.

.
Herold obwieszcza:
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .

12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!


Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.

wtorek, 30 czerwca 2015

Często trwal­szy ślad na pias­ku niźli życie pełne blasku.




ULUBIENICA TŁUMU
Floks 
czyli masz pecha, spalmy nasze listy

25 l - Tancerka siedmiu zasłon czyli wędrowna tancerka, śpiewaczka i cyrk wszystko w jednym - Córka rzeźnika - Imię od kwiatu - Talentu zalew - Cień twój i  wszystkich mrocznych zakamarków - Drobna złodziejka od zboczenie zawodowe - Poszukiwani ludzie do trupy artystycznej. - Chęć zemsty - Stara Panna - Ulubienica Tłumu chyba że znikają im sakiewki - Nabożna cześć dla kwiatów - Smutne oczy - Powłoka z porcelany - Chęć zawrócenia szkoda że to niemożliwe - Sprytna, zwinna i łasa na błyskotki


Z porcelany są moje sny.
Z porcelany jest moje życie.
Porcelanową mam duszę
Marzę skrycie o sztylecie, co przebije mi serce gładkim ruchem. 
Bym już nic znosić nie musiała.
Bym już z porcelany nie bywała. 
By ona ze mnie spadła.
Bym znów mięsem armatnim się stała. 
Kimś zwykłym.
Początka mego istnienia nie opiewam w pieśniach. 
Nikt o nim nie wie. Nikt o nim nie śni. Nikt o nim nie śpiewa. 
Imię pechowe. Życie słone. Córka rzeźnika, ale to każdemu umyka. 
Ojca i matkę na zawsze porzuciła. Na ulicę swój dziewczęcy, niewinny łebek wychyliła.
I choć marzyła o życiu z porcelany. To gdy je dostała szybko porzucić je chciała.

Kto na rynku w noc i dzień śpiewa? 
FLOKS!
Kto na rynku dzień i noc tańcuje?
FLOKS!
Kto zabawia ludzi tłumie ? 
FLOKS!
A kto smutne oczy ma tak że aż każdemu jej żal?
FLOKS!

Łatwo było pozbyć się niewinność na karb różnych słabości. 
Do dobrego jadła, ładnych sukienek i drogich zabawek. 
Skuszona nie tylko luksusem lecz i kobiecym wdziękiem jej. 
Tej co ją straciła. 
Tej co ją zdradziła. 
Tej co ją samą zostawiła. 
A tu idzie akcji zwrot w opowieści mej.
Nie jest smutno mi aż tak by z życiem żegnać się. 
Wolę sobie dalej żyć i wasze tajemnice zgłębiać.
Chować się i skradać niczym cień. 
Za tajemnice wymieniać się.
Tworzyć trupę swą co 
Dwie twarze ma.


JAŚMIN INDYJSKIprzywiązanie  LAURzwycięstwo   .SASANKAdaj mi czas


_____________________
Witam ślicznie wszystkich. 
Jaśmin-Laur-Sasanka  to będą zakładki.
Buźka - Emmy Rossum 
Cytat -Jan Izydor Sztaudynger 

there is no charm equal to tenderness of heart


Rosalie Mary Kastloy
szesnastoletnia córka lorda Henry'ego Granta i lady Emmaline Grant


Nigdy nie miała być wielką damą, a już na pewno nie sądziła, że zagości na królewskim dworze. Kiedy jednak ojciec dorobił się fortuny na winnicach, które teraz słyną ze swych wyrobów w całym królestwie, i postarał się o tytuły szlacheckie dla całej swojej rodziny, oczekiwania względem niej zupełnie się zmieniły. Musiała z dnia na dzień dorosnąć, zostawić świat, który tak dobrze znała i stać się osobą, którą nigdy nie była. I nie chciała być. Jej dni, kiedyś pełne śmiechów i zabaw, wypełniły lekcje czytania, pisania, tańczenia, ładnego mówienia i dygania z należytym szacunkiem. Była pojętną uczennicą i szybko zrozumiała, czego się od niej oczekuje. Rezolutna i inteligentna, a przede wszystkim kochająca rodziców, dusiła w sobie wszystko, nie chcąc ich zranić. To zostało jej zresztą do dnia dzisiejszego. Rzadko mówi to, co naprawdę myśli i czuje, zazwyczaj mówiąc po prostu to, co wypada i co rozmówca chciałby usłyszeć. Sprawia wrażenie silnej i zaradnej dziewczyny, jednak to tylko maska. Prawdziwa Rosalie jest wrażliwa, skromna, czuła i przede wszystkim przerażona światem, z którym przyszło się jej zmierzyć w zupełnej samotności. Kieruje się własnymi wartościami i zasadami moralnymi, choć zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest wizerunek i honor rodziny. Właśnie dlatego jest tak ostrożna i czasem sprawia wrażenie niepewnej. Zdecydowanie mądrzejsza i przebieglejsza niż większości się wydaje, jednak nie okrutna czy bezwzględna. Nie umiałaby kogokolwiek skrzywdzić. Nawet gdyby od tego zależało jej życie.




Witam serdecznie! W tytule Jane Austen, a na zdjęciu cudowna Caitlin Stasey. Lubię skomplikowane relacje i wątki pełne zwrotów akcji. Zapraszam do wątków :)

poniedziałek, 29 czerwca 2015

I bet my life on you


Alexandra Leith
17 lat - dama dworu nowej królowej

 Odkąd skończyła dziesięć lat mieszka w Ravens. Jej ojciec przez wiele lat był zarówno powiernikiem, jak i najbardziej oddanym doradcą króla. Matki nie dane jej było poznać, ponieważ ta zmarła dzień po wydaniu na świat córki. Mimo to, Alexandra została obdarzona miłością i opieką, głównie przez swoją ciotkę, z którą mieszkała aż do wyjazdu do stolicy.
 Lord Robert Leith nadal nie potrafi pogodzić się ze śmiercią swojego ukochanego władcy, ale postanowił pozostać na dworze i wspierać młodą królową. Był to jeden z powodów, dla których jego jedyna córka została damą dworu, choć początkowo miała zostać żoną pewnego szlachcica. Ku wielkiemu niezadowoleniu ów szlachcica zaręczyny zostały zerwane, a Alexandra jeszcze przez jakiś czas będzie mogła cieszyć się swoją wolnością. Do czasu, aż ojciec nie zmieni zdania i znajdzie jej kolejnego kandydata na męża. Co zapewne stanie się o wiele szybciej, niż można przypuszczać.
 Lady Alexandra nie lubi dworskiego życia. Nie lubi intryg, szeptów. O wiele bardziej wolałaby mieszkać w rodzinnej posiadłości, z dala od pałacu. Przyrzekła jednak ojcu, że nawet kosztem swojego własnego życia będzie chronić królową Meredith. Jest uparta i zawsze dotrzymuje słowa. Jak na damę dworu zdecydowanie za dużo mówi. Niezwykle łatwo ją zdenerwować. Wiele spaceruje, dzięki czemu zna doskonale większość zamkowych zakamarków. Często gości również w bibliotece.

Adelaide Kane, a w tytule Imagine Dragons. 
Ostatnio nie wychodzi mi pisanie kart, więc przepraszam. 
Zapraszam oczywiście do wątków  i powiązań! :D

"Don't you worry, don't you worry child. See heaven's got a plan for you"

 

Thomas Kastloy


syn króla Augustusa II i dwórki jego żony, Lyanny Kastloy
Lord Wschodniego Nurtu
Mąż Rosalie Grant

"Let me give you some advice, bastard. Never forget what you are. The rest of the world will not. Wear it like armor, and it can never be used to hurt you."


Bękart. Kiedyś traktował to jako obelgę. Już tego nie robi, bo wie, że nie jest gorszy.To, że jego rodzice nie mieli ślubu przecież nie było jego winą, prawda? Nikt nie ma wpływu na to kim się rodzi. Po prostu przyszedł na świat 19 lat temu i na nim jest. Jego matka wyjechała ze stolicy po śmierci króla, obawiając się swojego losu, bowiem nie była zbyt lubiana na dworze. On został, aby służyć swojej przyrodniej siostrze, która zasiadła na tronie. Ojciec zadbał o jego staranne wykształcenie, nie odbiegające niczym od tego, jakie odbierałby jako książę. Zna biegle kilka języków, potrafi tańczyć, grać na lutni, śpiewać, jeździć konno oraz posługiwać się bronią. Jest dowódcą oddziału ciężkiej jazdy w armii Królestwa, ojciec zdążył nadać mu ten tytuł zanim został zamordowany. Nie jest może najlepszym dyplomatą, zazwyczaj mówi od razu co myśli, co nie przysparza mu przyjaciół i zwolenników. Nie potrafi też najlepiej kłamać, jest jednak dość czarujący, kiedy chce. Wiele się już nasłuchał o swoich niesamowitych, niebieskich oczach, które są jego znakiem szczególnym, podobnie jak znamię na prawej ręce. Jest jednak osobą skromną i często ubiera się w dobrej jakości, ale mało zdobione ubrania. Woli samotność, bycie w centrum uwagi, poza wojskiem, nie jest czymś, czego pragnie. Nienawidzi plotek dotyczących jego matki oraz jego samego, bo zazwyczaj są to historię wyssane z palca.  Kiedy nie musi akurat gdzieś wyjeżdżać, często udaje się na długie spacery, czyta stare, opasłe tomiska, o dowolnej tematyce, w bibliotece, albo poluję w lesie z użyciem kuszy i łuku. Jest osobą dość impulsywną, strategię umie układać tylko bitewne. Miał romans z lady Alexandrą Leith, dwórką królowej Meredith. Dziewczyna nosi teraz pod sercem jego bękarta. Nadal bardzo ją kocha i nie wie jak zniesie jej widok na zamkowych korytarzach, ma ogromne wyrzuty sumienia, że ten romans kiedykolwiek zaistniał. Od niedawna jest też żonaty z Rosalie, córką lorda Granta. Para wkrótce przeprowadzi się do swojego niewielkiego, wiejkiego dworku, który dziewczyna wniosła w posagu. Będą tam mieszkać do czasu, aż nie zakończy się odbudowa ich zamku w jego ziemiach, który opustoszał i popadł w ruinę po tym, jak pół wieku temu jego mieszkańcy zmarli wskutek zarazy.


Trochę długo, trochę o niczym.
Pomysłów dużo, mogę zaczynać.
Odpisy najlepiej do 300 słów. 
Narzeczona do przejęcia i nawet poszukiwana.

She's mad, but she's magic. There's no lie in her fire.



Caela Fuego
21 lat
stajenna w dworskiej stajni
słowem - stara panna i koniara

Choć nie daje sobie w kaszę dmuchać to realia nie pozwoliły Caeli na przejęcie zajęcia po ojcu. Stary Fuego, jako nadworny koniuszy, był jednym z najbardziej lubianych służących na dworze. Nie dość, że wzorowo zajmował się dworskimi i królewskimi wierzchowcami, to dodatkowo roztaczał wokół aurę sympatii i ciepła. Może i nie kwalifikował się do osób najbardziej zainteresowanych plotkami, a nawet unikał ich jak ognia, ale wielokrotnie udawało się mu nawiązać nić porozumienia z właścicielami wierzchowców. Matka, w dużej mierze rządziła domem. Potrafiła się targować jak nikt inny, a nawet była na tyle pyskata, by jako nadworna krawcowa, uświadomić którąś z dwórek, że w żółtym jej niekorzystnie.

Caela z ogromnym wdziękiem łączy w sobie powyższe cechy obu rodziców. Nie mogła awansować tak wysoko, by zająć posadę koniuszego, w końcu jest tylko kobietą, ale po śmierci rodziców pozwolono jej pracować przy koniach. Rodzice od lat związani byli z dworem, wielokrotnie ojciec zabierał Caelę do stajni, by nie kręciła się przy matce na zamku, gdy ta robiła przymiarki. Nie była ona jednak pokornym dzieckiem, dzięki czemu zna teraz mnóstwo zakamarków zarówno w zamku, jak i wokół niego. Lubiła wtykać nos w nieswoje sprawy, choć zawsze udawało jej się unikać przykrych konsekwencji.

Na dworze jest dość rozpoznawalna. Konno jeździ po męsku, idzie z wysoko uniesioną głową i uśmiecha się z pewnością siebie, jakiej nie zobaczysz u żadnej dwórki. Umie jednak zachować szacunek dla osób i wartości, które w głębi serca uważa za ważne. Aura, która ją otacza nie wzbudza jednak irytacji (chyba, że wśród dwórek, które uciska rama sukni), ale w dużej mierze sympatię. Caela jest ciepłą osobą, która nienachalnie służy radą, czy pomocą. W gruncie rzeczy nie jest głośna czy ordynarna, chętnie wyciąga rękę i często się uśmiecha, choć jeśli ma coś do powiedzenia, mówi to wprost i wyraźnie. W swojej sympatii i przyjemnym obyciu zachowuje jednak odpowiedni dystans, jakby będąc bardzo blisko, w pewien sposób była nieosiągalna. 



[Witajcie! Zapraszamy do wątków. Caelę na pewno ktoś zna, w końcu od dziecka się tu kręci. Wszystkie chwyty dozwolone: możemy się bić, kochać, nie znosić, tworzyć dramaty, wypadki, kradzieże, mordobicie, romanse przyzwoite i nieprzyzwoite, wycieczki konne, czy podstawianie komuś nogi. Nie spać, zwiedzać!]

Each day is dri­ve through his­to­ry.

Meredith IV
17 lat - królowa

Meredith przemierzała korytarze zamku w samotności i zamyśleniu. Choć na chwilę pozwoliła sobie oderwać się od codziennych obowiązków i różnorodnych spraw, które z dnia na dzień przytłaczały ją coraz bardziej pomimo tego, że otaczała się grupką osób gotową do pomocy. Była wychowywana na królową i doskonale wiedziała, że mimo wszystko musi potrafić radzić sobie sama. Zastanawiając się nad tym, nie trudno było dojść do faktu, iż bycie królową było czymś kompletnie innym niż bycie córką króla. Rozmyślając tak wkoło, przystanęła na chwilę przy oknie, przyglądając się  zadbanemu ogrodowi. Do jej umysłu od razu wkradło się przedostatnie wspomnienie z matką...

Był ciepły wiosenny dzień, ośmioletnia blondynka odziana w turkusową suknię, wolnym krokiem maszerowała obok matki ściskając jej delikatną dłoń i wsłuchując się z zaciekawieniem w opowieści o kwiatach. Meredith choć bardzo młoda doskonale wiedziała co dzieje się z jej matką, ta udawała, że wszystko jest w porządku, ale pomimo starań nie potrafiła ukryć bladego wyrazu twarzy, zmęczonego głosu i braku sił. Blondynka widywała matkę coraz rzadziej, gdyż ta musiała bardzo często udawać się na odpoczynek, jednakże wciąż starała się znajdować dla córki chociażby parę minut. Marissa w pewnej chwili zatrzymała się, a ośmiolatka oczywiście zrobiła to samo.

Dwa dni później matka zmarła. Na samo wspomnienie tych dni w oczach dziewczyny zakręciła się łza. Obiecała matce, że będzie silna i twarda, ale jakoś jej nie wyszło. Co prawda wyrosła na okazałą kobietę, jednak owa twardość i zdecydowanie zagubiły się gdzieś po drodze. Jest delikatna i spokojna, zbytnio pobłażliwa i lekkomyślna. Chciałaby być inną królową i stara się taką udawać, ale niczego w stu procentach nie da się zataić, a w szczególności swojego charakteru. Dlatego też doskonale wie, że musi znaleźć męża, jednakże to też nie przychodzi jej łatwo. Powinna mieć na uwadze głównie dobro królestwa, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiła związać się z kimś kogo wcale nie kocha. Od zawsze była marzycielką, która chodziła z głową w chmurach i po części zostało jej to do dzisiaj, tak też nie może przestać szukać tego idealnego, który może się nigdy nie pojawić. Doskonale też wie, że na jej tron czyha wiele osób, jedni chcą ją zastąpić, a inni po prostu zabić tak jak jej ojca, a więc jest świadoma, że musi się zmienić w królową, którą powinna być i o której marzyła jej matka. Dziewczyna wierzchem dłoni otarła łzę, która pomimo starań i tak popłynęła po czym ponownie wyjrzała przez okno. Widząc postać spacerującą po ogrodzie zamarła, ujrzawszy te długie kruczoczarne włosy wszystkie skrywane wspomnienia szybko wróciły, jednakże przyjrzawszy się lepiej stwierdziła, że owa postać nie jest kobietą z jej przeszłości... 

Wszystko to zaczęło się jakieś półtora roku temu. Meredith poznała niejaką Gaje - piękna, troszkę starsza i o wiele pewniejsza siebie od blondynki. Dziewczyna miała dopiero piętnaście lat i sama nie wiedziała czego w życiu pragnie, nic więc dziwnego, że gdy starsza kobieta zainteresowała się nią nie potrafiła odmówić. Sama do końca nie wie jak to się stało, ale ich relacja przerodziła się w coś bliższego, zbyt bliskiego. Meredith nie wiedziała co czuje, było to dla niej czymś nowym i początkowo sądziła, że zapałała do Gaji miłością, jednakże wszystko skończyło się dosyć szybko i po zniknięciu dziewczyny, Meredith nie rozpaczała ani trochę. Było to przelotne doznanie, o którym stara się zapomnieć i zazwyczaj jej się to udaje. 





[ Karta jest jaka jest, nie znoszę ich pisać i tyle! Mam nadzieję, że mimo to spodoba Wam się nowa królowa :) 
Zapraszamy do wątków i powiązań, bierzemy wszystko. Na wizerunku Amanda Seyfried! 
Gaja do oddania jakby ktoś był chętny...]

niedziela, 28 czerwca 2015

"Mylisz niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu."



Aidan Arthyen

22 lata
najstarszy syn rodu Arthyen


"Dla większego dobra", "dla rodziny", "dla rodu". Słowa te pobrzmiewały w umyśle Aidana, nie pozwalając w pełni oddać się przyjemności podróży. Jako najstarszy syn, wywodzący się z jednego z najznamienitszych rodów Ravens, Aidan został wysłany przez rodzinę, aby ubiegać się o rękę królowej Meredith. Nie, "ubiegać się" to nie jest najlepsze określenie. "Zdobyć", bardziej oddaje zamiary rodziny Arthyen. Tyle lat w cieniu królewskiego rodu, i ani chwili dłużej.  Danarim Arthyen, głowa rodu ma bardzo konkretne i klarowne intencje. Jego dziedzic, całe życie przygotowywany do przejęcia tej funkcji i odegrania kluczowej roli w zamysłach ojca wreszcie przejdzie swój chrzest ognia. Aidan poznał Meredith już wcześniej i wiedział że jest to kobieta, jakiej nigdy nie pokocha. Nie miał jednak wyboru. Jeśli teraz zawiedzie, podobna szansa dla Arthyenów może się już nigdy nie powtórzyć. Wszystko w rękach Aidana. Isolde Arthyen, jego matka, nie płakała żegnając syna. Patrzyła z dumnie uniesioną głową na orszak opuszczający zamek. "Już niedługo" pomyślała.
"Trochę poświęcenia". Odkąd Aidan sięga pamięcią, matka zawsze powtarzała mu te słowa. Z czasem nabrały one nieco bardziej okrutnego wydźwięku. "Musisz myśleć o rodzie, nie o sobie. Nie chodzi o twoje szczęście. Trochę poświęcenia." Całe jego dotychczasowe życie było poświęceniem, lecz Aidan nigdy się nie skarżył. Owszem, czasem zazdrościł młodszym braciom tej wolności i swobody, tego że brzemię odpowiedzialności jeszcze nie nadało ich oczom zmęczonego spojrzenia dojrzałego i doświadczonego człowieka. Ale nigdy słowo skargi nie wypłynęło z jego ust. Nigdy. Taki był los pierworodnego.
Aidan jechał na swej gniadej klaczy pośród innych młodzieńców, dworzan i służby. Do stolicy zapragnęło towarzyszyć mu wielu paniczów z pomniejszych rodów szlacheckich, w dużej mierze jego rówieśników. Nie byli na tyle pyszni by stanąć wraz z nim w szranki o rękę królowej, chcieli po prostu zakosztować życia w kwitnącej handlem i rozrywkami stolicy. Aidanowi odpowiadało ich towarzystwo, choć czasem pogrążał się w rozmyślaniach z nieobecnym wzrokiem, nie zważając na toczące się wokół niego dysputy. Tak było i teraz, kiedy dźwięczące w umyśle słowa matki powracały niczym natrętna mucha, odbierając radość ze świeżo uzyskanej wolności.
Po raz pierwszy Aidan czuł się choć odrobinę wolny, tu, na gościńcu, niezwiązany konwenansami i obowiązkami. Zmierzał do stolicy służąc rodowi, tam jednak wścibskie oczy Arthyenów nie sięgały. Czuł brzemię spoczywającego na nim obowiązku, chciał jednak w wolnych chwilach odwiedzać karczmy, polować i zakosztować swobody, której nigdy nie otrzymał. Przynajmniej na tyle, na ile pozwolą mu zobowiązania.
Czas pokaże czy usilne starania Danarima i Isolde odcisnęły na ich synu piętno wystarczające by poświęcił swoje życie dla dobra rodu.To było za nim. A przed nim było wszystko.

[Początkowo zamierzałam stworzyć syna ciotki królowej, ale stwierdziłam że tak bliskie pokrewieństwo mogłoby zaszkodzić jego staraniom. Nie opisałam za bardzo jego charakteru ponieważ Aidan dopiero smakuje danej mu swobody i nie wiadomo jeszcze jak to na niego wpłynie, pozwolę żeby rozwijające się wątki kształtowały jego osobowość i zachowanie. Z otwartymi ramionami witam wszelkie wątki, zwłaszcza te z płcią przeciwną ;)]

sobota, 27 czerwca 2015

"I'm not great at the advice. Can I interest you in a sarcastic comment? "


Cesar Flamberge
30 lat
mistrz fechtunku

Nie od zawsze miał to ponure spojrzenie sprawiające, że osobom w jego otoczeniu natychmiast przypominają się wszystkie grzechy. Trudno w to uwierzyć, ale parę lat temu Cesar był beztroskim, roześmianym młodzieńcem, któremu wróżono przyszłość kapitana straży. Niewiele wiadomo o tym, jak nabawił się urazu kolana, która przekreślił całą jego karierę, ponieważ nigdy o nim nie wspomina. Krążą pogłoski, że gdy był jednym ze strażników, zaatakował go inny gwardzista. Podobno tajemnicze zniknięcie owego gwardzisty mniej więcej zbiegło się w czasie ze stałym usunięciem Cesara ze straży. Podobno. Być może to tylko pomówienia.

Obecnie jego pozycja nie jest do końca ustalona. Mieszka na zamku, w komnatach zajmowanych zazwyczaj przez dość wysoko postawionych dworzan. Zajmuje się nauczaniem przyszłych gwardzistów sztuki władania mieczem. Zdrowie nie pozwala mu na udział w poważnych walkach i pościgach, ale podczas pojedynku bez problemu może utrzymać się na nogach. Uważnie obserwuje każdy turniej, choć wyzwala to w nim tęsknotę, która powoduje, że staje się jeszcze bardziej burkliwy niż zwykle.



Ciągłe patrzenie na to, czego nie może mieć, zostawiło skazę na charakterze Cesara. Zdarza mu się powiedzieć zbyt dużo i nie zachować ironicznego komentarza dla siebie. Jeśli jakimś cudem znajduje się osoba posiadająca wystarczająco dużo samozaparcia, by poznać go lepiej, odnajduje człowieka o czarnym poczuciu humoru i przerośniętym poczuciu obowiązku. Flamberge nie przepada za panującą obecnie królową, ale dla własnej satysfakcji próbuje rozwikłać zagadkę zabójcy czyhającego na jej życie. Paradoksalnie zdaje się pomagać mu w tym fakt, że część mieszkańców Ravens to właśnie jego wskazałaby jako kandydata na zdrajcę. W związku ze swoją teorią spiskową, nierzadko gości na balach. Wykorzystuje dobre układy ze służbą, by móc swobodnie poruszać się po zamku.

Jego ojciec był nadwornym lekarzem i poświęcił wiele czasu, by nauczyć syna choć podstaw zawodu. Stąd wzięła się największa słabość Cesara, absolutnie nie potrafi przejść obojętnie obok cierpienia. Bez wątpienia uraczy napotkanego nieszczęśnika kąśliwą uwagą, ale też na pewno znajdzie w kieszeniach trochę ziół leczniczych i kawałek tkaniny, z których da się utworzyć prowizoryczny opatrunek. Nawyki wyniesione z domu siedzą w Cesarze głębiej, niż chciałby się do tego przyznać.

[Zapraszam do wątkowania, Cesar nie jest taki straszny jak go malują :). Można go spotkać dosłownie wszędzie, odwiedza karczmę, nie opuści żadnego turnieju rycerskiego, a i na balu zdarza mu się pojawić. Wizerunku użyczył cudowny Christian Bale, cytat w tytule pochodzi z serialu "Przyjaciele".]

poniedziałek, 1 czerwca 2015

You are enough ❤