{Alexandra Leith [2], Rosalie Kastloy [3], Thomas Kastloy [1], William Lacey [4]}
*numerki w nawiasach kwadratowych oznaczają kolejność publikowania postów
.

Herold obwieszcza:
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .
12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!
Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.
Witamy na blogu! Zapisy ruszyły, zapraszamy :) .
12.07. Lista obecności zakończona, dziękujemy!
Obecnie w królestwie:
Zima nareszcie dobiega końca, ale wciąż zdarzają się opady śniegu. Oszroniona trawa trzeszczy pod kopytami rumaków zmierzających w stronę zamku, a karczmarki już zacierają ręce na myśl o złotych dukatach dzwoniących w sakiewkach jeźdźców.
wtorek, 8 lipca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Thomas miał dość tych podchodów. William go pobił, żona robiła jakieś dziwne uniki od tematu, a Alexandry nie widział od wielu dni. Pewnie go unikała, spodziewał się tego. Albo po prostu zamknęła się w swojej komnacie i nie chciała nigdzie wychodzić. Jednak coś trzeba było zrobić. Po tygodniu posłał sługę do Alexandry i Williama. Wezwał całą trójkę do swojego nowego gabinetu, który otrzymał. Wcześniej zawsze pracował w swojej komnacie, był w końcu tylko dowódcą jednego oddziału, ale teraz, jako Lord Wschodniego Nurtu, był na tyle ważny, że musiał mieć swój gabinet. Pierwszy raz postanowił więc zrobić z tego pomieszczenia pożytek. Kazał przygotować stół dla czterech osób, przynieśc napitek i jakieś przekąski. Czekał na nich wraz z żoną, którą sam tu przyprowadził. Kiedy weszli, spojrzał na Alexandrę. Bolało go to, że trzymała już swojego narzeczonego pod rękę, że się w niego wtulała. Zawsze będzie cierpiał z powodu tego, że to nie on jest jej mężem, a ona nie jest lady Kastloy ze Wschodniego Nutru (tak brzmiało pełne nazwisko, dla rozróżnienia z tym noszonym przez jego szanownego dziadka).
OdpowiedzUsuń- Cieszę się, że przyszliście, abyśmy w końcu sobie to wszystko wyjaśnili. Raz, a dobrze - powiedział i wskazał krzesła - proszę, usiądźcie - starał sie mówić normalnie, spokojnie. Nie prowokować Williama do kolejnej bójki, a Alexandry i Rosalie do płaczu. Musiał się bardzo starać.
Zaskoczyła ją wiadomość od sługi Thomasa. Nie chciała go widzieć, jeszcze nie teraz. Od ślubu jego i Rosalie nieczęsto opuszczała swoją komnatę, głównie dlatego by przypadkiem ich gdzieś nie spotkać. Jednakże William namówił ją na to spotkanie, co zdziwiło ją jeszcze bardziej. Nie spodziewała się tego po nim. Odwiedził ją i ze stoickim spokojem oznajmił, że najwyższy czas na konfrontację. Nie było to do niego podobne, ale postanowiło tego nie komentować. Opowiedział jej o ich rozmowie, o ile można to było w ogóle nazwać rozmową i bała się powtórki. Planowała wymigać się poprzez złe samopoczucie, ale ostatecznie doszła do wniosku, że nie może zachowywać się jak tchórz. Musiała stawić czoła swoim strachom.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała, czego dokładnie może się spodziewać. Kurczowo trzymając się ramienia Williama przekroczyła próg gabinetu. Trzymała go niezwykle mocno, bo obawiała się, że nie uda jej się ustać bez niczyjej pomocy. Słyszała szaleńcze bicie swojego serca. Podniosła wzrok i spojrzała najpierw na Thomasa, a następnie na jego żonę.
Z ociąganiem usiadła obok Williama, który wydawał się być niezwykle pewny siebie i rozluźniony. Brakowało mu tylko jego charakterystycznego szerokiego uśmiechu i żartów, wiedziała jednak że to nie był czas na żarty. Miała nadzieję, że to spotkanie szybko się zakończy.
- W takim razie.. im szybciej zaczniemy, tym szybciej to zakończymy i każdy będzie mógł ruszyć w swoją stronę – czy to naprawdę był jej głos? Tą wypowiedzią zaskoczyła samą siebie.
Od dnia ślubu Rosalie rzadko można było spotkać na zamkowych korytarzach. I choć wyglądało to tak, jakby starała się za wszelką cenę uniknąć spotkania z Alexandrą czy Williamem, to tak naprawdę po prostu w pełni pochłonęło ją przygotowywanie się do wyjazdu. Już niebawem razem z mężem miała opuścić zamek i wyjechać do niewielkiego dworu, który miała w posagu.
OdpowiedzUsuńThomas jej nie powiedział, o co chodzi, kiedy prowadził ją do swojego gabinetu. Po prostu przyszedł po nią do jej komnat i zabrał ją stamtąd, nie słuchając protestów. O wszystkim dowiedziała się dopiero na miejscu i, powiedzmy to sobie szczerze, zachwycona nie była, o czym, rzecz jasna, nie omieszkała go poinformować. W jej mniemaniu na taką konfrontację było zdecydowanie za wcześnie.
Rosalie siedziała u boku męża. Wyglądała na bardzo spiętą - usta miała ściśnięte w cienką linię, wzrok nieco zbyt rozbiegany, a sama była bardzo sztywna i wyglądała, jakby miała ochotę stąd uciec. Cóż… poniekąd właśnie tak było, bo nie miała najmniejszej ochoty na całe to spotkanie.
- Ja nie mam wam nic do powiedzenia - oświadczyła krótko, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
I nie powiedziała tego wcale przez złośliwość czy chęć utrudnienia czegokolwiek, ale dlatego, że właśnie tak myślała. Jeśli miała coś z kimkolwiek wyjaśniać, to tylko z Thomasem. Z Alexandrą i Williamem nie miała po prostu o czym rozmawiać. Przynajmniej we własnym mniemaniu.
Gdy w jego komnacie zawitał sługa i oznajmił o zaproszeniu Kastloya, William był zdziwiony, ale tylko przez krótką chwilę. Spodziewał się takiego spotkania i był go niezwykle ciekawy. Po ich ostatniej rozmowie nie rozstali się w zgodzie, wiec miała nadzieję, ze tym razem będzie inaczej. No dobrze, co prawda to on pierwszy wymierzył cios Thomasowi, ale ten mu oddał i byli kwita. Opór Alexandry wcale go nie zdziwił, ale także i nie zniechęcił. Udało mu się ją namówić i był z tego zadowolony.
OdpowiedzUsuńDo gabinetu wkroczył spokojnie, z uśmiechem na ustach. Ironicznym rzecz jasna, ale uśmiechem. Był jedyną uśmiechniętą osobą w pomieszczeniu i wcale mu to nie przeszkadzało. Usiadł, ciągnąc Alexandrę za sobą.
– Naturalnie kuzynko, że nie masz nam nic do powiedzenia, bo to twój szanowny małżonek nas tutaj zaprosił. – Przeniósł wzrok z Rosalie na Thomasa – słuchamy cię zatem, lordzie Kastloy. Ach, no właśnie! Znowu te maniery – powiedział, nawiązując do ich spotkania w karczmie. – Powinienem się ukłonić, w końcu teraz nie jesteś Thomasem Kastloy’em, a lordem. Stoisz wyżej w hierarchii i należy ci się szacunek, do tego jesteś ode mnie starszy – podniósł się i skłonił. – Mam nadzieję, że wybaczysz mi to drobne przewinienie. Zapewne w stosunku do twoich, nie jest tak okropne.
Nie mógł się powstrzymać, mówił wszystko to, co cisnęło mu się na usta. Nie zamierzał się dziś z nim bić, ale rozmawiać z nim może, prawda? W końcu po to tu się spotkali. Żeby porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić.
Westchnął jedynie. Jak go ten Lacey wkurw....no dobrze, wkurzał. Miał ochotę zetrzeć mu pięścią ten ironiczny uśmieszek z twarzy, ale obiecał sobie, że jego żona nigdy nie zobaczy go w tej odsłonie. Nie chciał, aby się go bała. Nie należał do ludzi gwałtownych, jego nauczyciele zadbali o to, aby nieco stłumić jego temperament i wybić mu z głowy to, że wszystko da się rozwiązać za pomocą miecza. I mimo, że był żołnierzem, to unikał bijatyk.
OdpowiedzUsuń- Przestań pajacować, Williamie, marnujesz tylko niepotrzebnie energię...a jak tak lubisz robić z siebie klauna, to może dołącz do jakiejś trupy cyrkowej? - odgryzł mu się - przepraszam was obie, po prostu nawet moja cierpliwość ma jakieś granice - zwrócił się do Alexandry i Rosalie - przejdźmy lepiej do meritum, naubliżasz mi przy kolejnej okazji, Lacey. Chcę się dowiedzieć, czy wasze zaręczyny są dalej aktualne, podobnie jak plany ślubu, ktory z tego co sie zorientowałem ma być już w przyszłym miesiącu...no i dla mnie kwestia tutaj najważniejsza, czyli co robimy z dzieckiem. I to jest głownie pytanie do was, ja się muszę dostosować. Czy ty je uznasz, Williamie, czy nie? Pozwolicie mi się z nim widywać? A jeśli macie też jakieś pytania, to mówcie, chcę wychodząc stąd mieć wszystko ustalone. Nawarzyłem piwa i musze je wypić, ale wolę już nie mieć żadnych wiecej niespodzianek i niedomówień między nami wszystkimi.
Nie spodobało jej się to, że William chciał sprowokować Thomasa do kłótni. Nie zamierzała być świadkiem ani kłótni, ani tym bardziej bijatyki. Chciała zakończyć tę rozmowę jak najszybciej, by móc wymazać ze swojej pamięci wszystkie wydarzenia związane z Thomasem.
OdpowiedzUsuńCały czas wpatrywała się w swoje drżące dłonie. Wzrok podniosła dopiero, gdy w gabinecie zaległa cisza. Odetchnęła głęboko i odchrząknęła.
- Naszym rodzinom zależy na tym małżeństwie, ale to czy zaślubiny się odbędą, czy nie zależy tylko od Williama. Wystarczy jedno słowo, a zaręczyny zostaną zerwane. Nie zamierzam nikogo zmuszać do tego, by uznał dziecko, które nosze pod sercem. Widywać się z dzieckiem? Nie, to nie byłby dobry pomysł. Z resztą wątpię, czy po jego narodzinach w ogóle byś tego chciał. – Umilkła spoglądając na Rosalie – no i nie jestem pewna, czy twoja żona byłaby zachwycona gdybyś utrzymywał kontakty ze swoim bękartem. – Przeniosła wzrok na Thomasa i uśmiechnęła się delikatnie. - Bo dla ciebie to tylko bękart, niechciane dziecko, którego najchętniej byś się pozbył, prawda? Jeżeli Will uzna dziecko, to zyska ono najlepszą opiekę i najlepszego ojca, lepszego niż mógłby sobie wymarzyć. A o mężczyźnie, który go spłodził nie musi nic wiedzieć.
Najważniejsze dla niej było zdrowie i szczęście dziecka, a wiedziała że William na pewno zapewniłby mu wszystko, co potrzebne. Dziecku i jej. Nie zdziwiłaby się jednak wcale, gdyby jej przyjaciel zdecydowałby się zerwać zaręczyny. Nie miałaby mu nawet tego za złe.
Chciał się widywać z dzieckiem? Zamrugała zaskoczona, patrząc na męża. Mógł ją wcześniej uprzedzić. Przygotowałaby się psychicznie do tej rozmowy, a tak… czuła się zupełnie zagubiona i bała się, że w pewnym momencie po prostu coś w niej pęknie. Przez kilka ostatnich dni nauczyła się trzymać swoje emocje na wodzy, ale w tej chwili czuła, że to bardzo krucha i nieprzewidywalna umiejętność. I tak wiele w sobie tłumiła.
OdpowiedzUsuńZmrużyła gniewnie oczy, słuchając Alexandry. Powiedzmy sobie szczerze, nie cierpiała jej. Na Thomasa również była wściekła, ale mimo wszystko go kochała, więc cała złość, frustracja i rozżalenie skierowała w stronę lady Leith, a to przerodziło się w szczerą nienawiść.
- Nie możesz zabronić Thomasowi widywania się z dzieckiem. To on jest ojcem i to będzie jego dziecko, a nie Williama – powiedziała zła, mierząc ją chłodnym spojrzeniem. Gdyby wzrok mógł zabijać, Alexandrze nie pomogłoby nawet posiadanie dziewięciu żyć kota.. – Obie dobrze wiemy, że Thomas będzie kochał to dziecko. Tak samo, jak wiemy, że chciał się go pozbyć tylko ze względu na twoje dobre imię, i tylko ze względu na ciebie tego dziecka nie uzna… więc może chociaż spróbowałabyś to docenić.
Pod stołem niepewnie odnalazła dłoń męża i delikatnie ją ścisnęła. Chciała, aby wiedział, że bez względu na to, co się stało, on może na nią liczyć. No i po części chciała trochę dokuczyć Alexandrze.
Nie chciał zrywać zaręczyn, ale dziecko.. Sam już do końca nie wiedział, co powinien zrobić. Nie chciał zostawiać Alexandry z dzieckiem, ale to nie było jego dziecko, więc nie miał obowiązku jej poślubić.
OdpowiedzUsuńNie był ani trochę zaskoczony ostrymi słowami Rosalie. Spodziewał się tego, tak samo jak i tego spotkania. Tylko Thomas Kastloy mógł coś takiego wymyślić.
- Ależ kuzynko, nie rozumiem tego, dlaczego nie możemy zabronić mu widywania się z dzieckiem? Prawnie to ja będę jego ojcem, nie lord Kastloy. To ja będę go wychowywać i będę przy nim w każdej chwili. Będę patrzeć, jak dorasta i poznaje świat. Czyż nie mam racji, lordzie? – Uniósł jedną brew, spoglądając na swą kuzynkę. - Prawda jest taka, że gdy tylko ty zajdziesz w ciążę, Thomas zapomni o swoim bękarcim dziecku. A może już jesteś w ciąży? Skoro lord Kastloy jest taki szybki, to przecież ty również możesz być w ciąży. Swoją drogą ciekawie by było, gdyby dzieciaki urodziły się w niedługim odstępie czasowym.. Nie ważne, wracając do tematu.. Czy jest sens robić dziecku wodę z mózgu? Raz ma dwóch ojców, a raz jednego? A może będziemy się wymieniać? Jeżeli uznam to dziecko, będę je nazywać swoim dzieckiem, a nie dzieckiem Thomasa Kastloy'a, które zgodziłem się uznać. To będzie mój syn, bądź moja córka.- Spojrzał na Alexandrę i uśmiechną się do niej szczerze. Nie zostawi jej, nie wybaczyłby sobie, gdyby to zrobił. - Ślub się odbędzie, tak jak zaplanowali to nasi ojcowie.