.

.
Herold obwieszcza:
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .

12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!


Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.

wtorek, 7 lipca 2015

everything burns

  

I

W końcu nadszedł ten dzień - dzień ślubu Rosalie i Thomasa.
Mężczyzna odzyskał już pełnię sił i od kilku dni funkcjonował normalnie. Denerwował się jak większość panów młodych. Nie spał prawie całą noc, bo męczyły go jakieś głupie sny. A myśl, że musi rozstać się w końcu z Alexandrą, przysparzała mu tylko dodatkowego stresu.
Po spożyciu śniadania udał się do komnat kochanki. Nie miał na sobie jeszcze tych ubrań, które miał założyć na ślub. Doskonale wiedział, że stoją one na manekinie w jego sypialni, a służba denerwuje się jego nieobecnością. Przecież musiał się wykąpać, ogolić, uczesać... Nie miał jednak do tego głowy. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Zapukał do drzwi sypialni Alexandry, a kiedy usłyszał ciche ,,proszę'', nacisnął na klamkę. Zdziwił się, widząc ją jeszcze w łóżku. Owszem, zauważył, że przez ostatnie dni chodzi nieco bledsza i szybciej zaszywa się w swojej komnacie.
Alexandra delikatnie uniosła się na łokciach i spojrzała na niego zaskoczona. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć w tej chwili. Jednakże wiedziała po co przyszedł. Czekała na to od kilku dni, ale on z uporem ciągle to odkładał, jakby mogło to w czymś pomóc.  
Od rana czuła się okropnie i nie miała siły ani ochoty opuszczać swojej komnaty. Nie dzisiaj. Nie miała również zamiaru brać udziału w ślubie. 
Thomas bez słowa usiadł obok niej na brzegu łóżka i delikatnie ujął jej dłoń. Westchnął. Oboje doskonale wiedzieli po co przyszedł.
-  Alexandro... - wyszeptał cicho.
Nie potrafił ubrać w słowa tego, co czuł. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że to koniec. Kiedy patrzyła na niego swoimi brązowymi oczami, taka słodka i niewinna... nie umiał jej skrzywdzić. Po prostu nie potrafił.
- Thomasie, wydaje mi się, że nie powinno cię tutaj być. Niebawem twój ślub, musisz się do niego przygotować…  – powiedział cicho dziewczyna.
Chciała przedłużyć ten moment jak najdłużej. Jeszcze chwilę temu wydawało jej się, że nie jest gotowa usłyszeć tego, co miał zamiar jej powiedzieć, ale teraz wiedziała, że chce to od niego usłyszeć. Teraz. Właśnie teraz.
Milczała przez dłuższą chwilę, cały czas patrząc na jego twarz. Odetchnęła głęboko. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Po co przyszedłeś? Powiedz to. Muszę to usłyszeć - powiedziała niemal błagalnie.
Thomas patrzył na nią smutno. Dlaczego ona mu to robiła? Nie chciał jej tego mówić. Trzymał ją za rękę. Tak bardzo chciałby móc cofnąć czas, aby móc jeszcze raz przeżyć te cudowne chwile. Pocałował ją czule.
- Wszyscy​ wymagają ode mnie, abym był dzisiaj szczęśliwy, a ja mam ochotę zamknąć się we własnej komnacie i nigdy nie wychodzić. Nie chcę o tym myśleć, nie chcę się szykować. Po porostu nie chcę. Nie potrafię. Nie wiem, jak wyduszę z siebie przysięgę... - mówił bardzo cicho, patrząc na nią smutno.
Zamknął oczy i westchnął cicho, zbierając w sobie siły.
- Przyszedłem​ to zakończyć, Alexandro - powiedział w końcu, czując, jak drży mu głos. - Kocham cię. Naprawdę cię kocham i zrobiłbym wszystko, abyś to ty mogła dzisiaj została moją żoną, a nie Rosalie... ale nie mogę zrobić nic.
Między nimi zapadła kłopotliwa cisza, która uświadamiała im, że wszystko, co ich połączyło, naprawdę się skończyło.
- Nie możemy się więcej spotykać. Mam nadzieję, że William będzie dobrym mężem, a ty znajdziesz szczęście u jego boku, podobnie jak ja przy Rose... - dodał i ponownie urwał.
Alexandra uparcie milczała. Najgorsze było to, że z jego każdym kolejnym słowem było jej coraz trudniej. Nie potrafiła go słuchać. Jego słowa strasznie ją raniły, a smutny głos wcale nie pomagał. Spuściła wzrok na swoje dłonie, gdy poczuła wzbierające się w jej oczach łzy. Powiedział to i choć miała nadzieję, że gdy w końcu to usłyszy poczuje się lepiej, to wcale się tak nie stało. Poczuła się jeszcze gorzej. 
- Nie możesz? Gdybyś chciał to znalazłbyś jakiś sposób! Jesteś bratem królowej. Żałuję tego, żałuję tego wszystkiego - powiedziała na jedynym wydechu, tracąc panowanie nad sobą.
Odepchnęła go od siebie i wstała z łóżka. Wiedziała, że musieli to zakończyć, ale i tak była rozżalona. Zakręciło jej się w głowie, ale nie przejęła się tym. Była zła. Na siebie, na niego, na los.
– Skąd wiesz o Williamie? – zapytała zaskoczona. – Nie, to nie jest najważniejsze w tym momencie. Rozkochałeś mnie w sobie, a teraz mnie zostawiasz. Zapomnisz o mnie i będziesz wiódł wspaniałe życie ze swoją żoną. William będzie dobrym mężem, jeżeli go poślubię.. – zawahała się, kładąc dłonie na brzuchu.
Nie chciała mu teraz mówić o ciąży, nie w dzień jego ślubu z Rosalie, ale było za późno. Podniosła wzrok i ponownie na niego spojrzała. 
– Nie on jest ojcem mojego dziecka, więc może wcale nie zechcieć się ze mną ożenić - dodała płaczliwym tonem, zdając sobie sprawę z tego, w jak opłakanej sytuacji się znalazła.
Thomas słuchał jej w smutnym milczeniu. Słowa, że tego żałuje chyba go najbardziej zabolały. W końcu on się w niej naprawdę zakochał. Nie chciał nigdy jej zranić. Ale oboje mieli świadomość, od samego początku, ze ten romans kiedyś się skończy.
Kiedy powiedziała mu o ciąży zamarł i pobladł. Nie… nie mogła spodziewać się dziecka.
- Przecież...dałem​ ci zioła - wydusił z trudem. -  Alexandro...nie możesz urodzić mojego bękarta. Wybij to sobie z głowy. Wyjdziesz za Williama i będziesz z nim szczęśliwa, rozumiesz? Mus​isz przerwać ciążę. Wy przecież ze sobą jeszcze nie sypiacie, nie ma opcji, aby uwierzył, ze to jego dziecko...
Rosalie odsunęła się od delikatnie uchylonych drzwi komnaty Alexandry. Sama już do końca nie pamiętała, po co do niej biegła. To, co usłyszała, zupełnie zakręciło jej w głowie. Dziecko? Jakie znowu dziecko? I to Thomasa? Ostrożnie zajrzała do środka, aby upewnić się, że to jego głos słyszała, choć... choć nie miała żadnych wątpliwości. Jego głosu nie pomyliłaby z żadnym innym.
Widząc Thomasa, Rosalie poczuła łzy napływające do oczu. A jednak... Cichutko się wycofała, nie chcąc, aby ją zauważyli czy usłyszeli. Nie miałaby sił na konfrontację. Nie umiałaby teraz z nimi rozmawiać. Nie po tym, kiedy wszystko, w co wierzyła, legło w gruzach. Była przekonana, że Thomas jest inny, że naprawdę mu na niej zależy, że zakochał się w niej tak samo, jak ona w nim. Cóż... myliła się. I to była najboleśniejsza pomyłka w jej życiu.
Pospiesznie ruszyła z powrotem w kierunku swojej komnaty, ledwo powstrzymując łzy.
Alexandra zamrugała. Przez chwilę nie potrafiła uwierzyć w jego słowa. Wydawało jej się, że zwyczajnie się przesłyszała. To było jej dziecko. ICH dziecko. Czy on naprawdę myślał, że ona byłaby w stanie się go pozbyć? 
– Mówiłam ci, że nie wypiję tych ziół! – powiedziała odrobinę zbyt głośno.
W tej chwili nie przejmowała się tym, że ktoś mógłby podsłuchać ich rozmowę. W sumie nie przejmowała się już niczym.
– Niczego nie muszę. A ty nie masz prawa mi rozkazywać, nie jestem twoją własnością!
Miała ochotę podejść do niego i go uderzyć. Jak on śmiał?
– Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że miałabym wmówić mojemu przyjacielowi, że to jego dziecko? Dobrze, że nie każesz mi się z nim przespać! Nie przerwę ciąży, to moje dziecko, nie potrafiłabym go zabić. Wstyd mi, że się w tobie zakochałam. W takim okrutnym człowieku, który sam jest bękartem. To nie jest wina dziecka. Ty powinieneś wiedzieć to najlepiej – uniosła dłoń i wskazała wciąż uchylone drzwi. – Wyjdź. Idź na swój ślub.
Thomas zupełnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie chciał, aby tak to wyglądało. Naprawdę ją kochał i widział, że cierpi. I będzie cierpieć dużo bardziej. On nie miał władzy, aby chronić Alexandrę i ich dziecka.
Zrobił krok w jej stronę. Może nie powinien. Mogła go uderzyć. Mogła zrobić dosłownie wszystko.
- Wiesz, że nie jestem zły...boję się, tak samo jak ty, Alexandro. Przepraszam. Chciałbym wam jakoś pomóc, ale nie mogę nic zrobić.
- Wyjdź, proszę cię Thomasie. Nie chcę cię więcej widzieć  - powiedziała cicho, odwracając się do niego plecami.
Chciała pobyć teraz sama, tylko to mogło jej pomóc w uspokojeniu się.


II

Lyanna Kastloy, czterdziestoletnia, ciemnowłosa kobieta, weszła do komnaty syna z wyraźną wściekłością wypisaną na twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie była tak zła na swojego jedynaka, o którego zawsze dbała i rozpieszczała tak, jak tylko mogła. Niestety, mogła niewiele.
 - Thomas, możesz mi powiedzieć, co jej zrobiłeś? - zapytała zła.
Thomas siedział na krześle przed niewielkim lustrem, a zaufany sługa go golił. Na dźwięk słów matki drgnął nieco nerwowo i spojrzał na nią uważnie.
- Ale, że niby komu...? - spytał zaskoczony, zupełnie nie widząc, o co jej chodzi.
Nie mogła przecież mówić o Alexandrze. Nikt nie wiedział o ich romansie i nigdy nie miał się dowiedzieć.
- Rosalie zamknęła się w swojej komnacie i oświadczyła, że żadnego ślubu nie będzie. Lord Grant próbuje jakąś ją nakłonić do otworzenia drzwi - powiedziała zdenerwowana kobieta, świdrując syna wzburzonym spojrzeniem i oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
Thomas na krótką chwilę pobladł. Czy tego dnia coś jeszcze mogło pójść nie tak?
- Doprawdy nie wiem, o co może chodzić - powiedział równie zdenerwowany co jego matka.
Nie miał pojęcia, co mogło spowodować takie zachowanie Rosalie. Do głowy mu nie przyszło, że mogła coś podsłuchać. Był przekonany, że w czasie rozmowy z Alexandrą byli zupełnie sami.
- Chodźmy tam. W tej chwili - powiedziała zdenerwowana Lyanna.
Nie musiała tego powtarzać. Thomas wytarł twarz ręcznikiem i zerwał się z krzesła, po czym pospiesznie ruszył w kierunku komnaty narzeczonej, nie czekając nawet na matkę. Musiał dowiedzieć się, co się stało.
Drzwi do komnaty dziewczyny były już jednak otwarte, gdy tam dotarli. Z daleka była słychać krzyki lorda Granta i... płacz? To go naprawdę zaniepokoiło. Skupił się, aby zrozumieć słowa wykrzykiwane przez ojca narzeczonej.
- Nic mnie to nie obchodzi, słyszysz?! Niech płodzi armię bękartów, a do domu sprowadza tuziny dziwek! I tak mam to gdzieś! Poślubisz go, bo tak postanowiliśmy ze świętej pamięci królem, kiedy byliście dziećmi!
Thomas zamarł słysząc te krzyki. Zatrzymał się w pół kroku i znieruchomiał. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie był tak zdenerwowany, jak w tym momencie.
Wiedzieli. Wiedzieli o tym, co łączyło go z Alexandrą i wiedzieli, że młodziutka dama dworu nosi pod sercem jego dziecko.
Usłyszał głos Rosalie i dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo ją zranił.
Pospiesznie wszedł do komnaty i spojrzał na nią. Nie spodziewał się, że Rose tak szybko się do niego przywiąże.
- Nie mogę tego zrobić, ojcze, proszę... - wykrztusiła z trudem dziewczyna, starając się zapanować nad płaczem i własnymi emocjami. - Nie każ mi tego robić.
Siedziała na szezlongu koło okna. Drżała delikatnie na całym ciele, a jej drobna twarz była mokra od łez. Wyglądała na naprawdę wstrząśniętą i załamaną.
Thomas pokręcił przecząco głową, kiedy lord Grant skierował w jego stronę oskarżycielskie spojrzenie.
- Lordzie, matko, ja...ja to wytłumaczę - wydusił z siebie z trudem.
Patrzył z dziwną bezradnością w oczach na zapłakaną dziewczynę. Zupełnie nie wiedział, jak powinien się zachować. W tej chwili zrobiłby wszystko, aby tylko przestała płakać.
- Rosalie... przeci​eż mówiłaś, że to dobry człowiek. Naprawdę chcesz teraz wszystko zepsuć z powodu romansu? - mężczyzna usiadł koło córki i delikatnie pogładził jej ramię.
Może i był surowym i wymagającym człowiekiem, który rzadko okazywał jakiekolwiek uczucia i miał niewiele czasu dla rodziny, ale mimo wszystko na swój dziwny sposób kochał swoją jedyną córką.
- MYŚLAŁAM, że to dobry człowiek - poprawiła cicho dziewczyna i spuściła wzrok.
Nie chciała nawet na niego patrzeć. W jednej chwili znienawidziła go, a mimo wszystko nadal coś do niego czuła i nie umiała przestać, choć tak bardzo ją zranił. Zaufała mu, uwierzyła w to, że naprawdę mu na niej zależy, że jest jedyna i wyjątkowa, a on… on cały czas ją okłamywał.
- Lady Kastloy, Thomasie... wybac​zcie ten napad histerii - powiedział lord Grant, wstając. - Oczywiście, ja podtrzymuję chęć, aby to małżeństwo jednak zaistniało.
- My również - odpowiedziała pospiesznie Lyanna. - Tego życzył sobie świętej pamięci król.
Thomas spuścił wzrok. Czuł się okropnie. Wiedział, że nie mają wyjścia. Nie po tym, co zaszło między nimi tej pamiętnej nocy w gospodzie. Gdyby nie tamta noc… wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.
- Nie mogę za niego wyjść, ojcze - powtórzyła Rosalie rozpaczliwie, podejmując już ostatnią próbę.
- Czy możemy porozmawiać w cztery oczy? - spytał nagle Thomas.
Musiał sam to rozwiązać i chociaż spróbować naprawić. Naważył piwa, a teraz musiał je wypić, niezależnie od tego jak paskudne było.
Lyanna spojrzała uważnie na syna, a potem lekko skinęła głową. Wiedziała, że Thomas jest mądrym i odpowiedzialnym człowiekiem, który, choć popełnia błędy, zawsze znajduje odwagę i sposób, aby je naprawiać.
- Tak... chyba nawet powinniście - powiedziała. - Lordzie Grant...
- Naturalnie - odparł pospiesznie mężczyzna, kiwając lekko głową.
Lyanna uśmiechnęła się do syna, próbując dodać mu tym samym otuchy, a potem wyszła razem z ojcem Rosalie, zostawiając narzeczonych samych. W komnacie zapanowała ciężka, krępująca cisza, a atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta.
Thomas spojrzał niepewnie na Rosalie, która nadal siedziała nieruchomo na szezlongu ze spuszoną głową.
- Skąd o tym wiesz...? - zapytał.
- Po prostu wiem - odpowiedziała cicho.
Zawahał się krótką chwilę, a potem podszedł do niej niepewnie. Chciał jej dotknąć, przytulić, przeprosić… wiedział jednak, że teraz to i tak w niczym nie pomoże.
- Nie będę ci teraz mówił, że nie chciałem, aby tak wyszło. Doskonale wiedziałem, jak to się skończy, jeśli się o tym dowiesz - powiedział cicho.
- Nie mamy o czym rozmawiać - powiedziała nagle i wstała. - I tak od ciebie nie ucieknę.
Zamarł. Albo mu się wydawało, albo w tych słowach… naprawdę wyczuł nienawiść. I to go zabolało. Mimo wszystko w pewien dziwny sposób zależało mu na tej dziewczynie.
- Tu nie chodzi o to, że jesteś od niej gorsza, Rosalie. Jesteś​ młoda, piękna, mądra... na pewno będziesz dobrą żoną. Po prostu zakocha​łem się lady Alexandrze nim jeszcze cię poznałem i zamiast zachować się rozsądnie, posłuchałem serca... zachował​em się głupio, bo zraniłem was obie.
Rosalie naprawdę nie chciała tego słuchać. Nie mogła. Każde słowo  sprawiało, że to wszystko bolało jeszcze bardziej.  
- Przestań. Nie chcę słuchać tłumaczeń - spojrzała mu w oczy.
Twarz miała mokrą od łez i chyba pierwszy raz była tak ostra i zdecydowana.
- Pogrążasz się tylko - dodała bezlitośnie, chcąc, aby to wszystko zabolało go choć odrobinę tak, jak bolało ją.
Thomas spuścił wzrok.
 - Więc… więc co mam zrobić, Rose? - zapytał zupełnie zrezygnowany.
- Wyjść - powiedziała, nie patrząc na niego.
- Daj nam szansę, proszę... Wiem, że popełni​łem straszny błąd i jest mi z tego powodu naprawdę przykro - powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć błagalną nutę.
Nie chciał stracić też jej. I nawet jeśli był w tym egoistyczny, chciał, aby została przy nim, aby mu wybaczyła i spróbowała zapomnieć.
- Zostaw mnie samą, Thomasie.
Pokiwał tylko smutno głowę i delikatnie musnął ręką jej ramię.
- Mam nadzieję, że będziesz wyglądać pięknie w sukni ślubnej- powiedział i wyszedł.


III

Thomas chyba jeszcze nigdy nie miał takiej ochoty się upić. Nawet poprosił o butelkę wina. Ubrany już w specjalnie uszyte na tę okazję, odświętne szaty stał przy stole i bawił się korkiem, wpatrując w butelkę niczym zahipnotyzowany.
Miał ochotę uciec z zamku. Zostawić to wszystko i pozwolić, aby i Rose żyła własnym życiem. Bez niego. Na pewno byłoby lepsze i szczęśliwsze, ale… ale nie mógł odejść. Była jedna rzecz, która przywiązała go do niej na stałe i która sprawiła, że nie mógł jej zostawić.
Zacisnął zęby i spojrzał w lustro na swoje własne odbicie. Cisnął korkiem o ścianę i pospiesznie opuścił komnatę.
Tylko dzięki niezwykle uzdolnionym służącym udało się zatuszować zapuchnięte od płaczu oczy Rosalie. Kiedy skończyły... panna młoda wyglądała naprawdę przepięknie. Ale nie umiała się cieszyć tym wszystkim. Już nie.
Zgodnie z tradycją mieli się pobrać w blasku zachodzącego słońca. Wierzono, że tylko wtedy Soleilus ześle na młodą parę błogosławieństwo, potomstwo i wzajemną miłość. I o ile Rosalie była skłonna uwierzyć w dwie pierwsze rzeczy, o tyle w ostatnią szczerze wątpiła.
Oboje byli zdenerwowani. Thomas, stojąc u jej boku, nerwowo zerkał na dziewczynę, której spokój udawało się zachować tylko dzięki sporej ilości naparu uspokajającego, który podał jej medyk chwilę przed ceremonią.
Rosalie nawet na niego nie patrzyła. To wszystko zdawało się jej wyjątkowo nierealne. Zupełnie tak, jakby stała gdzieś obok i tylko się temu wszystkiemu przyglądała. Odpłynęła myślami gdzieś daleko.
Thomas ścisnął delikatnie jej dłoń, wypowiadając słowa przysięgi :
- Ja, Thomas, biorę sobie ciebie, Rosalie, za pełnoprawną żoną. Przysięgam być dobrym mężem. Nie zdradzać, nie zazdrościć, nie złościć się bez powodu, opiekować się w chorobie, weselić się w zdrowiu. Wspólnie wychowamy nasze potomstwo, w dobrym domu i miłości. Tak mi dopomóż Soleilusie i wszyscy przodkowie.
Patrzył na nią uważnie. Dostrzegł to zamyślenie i zagubienie w jej oczach.
- Rosalie…? - ponaglił ją kapłan.
Dopiero teraz dziewczyna wróciła myślami do tego, co właśnie się działo. Spojrzała na Thomasa i zamarła. W jej oczach na krótką chwilę znów  zalśniły łzy, jednak zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Była silniejsza niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
- Przysięgam - wyszeptała tylko cicho, zmuszając się do nikłego uśmiechu.
Thomas ponownie ścisnął jej dłoń, a potem przysunął się do niej i złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek. Jeszcze nigdy nie był tak bardzo niepewny przyszłości jak w tej chwili.



Nox & SwarmOfBees & Wenus z Milo
Notka tylko dla wytrwałych.
Przepraszamy, że wyszło tak długo.

9 komentarzy:

  1. [Przeczytałam wszystko, gdy było jeszcze w szkicach (sorry jednorożce <3)
    Pięknie jest! Ode mnie w prezencie ślubnym Rosalie i Thomas otrzymują owacje na stojąco (+ taki mały dodatek, jakim jest usynowienie bękarta, ale to bardziej od Willa dla Alexandry)

    William, obecny na ceremonii, całkowicie wzruszony! :>]

    William Lacey

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Naprawdę jestem zaskoczona, że ktoś przeczytał to w całości, bo wyszło tak straaaaaaaaaaasznie długo. Ale dziękujemy bardzo ^^]

      Usuń
  2. Wyszło pięknie, tyle w tym dramaturgii <3

    Ale chyba teraz wszyscy nienawidzą Thomasa... :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie! Czytałam wszystko z ogromnym zamiłowaniem. Oczywiście Meredith jest zachwycona tym ślubem, jednak zauważyła, iż z bratem jest coś nie tak, więc niech się szykuje na rozmowę. Tak przy okazji to jak Meredith się o wszystkim dowie będzie chciała z całą trójką poważnie porozmawiać.
    A na koniec, brawo za wspaniałą notkę!

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że całą trójką czeka wiele poważnych rozmów.
      A tak w ogóle - bardzo dziękujemy za miłe słowa :)

      Usuń
  4. E tam gdzie tam długa ;>
    Brawa dla was przyjemnie się czytało.
    Floks no niestety nic w prezencie co by kradzione nie było dać nie może ale życzy szczęścia bo coś czuje że karma się na biednym Tomeczku zemści okropnie. A jak nie karma to może co innego xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Notka wyszła cudnie! A długość wcale nie przeszkadza. :D

    OdpowiedzUsuń