.

.
Herold obwieszcza:
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .

12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!


Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.

środa, 8 lipca 2015

I have given you my soul

leave my name!

—Morgoth
— Wyznaję własne grzechy, cudzych nie mogę osądzać. — Ned — Sokół — trzydzieści  sześć lat zabójca — niebieskie oczy — bard na dworze — ktoś go uprzedził w zabiciu króla — trup — czeka na okazję, aby zabić królową — mściciel — Bóg umarł![...]Wszyscy będziemy płonąć w tym ogniu, wszyscy! — Imperium — najemnik — ostatni z Białych Byków — nienawiść — zamordowana ukochana — przybył po zemstę — powiązaniahistorie  A teraz odbiorą mi życie. — ogolił się, zapuścił włosy — oficjalnie martwy — bo żona za bardzo podobała się żołdakom Czarnej Rzeki — koszmary senne — spalone prawe ramię i bok — gra na lutni — zmienił imię — życie za życie — Nasha, gdzie jesteś? — 
______________
Wszystkie cytaty należą do Arthura Millera i pochodzą z jego "The Cruciable", zarówno ten w tytule, jak i te kursywą w karcie. Imienia nie mogłam wymyślić sensownego, więc ukradłam Tolkienowi. Jako, że docelowa KP okazała się zbyt długa, opublikuję to w formie notki, a póki co KP długości kwitu od pralni. Kłaniam się nisko i zapraszam do wątków. FC: Richard Armitage

wtorek, 7 lipca 2015

everything burns

  

I

W końcu nadszedł ten dzień - dzień ślubu Rosalie i Thomasa.
Mężczyzna odzyskał już pełnię sił i od kilku dni funkcjonował normalnie. Denerwował się jak większość panów młodych. Nie spał prawie całą noc, bo męczyły go jakieś głupie sny. A myśl, że musi rozstać się w końcu z Alexandrą, przysparzała mu tylko dodatkowego stresu.
Po spożyciu śniadania udał się do komnat kochanki. Nie miał na sobie jeszcze tych ubrań, które miał założyć na ślub. Doskonale wiedział, że stoją one na manekinie w jego sypialni, a służba denerwuje się jego nieobecnością. Przecież musiał się wykąpać, ogolić, uczesać... Nie miał jednak do tego głowy. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Zapukał do drzwi sypialni Alexandry, a kiedy usłyszał ciche ,,proszę'', nacisnął na klamkę. Zdziwił się, widząc ją jeszcze w łóżku. Owszem, zauważył, że przez ostatnie dni chodzi nieco bledsza i szybciej zaszywa się w swojej komnacie.
Alexandra delikatnie uniosła się na łokciach i spojrzała na niego zaskoczona. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć w tej chwili. Jednakże wiedziała po co przyszedł. Czekała na to od kilku dni, ale on z uporem ciągle to odkładał, jakby mogło to w czymś pomóc.  
Od rana czuła się okropnie i nie miała siły ani ochoty opuszczać swojej komnaty. Nie dzisiaj. Nie miała również zamiaru brać udziału w ślubie. 
Thomas bez słowa usiadł obok niej na brzegu łóżka i delikatnie ujął jej dłoń. Westchnął. Oboje doskonale wiedzieli po co przyszedł.
-  Alexandro... - wyszeptał cicho.
Nie potrafił ubrać w słowa tego, co czuł. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że to koniec. Kiedy patrzyła na niego swoimi brązowymi oczami, taka słodka i niewinna... nie umiał jej skrzywdzić. Po prostu nie potrafił.
- Thomasie, wydaje mi się, że nie powinno cię tutaj być. Niebawem twój ślub, musisz się do niego przygotować…  – powiedział cicho dziewczyna.
Chciała przedłużyć ten moment jak najdłużej. Jeszcze chwilę temu wydawało jej się, że nie jest gotowa usłyszeć tego, co miał zamiar jej powiedzieć, ale teraz wiedziała, że chce to od niego usłyszeć. Teraz. Właśnie teraz.
Milczała przez dłuższą chwilę, cały czas patrząc na jego twarz. Odetchnęła głęboko. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Po co przyszedłeś? Powiedz to. Muszę to usłyszeć - powiedziała niemal błagalnie.
Thomas patrzył na nią smutno. Dlaczego ona mu to robiła? Nie chciał jej tego mówić. Trzymał ją za rękę. Tak bardzo chciałby móc cofnąć czas, aby móc jeszcze raz przeżyć te cudowne chwile. Pocałował ją czule.
- Wszyscy​ wymagają ode mnie, abym był dzisiaj szczęśliwy, a ja mam ochotę zamknąć się we własnej komnacie i nigdy nie wychodzić. Nie chcę o tym myśleć, nie chcę się szykować. Po porostu nie chcę. Nie potrafię. Nie wiem, jak wyduszę z siebie przysięgę... - mówił bardzo cicho, patrząc na nią smutno.
Zamknął oczy i westchnął cicho, zbierając w sobie siły.
- Przyszedłem​ to zakończyć, Alexandro - powiedział w końcu, czując, jak drży mu głos. - Kocham cię. Naprawdę cię kocham i zrobiłbym wszystko, abyś to ty mogła dzisiaj została moją żoną, a nie Rosalie... ale nie mogę zrobić nic.
Między nimi zapadła kłopotliwa cisza, która uświadamiała im, że wszystko, co ich połączyło, naprawdę się skończyło.
- Nie możemy się więcej spotykać. Mam nadzieję, że William będzie dobrym mężem, a ty znajdziesz szczęście u jego boku, podobnie jak ja przy Rose... - dodał i ponownie urwał.
Alexandra uparcie milczała. Najgorsze było to, że z jego każdym kolejnym słowem było jej coraz trudniej. Nie potrafiła go słuchać. Jego słowa strasznie ją raniły, a smutny głos wcale nie pomagał. Spuściła wzrok na swoje dłonie, gdy poczuła wzbierające się w jej oczach łzy. Powiedział to i choć miała nadzieję, że gdy w końcu to usłyszy poczuje się lepiej, to wcale się tak nie stało. Poczuła się jeszcze gorzej. 
- Nie możesz? Gdybyś chciał to znalazłbyś jakiś sposób! Jesteś bratem królowej. Żałuję tego, żałuję tego wszystkiego - powiedziała na jedynym wydechu, tracąc panowanie nad sobą.
Odepchnęła go od siebie i wstała z łóżka. Wiedziała, że musieli to zakończyć, ale i tak była rozżalona. Zakręciło jej się w głowie, ale nie przejęła się tym. Była zła. Na siebie, na niego, na los.
– Skąd wiesz o Williamie? – zapytała zaskoczona. – Nie, to nie jest najważniejsze w tym momencie. Rozkochałeś mnie w sobie, a teraz mnie zostawiasz. Zapomnisz o mnie i będziesz wiódł wspaniałe życie ze swoją żoną. William będzie dobrym mężem, jeżeli go poślubię.. – zawahała się, kładąc dłonie na brzuchu.
Nie chciała mu teraz mówić o ciąży, nie w dzień jego ślubu z Rosalie, ale było za późno. Podniosła wzrok i ponownie na niego spojrzała. 
– Nie on jest ojcem mojego dziecka, więc może wcale nie zechcieć się ze mną ożenić - dodała płaczliwym tonem, zdając sobie sprawę z tego, w jak opłakanej sytuacji się znalazła.
Thomas słuchał jej w smutnym milczeniu. Słowa, że tego żałuje chyba go najbardziej zabolały. W końcu on się w niej naprawdę zakochał. Nie chciał nigdy jej zranić. Ale oboje mieli świadomość, od samego początku, ze ten romans kiedyś się skończy.
Kiedy powiedziała mu o ciąży zamarł i pobladł. Nie… nie mogła spodziewać się dziecka.
- Przecież...dałem​ ci zioła - wydusił z trudem. -  Alexandro...nie możesz urodzić mojego bękarta. Wybij to sobie z głowy. Wyjdziesz za Williama i będziesz z nim szczęśliwa, rozumiesz? Mus​isz przerwać ciążę. Wy przecież ze sobą jeszcze nie sypiacie, nie ma opcji, aby uwierzył, ze to jego dziecko...
Rosalie odsunęła się od delikatnie uchylonych drzwi komnaty Alexandry. Sama już do końca nie pamiętała, po co do niej biegła. To, co usłyszała, zupełnie zakręciło jej w głowie. Dziecko? Jakie znowu dziecko? I to Thomasa? Ostrożnie zajrzała do środka, aby upewnić się, że to jego głos słyszała, choć... choć nie miała żadnych wątpliwości. Jego głosu nie pomyliłaby z żadnym innym.
Widząc Thomasa, Rosalie poczuła łzy napływające do oczu. A jednak... Cichutko się wycofała, nie chcąc, aby ją zauważyli czy usłyszeli. Nie miałaby sił na konfrontację. Nie umiałaby teraz z nimi rozmawiać. Nie po tym, kiedy wszystko, w co wierzyła, legło w gruzach. Była przekonana, że Thomas jest inny, że naprawdę mu na niej zależy, że zakochał się w niej tak samo, jak ona w nim. Cóż... myliła się. I to była najboleśniejsza pomyłka w jej życiu.
Pospiesznie ruszyła z powrotem w kierunku swojej komnaty, ledwo powstrzymując łzy.
Alexandra zamrugała. Przez chwilę nie potrafiła uwierzyć w jego słowa. Wydawało jej się, że zwyczajnie się przesłyszała. To było jej dziecko. ICH dziecko. Czy on naprawdę myślał, że ona byłaby w stanie się go pozbyć? 
– Mówiłam ci, że nie wypiję tych ziół! – powiedziała odrobinę zbyt głośno.
W tej chwili nie przejmowała się tym, że ktoś mógłby podsłuchać ich rozmowę. W sumie nie przejmowała się już niczym.
– Niczego nie muszę. A ty nie masz prawa mi rozkazywać, nie jestem twoją własnością!
Miała ochotę podejść do niego i go uderzyć. Jak on śmiał?
– Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że miałabym wmówić mojemu przyjacielowi, że to jego dziecko? Dobrze, że nie każesz mi się z nim przespać! Nie przerwę ciąży, to moje dziecko, nie potrafiłabym go zabić. Wstyd mi, że się w tobie zakochałam. W takim okrutnym człowieku, który sam jest bękartem. To nie jest wina dziecka. Ty powinieneś wiedzieć to najlepiej – uniosła dłoń i wskazała wciąż uchylone drzwi. – Wyjdź. Idź na swój ślub.
Thomas zupełnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie chciał, aby tak to wyglądało. Naprawdę ją kochał i widział, że cierpi. I będzie cierpieć dużo bardziej. On nie miał władzy, aby chronić Alexandrę i ich dziecka.
Zrobił krok w jej stronę. Może nie powinien. Mogła go uderzyć. Mogła zrobić dosłownie wszystko.
- Wiesz, że nie jestem zły...boję się, tak samo jak ty, Alexandro. Przepraszam. Chciałbym wam jakoś pomóc, ale nie mogę nic zrobić.
- Wyjdź, proszę cię Thomasie. Nie chcę cię więcej widzieć  - powiedziała cicho, odwracając się do niego plecami.
Chciała pobyć teraz sama, tylko to mogło jej pomóc w uspokojeniu się.


II

Lyanna Kastloy, czterdziestoletnia, ciemnowłosa kobieta, weszła do komnaty syna z wyraźną wściekłością wypisaną na twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie była tak zła na swojego jedynaka, o którego zawsze dbała i rozpieszczała tak, jak tylko mogła. Niestety, mogła niewiele.
 - Thomas, możesz mi powiedzieć, co jej zrobiłeś? - zapytała zła.
Thomas siedział na krześle przed niewielkim lustrem, a zaufany sługa go golił. Na dźwięk słów matki drgnął nieco nerwowo i spojrzał na nią uważnie.
- Ale, że niby komu...? - spytał zaskoczony, zupełnie nie widząc, o co jej chodzi.
Nie mogła przecież mówić o Alexandrze. Nikt nie wiedział o ich romansie i nigdy nie miał się dowiedzieć.
- Rosalie zamknęła się w swojej komnacie i oświadczyła, że żadnego ślubu nie będzie. Lord Grant próbuje jakąś ją nakłonić do otworzenia drzwi - powiedziała zdenerwowana kobieta, świdrując syna wzburzonym spojrzeniem i oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
Thomas na krótką chwilę pobladł. Czy tego dnia coś jeszcze mogło pójść nie tak?
- Doprawdy nie wiem, o co może chodzić - powiedział równie zdenerwowany co jego matka.
Nie miał pojęcia, co mogło spowodować takie zachowanie Rosalie. Do głowy mu nie przyszło, że mogła coś podsłuchać. Był przekonany, że w czasie rozmowy z Alexandrą byli zupełnie sami.
- Chodźmy tam. W tej chwili - powiedziała zdenerwowana Lyanna.
Nie musiała tego powtarzać. Thomas wytarł twarz ręcznikiem i zerwał się z krzesła, po czym pospiesznie ruszył w kierunku komnaty narzeczonej, nie czekając nawet na matkę. Musiał dowiedzieć się, co się stało.
Drzwi do komnaty dziewczyny były już jednak otwarte, gdy tam dotarli. Z daleka była słychać krzyki lorda Granta i... płacz? To go naprawdę zaniepokoiło. Skupił się, aby zrozumieć słowa wykrzykiwane przez ojca narzeczonej.
- Nic mnie to nie obchodzi, słyszysz?! Niech płodzi armię bękartów, a do domu sprowadza tuziny dziwek! I tak mam to gdzieś! Poślubisz go, bo tak postanowiliśmy ze świętej pamięci królem, kiedy byliście dziećmi!
Thomas zamarł słysząc te krzyki. Zatrzymał się w pół kroku i znieruchomiał. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie był tak zdenerwowany, jak w tym momencie.
Wiedzieli. Wiedzieli o tym, co łączyło go z Alexandrą i wiedzieli, że młodziutka dama dworu nosi pod sercem jego dziecko.
Usłyszał głos Rosalie i dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo ją zranił.
Pospiesznie wszedł do komnaty i spojrzał na nią. Nie spodziewał się, że Rose tak szybko się do niego przywiąże.
- Nie mogę tego zrobić, ojcze, proszę... - wykrztusiła z trudem dziewczyna, starając się zapanować nad płaczem i własnymi emocjami. - Nie każ mi tego robić.
Siedziała na szezlongu koło okna. Drżała delikatnie na całym ciele, a jej drobna twarz była mokra od łez. Wyglądała na naprawdę wstrząśniętą i załamaną.
Thomas pokręcił przecząco głową, kiedy lord Grant skierował w jego stronę oskarżycielskie spojrzenie.
- Lordzie, matko, ja...ja to wytłumaczę - wydusił z siebie z trudem.
Patrzył z dziwną bezradnością w oczach na zapłakaną dziewczynę. Zupełnie nie wiedział, jak powinien się zachować. W tej chwili zrobiłby wszystko, aby tylko przestała płakać.
- Rosalie... przeci​eż mówiłaś, że to dobry człowiek. Naprawdę chcesz teraz wszystko zepsuć z powodu romansu? - mężczyzna usiadł koło córki i delikatnie pogładził jej ramię.
Może i był surowym i wymagającym człowiekiem, który rzadko okazywał jakiekolwiek uczucia i miał niewiele czasu dla rodziny, ale mimo wszystko na swój dziwny sposób kochał swoją jedyną córką.
- MYŚLAŁAM, że to dobry człowiek - poprawiła cicho dziewczyna i spuściła wzrok.
Nie chciała nawet na niego patrzeć. W jednej chwili znienawidziła go, a mimo wszystko nadal coś do niego czuła i nie umiała przestać, choć tak bardzo ją zranił. Zaufała mu, uwierzyła w to, że naprawdę mu na niej zależy, że jest jedyna i wyjątkowa, a on… on cały czas ją okłamywał.
- Lady Kastloy, Thomasie... wybac​zcie ten napad histerii - powiedział lord Grant, wstając. - Oczywiście, ja podtrzymuję chęć, aby to małżeństwo jednak zaistniało.
- My również - odpowiedziała pospiesznie Lyanna. - Tego życzył sobie świętej pamięci król.
Thomas spuścił wzrok. Czuł się okropnie. Wiedział, że nie mają wyjścia. Nie po tym, co zaszło między nimi tej pamiętnej nocy w gospodzie. Gdyby nie tamta noc… wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.
- Nie mogę za niego wyjść, ojcze - powtórzyła Rosalie rozpaczliwie, podejmując już ostatnią próbę.
- Czy możemy porozmawiać w cztery oczy? - spytał nagle Thomas.
Musiał sam to rozwiązać i chociaż spróbować naprawić. Naważył piwa, a teraz musiał je wypić, niezależnie od tego jak paskudne było.
Lyanna spojrzała uważnie na syna, a potem lekko skinęła głową. Wiedziała, że Thomas jest mądrym i odpowiedzialnym człowiekiem, który, choć popełnia błędy, zawsze znajduje odwagę i sposób, aby je naprawiać.
- Tak... chyba nawet powinniście - powiedziała. - Lordzie Grant...
- Naturalnie - odparł pospiesznie mężczyzna, kiwając lekko głową.
Lyanna uśmiechnęła się do syna, próbując dodać mu tym samym otuchy, a potem wyszła razem z ojcem Rosalie, zostawiając narzeczonych samych. W komnacie zapanowała ciężka, krępująca cisza, a atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta.
Thomas spojrzał niepewnie na Rosalie, która nadal siedziała nieruchomo na szezlongu ze spuszoną głową.
- Skąd o tym wiesz...? - zapytał.
- Po prostu wiem - odpowiedziała cicho.
Zawahał się krótką chwilę, a potem podszedł do niej niepewnie. Chciał jej dotknąć, przytulić, przeprosić… wiedział jednak, że teraz to i tak w niczym nie pomoże.
- Nie będę ci teraz mówił, że nie chciałem, aby tak wyszło. Doskonale wiedziałem, jak to się skończy, jeśli się o tym dowiesz - powiedział cicho.
- Nie mamy o czym rozmawiać - powiedziała nagle i wstała. - I tak od ciebie nie ucieknę.
Zamarł. Albo mu się wydawało, albo w tych słowach… naprawdę wyczuł nienawiść. I to go zabolało. Mimo wszystko w pewien dziwny sposób zależało mu na tej dziewczynie.
- Tu nie chodzi o to, że jesteś od niej gorsza, Rosalie. Jesteś​ młoda, piękna, mądra... na pewno będziesz dobrą żoną. Po prostu zakocha​łem się lady Alexandrze nim jeszcze cię poznałem i zamiast zachować się rozsądnie, posłuchałem serca... zachował​em się głupio, bo zraniłem was obie.
Rosalie naprawdę nie chciała tego słuchać. Nie mogła. Każde słowo  sprawiało, że to wszystko bolało jeszcze bardziej.  
- Przestań. Nie chcę słuchać tłumaczeń - spojrzała mu w oczy.
Twarz miała mokrą od łez i chyba pierwszy raz była tak ostra i zdecydowana.
- Pogrążasz się tylko - dodała bezlitośnie, chcąc, aby to wszystko zabolało go choć odrobinę tak, jak bolało ją.
Thomas spuścił wzrok.
 - Więc… więc co mam zrobić, Rose? - zapytał zupełnie zrezygnowany.
- Wyjść - powiedziała, nie patrząc na niego.
- Daj nam szansę, proszę... Wiem, że popełni​łem straszny błąd i jest mi z tego powodu naprawdę przykro - powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć błagalną nutę.
Nie chciał stracić też jej. I nawet jeśli był w tym egoistyczny, chciał, aby została przy nim, aby mu wybaczyła i spróbowała zapomnieć.
- Zostaw mnie samą, Thomasie.
Pokiwał tylko smutno głowę i delikatnie musnął ręką jej ramię.
- Mam nadzieję, że będziesz wyglądać pięknie w sukni ślubnej- powiedział i wyszedł.


III

Thomas chyba jeszcze nigdy nie miał takiej ochoty się upić. Nawet poprosił o butelkę wina. Ubrany już w specjalnie uszyte na tę okazję, odświętne szaty stał przy stole i bawił się korkiem, wpatrując w butelkę niczym zahipnotyzowany.
Miał ochotę uciec z zamku. Zostawić to wszystko i pozwolić, aby i Rose żyła własnym życiem. Bez niego. Na pewno byłoby lepsze i szczęśliwsze, ale… ale nie mógł odejść. Była jedna rzecz, która przywiązała go do niej na stałe i która sprawiła, że nie mógł jej zostawić.
Zacisnął zęby i spojrzał w lustro na swoje własne odbicie. Cisnął korkiem o ścianę i pospiesznie opuścił komnatę.
Tylko dzięki niezwykle uzdolnionym służącym udało się zatuszować zapuchnięte od płaczu oczy Rosalie. Kiedy skończyły... panna młoda wyglądała naprawdę przepięknie. Ale nie umiała się cieszyć tym wszystkim. Już nie.
Zgodnie z tradycją mieli się pobrać w blasku zachodzącego słońca. Wierzono, że tylko wtedy Soleilus ześle na młodą parę błogosławieństwo, potomstwo i wzajemną miłość. I o ile Rosalie była skłonna uwierzyć w dwie pierwsze rzeczy, o tyle w ostatnią szczerze wątpiła.
Oboje byli zdenerwowani. Thomas, stojąc u jej boku, nerwowo zerkał na dziewczynę, której spokój udawało się zachować tylko dzięki sporej ilości naparu uspokajającego, który podał jej medyk chwilę przed ceremonią.
Rosalie nawet na niego nie patrzyła. To wszystko zdawało się jej wyjątkowo nierealne. Zupełnie tak, jakby stała gdzieś obok i tylko się temu wszystkiemu przyglądała. Odpłynęła myślami gdzieś daleko.
Thomas ścisnął delikatnie jej dłoń, wypowiadając słowa przysięgi :
- Ja, Thomas, biorę sobie ciebie, Rosalie, za pełnoprawną żoną. Przysięgam być dobrym mężem. Nie zdradzać, nie zazdrościć, nie złościć się bez powodu, opiekować się w chorobie, weselić się w zdrowiu. Wspólnie wychowamy nasze potomstwo, w dobrym domu i miłości. Tak mi dopomóż Soleilusie i wszyscy przodkowie.
Patrzył na nią uważnie. Dostrzegł to zamyślenie i zagubienie w jej oczach.
- Rosalie…? - ponaglił ją kapłan.
Dopiero teraz dziewczyna wróciła myślami do tego, co właśnie się działo. Spojrzała na Thomasa i zamarła. W jej oczach na krótką chwilę znów  zalśniły łzy, jednak zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Była silniejsza niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
- Przysięgam - wyszeptała tylko cicho, zmuszając się do nikłego uśmiechu.
Thomas ponownie ścisnął jej dłoń, a potem przysunął się do niej i złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek. Jeszcze nigdy nie był tak bardzo niepewny przyszłości jak w tej chwili.



Nox & SwarmOfBees & Wenus z Milo
Notka tylko dla wytrwałych.
Przepraszamy, że wyszło tak długo.

poniedziałek, 6 lipca 2015

"Hey, dad, look at me, think back and talk to me.."


Philippe Flamberge
14 lat, syn Cesara Flamberge'a i Charlotty
służący na zamku


To nigdy nie powinno się zdarzyć. Lotta była służącą na zamku, podobnie jak jej rodzice i całe mnóstwo pokoleń wstecz. Jej rodzina zawsze służyła temu rodowi z wielkim oddaniem. Sama nie wiedziała jak to się stało, że wylądowała pewnej letniej nocy w łożu syna nadwornego medyka, Cesara. Miała 13 lat, on 15. Byli młodzi i głupi, w głowach szumiało im wino, wypite w tajemnicy przed dorosłymi podczas letniego festynu. Potem udawał, że nic takiego nie miało miejsca, ale ona się w nim zakochała. Bolało ją to, że jej unikał, traktował jak powietrze. Kiedy odkryła, że jest w ciąży, uciekła. Nie chciała robić mu problemów, ani wysłuchiwać od rodziców to, że ich zawiodła. Początkowo chciała zabić to dziecko, nie chciała go. Nawet poszła do znachorki, ale ostatecznie stchórzyła. Samotna i porzucona, powiła chłopca w klasztorze. Przed śmiercią z powodu powikłań, w końcu była zdecydowanie za młoda na rodzenie dzieci, zdążyła nadać mu imię i powiedzieć, kto jest jego ojcem. 

Philippe wychował się w sierocińcu. Cały czas czekał na ojca. Łudził się, że mu powiedziano, że mężczyzna pewnego dnia pojawi się i go stąd zabierze. Nienawidził tej ciemnej, ciasnej nory, którą w dodatku musiał dzielić z innymi chłopakami. Spał na śmierdzącym sienniku, w którym pełno było pcheł. To nie było miejsce dla dzieci. W dodatku opiekunki biły je za najmniejsze przewinienie. Nie uczyły ich pisać i czytać. Kiedy miał 8 lat, zaczął wymykać się do miasta. Spotkał tam pewnego starego żołnierza, inwalidę, który mieszkał na ulicy. To on nauczył go pisać i czytać. Nie mieli papieru, ani piór, kreślił litery patykiem po piasku. Było mu bardzo smutno, kiedy pewnego dnia znalazł tego mężczyznę martwego, już częściowo zjedzonego przez robaki i bezpańskie psy. Potem znalazł sobie kolejnego przyjaciela, był on niegdyś szlachcicem, ale stracił wszystko, bo zdradził króla. Augustus ułaskawił go ze względu na dawną przyjaźń. W ten sposób chłopiec nauczył się podstaw fechtunku, a także geografii i historii, pierwszy raz też przeczytał jakąś książkę. Nauczył się sam sobie radzić i przestał marzyć o spotkaniu ojca. Szybko nauczył się też kraść, głownie jedzenie, czasami zwinął jakąś błyskotkę dla dziewczyny, która mu się podobała. W końcu jednak odesłano ją gdzieś, aby pracowała jako służąca. Taki los zazwyczaj spotykał sieroty, których nikt nie chciał. Dokładnie pół roku po jego czternastych urodzinach, w sierocińcu pojawił się jegomość z zamku, szukając chłopaków do pracy. Sam nie wiedział dlaczego się zgłosił. A już tym bardziej zachodził w głowę jakim cudem go wybrano, aby pojechał na dwór królowej i tam pracował. Spakował więc swoje rzeczy, a nie miał ich jakoś specjalnie dużo, zmieściły się do jednej torby, po czym przyjechał na zamek. Można go spotkać podczas wykonywania prac albo przesiadywania w kuchni. Szybko mu się tu spodobało, jest o wiele cieplej, może jeść często ciepłe posiłki, nie musi się z nikim bić, ani kraść...chociaż czasami łapy go swędzą i zdarza mu się coś komuś podebrać. Tak na wszelki wypadek, aby nie wyjść z wprawy.

To bystry chłopak, pracowity, uparty i ambitny. W przyszłości chce zrobić karierę w wojsku, bo to jedyny sposób, aby z nikogo stać się kimś. Kiedy nikt nie widzi zakrada się do zbrojowni i ćwiczy dawno pokazane mu ruchy mieczami. Lubi kręcić się po zamku pełnym tajemnic i sekretnych przejść. Nie wie, że jego ojciec jest słynnych fechmistrzem, który mieszka na zamku. Ani, że widuje go praktycznie codziennie. Nie wyróżnia się niczym spośród innych służących. Zawsze ma czyste ubrania, chociaż zdążył już podrzeć kilka par spodni, kiedy spadł ze schodów niosąc kosze z praniem. Cóż, nikt nie jest idealny. Żadnej pracy się nie boi, może pomagać w stajni, wynosić nocniki, zajmować się dziećmi, nosić wodę, kroić warzywa, sprzątać, odśnieżać dziedziniec... Można go więc spotkać tak naprawdę wszędzie. 


mam zdecydowanie za dużo pomysłów :C
fc: Skandar Keynes
cytat: Simple Plan
liczymy na więcej wątków, niż ten z tatusiem :)

niedziela, 5 lipca 2015

Samodzielne myślenie. To najgorsza przewina, prawda?



William Lacey
18 lat, syn szlachcica,
bratanek byłego członka 

Rady Królewskiej


Wszyscy zachowujemy się, jakbyśmy mieli żyć wiecznie,
a powinniśmy się zachowywać, jakbyśmy mieli umrzeć nazajutrz. 




Najmłodszy z piątki rodzeństwa, syn  Edwarda Lacey'a oraz jego żony Anny. Całe życie spędził w rodzinnym dworku, daleko od stolicy, w której zagościł tylko raz. Wychowany w wielkim szacunku do starszych od siebie, kobiet oraz królów. Niestety, ku wielkiemu rozczarowaniu ojca nigdy nie pchał się do sprawowania jakiejś funkcji na królewskim dworze, choć podobno od urodzenia miał ku temu duże predyspozycje. Masz to we krwi, synu. Nasz ród od wieków służy królom, nigdy o tym nie zapominaj. William chadza swoimi ścieżkami, nie słuchając niczyich rad. Nie spogląda na nikogo z góry i nie szczyci się rodzinnym majątkiem. Mówi dużo, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich słów. Często działa pod wpływem emocji, a potem żałuje tego co zrobił. Niegdyś wieczny żartowniś, obecnie nieco spokojniejszy i ułożony. Choć nie zawsze. Odważny, czasami aż za bardzo. Dla tych, których kocha byłby w stanie poświęcić nawet własne życie. Do Ravens przybył z dwóch powodów. Na prośbę zmarłego kilka dni temu wuja, aby prosić o zgodę na zajęcie jego miejsca w Radzie Królewskiej oraz ojca, który zaaranżował mu małżeństwo z jego przyjaciółką z lat dziecięcych, Alexandrą Leith.


____
Cytaty należą do Philippy Gregory, a wizerunku użyczył Toby Regbo
Lubimy wątki, nawet bardzo, skusimy się nawet na jakieś powiązania :)
Wracam po długiej przerwie, więc proszę o wyrozumiałość, dlatego od krótkich do średnich, czasami dłuższe

Lista obecności

Bardzo proszę o wpisanie się na listę obecności poprzez zostawienie pod tym postem komentarza z imieniem i nazwiskiem prowadzonej postaci do soboty 11.07. Zobaczymy ile nas jest, a nieaktywni zostaną usunięci, żeby nie robić na blogu sztucznego tłumu :).

sobota, 4 lipca 2015

Rozwiązanie konkursu

Fiodor Młot stał sobie spokojnie koło pałacowego arboretum, zanosząc się chichotem. Banda przebierańców, zagrał im wszystkim na nosie! Wystarczyła tylko sprytna sztuczka z maską i podwójnym strojem, by zmylić tych naiwniaków i wmieszać się w tłum zaraz po odegraniu przedstawienia. Zastanawiał się, na co teraz kolej. Obrabowanie królewskiego skarbca? Podrzucenie królowej kilku pijawek do łóżka? Jego głowa była pełna pomysłów czekających na realizację.
Skupiony na swoich przebiegłych planach, z początku nie usłyszał coraz donośniejszych kroków zbliżającego się człowieka. Gdy podniósł głowę, było już za późno. Thomas Kastloy wpatrywał się w niego tryumfującym wzrokiem. Fiodor rozejrzał się rozpaczliwie. Nie było dokąd uciec. Dobrze wiedział, że czeka go już tylko chłód zamkowej celi. Ale… Czy na pewno?

Serdecznie gratulujemy Autorce Thomasa sprytu i refleksu. To właśnie ona jako pierwsza zdołała podać rozwiązania wszystkich zagadek. Zgodnie z obietnicą, Thomas dostaje od królestwa sakiewkę wypełnioną dukatami (drastycznie ich ubywa w skarbcu, oj drastycznie…). Zachęcamy do wspominania o tym wydarzeniu w rozmowach między Waszymi postaciami. A jeżeli jesteście ciekawi, jak potoczyły się losy Fiodora Młota, zajrzyjcie do zakładki „Wolne postacie”, jest on obecnie do przejęcia. Dziękujemy za wspólną zabawę! :)





Zagadki niedługo znikną z bloga, więc zamieszczam tutaj ich listę, gdyby ktoś chciał jeszcze raz rzucić na nie okiem albo przećwiczyć przed ewentualnymi kolejnymi konkursami :).
- pierwsza
- druga
- trzecia
- czwarta
- piąta

czwartek, 2 lipca 2015

Zagrajmy w grę...

Skandal! Podczas ostatniego balu na dworze królewskim pojawił się tajemniczy sztukmistrz. Odegrał przed wszystkimi oburzające przedstawienie, w którym wyśmiał obecnie panującą królową, a także jej tragicznie zmarłego ojca. Poruszony Zarządca zamku obiecuje nagrodę w złocie za odnalezienie szarlatana.


Już dzisiaj na blogu pojawi się pierwsza z pięciu zagadek, których rozwiązanie złoży się w hasło. Linki do zagadek będą ukrywane na całym blogu. O pojawieniu się każdej zagadki będziecie informowani, poprzedzi ją dodanie wskazówki, gdzie mniej więcej powinniście szukać linka. Miejcie oczy szeroko otwarte, któż by nie chciał zdobyć złota i wiecznej chwały? Kto pierwszy napisze pod tym postem rozwiązanie wszystkich zagadek, czyli 5 wyrazów układających się w zdanie, ten wygrywa. Powodzenia!

1) Podpowiedź, gdzie szukać pierwszej zagadki:
 Zasadniczo to zdanie już jest podpowiedzią.

2) A co do szukania drugiej:
Czasami żeby odkryć rozwiązanie, trzeba zniżyć się do grzebania w śmieciach...

3) Dla poszukujących trzeciej:
Jest nas już całkiem sporo, ale czy nie za dużo?

4) A jeśli nie możesz znaleźć czwartej:
Znajdziesz mnie, jeśli jesteś wystarczająco społeczny... Nie tylko w XVI wieku.

5) Piąta:
Tam jestem, gdzie miecz między dwoma księżycami się skrywa...