodszy. To na mnie spoczywa honor Lacey’ów. Muszę czynić swoją powinność, o ile Rada mnie nie odrzuci. – Podniósł kielich i wypił wodę, opróżniając go. Miał wielką nadzieję, że Rada jednak stwierdzi, że jest za młody i nie nadaje się do tej funkcji. Odeślą go, choć na jakiś czas. Ojciec co prawda byłby wściekły, ale Will zyskałby kilka dodatkowych lat w domu. – Zaufanie to ciężka sprawa. Ale komuś trzeba ufać, prawda? Nawet na królewskim dworze. Jeżeli nie ufasz nikomu, to możesz być skazany na życie w wiecznym strachu. Ja nie lubię strachu, nie lubię się bać. Strach zdecydowanie nie jest w mojej naturze.
    Thomas Kastloy był pierwszą osobą od dawna, z którą William rozmawiał tak po prostu. To nie była rozmowa z ojcem, który co jakiś czas przypominał o królewskim dworze. Ani z bratem, który potrafił mu tylko współczuć wyjazdu do stolicy.
    - A nie chciałbyś być królem? – Zapytał unosząc wysoko brwi. – W moich stronach ludzi ufają królowej, ale obawiają się, że sama na tronie sobie nie poradzi. – Zawahał się, zanim odpowiedział na jego pytanie – przyjechałem.. na jakiś czas. Musze spotkać się z kilkoma członkami rady, no i powiadomić moją narzeczoną o ożenku.

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  104. Długo nie chciał zgodzić się na kolację, ale gdy dania pojawiły się na stole poczuł, że jednak jest okropnie głodny. Postanowił zatem oddać pieniądze Thomasowi po posiłku, choć był pewien że ten nie będzie chciał przyjąć od niego niczego.
    - Ja swoich teściów już znam, więc trochę mogę wypić. Ale tylko trochę – powiedział ze śmiechem, nalewając wina do kielicha. Zazwyczaj nie pił alkoholu, ale czasami mógł sobie na to pozwolić. – Szczerze ci powiem, że też nie chciałbym być królem. Zdecydowanie o wiele bardziej wolałbym mieszkać z dala od dworu i wieść biedne życie. Biedne, ale szczęśliwe. – Zaśmiał się i zaczął jeść. Od wyjazdu z domu nie jadł niczego równie dobrego. Albo zwyczajnie tak mu się wydawało, bo był głodny..
    Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy Thomas zapytało jego narzeczoną. Przeżuł kawał mięsa, popił winem i wytarł usta chustą, zanim odpowiedział.
    - Nie jestem pewien, czy ją znasz.. Co prawda jesteś bratem królowej, ale wątpię abyś spędzał czas z nią i damami dworu.. Może i z niektórymi damami spędzasz czas, – spojrzał na niego znacząco – ale ona jest cicha i raczej unika plotek, więc mogłeś o niej nigdy nie słyszeć. Całe dzieciństwo spędziliśmy razem, byliśmy nierozłączni. Wszyscy żartowali, że kiedyś zostaniemy małżeństwem, ale ona wyjechała do stolicy w wieku dziesięciu lat. Nigdy nie przypuszczałem, że nasze drogi ponownie się zejdą, ale cieszę się, że to ona będzie moją żoną. – Nie patrzył mu w oczy, gdy wymówił jej imię – nazywa się Alexandra. Alexandra Leith, wcale bym się nie zdziwił gdyby się okazało, że jej nie znasz.

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  105. Jak widać tłum nie gwarantuje powodzenia jak wcześniej myślała Floks. Tłum gwarantuje pieniądze ale nie poparcie. Zapamiętać. Cóż przynajmniej dobrze że uczyła się na swoich błędach. Jeśli jednak kiedyś straci głowę to będzie kiepsko bo już na pewno tego błędu nie popełni bo przecież martwi nie grzeszą czyż nie ?
    Zamierzała jednak się nie poddawać. Nie chciała rozstawać się ze swoją śliczną małą dłonią którą robiła cuda. Umiała kraść, robić małe przyjemności i tańczyć jak prawie każdym elementem swego ciała. Dlatego w jej lisiej główce tworzył się plan jakby tu go wykiwać a może się z nim przespać? Toż to też jakiś sposób.
    - Pff. Ja nie kradnę. Ja tylko zabieram to co inni zapomnieli mi wyłożyć na występ. To uczciwe. Spójrz proszę jak ja patrzę. Nie odcinaj mi dłoni i daj mi dalej zabawiać gawiedź. Bo spięta gawiedź to niebezpieczna gawiedź. A ja dostarczam jej rozrywki i nie tylko. - próbowała się jakoś usprawiedliwiać. - Poza tym to bardzo ładne kamienie. - wzięła jeden do ręki. - Takie gładkie i błyszczące mogę je sobie wziąć ? Będą świetnym uzupełnieniem mojej kolejnej scenicznej kreacji. Masz świetne oko. - zebrała kamienie do sakiewki.
    - Więc bękart... Tak? Jesteś przystojniejszy niż powiadali. I cerę masz gładką... Bez skaz. Nie ma ospy. Zadziwiające! - gapiła się na niego jak na cud i wyciągnęła dłoń by dotknąć jego policzka.

    Floks

    OdpowiedzUsuń
  106. Ten jeden raz dla jej ojca pieniądze nie miały żadnego znaczenia, choć Rosalie wcale by się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że jakimś cudem jej rodziciel zdawał sobie sprawę z istnienia tego zapisu w testamencie króla. Nie mniej jednak ważniejsze było to, kim Thomas był. A był ukochanym synem zmarłego króla i równie szanowanym przez nią samą bratem nowej królowej, a to znaczyło, że jego ślub z najmłodszą latoroślą Grant'ów mógł zbliżyć ich rodzinę do królewskiego rodu. Tylko to się liczyło. Szczęście, bezpieczeństwo i to, czego pragnęła Rosalie nie miało żadnego znaczenia. Czasem Rose podejrzewała, że ojciec za pozycję i pieniądze skazałby ją, Emila, matkę i resztę rodziny na śmierć.
    - Już to zrobiłam. Powiadomiłam ją o wszystkim… w końcu jest twoją matką i nie może jej zabraknąć na naszym ślubie - odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
    Jeśli miała być szczera, to naprawdę denerwowała się na samą myśl o spotkaniu z matką Thomasa. Wiedziała wprawdzie, że kobieta niewiele ma do powiedzenia w kwestii ich małżeństwa, ale wolałaby, aby jej przyszła teściowa ją akceptowała i chociaż trochę lubiła. To… to mogłoby naprawdę wiele ułatwić w ich przyszłym życiu.
    - Jutro mam pierwszą przymiarkę sukni ślubnej - dodała niepewnie, nie chcąc go zbytnio drażnić tym tematem.
    Mogła mieć tylko nadzieję, że podchodzi do tego wszystkiego mniej nerwowo niż ona, i że tą rozmową nie narazi do na dodatkowy stres, gdyż medyk kazał mu tego za wszelką cenę unikać. Trudno jednak zastosować się do tego polecania, gdy przygotowania do ślubu i wesela w trakcie.

    OdpowiedzUsuń
  107. Momentami Cesar był prawie przerażony tym, jak dobrze Thomas zdołał rozgryźć wszystkie wysyłane przez niego subtelne sygnały. Całkiem przyjemnie było obserwować, jak naiwni ludzie dopiero po dłuższym czasie składali wszystko w całość i reagowali alergicznie na każdą zmianę tonu, nawet jeżeli Flamberge akurat tylko się z nimi droczył.
    Ale tym razem sprawa była poważna. W pierwszej chwili Cesar miał ochotę zareagować typowym ostrym „Nie twój interes”, ale w porę przypomniał sobie z kim rozmawia. I nie chodziło tu w ogóle o pozycję Thomasa. W gruncie rzeczy był to jeden z niewielu ludzi, którym faktycznie można było zaufać.
    – Jakaś cholerna banda się tworzy w Ravens – mruknął niechętnie, po czym zamilkł na dłuższą chwilę, bo na stół wkroczyło jego piwo. Najpierw nie mówił ze względu na karczmarkę, później zaś już ze względu na sam trunek. – Próbują, psie syny. Najpierw w ciemnej uliczce – znów pociągnął ze swojego kufla – dwa trupy po ich stronie. A teraz znowu. Jakiś tajemniczy „On” siedzi w swojej melinie i z nudów wymyśla jak mnie zabić.

    [Korzyści marginalne spadają pod presją, as You see.]

    OdpowiedzUsuń
  108. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  109. Zajął się jedzeniem nie zauważając niczego dziwnego w zachowaniu Thomasa. Gdyby tylko uniósł wzrok na pewno zauważyłby zmieszanie i o wielu rzeczach mógłby dowiedzieć się o wiele wcześniej, ale nie zrobił tego.
    - Dobrze tańczy? Alexandra? – Zaśmiał się, o mało co nie zrzucając ze stołu swego talerza. Odkąd się znali Alexandra miała dwie lewe nogi i nigdy nie potrafiła nauczyć się tańczyć. Gdy próbował nauczyć ją nawet najprostszego tańca kończyło się to źle. Ale.. ludzie się zmieniają, prawda? Nie, to niemożliwe żeby nauczyła się tańczyć. – Albo mówimy o innych osobach, albo dużo wypiła przed tym, gdy widziałeś ją w tańcu. Wiem, że mam szczęście. Lepszej narzeczonej nie mogłem nawet sobie wymarzyć.
    Chciał zapytać również o narzeczoną Kastloy’a, ale ten zbyt szybko zmienił temat. William spojrzał na niego zdziwiony, gdy ten się rozgadał. Mówił od rzeczy, ale Will zgonił winę na zmęczenie. On sam również był zmęczony.
    - Gdy byłem młody mój ojciec poprzysiągł, że nigdy nie skarze mnie na życie ze starszą ode mnie kobietą. Na szczęście dotrzymał swego słowa. – Powiedział, gdy Kastloy w końcu zakończył swój monolog. – Przyjaciele z karczmy? Nieźle brzmi. Gdy powiem o tym Alexandrze zapewne nie będzie mogła się z tego przestać śmiać.. Mam nadzieję, mój drogi przyjacielu z karczmy, że gdy spotkamy się w pałacu, to się mnie nie wyprzesz. – Zagroził mu nożem, który po chwili wbił w ostatni kawałek mięsa. – Skoro znasz takie tajne przejścia, to znaczy że albo często likwidujesz swoich wrogów, albo odwiedzasz damy.. Cóż, w takim razie nie chciałbym zostać twoim wrogiem, Kastloy. I mam cichą nadzieję, że nigdy nie zostanę. Lekcja na dziś: nigdy nie wchodzić bękartowi w drogę.

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  110. Przytuliła się do brata ciesząc się ze wspólnych chwil, których ostatnimi czasy mieli tak mało. Pachniał jak zawsze perfumami, których na co dzień używał, kiedyś ten zapach był dla niej nieprzyjemny, tak jak dla większości pewnie, gdyż był to zapach piżma, jednakże z czasem przywykła do niego i zaczął on jej się kojarzyć właśnie z nim czyli z czymś dobrym, ciepłym i rzecz jasna kochającym.
    - Ja również. - uśmiechnęła się, choć ten nie mógł tego dostrzec, gdyż wciąż była w niego wtulona. Była pewna, że brat pomimo tęsknoty uwielbia wyjeżdżać jak najdalej od zamku. Nie zawsze był tu dobrze traktowany, ludzie byli jacy byli, widzieli go jako bękarta swojego wyśmienitego królowa, uważali, że to jego wina, iż się narodził, nie winili króla za zdradę, lecz jego kochankę i Thomasa. Uważali, że nie powinien się nigdy narodzić i tyle, a gdy ludzie coś sobie wbiją do głowy... Cóż, ciężko im to wyperswadować, nawet Meredith nie była w stanie tego zmienić, chociaż bardzo się starała. Często wychwalała brata za jego zasługi w armii i za wsparcie jakim ją obdarza, jednak Ci wciąż widzieli swoje i jedynie nieliczni czasami zmieniali zdanie i zaczynali traktować Thomasa na równi ze sobą, przynajmniej tyle udało jej się osiągnąć. Prawda była taka, że nawet jej matka go nie tolerowała, starała się jak mogła, w końcu była dobrą kobietą, lecz gdy widziała chłopca, przypominała jej się zdrada męża i nie mogła tak po prostu być miła, toteż starała się go unikać i nie zawsze jej to wychodziło.
    - To bardzo dobrze, obecnie nie w głowie nam różnorodne zamieszania, potrzebujemy spokoju... - urwała by zamyślić się na chwilę i podejść do okna. Skupiła się na Thomasie dopiero, gdy ponownie się do niej odezwał. Odwróciła się w jego stronę odkładają problemy chociaż na chwilę na bok. - Jak to w zamku, tu zawsze coś się dzieje, jednakże czas nauczył mnie by na niektóre z tych rzeczy patrzeć przymrużonym okiem. A u Ciebie dobrze się dzieje? - zapytała.

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  111. Thomas Kastloy... To nazwisko świtało jej gdzieś pod tą czerwoną czupryną. Dopiero, gdy skończył mówić, zrozumiała, że go zna z przeróżnych plotek, których nasłuchała się w karczmie ojca. Jednakże takowe plotki nigdy nie robiły na niej wrażenia. Syn diabła? Dlaczegóż to niby? Z powodu koloru jego oczu? Ona sama też miała błękitne, ale ten kolor od zawsze kojarzył jej się z niebem i aniołami, więc nie zrozumiałymi były jej te historie, co do jego pochodzenia. Poza tym na nią samą wołali "wiedźma". Do tej pory tak wołają. Wymyślają niestworzone bajki o jej rodzinie, chociaż wokoło nie ma bardziej sprawiedliwego i honorowego człowieka od jej ojca. Aż dziw bierze, iż dotąd nie powybijali jej rodziny z powodu zaledwie koloru włosów.
    - Cudownie. - mruknęła, gdy zakończył swoją wypowiedź. - Chciałam poznać imię, a usłyszałam cały rodowód. - Co z tego, że wielki król Augustus miał nieślubnego syna, a ona właśnie z nim mówiła? I tak prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają, a on gdyby chciał, to już dawno by ją ukarał po swojemu za jej zachowanie.
    - Ciekawe? - powtóżyła zaskoczona, zerkając w jego kierunku. - Ludzie mówią, że jest głupie. Mało kobiece... A tobie wydaje się ciekawe i nietypowe? - prychnęła pod nosem.

    Brave

    OdpowiedzUsuń
  112. Splunęła na ziemię. Oczywiście tak na pokaz. Może chciała go jeszcze bardziej sprowokować?
    - Gardzę takimi jak ty. Nie możesz być jednocześnie dobry i zły. Możesz być albo dobry albo zły. Nie jednocześnie. Więc zdecyduj kim chcesz być. - wstała z tego krzesła i stwierdziła że się nim zabawi. On przeszkodził jej w polowaniu na błyskotki to ona przeszkodzi jego moralności. A przynajmniej spróbuje. A że pewnie ma silną wolę to zabawa będzie ciekawsza. O ile nie wywali jej z tego namiotu.
    - Nie ma takiego prawa które zabraniałoby mi wykorzystywania "tych moich" sztuczek. - uśmiechnęła się drapieżnie. - A narzeczona nie ściana da się przesunąć. - rozpięła swój płaszcz ukazując swój sceniczny strój. Dość skąpy. Góra składająca się ze stanika z długimi frędzlami i prześwitującej spódnicy w kolorze intensywnego błękitu. Od tak bo koniec zimy to trzeba jeszcze niebieski wykorzystać.
    Zawsze występowała w skąpych strojach. Często gorszyła ale głownie czarowała. A to miasto ją kochało. Nie ważne czy zima, wiosna czy lato. Nie ważne czy pada, grzmi czy leci śnieg. Występuje jeśli są ludzie. Ludzie dają jej zarobić.
    - Podoba ci się mój strój? Szkoda że zima się kończy i że nie będzie on aktualny. Ale będę mogła w końcu pokazać więcej ciała... - uśmiechnęła się i podeszła do niego.
    - Więc bądź zły i brutalnie weź mnie albo bądź dobry i czcij mnie... - puściła mu oczko. Pogrywała z nim od tak dla zabawy. Podniosła swoją dłoń i przejechała nią po jego kubraku zahaczając o to co czaiło się w spodniach. Nie miała oporów. A to była tylko zwykła gra.
    - Przez ciebie nie będę mieć błyskotek... Należy mi się rekompensata.

    Floks
    [Jakoś tak dziwny mam dziś humor więc masz to marne kuszenie xD]

    OdpowiedzUsuń
  113. Zawód połykaczy ognia jest jedną z najniebezpieczniejszych kuglarskich profesji. Każdy pokaz wymaga od wykonawcy nie tylko pełnego skupienia czy zaangażowania, ale i sporego nakładu pracy. W chwilach takich jak ta, kiedy ból mięśni stawał się nieznośny, a na rozłożonym na ziemi skrawku materiału nadal nie złociły się monety, Constansa szczerze pragnęła spędzić trochę czasu jako dama dworu - nie martwiąc się brakiem jedzenia czy dachu nad głową. Szkoda tylko, że praca dla rodziny królewskiej zajmowała ostatnie miejsce na liście fachów, które zgodziłaby się wykonywać - na równi z zawodem kurtyzany. Związane ze szlachtą wspomnienia nie były przyjemne i nawet jeśli niesłusznie osądzała cały stan na podstawie jednego człowieka to nie mogła się przed tym powstrzymać. Otrząsając się z myśli, z westchnieniem sięgnęła po cztery idealnie wyważone i kosztujące fortunę pochodnie. To był jej zestaw kryzysowy, wykorzystywany tylko wtedy, gdy wszystko szło nie po jej myśli. A dzisiejsza noc właśnie taka była. Kilkukrotnie podrzuciła je w ręce, po czym wysunęła zza pasa krzesiwo i błyskawicznie podpaliła rekwizyty. Błysk ognia zwrócił uwagę ludzi, w tym małej grupki najwyraźniej pijanych przyjaciół. Jak przy każdym pokazie nie zwracała wielkiej uwagi na widzów. Liczyła się tylko ona i potężny żywioł, według zasad którego teraz grała. Całkowicie skupiona na płomieniach nie zauważyła nawet mężczyzny chwiejnym krokiem wysuwającego się przed tłum.

    //Constansa

    OdpowiedzUsuń
  114. Flamberge roześmiał się chrapliwie.
    – Nie sądzę, żeby stronnictwo postało tylko po to, aby mnie wykończyć. Jestem tylko pionkiem w grze, która bez przerwy się toczy. Nagrodą jest twoja siostra… albo jej głowa – powiedział dosadnie, z niesmakiem przypominając sobie swoją ostatnią rozmowę z Meredith. Rozumiał, jak ciężko musi jej przychodzić przestawienie się na władanie królestwem, choć pewnie to nie on powinien jej wykładać, że musi stać się bardziej odpowiedzialna. Skończyły się jednak czasy, gdy zaszycie się w swojej komnacie w otoczeniu dwórek rozwiązywało wszelkie problemy. – Mam na ten temat pewną teorię. Chyba jesteś świadom na jaką skalę rozciąga się korupcja w armii, prawda? Gdyby wrogowie królestwa mogli bez problemu wcielać do gwardii królewskiej swoich ludzi, królowa padłaby w przeciągu doby, a tymczasem ja stoję im na drodze.
    Krzywy uśmiech wpłynął na jego usta gdy usłyszał radę Thomasa. Powstrzymał jednak cisnącą mu się na usta kpinę, zdając sobie sprawę z tego, że te słowa mogły być podyktowane wyłącznie troską o jego życie.
    – Jakoś oczyma wyobraźni nie widzę siebie, drżącego ze strachu w kąciku bezpiecznej komnaty. Nie, Thomasie, jeśli będą wystarczająco mocno chcieli mnie zabić, na pewno im się to uda – stwierdził spokojnie. Bo i co miał do stracenia? – A wtedy ja pociągnę za sobą do piekła tylu parszywców, ilu tylko zdołam. Zamierzam wybrać się niedługo do tej mniej reprezentacyjne części naszego wspaniałego miasta, może czegoś się dowiem. – Przez sekundę w jego oczach błyszczała ekscytacja. Cesar uwielbiał zagadki i intrygi, burzyły rutynę w jego życiu.

    OdpowiedzUsuń
  115. Rosalie naprawdę była silniejsza niż się większości wydawało. Sprawiała wrażenie niezwykle kruchej i delikatnej niczym porcelanowa laleczka, ale kiedy przychodziła chwila próby okazywała się bardziej odporna na ból psychiczny niż można byłoby sądzić. Była wytrwała, rozsądna, a w dodatku, jak się okazywało, była naprawdę świetną aktorką, której zagranie wielkiego szczęścia i miłości przyszło zaskakująco łatwo, a przy tym wypadała naprawdę wiarygodnie. I chyba nikt nie dostrzegł tego, że mimo czarującego uśmiechu, w jej oczach widać było wręcz rozdzierający smutek.
    Chciała po prostu, aby to wesele jak najszybciej dobiegło końca. Nie chciała niczego więcej - tylko zamknąć się w swojej komnacie, zatopić w miękkiej pościeli, zasnąć i spać tak długo, aż to wszystko przestanie tak bardzo boleć. A im dłużej o tym myślała, tym bardziej boleśnie uświadamiała sobie fakt, że od tej pory komnatę będzie dzielić z Thomasem do dnia, kiedy nie wyjadą z zamku. Nie mogła już od niego uciec w żaden sposób. Byli na siebie skazani do końca życia i, jak się jej wydawało na chwilę obecną, żadne z nich nie umiało się z tego cieszyć.
    Z nieskrywaną ulgą pożegnała się z gośćmi i razem z mężem udała się do ich wspólnej komnaty, nad której urządzeniem sama czuwała. Chyba właśnie dlatego mimo wszystko poczuła się tu bardzo swobodnie, rozglądając po przytulnym, ciepłym wnętrzu. Spojrzała tęsknie na duże, miękkie łóżko z kotarami zasłane bordowo-białą pościelą, które kusiło obietnicą snu i odpoczynku. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest zmęczona.
    Zsunęła z nóg niewygodne buty i parę kroków przeszła boso, a potem zatrzymała się na środku komnaty i westchnęła cicho, niechętnie patrząc na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się smutno, patrząc na piękną, koronkową suknię, która podkreślała jej idealną sylwetkę.
    Spojrzała uważnie na Thomasa, słysząc jego pytanie.
    - Tak, poproszę - powiedziała dziwnie oficjalnym, ale miękkim i zrezygnowanym głosem.
    Nie miała sił się z nim kłócić. Nie tej nocy, nie kiedy wszystko, co w sumie tłumiła cały wieczór, wreszcie opadało, sprawiając, ze czuła się tak bardzo bezradna i samotna. Musiała przymknąć oczy, aby powstrzymać łzy. Jeszcze nigdy nie czuła się aż tak źle.

    OdpowiedzUsuń
  116. Rosalie była pewna, że mu nie wybaczy i nigdy nie zapomni, że ta rana nigdy się nie zagoi i zawsze będzie boleć, że zawsze, gdy Thomas wypowie słowa kocham cię będzie widziała jej twarz i nigdy nie zaufa mu tak, jak kiedyś.
    Była pewna jednak jeszcze jednej rzeczy - że zawsze będą razem. W zdrowiu i chorobie, w szczęściu i nieszczęściu, do końca swoich dni zawsze będą razem. Nie chciała więc toczyć z nim wojny. Nie mogła spędzić reszty życia w wiecznej nienawiści. To by ją zupełnie zniszczyło i jego zapewne też. Musieli nauczyć się żyć razem i znaleźć sposób na choćby minimalne odtworzenie tego, co łączyło ich jeszcze dzisiejszego ranka.
    Drgnęła delikatnie, kiedy ją objął. Gdy mówił, jego ciepło oddech owiewał jej policzek, a na ciele pojawiały się delikatne dreszcze. Nie chciała tak na niego reagować, jednak jej ciało nie słuchało umysłu, a serce, choć zranione, nadal go kochało. Gdyby umiała go znienawidzić, byłoby dużo łatwiej, ale… ale nie umiała.
    - Nie musisz iść - powiedziała cicho, sama dziwiąc się, że jej głos nie zadrżał i zabrzmiał tak dziwnie spokojnie, choć w środku niej panował istny chaos. - Nie potrzebujemy więcej plotek. I tak wszyscy widzieli, że coś jest nie tak…
    Urwała. Nie wiedziała, kiedy zaczęło jej zależeć na tym, co myślą i mówią inni na jej temat. Pobyt na zamku, choć tak krótki, to jednak bogaty w wydarzenia, zmienił ją i sprawił, że stała się kimś zupełnie nowym. Sama jeszcze nie umiała stwierdzić, czy lubi tą nową Rosalie.

    OdpowiedzUsuń
  117. - Przestań - przerwała mu gwałtownie, cofając się o krok.
    Nie mogła tego spokojnie słuchać. On… on nic nie rozumiał. Nie przestała go przecież kochać od rana. To było niemożliwe. Po prostu bała się go nadal kochać, a za każdym razem, kiedy słyszała jego głos, w jej głowie pobrzmiewały słowa uwielbienia i miłości, które kierował do Alexandry. Nie do niej. To bolało najbardziej.
    - Po prostu przestań - dodała tonem pełnym zrezygnowania, a potem objęła się ramionami.
    Mimo ognia, który wesoło trzaskał w kominku, w dużej, przestronnej komnacie było nieprzyjemnie zimno, a ona stała przed nim w samej bieliźnie i halce. Zadrżała lekko, a potem wyminęła go i niczym w transie podeszła do toaletki. Usiadła przed dużym, kunsztownie zdobionym lustrem i cierpliwie, ale powoli i mozolnie wyjęła z włosów wszystkie drobniutkie, cienkie wsuwki, które podtrzymywały jej włosy. Rosalie nigdy ich do końca nie upinała, gdyż, jak uważała, to tylko ja postarzało i sprawiało, że wyglądała tak… nudno.
    Kiedy ciemne włosy opadły miękko falami na jej odkryte ramiona, sięgnęła po gąbeczkę i zmyła z twarzy makijaż. Nawet bez niego wyglądała bardzo ładnie. W końcu była młoda i nie potrzebowała dodatkowych upiększeń.
    Starała się za wszelką cenę nie patrzeć w jego odbicie w lustrze, co wcale nie było takie łatwe. Nie chciała przy nim płakać. Już raz to zrobiła i czuła, że wtedy coś straciła. Nie umiała powiedzieć co, ale wiedziała, że nie powinna okazywać aż takiej słabości.

    OdpowiedzUsuń
  118. Drgnęła, gdy do niej podszedł. Zupełnie tak, jakby w ogóle się go nie spodziewała, a przecież widziała, jak do niej idzie w lustrzanym odbiciu. Zacisnęła dłoń na rączce szczotki do włosów, którą właśnie trzymała i przymknęła lekko oczy.
    Co miała mu powiedzieć? Nie zrozumiałby tego, skoro nawet ona sama jeszcze dobrze nie zrozumiała, co się dzieje w jej sercu i głowie. Panował tam istny chaos, który przekładał się na jej zachowanie. Nie umiała zdecydować, czy powinna być szorstka i obrażona, czy może po prostu smutna i zrezygnowana.
    - Jestem zmęczona, Thomasie - powiedziała w końcu cicho. - Nie chcę dzisiaj o tym rozmawiać. Proszę… nie dzisiaj.
    Odetchnęła i delikatnie się pochyliła w stronę lustra, wymykając tym samym jego dłoniom. Jego dotyk działał na nią zupełnie rozpraszająco i to chyba najbardziej ją drażniło.
    Zajęła się rozczesywaniem włosów. Robiła to bardzo szybko i bez zwyczajnej sobie delikatności. Zupełnie tak, jakby dokądś się spieszyła i… może tak było?
    Odłożyła szczotkę na toaletkę i wstała, znów go wymijając bez chociażby krótkiego, przelotnego spojrzenia. Podeszła do kufra, w którym nadal znajdowały się jej rzeczy i wyjęła z niej ładną, lekką koszulę nocną z cienkiego materiału, wykończoną koronką. Uszyto ją specjalnie na jej noc poślubną i choć wszystko potoczyło się zupełnie nie po jej myśli, nie umiała wyobrazić sobie, aby mogła spędzić tą noc w jakiekolwiek innej koszuli.
    Powoli zdjęła z siebie niewygodną bieliznę, starając się nie rumienić na myśl, że Thomas zapewne cały czas ją obserwuje. Założyła na siebie koszulę i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.

    OdpowiedzUsuń
  119. Dzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Został zaakceptowany przez członków Rady Królewskiej, powiedział Alexandrze o zaręczynach i czuł się szczęśliwy. Zareagowała o wiele lepiej, niż mógł się spodziewać. Przez chwilę myślał, że wszystko ułoży się tak, jak powinno. Od rana nie mógł doczekać się ślubu swojej ulubionej kuzynki. Rozradował się jeszcze bardziej, gdy dowiedział się, że jej mężem ma zostać Thomas Kastloy, który wydał mu się naprawdę porządnym mężczyzną. Rose będzie z nim szczęśliwa, jestem pewien.
    Wszystko zaczęło się walić, gdy zobaczył zapłakaną Alexandrę, a następnie nieobecną minę Rosalie na jej własnym ślubie. Całą ceremonię obserwował młodą parę, która wcale nie wyglądała na szczęśliwą i zakochaną. Coś było zdecydowanie nie tak, a on musiał dowiedzieć się co. Mógłby zapytać wuja czy coś wie, z którym podczas wesela zamienił kilka słów, ale wiedział, że ten i tak zataiłby przed nim prawdę. Jedynym źródłem informacji pozostała Alexandra, która po kilku godzinach płaczu i uspokajania w końcu wyznała mu wszystko. Dosłownie wszystko.
    Był zły. Nie, był wściekły. Gdyby mógł natychmiast rozprawiłby się z Kastloy’em, ale było już na to zbyt późno. Z wielkim bólem serca odłożył to na następny dzień. Nazajutrz zapytał kilku strażników o to, gdzie może znaleźć Thomasa i gdy uzyskał odpowiednie informacje ruszył we wskazanym kierunku. Podobno przed chwilą udał się do swojej starej komnaty. William nie był pewien, co powinien powiedzieć, ani zrobić. Nie był pewien co chciał powiedzieć. Myśli kłębiły się w jego głowie, nie pozwalając mu się skupić. Podszedł do drzwi i pchnął je z całej siły bez zastanowienia.
    - Thomasie! Mój przyjacielu z karczmy, jak to pięknie, że znów możemy się spotkać! – Powiedział, gdy tylko przekroczył próg komnaty. Jego głos był lodowaty i przesiąknięty sarkazmem.

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  120. Ignorowanie go było po prostu najłatwiejsze. Nie chciała znów płakać ani podnosić głosu. Chyba nawet nie umiałaby na niego nakrzyczeć. Gdzieś w głębi duszy po prostu czuła, że jemu jest równie ciężko i nie chciała dokładać mu zmartwień swoimi humorkmi. Wolała tą ciszę, która, choć ciężka i krępująca, dawała im czas do namyśleń. Bała się tylko tego, że kiedy już będzie chciała porozmawiać, nie będzie potrafiła z nim rozmawiać.
    - Możesz już zgasić - skinęła delikatnie głową, idąc w stronę łóżka.
    Usiadła na jego brzegu, rozkoszując się miękkością materaca, po czym spojrzała na posłanie. Było woelkie i spokojnie mogli spać obok siebie, nie dotykając się zupełnie. Sama tylko nie wiedziała, czy tego chce... matka zawsze jej powtarzała, że jaka noc poślubna, takie całe życie. To była bardzo ponura wróżba.
    Wsunęła się głębiej do łóżka, nakrywając nogi ciepłą, ciężką pierzyną, która pachniała świeżością i kwkatami.

    OdpowiedzUsuń
  121. Adrenalina ogarnęła całe jego ciało. Był bliski wykrzyczenia wszystkiego. Był bliski rzucenia się na Kastloy’a z pięściami, ale jeszcze nie teraz. Na wszystko przyjdzie czas. Zwłaszcza, że wczorajszego wieczora obiecał Alexandrze, że nie będzie bić się z Thomasem. Ale porozmawiać z nim mógł, prawda? Od rozmawiania jeszcze nikomu nie złamał się nos, choć tym razem mógłby wystąpić jakiś odstęp od reguły.
    Jeszcze chyba nie był tak wściekły, jak w tej chwili. Oczywiście wiele razy się z kimś kłócił, ale tym razem było zupełnie inaczej.
    - Dziękuję, mój drogi przyjacielu. – Skłonił się, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. - Bo oczywiście nic się nie zmieniło i nadal mogę nazywać cię swoim przyjacielem, prawda? Przyjaciele są bardzo potrzebni, w końcu trzeba komuś ufać i móc na kimś polegać. Zgadzasz się ze mną? – Zacisnął dłonie w pięści, ale zaraz je rozluźnił. Najpierw rozmowa, na bijatykę przyjdzie czas później. – Ależ oczywiście nie zamierzam marnować twego, jakże niezwykle cennego czasu, lordzie Kastloy. Tak naprawdę to przybyłem tu po to, by ci pogratulować. Normalnie to pogratulowałbym ci małżeństwa z moją kochaną kuzynką Rosalie, ale – przerwał na chwilę, robiąc kilka kroków w jego stronę – dowiedziałem się ciekawych informacji. W świetle owych informacji postanowiłem pogratulować ci dziecka. Dziecka, które zrobiłeś mojej narzeczonej.

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  122. Zabolało ją to, że zniknął bez słowa na cały dzień nim nawet zdążyła się obudzić. To była ciężka noc. Nie mogła zasnąć. Leżała, wpatrujac się w baldachim nad ich łożem i wsłuchując w jego oddech. Wiedziała, że Thomas również nie śpi, ale nie chciała przerywać tej ciszy. Zasnęła nad ranem, a kiedy skę obudziła, jego już nie było.
    Spędzila dzień w samotności. Nawet swoje służki wygoniła z komnaty, nie chcąc, aby były świadkami jej humorków. A czuła się tego dnia naprawdę podle. Na przemian płakała i wściekała się, nie umiejac znaleźć dla siebie miejsca. Pod wieczór psychicznie była wymęczona.
    Siedziała przy stole, patrząc niechętnie na swój talerz, kiedy do komnaty wszedł Thomas. Spojrzała na niego uważnie, od razu dostrzegając siniaka i zraniony łuk brwiowy.
    - Co ci się stało? - zapytała z autentyczną troską w głosie, na chwilę zapominając, jak bardzo go nienawidzi.

    OdpowiedzUsuń
  123. Przyzwyczaić? Do czegoś takiego? Nie sądziła, aby to było w ogóle możliwe. Nie umiałaby z obojętnością patrzeć na siniaki i rany u obcego człowieka, a co dopiero u kogoś, kogo, czy tego chciała, czy nie, szczerze kochała.
    - William…? – powiedziała zaskoczona i odłożyła widelec, tracąc resztę chęci do jedzenia.
    Znała Williama od dziecka i zawsze miło wspominała wspólnie spędzone chwile. Jako dzieci naprawdę lubili spędzać razem czas, choć, niestety, nie mieli ku temu wielu okazji. Nie mniej jednak Rosalie doskonale panowała, że w towarzystwie kuzyna nigdy się nie nudziła. Nie umiała więc zrozumieć, jak człowiek, którego, jak jej się wydawało, zna tak dobrze, potrafi posunąć się do czegoś takiego. To… to ją naprawdę zraziło.
    - Medyk to widział? – zapytała z troską, przyglądając się rozciętemu łukowi brwiowemu mężczyzny.
    Nie wyglądało to na nic groźnego, ale zawsze lepiej, kiedy medyk obejrzy jakiekolwiek urazy. Zwłaszcza kiedy pojawia się krew, której Rosalie szczerze nie cierpiała.
    Nie chciała mu opowiadać o tym, jak wyglądał jej dzień. Wiedziała, że to wcale nie poprawiłoby mu humoru, a wręcz przeciwnie – tylko by go pogorszyło. Przemilczała więc ten dziwny stan, w którym tkwiła od rana. Nie umiała go nawet nazwać, bo nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego.
    - Nie spotkało mnie dzisiaj nic ekscytującego. Ot, nudny dzień na zamku – odparła bardzo wymijająco.

    OdpowiedzUsuń
  124. Rozumiała go, choć z ojcem nigdy nie łączyło ją żadne ciepłe relacje. Właściwie Rosalie zawsze się go bała i teraz, choć tęskniła za domem, naprawdę cieszyła się z faktu, że wreszcie od niego uciekła i jest tak daleko. Lord Grant, choć w oczach wielu był idealnym, pracowitym i zaradnym mężczyzną, był potworem, ale o tym wiedziała tylko jego rodzina.
    Nie mniej jednak bardzo bliska więź łączyła ją z matką. Lady Emmeline, choć słaba i chorowita, była wspaniałą kobietą, która bezgranicznie kochała swoje dzieci i dawała im to, co najlepsze. Rosalie zawsze marzyła o tym, aby być taka jak matka, jednak wielu rzeczy jej brakowało – tej łagodności, stoickiego spokoju i mądrości, którą sama lady wyniosła z rodzinnego domu.
    - Nie musisz się wstydzić tego, że za nim tęsknisz – powiedziała cicho. – Ja bardzo tęsknię za mamą i żałuję, że nie mogła przyjechać na nasz ślub, choć pewnie bardzo chciała. Od czasu porodu ma problemy z chodzeniem i nawet siedzenie zbyt długo sprawia jej ból. Ale… chciałabym, żebyś ją poznał. Jest naprawdę wspaniała.
    Uśmiechnęła się nikle i odgarnęła kosmyk ciemnych włosów za ucho. Kiedy mogli rozmawiać o czymś zwykłym, czuła się lepiej i dużo swobodniej. Nie chciała na razie wracać do tematu Alexandry. Nie ułożyła sobie tego wszystkiego w głowie i na razie nie była gotowa na tą rozmowę. Oboje potrzebowali czasu, aby to wszystko przemyśleć.

    OdpowiedzUsuń
  125. W tym momencie ani trochę nie obchodziło go to, że jakiś zbłąkany sługa, bądź ciekawska dama dworu mogłaby ich usłyszeć. Musiał wygarnąć Thomasowi wszystko, inaczej nie mógłby dalej spokojnie żyć.
    To co mówił było sensowne i pewna część Williama była w stanie go zrozumieć. Zdenerwował się za to na siebie jeszcze bardziej. Nie może, nie powinien zrozumieć człowieka, przez którego jego przyjaciółka została skazana na tak wielkie cierpienie. Nie fizyczne, a psychiczne.
    - Kochasz ją? Naprawdę ją kochasz? I skazałeś ją na takie męczarnie? To egoistyczne z twojej strony. Nie wyglądasz na kogoś, kto ma złamane serce. - Miał przed oczami obraz zapłakanej Alexandry i jej smutny głos. Opowiedziała mu o wszystkim, o tym jak się upiła, jak namówiła go do spędzenia wspólnej nocy, jak się w nim zakochała, o przyjeździe jego narzeczonej.. Zaśmiał się kręcąc głową z bezradności – oto znak, że wcale jej nie znasz. Gdybyś poznał ją choć trochę wiedziałbyś, że Alexandra nigdy nie byłaby zdolna do zabicia dziecka. Prędzej sama by zginęła, niż pozwoliła odebrać życie swemu dziecku. Chciałeś zakończyć romans przed ślubem? Skoro miałeś narzeczoną, to po co się w ogóle w to pakowałeś? Brzydzę się tobą, Kastloy. Powiedz mi tylko; a gdyby Rosalie nie przyjechała do Ravens, to czy zdecydowałbyś się na zakończenie tego romansu? – Jego głos przez cały czas ociekał sarkazmem. Uśmiechnął się cynicznie. – Nie, wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Pieprzyłeś Alexandrę, a w międzyczasie poznawałeś moją kuzynkę. Ją też gościłeś już w swym łożu przed ślubem?

    przyjaciel z karczmy, William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  126. - Ja nie jestem głodna - powiedziała, wzdychając cicho.
    Skinęła delikatnie ręką na służącą, która bez słowa zabrała jej talerz. Od paru dni apetyt zupełnie jej nie dopisywał, a ona zupełnie się tym jednak nie przejmowała i wszystko zrzucała na karb nerwów i stresu. Myślała, że po ślubie wszystko minie, ale… no cóż, myliła się. Teraz chyba było jeszcze gorzej.
    Nalała sobie do pucharu sok z jabłek. Ostatnimi czasy wypijała go wręcz zawrotne ilości, ponieważ w pewnym sensie zastępowała nim normalne posiłki. Miała nadzieję, że te mdłości na widok jedzenia szybko miną, ponieważ nawet ona wiedziała, że to jest naprawdę niezdrowe.
    - Mama na pewno by się ucieszyła - uśmiechnęła się lekko, wodząc opuszkiem palca po brzegu pucharu. - Ale… nie wiem, co na ten pomysł powiedziałby ojciec.
    Zawahała się. Zabrzmiało to wyjątkowo… źle. Zupełnie tak, jakby lord Grant miał coś przeciwko odwiedzinom córki. Może każdemu innemu wydałoby się to śmieszne i absurdalne, ale Rosalie przewidywała, że ojciec wcale nie byłby zachwycony ich przyjazdem.
    - W sensie… - westchnęła.
    Thomas pewnie i tak w końcu dowiedziałby się prawdy o jej ojcu, więc chyba nie powinna silić się na jakiekolwiek wyjaśnienia i udawanie idealnej rodziny.
    - Ojciec jest po prostu bardzo specyficznym człowiekiem - powiedziała krótko i, chcąc zmienić temat, od razu podtrzymała rozmowę o jego matce: - Oczywiście, że nie będę miała nic przeciwko. Twoja mama wydała się naprawdę miła i sympatyczna.

    OdpowiedzUsuń
  127. Nienawidziła alkoholu. Nie cierpiała go z całego serca i nigdy go nawet nie próbowała. To przez niego miała zniszczone dzieciństwo, to przez niego zapłakana chowała się przed wściekłym ojcem, to przez niego nie raz jej własny ojciec stawał się katem. Bała się ludzi, którzy mieli problemy z alkoholem i właśnie teraz możno było to dostrzec na jej twarzy.
    Pobladła, krew odpłynęła jej z twarzy i znieruchomiała na dobrych kilkanaście sekund. W jej oczach wyraźnie widoczne było niedowierzenie i… strach? Tak, to było zdecydowanie coś na ten kształt.
    - Ale… ale… - nie była pewna, co właściwie chciała powiedzieć. - … z tym nie można sobie poradzić.
    Przymknęła oczy, odpychając od siebie wszystkie złe wspomnienia związane z ojcem, a, niestety, było ich mnóstwo i teraz zalewały jej umysł. Nie umiała przed nimi uciec i te często ją nawiedzały, głównie w snach.
    - Mój ojciec jest alkoholikiem - dodała cicho, nie patrząc na niego.
    Wbiła spojrzenie w swoje dłonie, które ułożyła na kolanach. Nerwowo wygładzała palcami materiał swojej bordowej sukni. Nie patrzyła na niego. Nie chciała, aby widział, co się z nią działo na samo wspomnienie o problemach z alkoholem.
    - Pije od… od zawsze. Nie pamiętam go innego - powiedziała cicho. - Kiedy jest pijany, wpada w szał. Bił i mnie, i Emila, ale… ale najczęściej mamę. Podejrzewam, że któregoś dnia pobił ją na tyle mocno, że to przez niego nie chodzi, a nie przez ciążę i ciężki poród.
    Był pierwszą osobą, której powiedziała o tym, co musiała znosić w dzieciństwie. Wiedziała, że ten sekret będzie u niego bezpieczny.

    OdpowiedzUsuń
  128. Musiała mu uwierzyć. Nie miała żadnego innego wyjścia, jak tylko uwierzyć mu na słowo i mieć nadzieję, że Thomas naprawdę potrafi żyć bez alkoholu. Umiała wybaczyć mu tą zdradę i starała się zapomnieć, ale nigdy nie wybaczyłaby mu, gdyby pił. To niszczyło życie nie tylko alkoholika, ale i jego najbliższych. Dopiero uwolniła się od tego koszmaru i nie chciała, aby to zaczynało się na nowo.
    Chciała, aby wiedział, że bez względu na wszystko ona będzie go wspierać. Owszem, wiele rzeczy wymagało wyjaśnień i rozmów, ale… jeszcze nie teraz, a nie chciała, aby myślał, że już na dobre się od niego odwróciła. Nie zrobiłaby tego.
    Delikatnie i bardzo niepewnie się w niego wtuliła, kiedy ją objął, a gdy złożył na jej czole delikatny pocałunek, na krótką chwilę zacisnęła dłoń na jego koszuli, jakby nie chciała, aby się odsuwał choć na milimetr. Odsunęła się jednak na samą wzmiankę o kąpieli.
    - Moje służące już przygotowały mi kąpiel - pokiwała delikatnie głową, odgarniając włosy za ucho.
    Być może jako mężatka powinna nosić je już spięte, ale… miała nadzieję, że Thomas nie będzie jej tego wypominał i nie będzie miał nic przeciwko temu, aby nadal nosiła je rozpuszczone.
    - Poczekasz na mnie czy… - urwała.
    Nie, nie chciała, aby poszedł z nią. Było na to zdecydowanie za wcześnie. Nie umiałaby się czuć swobodnie. Na to trzeba było dużo więcej czasu.

    OdpowiedzUsuń
  129. Z każdym kolejnym słowem Kastloy’a jego wściekłość rosła. Wbrew pozorom bolały go jego słowa. Wiedział, że Alexandra darzyła Thomasa silnymi uczuciami, ale próbował sobie tłumaczyć, że to zwykle pożądanie, nie miłość. Ale to nie była prawda, kochała tego pieprzonego bękarta i wiedział, że nie zdoła o nim zapomnieć. Przynajmniej nie na początku.
    - Nawet jeżeli miałem wiele kobiet, to żadnej nie zrobiłem dziecka. Nie masz prawda nazywać mnie impotentem! A z drugiej strony, lepiej być impotentem niż płodzić bękarty, podczas gdy samemu się jest bękartem. – Thomas wyprowadził go z równowagi, więc i on spróbował go zaatakować tą samą taktyką. – Jak to jest wiedzieć, że zrobiło się dziecko niezamężnej dziewczynie, wypiąć się na nią i ożenić z inną? Masz tupet, Kastloy. Ale przecież zostałeś lordem, możesz wszystko! – Znów się zaśmiał. - Moją kuzynkę też pieprzyłeś przed ślubem, to oczywiste. Głupi jestem, że w ogóle zapytałem. Taki szlachetny Thomas Kastloy, proszę państwa! Z jednego łóżka do drugiego, ile im obietnic złożyłeś? Ile razy im obu wyznałeś miłość? Jesteś zwyczajnym egoistą, nikim więcej! Ona cię potrzebuje, nosi pod sercem twoje dziecko, a ty nawet nie zapytałeś, jak się czuje. Jedno pytanie, jedno!
    Nie wytrzymał choć starał się, jak mógł. Jego prawa ręka zacisnęła się w pięść i zanim uświadomił sobie, co robi, wylądowała na twarzy Thomasa. Po chwili uderzył jeszcze raz, tym razem mocniej i pewniej. Czy poczuł się lepiej? Tak, zwłaszcza, gdy zauważył strużkę krwi na twarzy Kastloy’a. Wiedział, że ten nie pozostanie mu dłużny i też zapewne wymierzy w jego stronę cios, ale zupełnie go to nie obchodziło.

    OdpowiedzUsuń
  130. Każdy powiedziałaby, że to głupie, bo przecież spali już ze sobą. Kochali się całą noc i nigdy nie przeżyła czegoś równie wspaniałego, a jednak… jednak teraz nie umiałaby się przełamać. Gdzieś w głębi niej wciąż tliła się ta myśl, że tak samo dotykał Alexandry z tym, że… że ją kochał naprawdę. Nie umiałaby pozbyć się myśli, że on jej nie kocha, nie tak, jak powinien.
    Uśmiechnęła się delikatnie i wyszła do łaźni, gdzie w ciszy i spokoju wzięła ciepłą, odprężającą kąpiel. Nie potrzebowała do tego służby. Wolała zostać sama i móc choć chwilę porozkoszować się ciszą, która na zamku była towarem luksusowym, z czego Rosalie nie była zadowolona.
    Wytarła się przygotowanym przez służącą ręcznikiem, a potem założyła nocną koszulę i szlafrok. Duże, wysokie, przestronne komnaty trudno było ogrzać i Rosalie nigdy nie było do końca ciepło. Rozczesała mokre włosy, pozwalając im opadać na szlafrok, po czym na boso wyszła z łaźni i spojrzała na niego.
    - Możemy się już kłaść czy ten raport jest tak ważny, że musisz przeczytać go dzisiaj…? - zapytała, pochodząc do niego.
    Nieco niepewnie położyła dłoń na jego ramieniu. I jej zaczynała przeszkadzać ta napięta atmosfera, choć trwała raptem od wczoraj. Rosalie po prostu nienawidziła jakichkolwiek konfliktów i choć wiedziała, że jeszcze długo mu tego nie zapomni, nie chciała, aby to na zawsze ich rozdzieliło.

    OdpowiedzUsuń
  131. Meredith wiedziała, że brata coś trapiło, ale doskonale też wiedziała, że on sam nic nie powie i będzie musiała wyciągać od niego wszystko siłą, a nawet przy tej drugiej formie nie mówił wszystkiego. Był twardym zawodnikiem i tyle, ale ona jeśli chodzi o jego tajemnicę nigdy się nie poddawała. W końcu musi dbać o jego bezpieczeństwo. Słysząc odpowiedź brata zamyśliła się na chwilę, nawet jego ton głosu zdradzał jakiś problem. Obawiała się iż jest to coś poważniejszego i chciała dowiedzieć się tego od niego, a nie od obcych ludzi, którzy przekażą jej plotki, które gdzieś tam usłyszeli. Każdy doskonale wiedział, że w wielu sprawach radziła się brata oraz, że ten w wielu rzeczach jej pomagał, toteż dbała o jego opinię publiczną by nie wybuchły niepotrzebne zamieszania. Nie miała teraz czasu na bunty ludu czy coś podobnego.
    - Również mam taką nadzieję, kraj potrzebuje króla, a moim zadaniem jest go znaleźć, a następnie zadbać o dobrego następce. - kiedyś rozmowy na te tematy były dla niej bardzo krępujące, ale przeprowadziła ich już tak wiele, że nie robiły na niej już takiego wrażenia. Splotła dłonie za plecami i powolnym krokiem podeszła do okna zamyślając się na chwilę. Nie chciała się z nim kłócić, ale czasami musiała odłożyć na bok dobro ich wspólnych relacji i bardziej pomyśleć o swoim królestwie, tego właśnie nauczył ją ojciec.
    - Thomasie, mam dość owijania w bawełnę. Chcę wiedzieć co Cię naprawdę trapi. Czy jest to związane ze ślubem? Nie zapominaj, że również na nim byłam, jestem spostrzegawcza i zauważyłam, iż w Twojej postawia jak i Twej małżonki było coś nie tak. - zatrzymała się na chwilę i odwróciła w jego stronę. Jej wyraz twarzy był nieprzenikniony, brak emocji, jednakże w oczach można było wyczytać wiele, kryła się tam troska, strach, ale i gniew. - Jeśli zawiniłeś czymkolwiek chcę o tym wiedzieć od Ciebie, jeśli zaś dowiem się od kogoś wyciągnę poważniejsze konsekwencje. Nie czas teraz na problemy, jednak jeśli inni ludzie dowiedzą się przede mną będzie źle. Wybacz, iż psuję nam to spotkanie, ale taka jest prawda. Plotki nikomu nie służą, a jeśli mi powiesz skutecznie zapobiegnę ich powstaniu. Rozumiemy się? Pamiętaj też, iż teraz dbasz nie tylko o swoją opinię, ale i Rosalie.- musiała przybrać ton królowej, odstawić na chwilę ich rodzinną relacje, mógł mieć jej to za złe, ale była królową i obecnie to liczyło się najbardziej, musiał jej to wybaczyć. Początkowo bardzo nie chciała tego tytułu, ale z czasem zrozumiała, że tego właśnie pragnęli jej rodzice, to było jej dziedzictwem i chciała na nie dostatecznie zapracować, by nikt nigdy jej nic nie wypominał.

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  132. - Kompletnie się na tym nie znam – powiedziała naprawdę zaskoczona, ale wzięła od niego szkice i spokojnie, powoli je przejrzała, nie skupiając się jednak na razie na szczegółach.
    Oczywiście, że się nie znała na projektowaniu wnętrz. Młodych szlachcianek przecież nie szkolno pod tym kątem. Nie mniej jednak wystarczyło rozejrzeć się po komnacie, w której się znajdowali, aby uznać, że Rosalie ma naprawdę dobry gust.
    - Mogę… mogę spróbować – powiedziała, uśmiechając się delikatnie.
    Cieszyło ją to, że Thomas, choć przecież teraz był lordem, pytał ją o zdanie nawet w takich kwestiach. Mógł przecież o wszystkim zdecydować sam, jak to czyniło większość mężczyzn. Była w końcu tylko kobietą i nie miała głosu właściwie w żadnej sprawie.
    - Więc… przeprowadzimy się tam dopiero za rok? – zapytała zaskoczona.
    Sądziła, że to wszystko potoczy się dużo szybciej i sprawniej.
    - Dworek, który dostaliśmy w moim posagu, nie nadaje się na zimę. Jest drewniany i tam nawet kominki nie pomagają – dodała. – Musimy więc poczekać z wyjazdem do wiosny.
    Ta wieść zupełnie zepsuła jej humor. Myślała, że uda im się uciec stąd dużo szybciej. Z daleka od Alexandry i Williama mieli większe szanse na odbudowanie wzajemnego zaufania. Tutaj to chyba było niemożliwe.
    - Zresztą… nieważne – odłożyła projekty.
    Wieść o tym, że remont potrwa tak długo wyraźnie ostudziła jej zapał, choć za wszelką cenę starała się to ukryć. Nie chciała znów wprowadzać nerwowej atmosfery.
    - Dokończ spokojnie czytać. Ja się jednak już położę – powiedziała.

    OdpowiedzUsuń
  133. Ulżyło jej, gdy postanowił jej się zwierzyć, ale gdy usłyszała słowa "To długa historia..." miała złe przeczucia, długie historie nigdy nie są dobre. Wiedziała, że coś złego się stało i już martwiła się jak to rozwiąże, tak właśnie tak, jeśli się już o wszystkim dowie będzie chciała to rozwiązać i zrobi to pomimo protestów wszystkich. Już taki miała charakter, bycie królową zmieniło ją i gdy już poznała jakiś problem rozwiązywała go nawet, gdy nie dotyczył jej osobiście.
    Usiadła na szezlongu stojącym nieopodal i spojrzała na miejsce obok by pokazać bratu żeby również spoczął. Słysząc pierwsze zdanie, zamurowało ją. Nie tego się spodziewała, romans, ale jak to, z kim? Zadając sobie to drugie pytanie szybko dostała na nie odpowiedź. Alexandra... A więc te wszystkie plotki były prawdą? To, iż widziano ich kiedyś razem zmierzających do sypialni? Nie mogła w to uwierzyć, była wściekła, jednak nauczyła się chociaż trochę trzymać emocje w ryzach i siedziała cicho słuchając jego opowieści. Z każdą chwilą sprawa robiła się coraz gorsza, nie mogła uwierzyć jak jej brat mógł się w coś takiego wpakować, jak można tak stracić rozum! Słuchała go dalej i już sądziła, że gorzej być nie może, jednak gdy usłyszała o dziecku wstrząsnęło nią. Nawet przez myśl jej to nie przeszło, a gdy jeszcze usłyszała co w gniewie powiedział jej brat... Jak mógł chcieć zabić to niczego niewinne, biedne dziecko? Gdy skończył nie wytrzymała już i wstała. Wcześniej uważała go za niemal idealnego człowieka, ale teraz było całkiem odwrotnie.
    - Nie wiem co mam Ci powiedzieć! Jak mogłeś tak się zachować? I nie mów mi tu o sercu i rozumie. Doskonale wiedziałeś, że jesteś zaręczony, to coś takiego jak niewidzialna pieczęć, która związała Cię z inną osobą na zawsze. Wiedziałeś o tym i nie powinieneś nawet zaczynać tego romansu, nie tłumacz mi tego. Prawda jest taka, że od razu na pewno nie pokochałeś Alexandry, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, początkowo zaczęło się tylko od pożądania, którego najwyraźniej nie potrafiłeś zwalczyć. Jestem Tobą zażenowana. Rosalie to wspaniała dziewczyna i nie zasłużyła na to czym ją obdarzyłeś, nigdy nie pojmiesz tego co ona teraz czuje. W dodatku skrzywdziłeś też Alexadre, ale choć jest mi jej żal, bardziej współczuję Twojej żonie. Alexandra doskonale wiedziała czego może od Ciebie oczekiwać. Wstyd mi za Ciebie! Teraz to wszystko trzeba rozwiązać. Alexandra ma wyjść za Williama jak mniemam, jest dobrym człowiekiem i mam nadzieję, że z niej nie zrezygnuje. Chciałabym porozmawiać z nim, jego narzeczoną i Rosalią. Tobie powiem wszystko teraz. Nie wiem jak postanowiliście to rozwiązać, ale chcę żebyś zrobił tak jak powiem. Słyszałam, że wraz z Rosalie planujecie przeprowadzę, wyjedziecie za dwa miesiące, nie wcześniej i nie później, ciąża ma być bardziej widoczna by nie powstały niepotrzebne spekulacje, o tym, iż dziecko jest Twoje i uciekłeś by żona się o nim nie dowiedziała. Pragnę spotkać się z Wami wszystkimi, wtedy po raz ostatni zobaczysz Alexandre. Właśnie tak, dobrze usłyszałeś. Nie będziesz się z nią spotykał, dla dobra swojego i jej, jak i Twojej małżonki, nie rań ich już bardziej. Mam nadzieję, że William uzna dziecko i osobiście go o to poproszę. Jeśli je uzna będzie jego jedynym ojcem, rozumiesz? Nie możesz wymagać od niego by uznał dziecko i pozwalał byś wciąż się z nim widywał. Ma się nim opiekować jak swoim, a żeby tego dokonać ty musisz odpuścić. To będzie dla Ciebie miejmy nadzieję wystarczająca kara. Uprzedzam, iż nie wzruszą mnie sprzeciwy z Twej strony. - była zdenerwowana i ciężko jej było zachować skład w swojej wypowiedzi.

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  134. Pozwoliła mu się przytulić, samej się w niego wtulając. Właściwie… chciała tego. Chciała dowód na to, że mimo wszystko on coś do niej czuje, że nie wymyśliła sobie tego uczucia, że… że mu się podoba. Nie chciała wierzyć w to, że ta noc w gospodzie była tylko wynikiem wielu wypadkowych sytuacji. Wolała wierzyć w to, że naprawdę coś ich łączy. Z jej strony na pewno, ale z jego…?
    - Zrobię, co w mojej mocy, aby tam było ładnie i przytulnie… bez zbędnego przepychu. Wolę, gdy po prostu jest tak… - urwała, nie umiejąc znaleźć odpowiedniego słowa. – Postaram się – obiecała.
    Cóż... wolałaby, aby spędzał czas z nią, aby wiódł nudne życie bogatego szlachcica, który nie musi robić nic, aby w dostatku dożyć swoich ostatnich dni i zapewnić dobrobyt dzieciom. To było zdecydowanie bezpieczniejsze życie. Wiedziała jednak, że to niemożliwe. Był żołnierzem i wiedziała o tym, gdy się w nim zakochiwała, a to oznaczało, że przez całe życie będzie się o niego martwić i ze zdenerwowaniem wyczekiwać jego powrotów do domu. Nie umiała znieść już samej myśli o tym, że coś mogłoby mu się stać.
    - Nie… nie mam nikogo – powiedziała cicho. – Mama nigdy nie utrzymywała kontaktów z rodziną, podejrzewam, że przez ojca. On zresztą od swojej też się odciął i… w sumie mam tylko Emila, ale jego wolę unikać. Jest strasznie męczący.
    Poczuła się bardzo samotna z myślą, że właściwie nie ma żadnej zaufanej przyjaciółki, której mogłaby się zwierzyć i wypłakać. Każdy potrzebuje kogoś takiego, a Rosalie… była sama.

    OdpowiedzUsuń
  135. Była zmęczona, owszem, ale nie bardziej niż zwykle. Poza tym było to zmęczenie czysto psychiczne. W końcu przesiedziała cały dzień w swojej komnacie, właściwie niemal nie ruszając się z miejsca.
    Uśmiechnęła się mimowolnie na wzmiankę o kotach, a w jej głowie pojawiła się wizja zamku pełnego miauczących kotów i niemal od razu stwierdziła, że wcale jej się to nie podoba.
    - Mam psa - przypomniała mu. - A Lupus naprawdę nie cierpi kotów, więc, niestety, nie zostanę kocią mamą.
    Jej dwuletni husky, Lupus, był jej oczkiem w głowie. Uwielbiała swojego pupila i uparła się, aby zabrać go ze sobą do zamku. Aktualnie spał w komnacie obok, która stanowiła ich prywatny salonik, w którym mogli odpoczywać i czytać książki, nie narażając się na czyjekolwiek towarzystwo. Lupus miał tam swoje posłanie i właśnie na nim spędzał całe noce, choć do tej pory zazwyczaj spał w łóżku razem ze swoją panią. Rosalie podejrzewała, że pies przesypia całe noc na kanapie, ale nie chciała o tym wspominać komukolwiek.
    - Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się lekko. - Jeszcze trochę wytrzymam.
    Nie przeszkadzało jej to, że tyle mówił. Zawsze wolała słuchać, choć i w mówieniu całkiem nieźle sobie radziła.
    Ona też marzyła o spokojnym życiu na wsi. Nie wiedziała, jak zniesie bycie damą na własnym dworze. To… musiało być bardzo męczące.

    OdpowiedzUsuń
  136. - Zauważyłam. Już pierwszego dnia - uśmiechnęła się delikatnie. - Pewnie dlatego tak mi się podobają… - urwała.
    Nie powinna. Nie pogodziła się jeszcze z tym wszystkim, co się stało. I chciała dać mu nauczkę, ale z drugiej strony zupełnie tego nie potrafiła zrobić. Serce jej na to nie pozwalało.
    Rozum jej podpowiadał, że nie powinna oddawać tego pocałunku, ale z drugiej strony… nie umiała tego przerwać. Wręcz przeciwnie. Sama go jeszcze pogłębiła, tuląc się do niego i wyobrażając sobie, że to wszystko nigdy się nie wydarzyło.
    Odsunęła się pierwsza wyraźnie zakłopotana tym, że tak ją poniosło. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób, nie chcąc wzbudzać dyskusji na ten temat. Nie umiałaby umotywować swojego zachowania niczym logicznym. Sama tego nie rozumiała.
    - Tak… to ja - powiedziała niepewnie, a jej policzki pokryły się rumieńcami.
    Chyba jeszcze nikt nie słyszał, jak śpiewała. Nie lubiła, gdy ktoś jej słuchał w czasie śpiewu. Czuła się wtedy skrępowana. Myślała, że jej nie słyszał, ale… najwyraźniej się myliła.
    - Dziękuję - dodała cicho, słysząc komplement.
    Uśmiechnęła się delikatnie i odgarnęła mokre włosy na plecy. Na koszuli nocnej zostały mokre ślady po ciemnych, już delikatnie wijących się w fale kosmykach.
    - Połóżmy się już lepiej - zmieniła temat.

    OdpowiedzUsuń
  137. Wyrzucając z siebie te wszystkie słowa praktycznie się nad nimi nie zastanawiała, wypływały z niej jak z maszyny, której zadaniem jest tylko troska o opinie i dobro królestwa. Gdy już przeanalizowała co przed chwilą powiedziała była zszokowana własnym zachowanie. Przecież nigdy taka nie była, miała opinie wątłej i słabej osoby... Czy tak właśnie zachowuje się wątła i słaba osoba? Rozkazuje własnemu brata nawet nie starając się spojrzeć na wszystko z jego strony? Nie wiedziała co się z nią dzieje, nie chciała nawet wiedzieć. Bała się że władza zmienia ją w bezwzględną królową, która koniec końców skończy sama z mężem, którego nigdy nie pokocha. Jej ojciec był inny, był dobrym królem, potrafił nim być, ona najwyraźniej nie potrafiła pogodzić życia rodzinnego i królewskiego, bardzo chciała, ale najwyraźniej nie umiała. Była przekonana, że brat się na nią wścieknie, musiała go przeprosić, powinna, ale nie robiła tego, poniekąd takie właśnie miała zdanie i winiła się za to. Nie znała całej sytuacji i nie miała prawa nikogo osądzać, a w szczególności Thomasa, jednakże zrobiła to, lekkomyślnie, bo lekkomyślnie, ale cóż teraz mogła zrobić? Nie umiała cofnąć czasu... Gdy brat zaczął mówić słuchała go uważnie, była przekona, iż zapowiada się na dłuższą wypowiedź, tak jak w jej przypadku. Bała się tego, co miał zamiar jej powiedzieć, ale wysłucha go do końca, nawet jeżeli powie jej najgorszą rzecz na świecie, on jej wysłuchał w spokoju i ona musiała odpłacić się tym samym. Gdy usłyszała wzmiankę o swojej mamie zdziwiła się, co ona miała z tym wspólnego? Nie zastanawiała się długo, bo szybko dostała odpowiedź na to pytanie. Ojciec nigdy jej nie opowiadał o ty, że matka, aż tak bardzo nie znosiła Thomasa. Sama była zbyt mała i pewnie przy niej matka starała się to ukrywać, by nie martwić niepotrzebnie małej córeczki. Kochała ją i nie chciała słuchać złych rzeczy na jej temat, jednakże obiecała sobie, iż wytrwa do końca, więc musiała słuchać dalej. Następna wzmianka była o tym, iż jej ojciec kochał jego matkę, nie zgadzała się z tym. Ojciec zapewniał ją, iż był to tylko romans i jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochał była Marissa. Mimo to wciąż nie zamierzała mu przerywać, niech mówi dalej - pomyślała . Z każdym dalszym słowem ranił ją coraz bardziej, mówił to co myślał, to co czuł, to co sądził o niej od zawsze, wcześniej po prostu jej tego nie mówił, teraz nadarzyła się okazja to wykrzyczał całą prawdę, która od lat w nim drzemała - tak widziała to Meredith. Zasłużyła na to, powinna go wesprzeć, a nie osądzać. Spojrzeć na to ze strony siostry, nie królowej. Nie rozkazywać, a doradzać. Była na siebie zła, jednakże co się stało to się nie odstanie. Dopiero przy ostatnim zdaniu dobitnie zrozumiała, iż straciła jedynego brata. Po policzku spłynęła jej łza, jak się domyślała nie pierwsza, nawet nie zauważyła kiedy zaczęła płakać, nie chciała tego, miała być silna, ale jakoś nie wyszło. Gdy brat się od niej odsunął nawet nie ruszyła się z miejsca, wiedziała, że podszedł do drzwi, ale stała jak zaklęta, nawet nie odwróciła się w jego stronę, została w takiej samej pozycji. Powinna go zatrzymać, ale nie wiedziała jak. Nie chciała go stracić, był ostatnią bliską rodziną, która jej pozostała. Jednakże po tej wypowiedzi uznała, iż ten najzwyczajniej w świecie jej nienawidzi i czegokolwiek by nie powiedziała to i tak tego nie zmieni.

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
  138. To była najcięższa zima w jej życiu. Tak wiele się wydarzyło i tak wiele się zmieniło. Nic już nie było takie samo, ale przede wszystkim zmieniła się ona sama. Była silniejsza, odporniejsza i odważniejsza. I nauczyła się, czym jest prawdziwa miłość, choć, jak mniemała, na razie nadal nieodwzajemniona. Mimo wszystko zaczynała nabierać wiary w to, że Thomas w końcu ją pokocha i… i będą szczęśliwi.
    To była ich pierwsza wspólna przejażdżka od czasu ślubu i naprawdę ją to cieszyło. Lubiła spędzać z nim czas, bo, tak właściwie, poza nim na zamku nie miała zupełnie nikogo. Siedziała pewnie na grzebiecie swojej kochanej Snowflake. Była to piękna, śnieżnobiała klacz, w dodatku bardzo łagodna i posłuszna.
    Nie zdążyła nawet zarejestrować, co się dzieje. Czyjeś silne, brutalne dłonie ściągnęły ją z konia w mało delikatny sposób. Poczuła w ustach smak krwi - najwyraźniej przygryzła sobie wargę, kiedy niemal spadała z grzbietu klaczy. Czuła zapach alkoholu i smród potu, od którego robiło się jej niedobrze. Pobladła, a po jej podbródku popłynęła cieniutka strużka krwi z pękniętej wargi.
    Mężczyzna zarechotał tuż przy jej uchu, a chwilę potem poczuła chłód stali przy szyi. Rozcięto wiązanie jej peleryny, która zsunęła się za na ziemie. Zadrżała lekko, czując nieprzyjemny chłod.
    - A teraz grzecznie, bo poderżnę twojej ślicznotce gardło - dodał drugi z mężczyzn, zmuszając Rosalie do tego, aby wstała z ziemi.
    Spojrzała na Thomasa zupełnie zagubiona. Miała łzy w oczach. Jeszcze nigdy się tak nie bała.

    OdpowiedzUsuń
  139. Była przerażona tym, co się stało. Do tej pory tylko słuchała o takich historiach i nie sądziła, że jej samej coś podobnego mogłoby się przydarzyć. A jednak. Siedziała teraz związana linami tak mocno, że te boleśnie wżynały się w jej nadgarstki i kostki. Nie umiała powstrzymać łez płynących po jej policzkach. Po prostu za bardzo się bała, aby jakoś nad tym zapanować. To było silniejsze od niej.
    Warga już nie krwawiła, ale nadal bolała, a świeżo zaschnięta krew pękała za każdym razem, kiedy próbowała powiedzieć choć jedno słowo. Jej suknia i dłonie lepiły się od krwi mężczyzny, które zabił Thomas, co wywoływało u niej mdłości. Chciała móc już zdjąć tą brudną suknię i wymyć się.
    Spojrzała na niego wypłakana, starając się nie mówić zbyt głośno, co ciągłe szlochanie jednak utrudniało.
    - Mam… przy udzie - wymamrotała cicho, nie mogąc wydusić z siebie nic więcej. - Podciągnij suknie.
    Przysnęła się do niego bliżej, aby mógł swobodnie sięgnąć do jej sztyletu. Zabrała go ze sobą na jego prośbę. Normalnie zapewne zostawiłaby go w zamku, ponieważ noszenie go było strasznie niewygodne. Suknia do tej pory podwinęła się i tak nieco, będąc teraz mniej więcej na wysokości kolan. Na jednej z łydek miała spore zadrapanie. Nieco piekło, ale, na szczęście, nie krwawiło, choć podeszło nieco krwią.

    OdpowiedzUsuń
  140. Odetchnęła cicho, kiedy krępujące ją liny zostały przecięte. Nadgarstki ją strasznie bolały, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Nie teraz. Musieli najpierw uciec.
    Wzięła od niego sztylet i ścisnęła go mocno w dłoni. Bała się, ale… wiedziała, że będzie tylko gorzej. Jeśli Thomasowi coś by się stało… Nawet nie chciała o tym myśleć. Ścisnęła mocno jego dłoń i na krótką chwilę spojrzała mu prosto w oczy.
    - Proszę, uważaj na siebie - powiedziała cicho, a potem, dokładnie tak jak jej zlecił, usiadła w kącie, poprawiając brudną od krwi, ziemi i kurzu suknię.
    Zamknęła oczy, słysząc, jak Thomas wywarza drzwi. Nie chciała na to patrzeć, więc wcisnęła się mocniej w kąt, starając się stać niewidzialna, ale z drugiej strony… otworzyła lekko oczy, zerkając w stronę otwartych na oścież drzwi. A przynajmniej ich części. Lustrowała uważnie przebieg wydarzeń gotowa do działania, gdyby Thomasowi coś groziło i potrzebował jej pomocy.
    Ściskała sztylet w dłoni tak mocno, że jej palce aż pobladły, a cała dłoń zdrętwiała. Nie poluźniła jednak uścisku. Nerwy robiły swoje.
    - Uważaj…. - wymamrotała cichutko, patrząc na niego ze strachem w oczach.

    OdpowiedzUsuń
  141. Krzyknęła, gdy mężczyzna dźgnął Thomasa i nim zdążyła pomyśleć, rzuciła się w jego stronę. Zatrzymała się w połowie drogi do drzwi, w których już stał oprawca z ohydnym uśmiechem. Czuła od niego smród alkoholu i potu nawet na tą odległość. Wiedziała, że do końca życia nie zapomni tego zapachu, o ile… no cóż, miała nadzieję, że jeszcze trochę pożyje.
    Nie tylko Thomas zareagował. Rosalie nie miała najmniejszego zamiaru dać się wziąć na oczach męża. A przynajmniej nie bez walki. Kiedy tylko mężczyzna ruszył w jej stronę, rzuciła do tej pory kurczowo trzymanym sztyletem, który wbił się prosto w brzuch mężczyzny niemal w tym samym momencie, co nóż Thomasa w jego kark. Zbój zdążył jeszcze spojrzeć na nią takim wzrokiem, jakby nie rozumiał, co się dzieje, po czym upadł na ziemię.
    Nie czekała nawet chwili. Wybiegła z izby, przeskakując przez ciało zamordowanego mężczyzny i osunęła się na kolana koło Thomasa.
    - Nie zostawiaj mnie samej… proszę, nie zamykaj oczu - powiedziała zdenerwowana, sięgając po jego miecz.
    Nigdy nie uczyła się opatrywać ran, ale… coś tam wiedziała. Musiała jakoś zatamować to krwawienie i zabrać go gdzieś, gdzie zostanie udzielona mu pomoc.
    Ucięła spory kawałek sukni, po czym bardzo delikatnie wyjęła nóż z jego brzucha, rozpinając bardzo szybko kubrak i koszulę. Musiała zachować trzeźwość umysłu i nie panikować, co nie było łatwe. Pospiesznie zajęła się tamowaniem krwawienia. Rana, na szczęście, wcale nie była bardzo głęboka, ale jednak była groźna.

    OdpowiedzUsuń
  142. Docisnęła strzęp swojej sukni do rany nieco smutno mocno, ale przecież była zupełną amatorką i pierwszy raz miała do czynienia z tak wielką i poważną raną.
    - Trzymaj. I nie zamykaj oczy - powiedziała.
    Zerwała się na nogi i wybiegła z chaty tak szybko, jak tylko umiała. Szybko znalazła konie. Snowflake zarżała radośnie na widok swojej właścicielki, ale ta nie zwróciła na nią większej uwagi. Pospiesznie przeszukała juki i znalazła w nich to, czego szukała - niezbyt przyjemnie pachnące zioła w niewielkiej, niebieskiej sakiewce. Rozejrzała się dookoła i znalazła niewielki kamień, który idealnie nadawał się do roztarcia ziół.
    Wróciła pospiesznie do chaty i spojrzała nerwowo na męża. Thomas nadal był przytomny i to był dobry znak. Ucięła jeszcze kawałek swojej sukni i na tym strzępku roztarła zioła kamieniem. Nieprzyjemny, ostry zapach tylko się nasilił. Dusiło ją od tego, ale musiała być silna.
    Uklęknęła z powrotem koło Thomasa i odsunęła materiał od rany. Delikatnym, nieco nerwowym ruchem rozprowadziła roztarte zioła po ranie. Nie była ani duża, ani głęboka, ale naprawdę mocno krwawiła.
    - Będzie dobrze - wyszeptała, jakby chciała sama w to uwierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  143. Zrobienie opatrunku poszło jej zaskakująco sprawnie, ale suknię miała już całkiem obciętą na wysokości kolan. Okryła go szczelnie i jego, i swoją peleryną, aby na pewno było mu ciepło, a kiedy upewniła się, że da radę sam utrzymać się na koniu, dosiała Snowflake. Jechali tak szybko, jak tylko to było możliwe. Naprawdę bardzo się spieszyli. Na szczęście, wcale nie byli tak daleko od zamku, jak się jej wydawało.
    Zeskoczyła sama z konia i nie pozwoliła się sobą zająć komukolwiek, dopóki Thomas nie trafił do medyka. Dopiero wtedy sama udała się do swoich komnat, aby tam doprowadzić się do porządku. Nim wzięła kąpiel, długo wymiotowała. Za każdym razem, gdy wydawało się jej, że to już koniec, przypominała sobie smród chaty, krew zlepiająca jej dłonie i widok martwych ciał, a to wywoływało kolejne fale wymiotów.
    Po kąpieli i wypiciu leków uspokajających, była tak wyczerpana, że po prostu poszła spać. Nie wiedziała, że medyk podał jej leki usypiające dla jej własnego dobra. Nie chciał, aby młoda lady aż tak się denerwowała. Sen był w jej wypadku najlepszym lekarstwem.
    Następnego dnia, a właściwie z samego rana, poszła do medyka, aby zobaczyć, w jakim stanie jest Thomas. Włosy miała niedbale związane w koczek nad karkiem, a sama była nadal w koszuli nocnej i szlafroku.

    OdpowiedzUsuń
  144. Otuliła się mocniej swoim szlafrokiem na widok sir Lucasa, który lekko się jej ukłonił, po czym wyminął ją i opuścił komnatę, zamykając drzwi. Odwróciła się z powrotem twarzą w stronę męża i uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do niego i usiadła na brzegu jego łóżka.
    - Tak… trochę chyba histeryzowałam - przyznała niepewnie. - Ale dostałam napar uspokajający i właściwie od przyjazdu spałam. Obudziłam się przed chwilą i od razu przyszłam zobaczyć, jak się czujesz…
    Spojrzała na niego uważnie. Naprawdę wyglądała na zatroskaną i nawet nie próbowała udawać, że jest inaczej. Martwiła się o niego. Stracił sporo krwi zanim udało się im dotrzeć do zamku i bała się, że mogły z tego wyniknąć jakieś przykre konsekwencje.
    - Jak się czujesz? - zapytała i delikatnie pogłaskała go po dłoni.
    Rosalie nie zapomniała mu tego, co łączyło go z Alexandrą i to wciąż bolało, co nie raz dawała mu odczuć, ale mimo wszystko naprawdę go kochała i nie chciała go stracić. Chciała, aby ją pokochał i wiedziała, że, aby to osiągnąć, musi stać się dużo bardziej wyrozumiała i cierpliwa. I starała się, choć to wcale nie było takie łatwe.
    Wyglądała na bardzo niewyspaną i zmęczoną. Ciemne włosy były zupełnie rozczochrane i spięte tuż nad karkiem, a sama Rosalie była niezdrowo i miała sińce pod oczami, co nadawało jej wyglądu schorowanej, dużo starszej kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  145. Zabolały go słowa Kastloy’a, choć wiedział że były one jedynie prowokacją. William nigdy nie podniósłby i nie podniesie ręki na Alexandrę, ani na żadną inną kobietę. Jego rodzice wychowali go w szacunku do kobiet i władców.
    - Była na ślubie. – Powiedział po chwili, jakby to miało jakieś znaczenie. - Nie widziałeś jej, bo nie chciałeś jej widzieć. Musiała się na nim pojawić, w końcu była opiekunką Rosalie.
    Chciał na niego nawrzeszczeć, wygarnąć jeszcze więcej, ale o dziwo nie zrobił tego. Nie czuł się winny, że go uderzył, o nie. Chodziło o coś zupełnie innego. Kastloy miał rację, może nie we wszystkim, ale w większości..
    - Nienawidzę cię Kastloy, ale nigdy bym cię nie zabił. Nie pomyślałem nawet o tym - bo ona by mi tego nie wybaczyła. Nie potrafiłbym jej spojrzeć w oczy. - Co dalej z tym zrobić? Ty już zrobiłeś to wszystko, czego od ciebie oczekiwali. Poślubiłeś piękną lady Grant, zostałeś lordem, no teraz pozostaje ci tylko spłodzić potomka. Najlepiej by było gdybyś zniknął z jej życia, naszego życia. I nie jestem zazdrosny, po prostu nie potrafię zrozumieć, jak ona mogła się w tobie zakochać.
    Gówno prawda, był piekielnie zazdrosny. Jeszcze nigdy o nikogo nie był tak zazdrosny, jak w tej chwili o Alexandrę. I Kastloy o tym wiedział, oczywiście że wiedział! Gdyby William nie był zazdrosny, to nigdy nie przyszedł by do niego i nie zrobiłby mu awantury.
    - I pamiętaj, że ja nigdy jej nie zranię, ani fizycznie, ani psychicznie. Przeze mnie cierpieć nie będzie. Pokocha mnie, pewnego dnia, gdy już zapomni o tobie, tak jak i ty zapomnisz o niej, ale zanim to nastąpi będziesz za nią tęsknił. Będziesz zastanawiał się co robi i czy przypadkiem akurat nie jest w moich ramionach..

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
  146. Propozycja Thomasa wydawała się Cesarowi bardzo kusząca. Gdyby oboje stawili czoła formującej się sekcie, mieliby realne szanse na zwalczenie zła w zarodku. Pozostawał jednak pewien ważny czynnik, który rujnował całą tę wspaniałą wizję.
    – Nie mieszaj się w to, Thomasie – poradził mu z powagą, chociaż te słowa były mówione całkowicie wbrew sobie, wbrew nęcącej przygodzie, która na nich czekała i nawet wbrew instynktowi samozachowawczemu Flamberge'a. Doskonale pamiętał jednak inną rozmowę, którą jeszcze niedawno przeprowadził z pewną młodą kobietą w drodze do zamku. Narażanie jej męża na niebezpieczeństwo mogłoby zranić zbyt wiele osób. – Parę dni temu wziąłeś ślub, masz teraz inne obowiązku na głowie. Nie wspominając o tym, że Rosalie pewnie nie byłaby zachwycona, gdybyś po nocach ścigał zbirów – dodał z uśmieszkiem, zastanawiając się, jak układa się Thomasowi sytuacja w nowej rodzinie. Nic o tym nie wspominał i Cesar liczył, że być może za jakiś czas po prostu mu o tym opowie. Nie zamierzał naciskać. Zwłaszcza, że jego zainteresowanie wynikało z czystej sympatii, a nie – jak to często zdarzało się na dworze – z potrzeby usłyszenia najnowszych plotek.

    [Na pohybel chronologii, hej! :P]

    OdpowiedzUsuń
  147. - Och mój biedny cnotliwy dzieciaczku! - zawyła jak jakaś przekupka i przygarnęła jego głowę wtulając go w swoje piersi. Niemalże nimi go dusząc. Nie chciał spojrzeć sam to ona mu w tym pomogła a co! Przecież to nie jest przestępstwo a on jakoś tak zbytnio się nie wyrywał więc to było równoznaczne z tym że tego chciał. Tak myślała Floks.
    - Owszem zimno. Może mnie rozgrzejesz? To nie zdrada a twój żołnierski obowiązek pomóc damie w potrzebie. A ja aktualnie jestem w wielkiej potrzebie. - puściła jego głowę i zakręciła biodrem.
    - Te rączki nie nadaja się do obcięcia są przecież jeszcze całkiem sprawne. - pogłaskała go po głowie.

    Cosima

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Floks xD Cosima to postać na innym blogu. Sry ;>

      Usuń
  148. Wtedy owszem, była dzielna i odważna, ale wtedy buzowała w niej adrenalina, a przewagę nad czymkolwiek wzięła chęć przeżycia. Nie myślała wtedy niemal zupełnie, po prostu robiła to, co podpowiadała jej intuicja i tyle. Dopiero kiedy znalazła się w bezpiecznym zamku, we własnej łaźni i brała ciepłą kąpiel, dotarło do niej, co tak naprawdę się stało i dopiero wtedy wpadała w histerię, a tłumione do tej pory emocje wybuchły z podwójną mocą.
    - Tak… dzielna… - wymamrotała cicho i spuściła nieco wzrok.
    Gdyby nie to, że dostała leki nasenne, nie zmrużyłaby w nocy oka. Nawet we śnie nękały ją koszmary, w których Thomas umierał, a ona nie dawała rady się sama obronić. Niestety, podane jej zioła uniemożliwiały obudzenie się i Rosalie przeżywała ten koszmar raz za razem, a każdy kolejny był coraz gorszy i okropniejszy. Zostawiła to jednak dla siebie. Nie chciała mu o tym opowiadać, aby się nie martwił. To przecież były tylko sny. Nic więcej.
    - Wcale nie jestem taka dzielna, jak ci się wydaje, Thomasie. Ja… ja nawet nie pamiętam do końca, co robiłam. Działałam jak w jakimś amoku i… i trochę mnie to przeraża - powiedziała cicho, ściskając nieco mocniej jego dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  149. Zawahała się, ale potem ostrożnie się przesunęła i położyła koło niego. Była bardzo ostrożna. Nie chciała przypadkiem zahaczyć o ranę, aby nie sprawić mu dodatkowego bólu. I tak się wiele wycierpiał. Położyła ostrożnie głowę na ramieniu męża i przytuliła się bardzo delikatnie do jego boku, jak gdyby już sam jej dotyk miał mu sprawić niewyobrażalny ból. Przymknęła oczy i odetchnęła cicho z pewnego rodzaju ulgą. Dopiero teraz docierało do niej, że są naprawdę bezpieczni i już nic im nie grozi.
    Słuchała go uważnie z półprzymkniętymi oczami, a przez większość opowieści na jej ustach błąkał się delikatny, subtelny uśmiech. Naprawdę marzyła o tym, aby ich życie właśnie tak wyglądało, aby byli szczęśliwi i wszystko się ułożyło.
    - Nikt nas nigdy nie skrzywdzi… a już na pewno nie w naszym własnym domu - powiedziała z pewnością w głosie. - Przecież zawsze będą przy nas strażnicy, którzy nie pozwolą, aby stało się nam cokolwiek złego. Nie musisz się tym zamartwiać.
    Znów przez krótką chwilkę się zawahała, a potem lekko się uniosła i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Dawno się nie całowali… zazwyczaj to ona na to nie pozwalała i oponowała, kiedy tylko Thomas próbował podjąć jakiekolwiek kroki. A teraz zdała sobie sprawę z tego, że się stęskniła za tymi pocałunkami. Brakowało jej tego. Zrozumiała, jak głupio postępowała, odpychając go od siebie. Był przecież jej mężem i powinna robić wszystko, aby zatrzymać go przy sobie, a ona tymczasem robiła wszystko, aby osiągnąć zupełnie odwrotny skutek. Pogłaskała go opuszkami palców po policzku.

    OdpowiedzUsuń
  150. Spojrzała na niego uważnie, ściągając brwi. Ani trochę nie podobało się jej to, co mówił i właściwie nieco ją to irytowało. Już zdążyła się przekonać, że Thomas jest mistrzem w tworzeniu czarnych scenariuszy, które, niestety, śniły się jej potem po nocach.
    - Nie chcę być wdową - powiedziała zdecydowanie ostrzej niż to planowała. - I nie chcę innego męża. Może nie jesteś idealny, ale najlepszy, jakiego mogłam mieć. Więc, proszę, przestań snuć takie czarne historie, bo nie mogę potem spać po nocach.
    Odsunęła się nieco od niego i usiadła. Otuliła się dużo mocniej swoim szlafrokiem i mimowolnie spojrzała w kierunku kominka, na którym, ku jej ogromnemu zaskoczeniu, wcale nie palił się żaden ogień. To wyjaśniałoby dlaczego, jest tak zimno.
    - Nie zmarzłeś w nocy? - zapytała nieco poirytowana tym, że nie zadbano o coś takiego, jak ciepło w komnacie medyka. - Chyba muszę z kimś o tym poważnie porozmawiać.
    Zsunęła się z łóżka i sama ruszyła w kierunku kominka. Dawno już nie bawiła się w rozpalanie ognisk i niemal zapomniała, że wzniecenie ognia to taka trudna sztuka. Uklękła koło kominka, westchnęła cicho i cierpliwie ułożyła drewno na palenisku, a potem mozolnie starała się rozpalić. Za którymś razem w końcu jej wyszło.
    - Nie jesteś głodny? Może każę przynieść coś do jedzenia… - zaproponowała, zerkając na niego.
    Wstała z podłogi i otrzepała swoją koronkową, delikatną koszulę nocną. Lubiła takie… zmysłowe piżamy.

    OdpowiedzUsuń
  151. Skoro mógł jeść tylko kleiki i kaszki i takie było zalecenie nadwornego medyka, nie w głowie jej było nawet proponowanie czegoś więcej. Otworzyła więc na krótką chwilę drzwi i, zaczepiwszy pierwszego lepszego służącego, nakazała przyniesienie dwóch owsianek i herbat z miodem, żeby mogli się trochę rozgrzać. Wróciła do niego i tym razem usiadła już na krześle obok łóżka, jedynie stopy opierając o posłanie i wsuwając je delikatnie pod ciepłą pierzynę.
    - To… to była raczej ciężka noc. Miałam straszne koszmary i pewnie, gdyby nie te napary ziołowe, które podał mi przed snem medyk, nie zmrużyłabym nawet oka… w sumie żałuję trochę, że nie mogłam się obudzić - przyznała cicho. - Ten sen… powtarzał się w kółko i w kółko, i w kółko. I był coraz gorszy…
    Wzdrygnęła się, na samo wspomnienie sennych wizji, które przyprawiały ją o dreszcze i mdłości. Wszystko było takie wyraźne, że gdyby nie obudziła się we własnym łóżku na zamku, mogłaby uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę.
    - Naprawdę odetchnęłam z ulgą, kiedy się rano obudziłam - dodała. - A potem od razu przyszłam do ciebie, więc… nie, nie jadłam śniadania, ale służba zaraz nam coś przyniesie.
    Zmusiła się do uśmiechu, jednak tym razem wypadł jej wyjątkowo słabo, blado i mało przekonująco. Wzmianka o nocy wyraźnie ją przygasiła.

    OdpowiedzUsuń
  152. Zaledwie kilka dni temu razem z Williamem wrócili do stolicy. Przez ponad miesiąc przebywali w rodzinnej wiosce w dworku Lacey’ów, ponieważ gdy tylko matka Willa dowiedziała się o ciąży Alexandry nie pozwoliła im zaraz po ślubie wracać na królewski dwór. Zaokrąglonej sylwetki nie udało się ukryć, więc przyznali się rodzicom, że skonsumowali swój związek wcześniej niż powinni. Ojciec Alexandry początkowo był zły, ale ostatecznie zaakceptował to, że niedługo zostanie dziadkiem. Lacey’owie byli tą wiadomością dosyć zaskoczeni, ale ucieszyli się prawie od razu. Alexandra nie chciała ich okłamywać, bo wiedziała, że prawda w końcu wyjdzie na jaw, ale Will się uparł. Wtedy jeszcze nie wiedział o decyzji, którą podjęła. Po wielu przemyśleniach doszła do wniosku, że nie może zabronić Thomasowi widywania się z jego dzieckiem, choć prawnie ojcem dziecka będzie William. Wiedziała, że gdy jej mąż się o tym dowie, to nie będzie zadowolony, ale wmówiła sobie, że do porodu jakoś spokojnie mu to przekaże. Kiedyś jej to wybaczy. Taką przynajmniej miała nadzieję.
    W drodze do Ravens zastanawiała się, czy podjęła słuszną decyzję. Obawiała się, że nie będzie w stanie spotkać się z Thomasem i mu o tym powiedzieć, ale musiała to zrobić. W końcu to on był ojcem jej dziecka.
    Było późne popołudnie, gdy w końcu się odważyła i stanęła przed jego gabinetem. Niepewnie zapukała i gdy usłyszała „proszę”, otworzyła drzwi i weszła do środka. Nie była już tylko lekko zaokrąglona, ciąża była widoczna doskonale i wiedział już o niech chyba cały zamek.
    - Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam z tobą porozmawiać. Jeżeli nie masz teraz czasu, to może przyjdę później, albo innego dnia.. – nie potrafiła spojrzeć na niego, więc wpatrywała się w jakiś punkt na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
  153. Każdy list, który od niego otrzymała czytała wiele razy, przez co znała je już prawie na pamięć. Dlaczego nie odpisała? Odpisywała, ale nie była w stanie ich wysłać, wiec każdy kolejny lądował w palenisku. Właśnie teraz przypomniała sobie o listach, które ukryła w swoich kufrach, do których William na pewno nie zajrzy. Nie chciała go oszukiwać, po prostu wiedziała, że znów zostałby przez nią zraniony. Był jej przyjacielem, osobą która poświęciła dla niej i jej dziecka szansę na małżeństwo z kimś innym, z kobietą która nie spodziewałaby się dzieciątka innego mężczyzny.
    Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy usłyszała jego głos. Dopiero wtedy zdołała na niego spojrzeć. Był tym samym Thomasem Kastloy’em, w którym się zakochała, ale jednak coś się w nim zmieniło..
    - To jest coś ważnego, to znaczy.. nie wiem czy nadal jest to dla ciebie ważne. Minęło tyle czasu i - zapewne już zdążyłeś zakochać się w swojej żonie - mogłeś o tym zapomnieć i przestało to być dla ciebie ważne. Czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze. Dziecko chyba też. - Zaśmiała się cicho, wskazując na swój brzuch - jak widzisz jestem coraz większa, a niedługo zapewne przestanę mieścić się w drzwiach. Wszyscy uważają, że to będzie chłopiec, damy dworu od przyjazdu do stolicy zasypują mnie różnymi imionami. Wybacz, niepotrzebnie się rozgadałam zajmując twój czas. Powiem to, po co przyszłam i już więcej mnie tu nie zobaczysz, obiecuję. - Przestąpiła z nogi na nogę i zagryzła dolną wargę - choć wcześniej się zarzekałam, że nie pozwolę ci na kontakty z dzieckiem, to.. zmieniłam zdanie. Jeżeli oczywiście nadal będziesz tego chciał, to będziesz zmógł się z nim widywać. Zawsze, bez względu na mnie, czy Williama.

    OdpowiedzUsuń
  154. Rankiem miała jeszcze wątpliwości, ale teraz wie, że podjęła dobrą decyzję. Jeżeli tego chciał, to nie mogła zabraniać mu kontaktu z dzieckiem. W końcu to było ich dziecko, a nie jej i Willa. Obawiała się trochę tego, co będzie po narodzinach, gdy prawda wyjdzie na jaw, bo na pewno wyjdzie. Wizyt Thomasa nie będzie można uzasadnić w żaden inny sensowny sposób.
    - Thomasie, William jest dobrym człowiekiem. Poświęcił dla mnie swoje szczęście i postanowił zostać moim mężem, choć wiedział że moje serce należy do innego. Będzie mu ciężko pogodzić się z twoimi wizytami, ale masz prawo do widywania się ze swoim dzieckiem. – Spuściła wzrok i westchnęła – Will uparł się żeby nie mówić im prawdy. Przynajmniej na razie. Jak długo się da chce utrzymywać, że to maleństwo jest jego dzieckiem. Gdy wszystko wyjdzie na jaw mój ojciec mnie znienawidzi, zapewne tak samo jak rodzice Willa, ale nie możemy tego przed nimi ukrywać do końca życia. Słyszałam o waszym zamku na wschodzie, damy dworu nadal lubią zajmować się życiem innych ludzi. – Bez zastanowienia podeszła do ściany z projektami i stanęła obok niego. – Najprawdopodobniej do porodu będziemy mieszkać na zamku. Mieliśmy zamieszkać w dworku Lacey’ów, który należy teraz do Williama, ale mieszkają tam jego rodzice i od niedawna również brat, którego dom spłonął w pożarze. Ja w posagu wniosłam mój rodzinny dworek, ale tam mieszka mój ojciec, ciotka i kuzyn. Nie zamierzam ich teraz pozbawiać domu, a nie chcę mieszkać z ojcem. Po porodzie najprawdopodobniej zamieszkamy w dworku wuja Willa, który znajduje się niedaleko pałacu. Niecały dzień drogi. Nie musisz martwić się o to, że znikniemy bez wieści, zawsze będę cię informować, gdzie jest moje.. nasze dziecko. – Uśmiechnęła się, uważniej przyglądając projektom - one wszystkie są twojego autorstwa? Są dobre, naprawdę dobre. I teraz chyba nie musisz przejmować się rozrzutnością, jesteś lordem. Już teraz nikt nie może zarzucić ci, że jesteś tylko bękartem. – Zawahała się, ale po chwili niepewnie zadała pytanie: - Jeżeli mógłbyś.. to jak nazwałbyś nasze dziecko?

    OdpowiedzUsuń
  155. Sama do końca nie była pewna, w jakim celu go o to zapytała. Chyba zwyczajnie chciała wiedzieć, jakie imię dostałoby jej dziecko, gdyby nie było bękartem, tylko pierworodnym dzieckiem, prawowitym dziedzicem Thomasa.
    - Wydaje mi się, że twoja żona nie byłaby zadowolona, gdybyś przekazał to wszystko mojemu dziecku. Z resztą.. nie zależy mi na ziemiach, czy jakiś kosztownościach. Jemu bądź jej również nie będzie zależało. Mam nadzieję, że nie pomyślałeś, iż zdecydowałam się na to byś miał kontakt z dzieckiem, tylko ze względu na jakieś dobra materialne. - Oderwała wzrok od projektów i spojrzała na niego. - Ja.. niczego od ciebie nie chcę i niczego nie oczekuję. Tak naprawdę to dostałam już od ciebie to, co jest najpiękniejsze. - Położyła dłoń na brzuchu, a jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech, gdy poczuła najpierw delikatne ruchy, a potem kopnięcie - on się ze mną zgadza. Początkowo byłam na ciebie wściekła, bo oddałam ci wszystko, co miałam najcenniejsze, ale potem zrozumiałam, że sama też zawiniłam. Chciałam cię nienawidzić, ale nie potrafiłam i chyba niby nie będę potrafić. Dlatego chciałabym żebyś był ojcem dla mojego dziecka. Oddałam ci moje serce nie bez powodu. Rosalie jest prawdziwą szczęściarą, ale i ty jesteś szczęściarzem. Masz dobrą i piękną żonę, jesteście razem szczęśliwi. Kochasz ją, widzę to. Będziecie mieszkać w pięknym zamku aż do końca swoich dni. Te szkice są cudowne - uniosła dłoń i wskazała po kolei na wszystkie rysunki, a na końcu na bramę wjazdową i aleję drzew, która zrobiła na niej największe wrażenie. - Będziecie mieć gromadkę dzieci, a później wnuków. Dlatego wydaje mi się, że to wszystko powinieneś przekazać swemu pierwszemu dziecku, które urodzi ci Rosalie. Nie chcę żeby moje dziecko zabrało coś, co należy się jej dzieciom, pamiętaj o tym. Chyba powinnam już pójść, żebym nie powiedziała czegoś, czego potem będę żałować.

    OdpowiedzUsuń
  156. Nigdy nie wróciłaby do domu, gdyby nie zmusiła jej do tego sytuacja. List o ciężkim stanie bardzo nią wstrząsnął. Lady Emmaline była najmądrzejszą, najłagodniejsza i najwspanialsza osobą, jaką Rosalie kiedykolwiek znała, a przy tym troskliwą i kochającą matką, z którą dziewczyna od dziecka była bardzo zżyta. Nie wybaczyłaby sobie, gdy nie pojechała chociażby pożegnać się z matką, jeśli nie byłaby w stanie już pomóc. Nie mogła czekać na powrót męża, aby prosić go o pozwolenie czy towarzyszenie w podróży. Po prostu się spakowała i wyjechała, nie napisawszy nawet listu. Spieszyła się.
    Kiedy powiedziano jej, że Thomas czeka przed zamkiem, nie uwierzyła. Dopiero kiedy wyjrzała przez okna, zrozumiała, że jej mąż naprawdę do niej przyjechał. Cofnęła się pospiesznie od okna, chowając się za zasłonami. Nie mogła pozwolić na to, aby Thomas ujrzał ją w takim stanie. Wściekłby się. Właśnie dlatego czekała z powrotem do domu. Rany i siniaki musiały się zagoić przed spotkaniem z mężem.
    Wyszła do niego jedna ze służących Rosalie i ukłoniła się.
    - Lady Rosalie jest chora i bardzo źle się czuje. Prosiła, aby jej nie przeszkadzać - powiedziała młoda dziewczyna, nie wiedząc, że wypowiadane przez nią słowa to jedno wielkie kłamstwo. - Matka pańskiej żony jednak, lady Emmaline, pragnie cię poznać, lordzie.
    Zaprowadziła go do komnat lady Emmaline. Nie były duże i właściwie bardzo skromne jak na bogatą lady. Kobieta leżała w łóżku przykryta pierzyną i skórą niedźwiedzią. Była bardzo ładna i podobna do córki. Miały identyczne oczy. Nie mniej jednak widać było, że od lat zmaga się z chorobą - była bardzo szczupła i miała cienie pod oczami.
    - Lordzie Thomasie - uśmiechnęła się do niego. - Miło mi, że wreszcie mogę cię poznać. Mam nadzieję, że wybaczysz mi nieobecność na twoim ślubie z moją córką. Niestety, moje zdrowie nie pozwoliło mi na tak daleką podróż.
    Nawet jej głos był bardzo słaby, cichy i drżący. Uśmiechała się jednak, patrząc na niego uważnie.

    OdpowiedzUsuń
  157. Mylił się. Emmaline wiedziała o wszystkim, gdyż to w niej jej córka miała jedyną przyjaciółkę i to w jej ramionach wypłakiwała oczy, opowiadając jej o wszystkim. Wiedziała, że nie zrazi tym matki do Thomasa. Lady Grant była zbyt mądra, aby ocenić go po jednym błędzie, choć naprawdę nie umiała mu wybaczyć do końca faktu, że tak skrzywdził jej ukochaną córeczkę.
    Zapadła cisza. Kobieta przyglądała się mu uważnie, od czasu do czasu skinąwszy lekko głową. W jej oczach było coś takiego… jak gdyby była w stanie zlustrować na wylot duszą człowieka, dostrzec każdą jego myśl, każdą tęsknotę, każdy błąd i zrozumieć jego czyny lepiej niż on sam. Może właśnie dlatego jej mąż tak bardzo ją znienawidził?
    - Każdy popełnia błędy, Thomasie - powiedziała nagle. - Najważniejsze, aby nie popełniać ich dwa razy, umieć je naprawić i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. Mam nadzieję, że ty to potrafisz i moja córka będzie z tobą szczęśliwa.
    Nie chciała go tym zakłopotać czy poniżyć. Chciała jedynie, aby zdawał sobie sprawę z tego, że on wie naprawdę wiele o tym, co łączyło jego i jej córkę, oraz o tym, co, niestety, ich podzieliło. Nie lubiła nieścisłości w relacjach.
    - Nie musisz mi się tłumaczyć - dodała, widząc, że otwiera usta. - Tłumaczenia są przeznaczone dla Rosalie, nie dla mnie. Moja córka bardzo cię kocha, nawet pomimo tego, że bardzo ją skrzywdziłeś. Mam nadzieję, że wiesz o tym i to docenisz. Dostałeś mój największy skarb i chcę, żebyś o niego dbał tak, jak ja dbałam przez lata.

    OdpowiedzUsuń
  158. Patrzyła na niego uważnie. Uwierzyła w to, że mimo wszystko zależy mu na Rosalie, że ją kocha i że zrobi wszystko, aby jej córka była szczęśliwa. Nie musiał jej do tego dłużej przekonywać. Widziała to wszystko w jego oczach. Oczy nigdy nie kłamią.
    Westchnęła ciężko i przymknęła na krótką chwilę oczy. To przez męża nie chodziła. Zrzucił ją ze schodów w pijackim szale, kiedy była ciężarna. Właśnie dlatego Rosalie urodziła się o niemal miesiąc wcześniej niż zapowiadał medyk. Na szczęście, dziecku nic się nie stało, ale Emmaline… nigdy więcej już nie wstała o własnych siłach. To wtedy coś w niej pękło i przestała tłumaczyć i usprawiedliwiać męża, a kiedy ten zaczął bić i jej dzieci, znienawidziła go z całego serca.
    - Tak, pobił ją - powiedziała cicho. - Nie wiem, na ile to jest poważne, ponieważ nie chciała do mnie przyjść. Wiem o wszystkim od służby. Pewnie nie chciała mnie martwić, ale… mój mąż, kiedy wpadnie w szał, potrafi zabić, o czym, niestety, miałam okazję się przekonać. Jest wtedy nieobliczalny. Martwię się o nią…
    Głos jej zadrżał. Zacisnęła wątłe, kościste dłonie w pięści i odetchnęła, starając się uspokoić. Spojrzała na niego uważnie, a w jej oczach widniał szczery smutek i ból. Naprawdę kochała dzieci i nienawidziła samą siebie za to, że nie umie ich obronić.
    - Idź do niej, Thomasie - powiedziała. - Ona cię potrzebuje.

    OdpowiedzUsuń
  159. Nagły potok słów mężczyzny ją zdziwił. Oczywiście nie chciałaby zamienić się z nim na miejsca, nie lubiła mówić zbyt wiele. Poza tym słuchanie wychodziło jej o wiele lepiej. Jednak tym razem jego słowa dotyczyły jej.. jej imienia, jej osoby, a potem ogólnikowo. Zwracać na siebie uwagę ludzi? Płci przeciwnej?
    Z jej ust wydobyło się ciche prychnięcie. Chciałaby zrobić to głośniej, ale zdawała sobie sprawę, że są już niedaleko polany, a wolała kolejnej zwierzyny nie stracić przez - tym razem już jej własny - błąd.
    - Oczywiście, co innego mógłbyś powiedzieć, książę w lśniących szatach... - mruknęła, zdejmując z ramienia łuk i wyjmując jedną strzałę. - Być adorowaną i wspominaną przez lata? Jeśli mieliby o nie gadać w mieście przez lata, żem czarownicą-morderczynią, to chyba wolałabym powiesić się na suchej gałęzi w głębi lasu.
    Tak przecież na nią wołają. Czarownica, ze względu na kolor włosów i morderczyni, bo taka nie przyjemna.
    Zamilkła w końcu i ruszyła za bogatym człowiekiem. Kiedy dotarli do drzew, założyła na łuk strzałę i naciągnęła cięciwę. Stwierdziwszy, że jest to najlepszy moment, w pewnym momencie strzeliła celnie i jak radził wcześniej Thomas, chwyciła za drugą strzałę, którą szybko ponownie wystrzeliła, trafiając w inną sarnę. Ta jednak, zamiast upaść w śnieg, czego oczekiwałaby Brave - zaczęła uciekać razem z pozostałymi.

    Brave

    OdpowiedzUsuń
  160. Stała pod drzwiami. Słyszała, jego krzyki i z trudem powstrzymywała łzy. Naprawdę chciała, aby… aby był teraz przy niej. Niczego nie pragnęła tak bardzo, jak wtulenia się w niego i poczucia, że jest bezpieczna, że nikt więcej jej nie skrzywdzi.
    Jako że nadal była w koszuli nocnej, która odsłaniała jej posiniaczone ramiona, zarzuciła na siebie szlafrok i zerknęła w stronę lustra. Naprawdę nie wyglądała dobrze. Ciemne włosy miała rozpuszczone, opadały falami na jej ramiona, jednak twarz… jedno oko miała podbite, a siniak przybrał fioletowy odcień tak jak ten nad lewą brwią. Jedną z warg miała rozciętą i opuchniętą. Rozcięcia pojawiły się też na jednym z policzków, a niewielka rana po tym, jak padła, uderzając o stół, widniała również na jej skroni.
    Przełknęła ślinę i skinęła dłonią na służącą, aby wpuściła jej męża do środka. Bała się jego reakcji, ale skoro przyjechał… nie mogła tego uniknąć. Odwróciła się plecami do drzwi i podeszła do okna. Spojrzała tęsknie w kierunku drogi, która wiodła do zamku. Teraz tam był jej dom i dopiero, gdy tu przyjechała, zrozumiałą to.
    Przymknęła lekko oczy i znów przed oczami stanęła jej wściekła twarz pijanego ojca. Już nawet nie pamiętała, czym tak bardzo go zdenerwowała, że mężczyzna ją uderzył ten pierwszy raz. Być może, gdyby mu nie powiedziała, że pożałuje tego dziś nie wyglądałaby tak, jak wygląda. Ale powiedziała to i… nie żałowała.
    Usłyszała, że otwierają się drzwi. Spuściła wzrok, zaciskając dłonie na materiale miękkiego szlafroka.
    - Zostawcie nas samych - zwróciła się do służby, nie odwracając się jednak w stronę męża.

    OdpowiedzUsuń
  161. Coś w niej pękło, kiedy ją objął i przytulił. I choć do tej pory wmawiała sobie, że łzy i płacz w niczym jej nie pomogą, teraz nie umiała nad tym zapanować. Ostatnimi czasy wyjątkowo dużo płakała.
    Odwróciła się w przeciągu ułamka sekundy i wtuliła się w niego mocno, obejmując go za szyję. Wtuliła twarz w jego koszulę, mocząc ją łzami i brudząc krwią. Rana na wardze wciąż pękała, nie chcąc się zagoić. Drżała lekko na całym ciele, szlochając żałośnie. W tej chwili bardziej przypominała małą dziewczynkę niż dorosłą, zamężną kobietę.
    - Tęskniłam… - wyszeptała jedynie, starając się jakoś uspokoić, choć to wcale nie było takie łatwe.
    W jego ramionach nareszcie czuła się bezpieczna. Dopiero teraz schodziły z niej wszystkie emocje nagromadzone w przeciągu paru ostatnich dni - stres, strach, smutek, rozgoryczenie, czyli wszystko to, co towarzyszyło jej przez większość dzieciństwa, gdy wracała do domu po całym dniu beztroskich zabaw na łąkach i w lasach.
    - Ojciec wyjechał na parę dni… możemy jechać jutro, nawet pojutrze, tylko… tylko już nigdy nie zostawiaj mnie samej - wyszeptała.
    Nadal mocno się do niego tuliła, nie chcąc się odsunąć, aby nie zobaczył jej twarzy. Nie chciała go dodatkowo martwić, choć wiedziała, że to i tak będzie nieuniknione.

    OdpowiedzUsuń
  162. To było bardzo egoistyczne z jej strony i teraz to zrozumiała. Przecież Thomas nie raz opowiadał jej o tym, że dowodzenie oddziałami to jego marzenie i że teraz po części się spełnia, dając mu naprawdę szczęście. Nie mogła go trzymać przy sobie tylko dlatego, że sama nie umiała sobie radzić.
    - Nie… nie możesz… po prostu… głupio zrobiłam, że nie czekałam z tym wyjazdem na ciebie. Gdybyś tu był, nic takiego by się nie stało - powiedziała cicho, teraz naprawdę żałując tego, że wyjechała ze stolicy w takim pośpiechu.
    Odsunęła się od niego w końcu. Przez chwilę stała ze spuszczoną głową, zasłaniając twarz włosami, ale w końcu uniosła wzrok i spojrzała na niego niepewnie. Naprawdę to wszystko wyglądało tragicznie, ale… nie było groźne.
    - To… to nic takiego - wydukała niepewnie. - Medyk już to widział.
    Nie skłamała. Służba, widząc zalewając się krwią młodą lady, od razu wezwała do niej medyka. Dostała napar przeciwbólowy, a wszystkie rany zostały należycie opatrzone. Nie było to nic poważnego i naprawdę nic jej nie zagrażało, ale sporo się wycierpiała, no i… potrzeba było trochę czasu, aby rany i siniaki się zagoiły i zniknęły.
    - Cieszę się, ze przyjechałeś - dodała cicho, a potem wspięła się na palce i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.

    OdpowiedzUsuń
  163. Uśmiechnęła się nikle, gdy ją całował. Tak bardzo jej tego brakowało przez te ostatnie parę dni… naprawdę lubiła, gdy ją całował i choć nie miała wielkiego doświadczenia w tej dziedzinie, nie sądziła, aby ktokolwiek robił to lepiej niż Thomas. Zawsze był taki… delikatny i czuły. To się jej podobało najbardziej. Nie był natarczywy czy nachalny, tylko właśnie delikatny, o co nigdy by nie posądziła żadnego żołnierza.
    - Nie wiem - powiedziała, podając mu dłoń i idą w stronę szezlongu ustawionego koło kominka. - Wyjechałam dwa dni po tobie, tego samego dnia, kiedy dostałam list. Działałam bardzo impulsywnie i… nawet tego za dobrze nie przemyślałam.
    Teraz żałowała, że wyjechała tak szybko, zwłaszcza, że w liście było zdecydowanie więcej dramatyzmu niż prawdy. Owszem, jej matka czuła się gorzej przez ostatnie parę dni, ale nie na tyle, aby była potrzeba wzywania Rosalie ze stolicy. Nie mniej jednak spotkanie z matką bardzo ją ucieszyło. Po tym wszystkim, co przeżyła na zamku, wtulenie się w matkę było wręcz zbawienne. Dopiero tutaj odzyskała spokój ducha. Przynajmniej do czasu…
    - Chciałam wrócić już cztery dni temu. Wtedy byłabym w zamku przed tobą, ale… - urwała.
    Mówienie o pijackich wyczynach ojca było dla niej nadal trudne, a przecież Thomas doskonale znał zakończenie tej historii. Usiedli na szezlongu, a ona oparła głowę o jego ramię i przymknęła oczy. Pogłaskała go po dłoni.
    - Powinniśmy pomyśleć o tym, żebym… nie zostawała sama - powiedziała niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
  164. Mimowolnie się zaśmiała, słuchając go. Miała wrażenie, że jej iluzja jest dostatecznie jasna, ale najwyraźniej zmęczenie Thomasa robiło swoje. Wstała z szezlongu i ruszyła w stronę swojego łóżka, które teraz było zasłonięte kotarami z prostego względu - służące nie zdążyły go jeszcze zasłać.
    - Chodź, położymy się. Ja też miałam kiepską noc - przyznała szczerze, zsuwając szlafrok.
    Jej ramiona również były nieco posiniaczone, ale wyglądały dużo lepiej niż twarz. Równie dobrze takie sińce mogła mieć po zwykłym mocniejszym ściśnięciu i mógł jej je zrobić każdy. Świadomość jednak, że pojawiły się na jej ciele za sprawą pijanego ojca sprawiała, że wyglądały jakoś gorzej i bardziej bolały.
    Odsłoniła kotary, otaczające łóżko i sama wygładziła poduszki oraz ciepłą, grubą pierzynę. Posłanie wręcz zachęcało do snu, nęcąc obietnicą spokoju i odpoczynku. Po bezsennej nocy i Rosalie miała na to ochotę, a fakt, że Thomas miał być tuż obok wystarczała, aby mogła spać spokojnie.
    - Ach, no i… ja kompletnie nie to miała na myśli, kiedy mówiłam, że nie chcę zostawać sama - dodała, siadając na łóżku i nakrywając nogi ciepłą pierzyną.
    Pokiwała lekko dłonią w jego kierunku, dając mu do zrozumienia, aby do niej dołączył. Przecież widziała, że jest bardzo zmęczony i miała wyrzuty sumienia, że to z jej powodu nie odpoczął, tylko kolejne dwa dni spędził w drodze.
    - No chodź - powiedziała w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  165. Obudziła się dużo wcześniej. Mimo tego, że spała z przerwami, to jednak całą noc spędziła w łóżku i teraz wcale nie była bardzo śpiąca. Nie mniej jednak drzemka dobrze jej zrobiła i dopiero teraz Rosalie czuła się w pełni wypoczęta.
    Pocałowała go delikatnie, kiedy tylko otworzył oczy.
    - Dzień dobry - uśmiechnęła się. - A właściwie dobry wieczór…
    Ona zawsze marzyła o dziecku, a właściwie o dużej, szczęśliwej rodzinie. Już jako mała dziewczynka zapytana o to, kim będzie jak dorośnie, bez namysłu odpowiadała, że będzie mamą. Wszyscy się śmiali i kiwali tylko głowami nad takimi wyznaniami pięciolatki, która przecież nic nie wiedziała o macierzyństwie. Teraz jednak Rosalie miała szesnaście lat i wiedziała o życiu dużo więcej niż wtedy, a jednak zdania nie zmieniła. Nadal pragnęła dziecka. Nie bała się ani ciąży, ani porodu. To nie miało żadnego znaczenia.
    Dostrzegła to, że na krótką chwilę się zawahał i od razu w jej głowie zjawiły się wątpliwości. Czyżby Thomas nie marzył o powiększeniu rodziny, o dzieciach…? Zawahała się i delikatnie dotknęła jego dłoni.
    - Skoro ja tego pragnę? - zapytała, patrząc na niego uważnie. - Nie chcesz dzieci…?
    W jej głosie można było wyzuć nutkę zawodu i smutku. Być może jednak nie byli tak zgodni, jak się jej wydawało. W końcu Thomas był żołnierzem i dużo czasu spędzał poza domem, więc wcale nie musiał pragnąć domu pełnego roześmianych dzieci, a wręcz przeciwnie - ciszy i spokoju, gdy wraca z wojennych wypraw.
    - Nigdy nie marzyłeś o dzieciach? - ponowiła pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  166. Uśmiechnęła się nieco smutno. Nigdy nie myślała o tym w ten sposób. Nie zaprzątała sobie głowy ryzykiem, jakie niósł ze sobą poród i macierzyństwo. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że ona lub dziecko mogliby nie przeżyć porodu, a w najgorszym wypadku… oboje.
    Przytuliła się do niego, przymykając delikatnie oczy. Pierwszy raz nazwał ją kochaniem i powiedział, że ją kocha. Nie umiałby zrozumieć, co się w tej chwili z nią działo, a ona nie umiałaby o tym opowiedzieć. Nigdy jeszcze nie czuła czegoś takiego. Wtuliła się w niego mocno, rozkoszując się tymi słowami tak długo, jak tylko mogła. Nawet nie miał pojęcia, jak długo czekała, aby to wreszcie usłyszeć.
    - Tyle kobiet przeżywa poród, dzieci rodzą się zdrowe… na pewno i mi nic nie będzie - powiedziała spokojnie, unosząc delikatnie głowę i patrząc mu uważnie w oczy.
    - Wiem, że się martwisz - dodała cicho, głaszcząc go delikatnie po klatce piersiowej. - Ale… nie możemy od razu zakładać, że wszystko będzie źle. Nawet nie chcę o tym myśleć. Wszystko będzie dobrze… sam zobaczysz.
    Naprawdę chciała w to wierzyć, choć wiedziała, że teraz nie będzie umiała już zapomnieć o tych czarnych scenariuszach. Wiedziała, że teraz już cały czas będzie się bała, ale… nie miała zamiaru zrezygnować z macierzyństwa. Za bardzo tego pragnęła.

    OdpowiedzUsuń
  167. Uspokoiła się, wiedząc, że Thomas również pragnie dziecka i to niemal tak samo jak ona. Dziwnie by się czuła, gdyby naciskała na potomka, wiedząc, że jej mąż nie pochwala tego pomysłu. Teraz mogła być spokojna.
    - I tak się wstrzymamy aż siniaki nie znikną - powiedziała krótko.
    Nie chciała mu tego mówić, ale gdy ją przytulał, posiniaczone ramiona zaczynały boleć, a pęknięta warga sprawiała, że nawet pocałunki traciły nieco ze swojego uroku. Nie mogłaby w takim stanie z nim współżyć. Nie byłoby to dobre ani dla niego, ani, tym bardziej, dla niej.
    Pocałowała go delikatnie w kącik ust i odsunęła się od niego, po czym wstała z łóżka. Nie zakładała szlafroka. Thomas i tak wiedział o jej siniakach, a w komnacie było przyjemnie ciepło, gdyż służba cały czas pilnowała, aby ogień na kominku nie zgasł. Rosalie przez krótką chwilę rozważała, aby odsłonić okna, ale kiedy uchyliła jedną z kotar i zobaczyła pierwsze gwiazdy i zarys księżyca na blado-grantowym niebie, zrezygnowała.
    - Zaraz każę służbie coś przynieść… mamy naprawdę świetnego kucharza. Moim zdaniem jest nawet lepszy niż ten na zamku - uśmiechnęła się, po czym ruszyła do drzwi.
    Służba już chwilę później przyniosła do komnaty młodej lady tace pełne najróżniejszego, choć lekkostrawnego jedzenia. W końcu nadchodziła noc i ciężkie, tłuste potrawy mogły tylko zaszkodzić młodemu małżeństwu.

    OdpowiedzUsuń
  168. Ona, jak zwykle zresztą, jadła niewiele. Jednak była na tyle drobna i szczupła, że przecież wcale nie potrzebowała dużo jedzenia, aby normalnie funkcjonować. Najadła się jednak, popijając wszystko swoim ulubionym sokiem jabłkowym. Była więc syta i znów zrobiło się jej przyjemnie ciepło i spokojnie. Uśmiechnęła się lekko.
    - Oczywiście, że nie. Abigail, przygotujcie, proszę, kąpiel do mojego męża - zwróciła się do jednej ze służek, która sprzątała talerze z zastawionego stołu.
    Rosalie miała w sobie coś takiego, co nigdy nie pozwalało jej wydawać rozkazów. Zawsze dodawała do swych poleceń uprzejme ,,proszę'' i ciepły uśmiech, przez co służba naprawdę ją lubiła i szanowała. Nie nazywano jej nawet lady, lecz panienką, co wydawało się jej zabawne, zwłaszcza, że była już mężatką, jednak nigdy nie poprawiała swoich służących. Jej to naprawdę nie przeszkadzało.
    - Myślę, że znajdę jakieś ubrania u Emila, choć nie wiem, czy nie będą na ciebie za małe - powiedziała po chwili wahania, lustrując go uważnie spojrzeniem.
    Jej starszy brat, Emil, spędzał całe dnie w swoim gabinecie, niewiele mając więc wspólnego z ruchem i pracą fizyczną, a co za tym szło, rzecz jasna, był dużo bardziej wątły i szczupły niż jej mąż, więc nie sądziła, aby ubrania na niego pasowały.
    - A twoje ubrania już kazałam zabrać służbie do prania. Nie obraź się, ale nie pachniały najlepiej - uśmiechnęła się zupełnie niewinnie, dolewając sobie soku do pucharu.

    OdpowiedzUsuń
  169. Cóż, jej ojciec i Emil nie byli jedynymi mężczyznami na dworze i chyba nawet wiedziała, do kogo powinna się zwrócić z prośbą o pożyczenie ubrań. Może i nie miała ochoty na tę wizytę, ale… chyba wreszcie powinna się z tym zmierzyć i przestać kłaść uszy po sobie.
    - Idź sam, ja poszukam dla ciebie ubrań - powiedziała i wstała z miejsca.
    Pocałowała go delikatnie, a kiedy tylko wyszedł ubrała się w jedną z wygodniejszych sukni, jakie miała. Była z delikatnego, błękitnego materiału, jednak dekolt, rękawy i dół sukni zrobione były z ciemnoniebieskiego materiału wyszywanego w złote, piękne róże. Suknia była już nieco zużyta i nie należała do najnowszych, jednak Rosalie bardzo ją lubiła i czuła się w niej wyjątkowo swobodnie. Potargane włosy podpięła delikatnie z tyłu klamrą i wyszła z komnat.
    Po ubrania udała się do ogrodnika, a właściwie do jego syna, Daniela. Chłopak swego czasu był jej bardzo bliski, jednak teraz… nic ich już nie łączyło i zdała sobie sprawę z tego dopiero, kiedy zaczęła z nim rozmowę. Byli przyjaciółmi i na tym wszystko się skończyło. Nie wiedziała, dlaczego tak się denerwowała konfrontacją. Przecież zawsze lubiła rodzinę ogrodnika i czuła się w ich chatce na tyłach ogrodu wyjątkowo swobodnie. Ubrania, rzecz jasna, dostała bez zbędnych pytań.
    Wróciła do Thomasa, niosąc czyste, świeże ubrania. Weszła do łaźni i położyła je na niewielkiej szafeczce, stojącej w rogu małej izby, w której, niestety, nie było ani jednego okna. Paliło się więc tu sporo świec, a jednak i tak panował przyjemny półmrok, cisza i spokój.
    - Powinny być dobre - oświadczyła, układając czystą koszulę i spodnie na meblu.

    OdpowiedzUsuń
  170. Uśmiechnęła się lekko i zerknęła na swoją suknię. Faktycznie, w paru miejscach widać było delikatne przetarcia, a w innych kolor wyblakł i widniały tam jaśniejsze plamy. Suknia właściwie nie nadawała się już do noszenia, a jednak Rosalie nie umiałaby się jej pozbyć. Za bardzo ją lubiła.
    - Tak, chyba zamówię nową… najlepiej z takiego samego materiału. Jest bardzo wygodna - powiedziała szczerze, wzruszając lekko ramionami.
    Rosalie, choć przecież była kobietą i to wysoko urodzoną, czasem zapominała o tym, jak ważny jest wygląd, zwłaszcza w świecie, w którym żyła. Zdarzało się jej ubrać znoszoną suknię, czy podpiąć byle jak włosy, czasem rezygnowała z makijażu i z całą pewnością nie podążała za najnowszymi modami. Nigdy nie sprawiało jej to radości.
    Spojrzała na niego uważnie. Wcześniej nie zwróciła uwagi na ilość blizn na jego ciele. Cóż… w gospodzie miała myśli zajęte czym innym. Powinna się jednak tego spodziewać, wychodząc za żołnierza, a jednak… ilość blizn naprawdę nią wstrząsnęła.
    - Jeśli jesteś zmęczony, możesz się dalej położyć - powiedziała spokojnie, podchodząc do niego. - Zasłużyłeś na odpoczynek po tylu dniach poza domem.
    Uśmiechnęła się lekko, muskając opuszkami placów jego ramię, a potem stanęła za jego plecami i delikatnie zaczęła masować mu ramiona. Nauczył ją tego medyk, kiedy jej matka cierpiała na bóle stawów w barkach. Rosalie miała wtedy z dziesięć lat, ale była bardzo pojętą uczennica i sporo pamiętała do dnia dzisiejszego.

    OdpowiedzUsuń
  171. Jej nie przeszkadzała ani broda, ani dłuższe włosy, choć, jeśli miała być szczera, jego zarost zabawnie łaskotał ją po twarzy w czasie pocałunków. No i… mimo wszystko wolała, kiedy się golił. Teraz wyglądał na naprawdę dużo starszego od niej.
    Delikatnie zsunęła dłonie z ramion w okolice karku. Nawet masaż w jej wykonaniu był bardzo subtelny i delikatny, ale z całą pewnością odprężający. Po prostu wiedziała, co robiła i to było czuć.
    - Nauczyłam się tego, jak miała z dziesięć lat - powiedziała, uśmiechając się sama do siebie. - Mamę bardzo bolały wtedy ramiona i medyk zalecił masaże, a ja się uparłam, że chcę się nauczyć i… nauczyłam się.
    Przez krótką chwilę panowała cisza. Rosalie sięgnęła po olejki i nalała sobie nieco na dłonie. Dzięki temu masaż naprawdę stawał się dużo przyjemniejszy.
    - Wiesz… sam mi powiedziałeś jakiś czas temu, że miłość nie wybiera i czasem serce potrafi zagłuszyć głos rozsądku - przypomniała mu, choć to nadal był dla niej bolesny temat i wolała go nie poruszać. - Może twój ojciec naprawdę kochał twoją matkę, ale dla dobra swojego, jej i swojej żony zrezygnował z tego romansu? Kto jak kto, ale ty powinieneś to zrozumieć.
    Zamilkła, zaciskając usta w cienką linię. To nadal bolało i nie zniknęło. Robiła wszystko, aby uwierzył, że mu wybaczyła, choć w głębi duszy… wiedziała, że nigdy nie wybaczy.

    OdpowiedzUsuń
  172. - A czy to ważne, Thomasie? - zapytała cicho. - I tak nie uzyskasz odpowiedzi na te pytanie, bez względu na to, jak bardzo będziesz naciskał, więc… nie zawracaj sobie tym głowy, proszę.
    Westchnęła cicho. Thomas miał zdecydowanie tendencję do znajdowania problemów tam, gdzie nikt innych by ich nie zobaczył. Martwiła się, że przez to nigdy nie będzie mógł być do końca spokojny.
    Zaśmiała się mimowolnie, mrużąc przy tym zabawnie oczy. Naprawdę bardzo się starała, aby Thomas mógł się odprężyć i… chyba jej to wychodziło. Sama była zadowolona z tego, że tak dobrze jej poszło.
    - To chyba… poczekaj, zamknę drzwi - odsunęła się od niego, przerywając masaż.
    Tak, chciała powiedzieć, że to nie przystoi, ale potem przypomniała sobie, że przecież są z daleka od zamku, u niej w domu, gdzie wścibska służba nie wtyka nosa w każdy kąt i nie rozsiewa plotek dla zabicia nudy. Tutaj mogli być naprawdę swobodni i nie martwić się o to, co powiedzą inni.
    Wilgotnymi i śliskimi od olejków dłońmi z trudem zakluczyła drzwi, a potem nieudolnie zabrała się za rozpinanie sukni, co, niestety, szło jej bardzo mozolnie. Wytarła dłonie o materiał sukni, ale i to niewiele pomogło. W końcu jednak udało się jej rozwiązać wszystkie tasiemki i poodpinać guziczki. Nie miała gorsetu. Właściwie to nigdy za nimi nie przepadała.
    Odłożyła suknię na stojące w kącie krzesło i powoli zabrała się za zdejmowanie bielizny. Czuła się nieco niezręcznie z myślą, że Thomas przez cały czas zapewne na nią patrzy. Naga odłożyła bieliznę na suknię i pospiesznie przeszła przez niewielką izbę, po czym ostrożnie weszła do dużej wanny, która spokojnie mieściła dwie dorosłe osoby.

    OdpowiedzUsuń
  173. Reakcje jej ciała na jego dotyk wciąż ją zaskakiwały. Nigdy nie sądziła, że nawet najlżejszy dotyk potrafiłby doprowadzić ją do takiego szaleństwa. A może… może chodziło po prostu o to, że to on ją dotykał?
    Oddech jej przyspieszył, serce biło dużo szybciej i głośniej niż do tej pory, a ramiona i dekolt, jako jedynie nie zasłonięte ciepłą wodą, pokryła delikatna gęsia skórka. Przymknęła delikatnie oczy, rozkoszując się jego dotykiem na swoim nagim ciele. Wiedziała, że teraz, kiedy są tak blisko siebie, nie mogli już tego uniknąć. Doskonale wiedziała, jak to wszystko potoczy się dalej i… i nie miała nic przeciwko temu.
    Nawet atmosfera im sprzyjała. W niewielkiej, zamkniętej teraz na klucz izbie było przyjemnie ciepło, niemal duszno, w powietrzu unosił się zapach cytrusowych olejków, a dookoła nich panował przyjemny, drżący półmrok. Byli nadzy, sami i mogli robić, co tylko chcieli. Przez całą noc.
    - Lubię, gdy jesteś tak blisko - szepnęła wprost do jego ucha, muskając je lekko ustami, kiedy tylko się od niej delikatnie odsunął.
    Przysunęła się jeszcze bliżej, wsuwając mu się na kolana. Czuła ciepło, bijące od jego ciała. Zadrżała delikatnie i pocałowała go czule, wplatając palce jednej dłoni w jego mokre włosy. Drugą dłonią odszukała klamrę we własnych włosach i rozpięła ją, pozwalając brązowym lokom opaść miękko na plecy. Spinkę natomiast upuściła gdzieś poza balą, stwierdzając, ze poszuka jej później.

    OdpowiedzUsuń
  174. Owszem, to była baaardzo intensywna noc. Rosalie pod koniec była ledwo żywa i oczy same się jej zamykały, ale chyba jeszcze nigdy nie była aż tak szczęśliwa i spokojna. Wreszcie wszystko wyglądało tak, jak wyglądać powinno. Przespała noc spokojnie, jak nigdy. Kiedy obudziła się nad ranem, mimo wszystko nadal czuła się zmęczona i bolały ją wszystkie mięśnie, ale… ale to było naprawdę przyjemne zmęczenie.
    Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się lekko, widząc, że Thomas już nie śpi. Przetarła oczy dłońmi i spojrzała na niego uważnie.
    - Dzień dobry - powiedziała, ziewając przy tym.
    Zjedli razem śniadanie, a potem Rosalie zaczęła pakować swoje rzeczy i szykować się do drogi. Mimo wszystko potrzebowała na to trochę czasu. W sumie cieszyła się, że Thomas postanowił iść do jej matki, ponieważ jego obecność wyjątkowo skutecznie ją rozpraszała.
    Emmeline dopiero się obudziła. Służąca właśnie rozczesywała jej włosy, a druga minęła się w drzwiach z Thomasem, niosąc tacę pełną jedzenia.
    - Dzień dobry, Thomasie - uśmiechnęła się do zięcia i odprawiła służki skinieniem dłoni.
    Wysłuchała go uważnie, kiwając tylko delikatnie głową. Doskonale go rozumiała i zapewne na jego miejscu postąpiła by tak samo. Emil był dorosłym mężczyzną i sam potrafił o siebie zadbać, nawet mieszkając tutaj, ale Rosalie była drobną i kruchą młodą dziewczyną, która potrzebowała opieki.
    - Zabierz ją stąd jak najdalej gdzieś, gdzie będzie bezpieczna i gdzie nikt jej nie skrzywdzi - powiedziała, ściskając jego dłoń. - I dbaj o nią.

    OdpowiedzUsuń
  175. Zaskoczył ją jego gest. To było coś, czego się nie spodziewała. Jednakże uśmiech na jej twarzy pogłębił się.
    - Bolało, na początku. Było to dla mnie coś nowego, ale teraz jestem do tego przyzwyczajona. Swoim wierceniem potrafi mnie obudzić nawet w nocy - powiedziała ze śmiechem. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła ją pewnie. - Dobrze, że zakochałeś się w Rosalie, bo ona na to zasługuje. I mówię to, mimo tego, że boli mnie to straszliwie, bo dałabym wiele by być na jej miejscu. Wydaje mi się, że ona nie pozwoliłaby ci na zrezygnowanie z armii, bo tam jest twoje miejsce. Ale to twoja decyzja, zrobisz to, co będziesz uważał za słuszne. - Było jej ciężko, naprawdę ciężko o tym mówić, ale wierzyła w słuszność swoich słów. - William jest strasznie porywczy, ale tak jak dobrze powiedziałeś, zależy mu na mnie. To dlatego wtedy przyszedł i cię uderzył. Poprzedniego wieczora opowiedziałam mu o wszystkim i zwyczajnie się wściekł. Zależy mu też na moim dziecku. Wiem, że nie kłamie, bo widzę szczerość w jego oczach za każdym razem, gdy o tym mówi. Opiekuje się nami, najlepiej jak potrafi, choć wiem jak dużo go to czasami kosztuje. Tuż przed naszym ślubem obawiałam się, że po narodzinach dziecka coś w nim pęknie, ale wiem, ze on już je kocha, dlatego jestem spokojna. Mam nadzieję, że kiedyś dojdziecie do porozumienia. Jeżeli zechcesz nas odwiedzać, to będziecie musieli się jakoś dogadać. Thomasie - podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy - czy mogę cię prosić, żeby nasza dzisiejsza rozmowa na razie pozostała w sekrecie? Chcę sama powiedzieć Williamowi o tym, co postanowiłam. - Dopiero uświadomiła sobie, ze przez ten cały czas ściskała jego dłoń. Puściła ją z zakłopotaniem - nie miałam okazji złożyć ci życzeń z okazji zaślubin. Wiem, że trochę na to późno, ale.. życzę wam wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  176. Uśmiechała się delikatnie, słuchając jego słów. Polubiła go naprawdę i wierzyła w to, że będzie dużo lepszym mężem niż jej własny, i że jej córka odnajdzie przy nim szczęście. Czuła to po prostu. temu chłopakowi dobrze patrzyło z oczu i nie umiałaby uwierzyć w to, że celowo skrzywdziłby Rosalie. W końcu… mówił o niej z taką miłością i czułością.
    - Moje dni są policzone, Thomasie, i naprawdę niewiele mi trzeba. Najważniejsze jest dla mnie to, aby moje dzieci były szczęśliwe i bezpieczne, a wiem, że ty dasz radę zapewnić to mojej córce. Nic więcej nie potrzebuję - powiedziała spokojnie i ścisnęła lekko jego dłoń w swoich wychudzonych dłoniach.
    Miała bardzo ciepły i delikatny, przyjemny dotyk. Była jak taka dobra wróżka z bajek, która zawsze służyła radą i była naprawdę bardzo mądra.
    - Nie mniej jednak, dziękuję ci za twoją troskę - dodała, uśmiechając się lekko. - To miłe wiedzieć, że są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy troszczą się o innych i mają dobre serca.
    Spojrzała za okno i westchnęła cicho, przymykając na chwilę oczy. Ostatnimi czasy nawet mówienie ją męczyło i sprawiało ból, ale nikomu o tym nie mówiła. Nawet medykowi. Nie chciała, aby obchodzono się z nią jak z jajkiem.
    - Poproś Rosalie, aby do mnie przyszła. Chcę się z nią pożegnać, a potem wyjeżdżajcie. I to jak najszybciej - powiedziała.

    OdpowiedzUsuń